Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dziennik toksyczny


Rekomendowane odpowiedzi

1 grudnia.

Ogromnie mnie ubawiło to, czego się dziś dowiedziałem. Jan Himilsbach miał w metryce urodzenia wpisaną datę 31 listopada. Analiza grafologiczna stwierdziła, że urzędniczka, która spisała akt, nie znajdowała się pod wpływem alkoholu. Kolejny raz swój ironiczny uśmiech pokazał nasz odwieczny towarzysz los. Człowiek wpisany w fikcyjny punkt historii musi zostać kimś wyjątkowym. I choć Himilsbach nie dostał Nobla ani Oscara, to stał się legendą tworząc ponadczasowy duet filmowy ze Zdzisławem Maklakiewiczem.
Moją radość zakończyło jednak zdarzenie z godziny 17.30. Wtedy to wyszedłem wyrzucić śmieci. Kiedy wracałem, zobaczyłem na drzwiach wejściowych do klatki schodowej klepsydrę. Smutne obwieszczenie przykuło wzrok, bowiem widniało na nim moje nazwisko. ”Dziwna sprawa” – pomyślałem. Położyłem puste wiaderko na ziemię i zacząłem uważnie czytać – „Msza żałobna odbędzie się 2 grudnia w Kościele Św. Trójcy…” Kto to mógł zrobić? Co to za głupi dowcip? Nie byłem przecież ani zaangażowany politycznie, wręcz przeciwnie, bo pozbawiony poglądów politycznych, nie znajdowałem się na „liście życzeń” terrorystów. Mafia nie interesowała się moją osobą.
Kiedy później siedziałem na skórzanym fotelu, przeróżne myśli przelatywały mi przez głowę. Rozpracowałem wszelkie możliwe teorie spiskowe, ale żadna nie pasowała do mojego przypadku. Wieczorem uczucie zdziwienia ustąpiła miejsca strachowi.
O godzinie 20.10 zadzwonił telefon. Przeraźliwy dzwonek rozległ się w mieszkaniu. Przeszyły mnie dreszcze. Pomyślałem – „No to już mnie mają. Nie wiem skąd. Nie wiem kto. Już po mnie.” Strugi potu poczęły spływać po moim ciele. Telefon uporczywie dzwonił. Pokicałem do kuchni niczym wystraszony królik. Trzymając się z dala od okien sięgnąłem do szafki i wyjąłem tabletki na uspokojenie. Telefon zamilkł. Terror trwał około minuty. Prawie sześćdziesiąt przerażających sekund, które wstrząsnęły moim ni to technicznym - ni to humanistycznym umysłem.
Uspokoiłem się trochę siedząc na podłodze i nasłuchując dźwięków otoczenia. W owej chwili słyszałem tylko kojący dźwięk włączonej lodówki. Dotknąłem jej zimnych drzwiczek. Zajrzałem do środka. Na półce stała dobrze schłodzona butelka piwa. Wyciągnąłem ją. Piłem szybko rozkoszując się lodowatą cieczą, która subtelnie oplatała wnętrzności arktycznym tchnieniem chmielowego geniuszu.
Pusta butelka wylądowała w koszu, a ja z powrotem znalazłem się na podłodze Harmonia między szafką a kaloryferem dała znak do działania. Przeczołgałem się do salonu i ułożyłem ciało na kanapie. Sen przyszedł nagle, nie zapytał czy może wstąpić, tylko zamknął gwałtownie moje powieki i zaprowadził do krainy podświadomości.
Mam was! Wstrętni łowcy skór. Aż dziw bierze, ze się wcześniej nie zorientowałem. Tyle ostatnio po moim osiedlu jeździ karawanów. Eureka! Teraz dzwonicie, a za chwilę wpadniecie z wizytą, niby chcąc skontrolować instalację gazową; następnie przydusicie mnie, a potem podacie pavulon. Rach ciach i będę leżał w plastikowym worku. Formalności. Kondolencje. Gromadka żałobników rzewnie opłakujących mój grób . Wasze niedoczekanie! Nie wpuszczę nikogo, drzwi zarygluję, zapas jedzenia mam… Dzyń dzyń. Dzyń dzyń? Jak to dzyń dzyń? Pstryk palcami i już?

2 grudnia.

- Wczoraj ktoś przez pomyłkę przylepił nekrolog… Wieczorami coraz wcześniej robi się ciemno, więc źle odczytałem. – powiedziałem do Julii.
- Oj głuptasku. I mocno się przeraziłeś?
- Nie, no co ty. Facet się takich rzeczy nie lęka.
- Chodź do mnie. Opowiesz mi wszystko ze szczegółami. – Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do swojego mieszkania. Nie mogłem odmówić mojej młodej i samotnej sąsiadce.
Na pewno potrzebowała kogoś do przetkania rur czy naprawienia kranu w kuchni…

1 stycznia.(Shrew)

To mieszkanie nie przypomina mojego. Wielkie regały z książkami przepełniają to ezoteryczne M-3. Mnóstwo dzieł klasyków literatury. Ktoś tu lubi poezję. Niedyspozycja fizyczna uniemożliwia mi dotarcie do źródeł (przyczyn) mojej obecności w tym miejscu. Nigdy nie byłem dobrym detektywem, więc nie dedukowałem więcej, nie szukałem w pamięci jakichś urywków wydarzeń. Wiedziałem tylko, że znajomi zabrali mnie i moją sąsiadkę Julię na bal sylwestrowy. Wszystko rozpoczęło się w hedonistycznej knajpie, a skończyło najwidoczniej w intelektualnej mekce. Może i lepiej, że nie trafiłem do policyjnego przytułku (czyt. wytrzeźwiałki).
Stary zegar wybił godzinę dwunastą w południe. Podniosłem się z łóżka przyozdobionego czerwonym baldachimem. Ciekawe ile orgietek przeżyło to ogromne łoże. Nie ulegało wątpliwości, iż jego właściciele zapewne podążali drogą sensualistycznego poznania tajemnic wszechświata. Wysublimowana kompozycja feromonów i testosteronu uderzała z całą mocą moje zmysły, a jej pierwsza fala na powrót przytwierdziła mnie do łóżka. Zresztą nie tylko ta zmysłowa mieszanka nie pozwoliła mi wstać. Odkryłem również, że jestem przypięty do oparcia metalowymi kajdankami. W mgnieniu oka i w gwałtownym przypływie wzmożonej dawki elektronów do mózgu doznałem oświecenia
Gdzieś około północy zostałem powiedziony do tajemnych pomieszczeń oświetlonych pochodniami. Podłoga była zasypana kwiatami, których silna woń dławiła. Czerwień i purpura zasłon oraz rytualna muzyka całkowicie obezwładniły pozostałe zmysły. Jaśmin
i przyprawy orientalne, ciepło ognia z pochodni…
- Oczyszczę teraz twoje ciało – odezwał się kobiecy głos. Byłem nagi. Leżałem na brzuchu. Delikatne dłonie rozprowadzały po moim ciele olejki. Następnie poczułem chłód na pośladkach. Metalowe kulki przetaczały się po nogach i rękach, zręczne przesuwane przez kapłankę.
Kilka minut później aksamitna pościel przytulała się do mnie. Kobieta rozlała czerwone wino do kielichów. Piłem łapczywie. Delektowałem się wytrawnym bukietem smakowym, a dodatkowa przekąska ze świeżych owoców jeszcze wzmogła apetyt. Głód pożądania narastał, kiedy czułem jak długimi paznokciami pozostawia ślady na mojej klatce piersiowej. Dreszcz. Delikatne pocałunki. Usiadła na mnie. Muskałem jej szyję i piersi. Wodziłem gwałtownie językiem po jej uchu. Narkotyzowałem się zapachem skóry. Gdy położyła się na plecach i rozwarła pośladki, pieściłem jej łono. Patrzyłem jak wstrząsa nią podniecenie. Widząc zachęcające spojrzenie, wbiłem się w nią. Wiła się z rozkoszy. Poruszaliśmy się zgodnie w jednostajnie przyspieszonym tempie. Muzyka stawała się coraz głośniejsza. Dynamiczna, wręcz ekstatyczna. Czułem jak narasta we mnie napięcie. Zwiększyliśmy tempo. Nieustannie kontemplując językiem jej rozgrzane ciało wylałem z siebie bestię. Satysfakcja wstrząsnęła całym organizmem. Burza witalności i sensualizmu. Radość i ukojenie. Krótka rozmowa pieszcząca jej ucho komplementami. Sen.
Wszystko sobie przypomniałem. Tylko, kto ma kluczyk? W tym momencie jak
na życzenie rozsunęły się żaluzje i w świetle dziennym ukazała się kobieca sylwetka. Słońce mnie oślepiło. Usłyszałem głośny śmiech i słowa:
- Wyczerpujące są rozmowy z poetkami, co?
Nie odpowiedziałem. Rozkuła mnie i podała ubranie. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że znajdujemy się w moim mieszkaniu…

19 kwietnia.(Kufel w plecaku)

A dzisiaj do plecaka włożyłem ulubiony, ogromny z grubym dnem, litrowy kufel. Skrzętnie owinięta w papier szklana czara chmielowych rozkoszy, gotowa na przyjęcie każdej ilości życiodajnego płynu, została więc moim nowym kompanem i jedynym powiernikiem tajemnic. Wszystko to, co tu spisane, przez kufel toastem zostało potwierdzone.
Nie byłoby przygód, biesiad, współzawodnictwa i szalonych podróży, gdyby nie mały incydent. Otóż kilka dni temu poszedłem na pewien bankiet. Towarzystwo dobrze mi znane: młodzi artyści, sympatyczne poetki tryskające wulkanem metafor i jeden człowiek. Zwykły, niepozorny mężczyzna o imieniu Jurij. Zdziwiło mnie, że na spotkaniu śmietanki intelektualnej zjawił się dyletant, osobnik pozbawiony wyrafinowanego gustu. Zaintrygował mnie jednak jego sposób bycia. Niezwykle zręcznie zainstalował się przy stoliku z trunkami i rozpoczął sukcesywną degustację. Jak na Rosjanina przystało, najpierw opróżnił szklaneczki z wódką, a potem zabrał się za tzw. perfumy (whisky, koniaki itp.)
Podszedłem spokojnie, korzystając z towarzyskiego bałaganu i spytałem czy, aby nie pochłania za dużo poezji.
- Niet! Wypiłem dwa, a mógłbym nawet pięć – odpowiedział. Na twarzy poczułem powiew pijackiego oddechu, który był swego rodzaju preludium do symfonii beknięć i bełkotliwych słów. Mowa Rosjanina nie była jednak kałasznikowem, toteż jego aparat mowy w pewnym momencie się zaciął.
Towarzystwo coraz mocniej zwracało na nas uwagę. Tylko pozornie uśpieni intelektualiści czekali na stosowną chwilę, żeby wyrwać się z nudnych rozmów. Ja natomiast ignorowałem ich zainteresowanie. Byłem zafascynowany osobliwym zjawiskiem. Nie będę ukrywał, że liczyłem na jakąś zadymkę czy na rozpętanie się piekła. Już zacierałem w duchu ręce, bo pojawiła się okazja na rozładowanie drętwej atmosfery i wprowadzenie pierwiastka nieobliczalności na salony; gdy upity i przytrzymujący się mnie Jurij powiedział:
- Załóż sia.
- O co? – spytałem, przyjmując maskę prostaczka – Ja tam nie wiem czy warto się zakładać
w dzisiejszych czasach.
- Załóż sia – powtórzył.
Doprowadziłem go do stolika, ponieważ miał coraz większe problemy z utrzymaniem równowagi. Posadziłem Jurija na krześle. Spuścił głowę. Usiadłem obok. Śmietanka artystyczna widząc, że nic ciekawego się nie dzieje, wróciła do swoich sporów o przyczynach upadku kultury.
- Załóż sia, szto ty… znaczy ten, kto pierwyj wypije kufel Złotego Rogu budiet mastier.
- Ciekawa propozycja. Rozumiem, ze chodzi ci o doroczną biesiadę piwną. Trzeba stoczyć pojedynki piwne w kilku miastach. Zwycięzca bierze wszystko?
- Da.
- Honory, zaszczyty, sławę?
- Da! I kartę VIP-a tego klubu.
Zaskoczył mnie w tej rozmowie sposób, w jaki Jurij przechodził z języka rosyjskiego na polski. Wyczuwałem w tym coś podejrzanego, jednak chęć pokazania natury ryzykanta zwyciężyła. Dodatkowo mogłem później stać się atrakcyjnym źródłem wiedzy i natchnienia dla koleżanek poetek, bezskutecznie poszukujących inspiracji w filozofii, sztuce i religii. A tu proszę. Dostarczam materiały pod sam nos: realna podróż pośród niebezpieczeństw, wydobycie z prostoty prawdziwych fundamentalnych sensów. Nie wątpię w to, iż poetki także mogą coś wnieść do mojego życia, jako istotny element sprzężenia zwrotnego.
Zatem wspomniany wyżej incydent, określmy go mianem – wyzwania, stał się przyczynkiem do podjęcia wyprawy. „W Polskę ruszamy!” – można zakrzyknąć, by później dodać „Znasz li ten kraj?”

20 kwietnia.(Wiosna wygrywa)

Podróże po kraju minibusami nie należą do najatrakcyjniejszych, no chyba że się jakoś umila sobie życie, a z Jurijem można było przede wszystkim pić, toteż upijaliśmy się notorycznie. Na dobry początek spożyliśmy butelkę śliwowicy i dwie polskie nalewki, a skończyliśmy klasyczną półlitrówką czystej. I mimo odkażania przełyku oraz zatruwania wątroby, cały czas miałem wszystko pod kontrolą. Choć zbratałem się z Jurijem, to nie zapominałem, że jest moim rywalem.
Po kilku godzinach jazdy zajechaliśmy na parking. Wyszliśmy w blasku wiosennego słońca ze środka pojazdu. Ciepłe promienie rozpaliły nasze oblicza. Piękna okolica dodatkowo podnosiła morale i zagrzewała do walki. Przyroda zmieniła ciuchy z białych na bardziej przewiewne i kolorowe. Poczuliśmy euforię, gdy wyskoczyliśmy niczym gwiazdy NBA na parkiet, aby zaprezentować przed publicznością nasze tryskające energią ciała oraz nowe stroje. Pustymi butelkami zapełniliśmy kosz i zatopiliśmy wzrok w krajobraz.
- Jurij, a dlaczego tu jest tak pusto? – spytałem i rozprostowałem ręce. Rosjanin nie odezwał się. – Tak. Któregoś dnia zbuduję duży dom. Spłodzę potomka i posadzę drzewo. Czy sądzisz, że dąb będzie odpowiedni? Jak na dobry początek… Nie nogawkę! Jurij! Kurwa, patrz jak ja wyglądam. – Nie dostrzegłem wcześniej, że mój kompan wymiotuje, więc przetworzona mieszanka trunków z różnych stron Polski oraz turecki lachmachun bez większych przeszkód wylądowały na moich spodniach. Zdenerwowałem się i szybkimi ruchami chusteczką usunąłem resztki pokarmu z ubrania. Pleneru nie wyposaża się w spluwaczki albo w rzygadła, zresztą byłoby to niedorzeczne, bo przecież mnóstwo w nim ustronnych miejsc. Dziwi więc takie postępowanie, precyzyjniej mówiąc „uzewnętrznianie się” na ustroniu moich spodni. Co więcej, ten konsekwentnie budowany nastrój sielanki znikł w mgnieniu oka jak pieniądze z portfela po wizycie w domu uciech.
- Lepiej znajdźmy jakiś hotel, zanim znów się scheftasz. – I choć te słowa brzmiały mało literacko, i moje spodnie prezentowały się niezbyt atrakcyjnie, a w karku odczuwałem suchy ból, to jedynie stanowcze kroki wydały mi się słuszne.
Po drodze do hotelu odwiedziliśmy bar. Nie wyróżniał się spośród okolicznym domów niczym szczególnym. Wnętrze było zadymione, a powietrze można było ciąć nożem i układać z niego kostkę brukową. Od barmana dowiedziałem się o wszystkich możliwych biesiadach, a byłem do tego zmuszony, ponieważ Jurij pomylił nazwy miejscowości, no i nasz kierowca też częściej zaglądał do butelki niż w mapę.
- Biesiada odbędzie się jutro w Chmielniku – poinformowałem kompana. Patrzył na mnie tępym wzrokiem. Może już przestał kontaktować? Patrzyłem tylko jak się kładzie na hotelowym łóżku w ubraniu. – Masz być gotowy na siódmą rano.
- Haraszo – odrzekł w końcu lakonicznie. Po chwili spał snem zimowym syberyjskiego niedźwiedzia.
Z uwagi na zdrowie przełyku nie piliśmy piwa przed zawodami, obiecaliśmy sobie abstynencję chmielową. Nie było jednak mowy o wstrzemięźliwości seksualnej, a że podczas pobytu w pubie dostrzegłem młodą kobietę przy barze, a ona tak na mnie patrzyła, przeszywała mój rozporek i rozpinała guziki koszuli, więc pospieszyłem z powrotem do lokalu, no i się nie pomyliłem, gdyż siedziała tam i sączyło ciągle tego samego drinka. Kiedy zbliżyłem się do jej stolika, spojrzała drapieżnym wzrokiem, tak intensywnym, że łatwo przy jego użyciu kruszyłoby się grube skały. Paraliżowało mnie to, ale nie zatrzymałem się. Jedyną złą rzeczą, która mogła się stać, byłoby zbyt natarczywe działanie. Co zrobię jeśli mnie spławi albo uzna za lubieżnika? Jednak nie po to się tłukłem cały dzień po polskich dziurawych drogach, żeby przepuścić taką okazję. I byłem już bardzo blisko, prawie na wyciągnięcie ręki, kiedy ponownie spojrzała na mnie i wskazała na krzesło. Zdziwiony usiadłem bez słowa, bo tego się nie spodziewałem, aż takiej pewności siebie, więc tym bardziej zaskoczyło mnie to, co się zdarzyło później. Powiedziała z uśmiechem na twarzy, że zwykle bierze dwie stówki, ale dla mnie zrobi wyjątek – sto pięćdziesiąt. Milczałem. Ekskluzywna dziwka na peryferiach? Na to wyglądało.
Zamówiliśmy szampana do pokoju. Smakował okropnie. Jednak zapomniałem
o tym, kiedy zdjęła mi spodnie i stanąłem wyprostowany na baczność. Trzymała go w ustach i poruszała delikatnie głową. Sprytnie pieściła mnie językiem. Po minucie przyspieszyła. Poczułem się bardzo dobrze, aż w końcu eksplodowałem w jej wnętrze. I czułem to, co tej tajemniczej nocy spędzonej z poetką. W tym przypadku wszystko miało jednak mniej emocjonalny wymiar. Kobieta wytarła twarz i zabrała pieniądze. Stałem kilka sekund w bezruchu i gdy się odwróciłem, już jej nie było. Zostałem sam. Bez nasienia i bez gotówki.

21 kwietnia.

O godzinie 14.00 wczorajsze doznania odeszły w przeszłość wyparte przez smak goryczki w ustach. Kelnerki uwijały się pomiędzy stolikami jak w ukropie. Puste kufle znikały ekspresowo ze stolików. Potężnie zbudowany mężczyzna w białym przepoconym podkoszulku, co chwila przetaczał beczki z zaplecza do baru. Pracował jak automat. Starsza odświętnie ubrana kobieta dawała mu co jakiś
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja słyszałem wersje
"Jan Himilsbach miał w metryce urodzenia wpisaną datę 31 kwietnia."
nie przez pomyłkę
w ten sposób zapisywano czasem w księgach parafialnych Żydowskie dzieci
by ratować im życie
poznałem starszego pana; w 1968 roku opuścił Polskę i wyjechał bodaj do Australii.
Uratował go ksiądz, wpisując do ksiąg bzdurne dane potem umieścił w klasztorze
gdzie zadbano by Żydem pozostał
i umiał się przeżegnać
tak ludzie stawali się wielkimi (ksiądz i siostry zakonne)
historia im kazała
+
:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ja wiem na razie o dwóch wersjach - w jednej była pijana a drugiej (po analizie wyszło, że była trzeźwa). Zważywszy, że janek urodził się w 1931 roku, to chyba ta twoja teoria odpada. Dzięki za te cenne dane. Pewnie spotkanie z takim człowiekiem było interesujące - to tak jakby dotykać historii i czuć jej oddech.
A co sądzisz o reszcie tekstu??

salve!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

uffff...

najbardziej podoba mi się część 1-szostyczniowa, ale..."położyła się na plecach i rozwarła pośladki,", - to rozwarcie niefortunne wielce, chyba, że wypięłaby się na niego pośladkami :)
"wylałem z siebie bestię."- świetne określenie

powiem krótko, powinieneś odrobinę skondensować treść [w niektórych miejscach przegadane, ale jest ok]
czyta się dobrze

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



tak - udzielił ponad 700 wywiadów. Nie będziemy się prześcigać w anegdotach, bo jak sam wiesz są ich tysiące. Jeśli wiesz coś ciekawego o Janku to wyślij mi wiadomość na priva - bo mnie akurat ten temat bardzo interesuje.
dzięki i salve!!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzie wuszko szanowna

1. Przemyślałem wszystko na spokojnie. Będę sukcesywnie wprowadzał poprawki. Na razie zgadzam się z połową z nich. Eh, chyba uparty jednak jestem i tkwię przy swej koncepcji twardo, ale z niektórych rzeczy się muszę wytłumaczyć.
2. Opisy miłosne - jeden ma być sentymentalno-enigmatyczno-zmysłowy (w założeniu). Rozwarcie ud spotkałem w literaturze nijednokrotnie dlatego też wprowadziłem do swego tekstu. ustronie to z kolei pożyczka z Hrabala - nie będę ukrywał, że byłem pod wpływem jego pisarstwa - ten klimat piwny i prostytutki oraz te rozwleczenia.
3. Z tym feralnym baldachimem to mam kłopot.
4. 22 kwietnia -celowy przeskok czasowy i niedopowiedzenie - nie wszystko muszę zawrzaeć - czytelnik si.e pewnie domyśli, że to nie była pierwsza rozmowa narratora z Katarzyną.
5. Kerouac? na pewno nie.
6. Mówiąc szczerze - nie wiem czy da się napisać świetny opis sceny miłosnej z całym arenałem epitetów. Moja idolka kobieca na forum [chyba powinienem pisać w czasie przeszłym - niestety:( ] - j.renata robiła to doskonale, ale to chyba poziom nie do przeskoczenia. Myślę jednak, że jak na początek to nie było aż tak źle.
7. Wielu rzeczy nie chciałem wyjaśnić, a dużo z nich jest prawdą, więc nie wykasuję wypowiedzi z 1 stycznia.
8. Skoro się już tak uzewnętrzniam na ustroniu forum - to na szczęście nikt mi ryja nie obił (było blisko).
9. Chyba wrócę do dawnego stylu - bezkompromisowego. Zobaczymy jak wyjdzie. Dziennik miał być eksperymentem.
10. Dzięki Joanno!!!

jeśli coś pominąłem - wybacz, było dużo uwag. Na pewno się przydadzą.
salve!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten tekst stał się interaktywny pełną gęba. Zamieszczam update do sceny miłosnej z dnia 1 stycznia.


...Stary zegar wybił południe. Podniosłem głowę z czerwonej poduszki i wbiłem zdziwiony wzrok w bajerancki baldachim. To było łoże. Wielkie, komfortowe i pachnące feromonami. Ciekawe ile orgii przeżyło. Było w nim też jednak cos znajomego, coś co z trudem mogłem sobie uświadomić. (...)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


made by dzie wuszka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dobre,dobre. W końcu się zabrałem i przeczytałem...i nie żałuje. Lubie takie real life jak od Hłaski czy Bukowskiego. Kurde, fajnie było być przez chwile znowu kawalerem bez trosk i pomarzyć...A sąsiadki? Temat rzeka..zazdroszcze ci! Pozdrawiam. p.s. A może byłeś wtedy w Białym Dunajcu? Szkoda, żeśmy się nie stykneli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



hehe, witam Johnie!
Cieszą mnie niezmierne Twoje odwiedziny i to że strawiłeś jakoś 'dziennik'.

Podobno Biały Dunajec też jest ładnym miejscem (mieszkasz tam?). W ogóle góry to niesamowita rzecz i może z tekstu nie do końca wynika, to chciałem im złożyć hołd, bo są jedną z niewielu rzeczy, które tu człowieka trzymają. Ich klimat i pierwiastek doskonałości -eh.
szacuneczek!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Witam, w stylu jest coś ciekawego, ale nie moja tematyka i przyznam, że nie bardzo załapałam, o co generalnie chodzi? Jakieś wyrwane z kontekstu wydarzenia, brakuje mi linearności, ja lubię linearność. Nie załapałam ani skąd się wziął, ani gdzie się podział Jurij, skąd bohater wziął się u górali, w ogóle bohater jest bardzo nijaki. Nie ma swojego życia, nie ma swojej przeszłości, swojego charakteru... to wszystko jakieś płytkie... i te opisy erotyczne też jakoś z głupia franc... tak jak mówię: w stylu jest coś ciekawego, tylko uważam, że powinieneś pisać bardziej jasno, bo ja bym chciała zrozumiec ten tekst :) i powinieneś zbudować postać, pozwolić czytelnikowi poznac tego człowieka, powiedzieć coś o nim, bo ja np. nie mam pojęcia, kto to jest. Tam coś w jednej linijce coś niby można podłapać, ale moim zdaniem to za mało.

Wiesz, jeżeli ktoś lubi takie enigmatyczne teksty, szerokie pole interpretacji i tak dalej, to myślę, że ok. Ale ja lubię jak jest klarownie i wiem o co chodzi. Bo na przykład ani mnie nie wzrusza, ani nie podnieca tekst, w którym zamiast się skupiać stricte na wypowiedzi zastanawiam się, o co chodzi i po co to czytam.

Najbardziej podobało mi się to: "Jak na dobry początek… Nie nogawkę! Jurij! Kurwa, patrz jak ja wyglądam." - jedyne naprawdę naturalne zdanie, w którym wiadomo o co chodzi, które bardzo obrazowo coś opisuje, że mogę sobie tego Jurija wyobrazić nieszczesnego i z którego się naprawdę zaśmiałam :) w ogóle Jurij jest najfajniejszą postacią... najbardziej naturalną, moim zdaniem.

Poza tym fajnych metafor używasz. Niektóre są naprawdę fajne. "Piłem szybko rozkoszując się lodowatą cieczą, która subtelnie oplatała wnętrzności arktycznym tchnieniem chmielowego geniuszu. " - to an przykład. Chociaż też nie wiem, czy nie jest zbyt poetyckie jak na prozę... ale oczywiście proza różne postacie rpzybiera, te metaforki są fajne.

Chyba się za bardzo rozpisałam... ogólnie jest w porządku jeśli chodzi o styl, ale nie ma żadnej konstrukcji i nie wiadomo o co chodzi. Tak to odebrałam. Pozdrawiam serdecznie!

Potwierdzam: Biały Dunajec fajne miejsce, byłam tam kilka razy ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...