Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Postanowiłem zostać rzeźbiarzem. Zapisałem się na kurs. Zakupiłem odpowiednie narzędzia. Różnego rodzaju dłuta; zagięte, proste, kolankowe, przeciw kolankowe, dłuto typu rybi ogon, noga psa, zakrzywione krótkie, długie i moje ulubione, typu ptaszek, służšce do rzeźbienia przerw między palcami rąk i nóg, przy odwzorowywaniu postaci ludzkich. Zresztą to właśnie, chęć stworzenia posągu na Wzór i Podobieństwo pchnęła mnie w tym kierunku. Pomyślałem, że tworząc dzieło z martwej bryły głazu stanę się podobny bogom.
Z wielkim zapałem rzuciłem się w wir pracy, godzinami ćwiczyłem techniki właściwego wydobywania kształtów. Kaleczyłem się i pociłem niemiłosiernie, zmagałem z twardą materią kamienia, która samą swą milczącą obojętnością zdawała się być głucha i nieczuła na wszystkie moje dźgnięcia, ciosy i razy, jakie jej zadawałem.
Po jakimś czasie byłem gotowy do stworzenia wiekopomnego dzieła i niczym Michał Anioł godzinami wpatrywałem się w potężną bryłę marmurowego kloca wykuwając w swej wyobraźni kształt przyszłej rzeźby. Wziąłem do ręki dłuto, młotek i zdecydowanymi ruchami rąk zaczałem piąć się po drabinie Jakuba na najwyższe szczyty Nieba. Kawały kamienia odpadały od skalistej masy niczym deszcz meteorytów, tworząc kupki gruzu w mojej pracowni. Sprzątając je po wielogodzinnej pracy dostrzegałem w nich naturalne kształty układające się czasem w przedziwne formy, przypominajšce góry, zwierzęta, twarze. Rozważałem wtedy sens przykazania, zakazujšcego twórczości jako obrazy majestatu. W gruncie rzeczy tkwi w tym ukryty głęboko sens, gdyż spotkanie z Bogiem może niejako nas uśmiercić. Nie bałem się śmierci. Zdawałem sobie sprawę z tego, czego się podjąłem i byłem w stanie ponieść wszelkie konsekwencje. Żyłem głównie swoją wizją, która dawała mi natchnienie była całym moim pokarmem.
Któregoś dnia, pracując niemalże bez wytchnienia szesnaście godzin z rzędu, gdy pierwsze fragmenty postaci zaczęły wyłaniać się z niebytu, nieopatrznie uderzyłem zbyt mocno w młotek, tym samym powodując uszczerbek w kształtującym się właśnie zarysie kolana. Zakląłem pod nosem siarczyście, gdyż chciałem osiągnąć doskonałość i jakiekolwiek odstępstwo od obowiązujących kanonów mogłoby zaburzyć wizualny efekt. Opuściłem dłonie w celu uspokojenia ciała i wróciłem uwagą do kontrolowania oddechu. Zgodnie z zaleceniem mistrza, który przekazał mi swoja wiedzę, miałem na powrót stać się jednocześnie narzędziem i kształtem, który niejako sam miał się wydobywać z grubej materii chaosu. Wyciszyłem umysł i powtarzając jak mantrę tajemne słowa swojego nauczyciela "Jestem narzędziem kosmosu. W ciszy i skupieniu kształtuję ład i harmonię tego świata, dac doskonały wyraz dziełu, które tworzę. Jestem narzędziem kosmosu, w ciszy i skupieniu tworzę ład harmonię..." Niemalże tańcząc i podskakując radośnie wbiłem się trans pracy, który wkręcił mię niczym oko cyklopu. Krążyłem wokół swojej rzeźby odstawiając pląsy świętego Wita i nakłuwałem je bezlitośnie w miejscach swego przeznaczenia. Wiedziałem, że to nie to, że przekroczyłem już Rubikon i znalazłem się na drodze, z której nie ma powrotu. Wściekłość ogarniała mnie od głów aż po pięty a ponieważ miałem przy sobie odpowiednie narzędzia mogłem dać jej upust i wyładować nagromadzone w sobie pioruny. Ryczałem jak lew, biłem się w piersi niczym King Kong, nie zważając na fakt, iż mogę się zranić, tłukłem siekałem na drobne kawałki wielką bryłę głazu pozbawiając ją swej twardości. Byłem niczym Dionizos opanowany destrukcyjnym szałem, lecz tak jak nigdy dotąd, byłem sobą.
Na sam koniec zmiotłem resztki drobnego kamienia do wielkiej kamiennej misy i starłem je jak w makutrze na drobny pył. Potem wstawiłem do szklanej gablotki i opatrzyłem napisem "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz". Moja praca zdobyła wyróżnienie w kategorii instalacje, na osiedlowym amatorskim przeglądzie niezależnych artystów.

Opublikowano

Mnie się nie podoba. Kawa na ławę, wszystko podane wprost, narzucona interpretacja, brak klimatu ( a w opowiesciach o artystach, powinno być go jak najwięcej) tekst jest nudny, trzeba się zmuszać, żeby dobić do mety.

Jedna myśl pozostała mi w głowie, ale to juz slyszalem gdzies wczesniej. Artystą można nazywać kogoś, kto osiąga mistrzostwo w tym co robi, to prawdziwy artysta.

Przeciętnie.

Opublikowano

Kubeł Zimnej Wody
Dziekuje Piotrze
:)
A celem usprawidliwienia, to bardziej monolog niż literacka forma, przeznaczony do scenicznego wystąpienia, stąd jego krótkość, by nie zanudzać widza opisowością.
A co do reszty, masz całkowitą rację.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @viola arvensis Egzystujemy w świecie złamanych serc. Przydałby się warsztat naprawczy, gdzie plastry miodowej miłości zabliźniałyby takie rany. Viola, każdy człowiek to osobny świat i aby takie dwa światy - kobieta i mężczyzna- mogły razem funkcjonować w trwałym i długim związku, potrzeba jest nie tylko miłość, lecz obopólne zrozumienie, które powinno się razem wypracowywać.  Pozdrawiam Cie serdecznie. 
    • Kiedy miałam kilka lat, ogłoszono stan wojenny. Wysłuchaliśmy komunikatu przez radio, które zwykle było puszczane nad ranem. Choć jeszcze było ciemno, mogliśmy wykorzystać nagle dany nam czas na koziołki i inne radosne wygłupy. Cieszyłam się, że zostanę w domu, ale nagłą sielankę przerwała mama, wyjaśniając, że to znaczy, iż mogą nadjechać czołgi. Odtąd, od tego dnia i tej godziny, czołgi mogły wynurzyć się w każdej chwili, zwłaszcza że nie tak daleko od nas znajdowała się jednostka wojskowa. Mijaliśmy się czasem z nimi w drodze do lasu, gdy wyjeżdżały na poligony, zza mijanych murów, wracając z zakupów. W święta odwiedzaliśmy je, nieruchome, ustawione jeden obok drugiego, niosąc w sercach kolorowe chryzantemy. Tym razem tylko opuściły swoje pudełka i jak nakręcane zabawki wyjechały w strajkujących, przeciw bliżej nieznanemu wrogowi, który czai się tuż, tuż.    Gdy zniknęła koleżanka z klasy, uciekała przed czołgami. To właśnie one z bliżej niezrozumiałych mi powodów nakazały opuścić dom małej dziewczynce o dwóch warkoczykach zawiązanych na kokardki, zupełnie takiej samej jak ja. Dopiero co bawiłyśmy się u mnie w domu i na umówiony sygnał udawałyśmy przerażenie, zaglądając przez przedpokój w puste oczodoły straszliwej maski Króla Olch. Eksponat już rangi historycznej, zaprojektowany przez pana Zitzmana. Skądinąd ręce, które ją wykonały, były przedłużeniem nierealności wszelkich alternatywnych zakończeń, jakie niesie z sobą teatr. Na domiar złego, zamieszkałam przy drodze oznaczonej w planach jako droga ewakuacyjna dla czołgów. Przeciw możliwemu niebezpieczeństwu posadzono szpaler drzew. Okna wybudowano wyłącznie w ścianach sąsiednich od tych, których usytuowanie mogłoby zdradzić, iż ktoś chciałby usłyszeć lub potajemnie zobaczyć wyjeżdżający na misję czołg.   Schowaliśmy się tam, drzewa wybujały do góry, szansa na niezauważenie nas, wysoce wzrosła. Życie jednego człowieka, cóż znaczy w żarcie historii.      
    • Zapachniało Asnykiem... Kiedyś mi się zdarzyło takie nawiązanie do jego wiersza "Między nami nic nie było": A tu mam jeszcze "wersję dla leniwych" :)   A Twój wiers bardzo ładny. Trochę w nim Asnyka, ale bardzo dużo Violi :)   Pozdrawiam serdecznie.
    • @Berenika97 przepiękny. Rozbiłaś bank ostatnich czytań. bb
    • @lena2_ fajne te lepiejki :) I treść, i forma skrojone na miarę.  Przeczytałam z przyjemnością. Bb
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...