Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tymon XIII


asher

Rekomendowane odpowiedzi

*


Kuba nie wierzył własnym oczom i uszom. Stojąc przed kilkupiętrowym biurowcem w centrum Tychów, był świadkiem szopki, jakiej nie widział w życiu. Ubrana w kupiony naprędce strój kapielowy Edyta spacerowała wzdłuż chodnika i niczym panienka na meczu bokserskim, trzymała w rękach planszę z napisem: „Wyprzedaż sprzętów biurowych”. Z każdą chwilą gęstniał wokół niej tłumek mężczyzn.
- Szanowni państwo!!! Nasz szef wyjeżdża na kilkuletni staż do USA. W związku z tym chciałabym państwu zaproponować odkupienie wyposażenia biura po naprawdę konkurencyjnych cenach. Tylko dziś, tylko dla odważnych. Taka okazja już nie nie nadarzy.
Faceci słuchali jak zaczarowani, kobiety prychały, machały rękami i szły dalej. Kuba po raz pierwszy pomyślał, że może jednak ten pomysł wypali. Porwani z pobliskiego baru „ U Krychy” panowie Zenek i Romek znosili z drugiego piętra coraz więcej sprzętów. Na ulicy stały już stoły i biurka, a na nich sporo biurowej elektroniki oraz wyposażenie kuchni.
- Ta oto drukarka laserowa firmy Cannon prawie nie była użytkowana. Drukowała głównie dokumenty i korenspondencję firmową. Posiada wciąż aktualną gwarancję, a tonery są zużyte zaledwie w połowie. Cena jest śmieszna...
Jakiś łysawy jegomość z wielkimi plamami pod pachami wziął drukarkę od ręki. Dalej Edyta zachwalała telefon z faxem, kserokopiarkę, niszczarkę do dokumentów, komputery, ruter do internetu, kuchenkę mikrofalową, czajnik, a nawet komplet posrebrzanych sztućców.
Ubawiony i zachwycony Kuba podpierał ścianę, paląc papierosa za papierosem. Martwiło go już tylko co zrobi, jeśli nagle zjawi się Straż Miejska, Policja lub jakaś specjalistyczna komórka od spraw moralności w rodzaju Brygady Moherowych Beretów lub Osiedlowego Związku Żon i Wdów.
Nagle z budynku wybiegł niewielki człowieczek z papierową aktówką pod pachą.
- Co za cyrk mi urządzacie?! – wykrzyknął – Ja tu prowadzę poważne interesy.
Widząc błagalne spojrzenie Edyty, Kuba złapał faceta za rękę i siłą odciągnął na bok. Sam nie wiedział jak to się stało i jak w ogóle wpadł na ten pomysł, ale nagle zaczął mówić:
- Niech pan posłucha. Dzwoniłem po różnych redakcjach. Za parę chwil zjawią się tu dziennikarze. Jestem pewien, że opiszą ten incydent. Jedni wezmą go za genialny chwyt marketingowy, inni zganią za nagość, a reszta po prostu wydrukuje zdjęcia tej ładnej pani. Tak czy owak reklamę ma pan zapewnioną. Ile ma pan wolnej powierzchni do wynajęcia?
- No..., jest trochę.
- Jutro już nie będzie. Gwarantuję.
Ogłupiały facet rozglądał się dookoła nieprzytomnym wzrokiem. Kuba modlił się w duchu, żeby złapał ten haczyk.
- To rzeczy Tymona – powiedział nagle zarządca – Wyprowadza się, a nie zapłacił ostatniego czynszu.
- Za pół godziny przyniosę gotówkę osobiście.
Spojrzenie wodnistych oczu faceta przesunęło się po twarzy Kuby i jakby przyciągane magnesem powędrowało ku pośladkom Edyty.
- Zgoda. Za pół godziny nie chcę was tu widzieć.
Kuba poczuł kropelki potu na plecach. Przez ten czas z blatów poznikała większość rzeczy, a pęczek banknotów pysznił się zatkniety za paskiem stringów na biodrze Edyty.
Kiedy została już tylko ogromna, trzyczęściowa szafa i długie biurko prezesa, Kuba zwątpił, że ktokolwiek się na nie skusi. Wtedy jakiś mężczyzna kupił biurko dla swojego ośmioletniego syna, a szafę panowie Zenek i Romek postanowili spieniężyć na własną rękę.
- Nie wierzę! Poszło wszystko! – Kuba prawie podskakiwał z radości.
Zobaczył inną Edytę. Skupioną na pracy, z policzkami rumianymi z emocji i dumy. Była kimś zupełnie innym, niż Patrycja tańcząca na rurze w nocnym klubie. Miał ją przytulić, gdy między nimi stanął wysoki, nieźle ubrany facet z wyżelowanym irokezem na głowie.
- Myślę, że miałbym dla pani pracę – powiedział głębokim, lekko chropowatym głosem, wręczając jej wizytowkę.
Edyta obróciła ją w palcach i posłała mu delikatny uśmiech.
- Chyba do pana zadzwonię.
- Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Dobra robota.
Odwrócił się i poszedł do zaparkowanego po drugiej stronie ulicy samochodu.
- Cztery i pół tysiąca! – pisnęła nagle Edyta.
- Jesteś niezwykła. Naprawdę.
- Chodźmy coś zjeść. Chyba zasłużyliśmy?
- Jak jasna cholera. Rozlicz się tylko z panami. Na pewno zwietrzało im piwo. Ja lecę do kasy zapłacić zaległy czynsz.
Chichocząc przez całą drogę, wstapili do restauracji. Zamówili górę jedzenia i butelkę niezłego wina.
- Za nowoodkryte powołanie! – Kuba wzniósł wysoko kieliszek.
Edyta stuknęła kieliszkiem i nic nie powiedziała. Jedli w milczeniu.
- Teraz, gdy emocje opadły, obawiam się, że nie umiałabym tego powtórzyć – odezwała się w końcu.
- Mickiewicz też napisał tylko jedną improwizację. Za to Wielką – Kuba uśmiechnął się szeroko.
- Ty jak już coś powiesz...
Zadzwonił telefon Kuby.
- Jak tam? Aha. My też zrobiliśmy swoje. Teraz jemy w „Europejskiej”. Oki. Do zoba.
Pięć minut później Krystian usiadł obok nich. Pocałował Edytę w policzek i mocno ją przytulił.
- Dziękuję. Naprawdę nie umiem powiedzieć, jak dużo to dla mnie znaczy – rzekł wzruszony - Posłuchajcie. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, wszyscy straciliśmy pracę i nie bardzo wiemy co dalej. Pomyślałem, że zanim każde z nas osobna zastanowi się co będzie robił, moglibyśmy wykorzystać ten piękny czas i trochę odpocząć. Razem.
Szybkim ruchem Krystian położył na stole trzy małe książeczki z logo Tunis Air.
- Co to jest? – spytała Edyta, krztusząc się resztką schabu ze śliwkami.
Kuba wiedział. Usmiechnął się tylko i pokiwał głową.
- Trzy wycieczki do Tunezji – sapnął Krystian – Tydzień pod palmami. Mam nadzieję, że wszyscy mają paszporty.



*


Co ja robię? Ta myśl kołatała w głowie Edyty jak zacięta płyta. Nigdy nigdzie nie była, do tego samolotem... Już przed terminalem, na widok wielkich maszyn podchodzących do lądowania, doznała ścisku żołądka.
- Chyba nie dam rady – jęknęła.
Obaj cieszyli się jak dzieci przed wyruszeniem na wielką przygodę. Uśmiechnęli się krzywo, zupełnie nie rozumiejąc o co jej chodzi. Westchnęła ciężko.
- Ja się boję...
- Daj spokój – mruknął Kuba – Wszyscy robimy to po raz pierwszy.
- Boję się i już!
Krystian wziął ją delikatnie za ramię.
- Chodź do restauracji.
- Ty masz tylko jedno na myśli – zgromił go Kuba.
Krystian cmoknął niecierpliwie. Zauważyła, że najwyraźniej ma problem z alkoholem, czego młodszy przyjaciel nie akceptuje.
- Zaufaj mi, dobrze?
Usiedli na tarasie, skąd rozciągał się piękny widok na całe lotnisko. Jakiś samolot, niczym ogromne ptaszysko zerwał się nagle z pasa startowego i niemal pionowo pomknął w stronę nieba.
- Podwójną whisky i dwie kawy – powiedział Krystian do kelnerki.
Po chwili whisky stanęła przed zdezorientowaną Edytą.
- Co? – zapytała tylko.
- Pij. To jest słodkie.
- Wiem, cholera, jak smakuje whisky! Nie chcę jej pić.
Krystian spojrzał jej prosto w oczy. Ujrzała w nich ni to prośbę, żeby nie psuła tak fajnie rozpoczętej zabawy, ni żądanie podporzadkowania się woli grupy.
- Wypij. Dla mnie.
- To nic nie da – wzruszyła ramionami i wypiła.
Czuła się manipulowana, ale nie umiała odnaleźć w sobie dość siły, żeby walczyć. Tak naprawdę też bardzo chciała polecieć.
- W wypadkach drogowych ginie dużo więcej ludzi niż w katastrofach lotniczych – powiedział Kuba tym swoim mędrkowatym tonem inteligenta, który czasem ją ujmował, czasem drażnił.
- Nawet pociągi zderzają się częściej – dodał Krystian – Statystyka jest po naszej stronie.
Z fascynacją obserwowała jak zwierają szeregi, kiedy wymaga tego sytuacja. Tak samo było w klubie. Była przekonana, że Krystian nie wiedział, że Kuba chce zbiorowego seksu, a mimo to nawet nie drgnęła mu powieka. Faceci umieli grać w drużynie, intuicyjnie podejmować decyzję, kiedy grupa wymaga zrzeczenia się indywidualności. Różniło tych dwóch właściwie wszystko: wiek, wygląd, wykształcenie, sposób bycia, ubierania się, jedzenia, uprawiania seksu, myślenia, kłamania, mówienia prawdy... Tworzyli jednak zespół. Byli przyjaciółmi. Kobiety zdały się jej nagle przygnębiająco samotne, niby szczątki porozrzucane po całym świecie w taki sposób, że niemożliwe było stworzenie z nich jakiejkolwiek trwałej całości.
Edyta czuła, że alkohol zmiękcza ją od środka.
- Koniecznie chcecie mnie zabrać?
- Bez ciebie nie jedziemy.
- To zamówcie mi jeszcze drinka.
Krystian klasnął dłonią w kolano.
- Ja też się trochę boję...
- Chlejcie, chlejcie, kurza twarz – zaczął marudzić Kuba – A zresztą, zamówcie mi też chociaż piwo.
Edyta zarechotała brzydko i szybko zakryła ręką usta. Kręciło się jej w głowie, choć jeszcze nie na tyle, by zdecydowała się oderwać od ziemi w jakiejś kupie cholernie niebezpiecznego złomu.
Po następnym drinku dała się przeprowadzić przez odprawę i posadzić przy oknie w ciasnawym wnętrzu Boeinga 737.
- To będzie jazda...
Ciągle chichotała, wzbudzając wesołość towarzyszacych jej mężczyzn. Bawiły ją słowa kapitana, przekazywane przez interkom, wygibasy stewardessy, pokazującej, jak zapiąć pasy, skąd spadają maski tlenowe oraz którędy wyskoczyć w powietrzu lub już po zderzeniu z ziemią.
- Raz się żyje, raz umiera, to jest prawda, jak cholera.
Znowu ryczeli ze śmiechu.
- Panie szofer gazu, bo dolecieć chcę od razu.
Chichot, jaki wydawała, rozśmieszał ją i przerażał. Wiedziała, że to tylko reakcja na stres, ale jakaś część jej istoty nakazywała czuć zawstydzenie.
Samolot ruszył wolniutko i miękko, niczym limuzyna szejka. Nawet nie czuła, że się porusza, tylko widziała to przez okno. Przez jakiś czas wlókł się tym samym żółwim tempem, by nagle przyspieszyć. Edyta poczuła jak niewidzialna siła wbija ją w fotel i zobaczyła za oknem umykający szybko świat. Przyglądała się temu z odrobiną fascynacji i przerażenia. Na jej oczach zwalczano prawa fizyki, a to nie mogło skończyć się dobrze. Kiedy pilot właczył silniki odrzutowe, zamknęła oczy.
Moment oderwania się od ziemi był przyjemny i prawie nieodczuwalny. Skrzydła samolotu zakołysały maszyną, a potem wszystko uspokoiło się i wszyscy na pokładzie zaczęli bić brawo. Dotarły do niej słowa kapitana, że teraz będą wznosić się na wysokość 9000 metrów, po czym będzie można rozpiąć pasy i skorzystać z oferty pokładowego baru.
- Jesteśmy ponad chmurami – wyszeptał zachwycony Krystian, którego łokieć nagle poczuła na piersi.
Zerknęła bojaźliwie. To był najpiękniejszy widok, jaki spotkała w życiu. Kłęby brudnawej waty zostały daleko w dole, takie mało ważne i śmieszne. Nieco dalej przezierało błękitne niebo, zaś powierzchnia ziemi wyglądała jak rysunek dziecka.
Kapitan oświadczył, że można rozpiąć pasy.
- Zajeboza – stwierdził krótko Kuba.
Stwierdziła, że jak na inteligencika, to było zbyt mało powiedziane, ale nie umiała mu odmówić racji.
Krystian poprosił stewardessę o drinki. Przeszkodził jej w przygotowaniach do podania zakąsek i napojów, jednak od ręki dostał co trzeba.
Stuknęli się szklankami.
- Za pomyślne wiatry!
- Miękkie lądowanie!
- Za statystykę!
Czemu to powiedziałam? Pomyślała. Wywołany demon próbował użyć swoich wpływów, ale zagłuszacz jeszcze działał.
Krystian rozsiadł się wygodnie i otworzył przewodnik Pascala.
- Najstarsze ślady obecności człowieka na terenie dzisiejszej Tunezji pochodzą sprzed około 1 miliona lat przed naszą erą...
Najpierw zachichotała, potem chrząknęła wymownie i zaczęła słuchać. Pięknie czytał. Zasłuchana w tembr jego mrukliwego, niskiego głosu, prawie nie rozumiała co czyta. Było coś o zmianach klimatycznych, Kartaginie, wojnach punickich, Wandalach, Turkach Osmańskich i Francuzach.
Siedzący przed nimi panowie bezceremonialnie otworzyli flaszkę i zaczęli polewać do papierowych kubków. Turyści. Zapracowani, zmęczeni, właśnie rozpoczynali pierwszą rundę odpoczynku. Ciekawe co będą pamiętać po powrocie? Zachichotała, tym razem w duchu.
Krystian czytał o niezrównoważonym prezydencie Burgibie i obecnie trwających rządach Ben Alego.
Mężczyźnom siedzącym przed nimi wódka zaczynała uderzać do głowy, bo zachowywali się coraz głośniej. Krystian podniósł wzrok znad książki.
- Chciałoby się powiedzieć: sza, panowie.
Kuba zaśmiał się krótko. Edyta nie wiedziała czemu. Popatrzyła na Krystiana, oczekując wyjaśnień.
- Był taki kawał – podjął Krystian – Do profesora Miodka przyszedł jakiś student i zapytał: Panie Profesorze, czy można znaleźć jakiś odpowiednik słowa „szachuje”? Owszem, odparł Miodek, można powiedzieć: ciszej, panowie.
Nie rozśmieszyło jej to.
- Ciekawe co by profesor Miodek powiedział na zwrot: piździ w pupę?
Zarechotali tak głośno, że grupa pijaczków z przodu obejrzała się, kto urządza im konkurencję w hałasowaniu.
Samolot to wznosił się, to opadał, sprawiając, że żołądek podchodził jej do gardła. Odmówiła poczestunku i starała się nie patrzeć, jak Krystian i Kuba pożerają jakiś gulasz z kuskusem w plastikowym pudełku.
- Fajnie się leci – stwierdziła na pół do siebie.
- Strach ma wielkie skrzydła – przyznał Kuba.
Morze w dole połyskiwało urokliwie. Mijali jakiś ląd. Pilot powiedział, że to Sycylia. Kuba z rumieńcem na twarzy nakazał wszystkim wypatrywać Etny. Nie dostrzegli jej. Musiała być za mała. Potem znów było tylko morze.
Krystian zaczął czytać o obyczajach, które muszą szanować turyści.
- Arabowie źle traktują kobiety – mruknęła.
- Patriarchat i fundamentalizm – Kuba mędrkowato pokiwał głową.
- Ty to masz gadane, inteligo.
- Kuba ma rację – włączył się Krystian – I tak jest nieźle, bo Ben Ali zniósł wielożeństwo. Teraz Arabowie mogą się znęcać tylko nad jedną kobietą.
- Chyba, że mają dużo córek – prychnęła.
Krystian z miną męczennika otworzył inną stronę na chybił trafił i zaczął czytać o czyhających na biednych turystów chorobach. Biegunka, lamblioza, czerwonka, tyfus, żółtaczka, polio,motylica, wścieklizna, febra, ugryzienia i ukąszenia...
- O cholera! – jęknęła Edyta.
- Cholera też jest – dodał rozbawiony Krystian.
Wtedy pilot z dumą oświadczył, że za pięć minut wylądują w Tunisie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

niczego sobie...
jeśli to fragment całości, to czekam na więcej
jeśli nie, to i tak ładna historyjka
jest kilka usterek np. kiedy mowa o dotykaniu piersi i zaraz, że ona popatrzyła, to myślałem, że na tę rękę (to wydaje mi się bardziej prawdopodobne); przy wymienianiu różnic pomiędzy facetami, coś jest nie tak
jestem pod wrażeniem dialogów, bo zajmują prawie caly tekst a nie narzucają się; są bardzo naturalne. Jeśli jest dużo dialogów, to wtedy (przynajmniej ja) zwraca się większą uwagę na narratora i parę zgrzytów było.
duży +

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na prędce - na czym? naprędce
Taka okazja już nie nie przydarzy - okazja raczej się "nadarza", lub nie nadarza
sprzetów - ę
Cene jest śmieszna. - a
reki. - ę
Brygaty Moherowych Beretów - to zamierzone, czy lapsus?
tej ładne pani. - połknąłeś "j"
żeby zapał ten haczyk. - złapał
dostała ścisku żołądka - może raczej "doznała"
Podwójną łyski - domyślam się że to żart, ale w dialogu to chyba jednak niezbyt dobrze wygląda, co innego w komentarzu. Może powinieneś użyć raczej konkretnej nazwy? Johny Walker dobrze się "spalszcza". Poza tym dwukrotnie używasz "łysky" i raz "whisky" w jednym akapicie. Siegnij po synonimy.
Z nutą fascynacji obserwowała jak zwierają szeregi - nuta mi w tym zdaniu nie gra. Wymysl coś innego.
wódka zaczynała uderzaćdo - uderzać do
Tyle uwag krytycznych. Tekst, jak zwykle swietny, a dialogi rewelacyjne. Zmiana tytuły chyba wyszła mu na dobre. Czekam na Przygody Tymona na Czarnym Lądzie, oraz W krainie kangurów.
Vale

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...