Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

noc nic od nas nie chce
więc po co naruszać zenit
który nie ma związku z nami

okolice sennej narzuty nas nie dotyczą
ona niemrawa o północy zajeta sobą
nie jest świadkiem szyba stwardniała
po drugiej stronie widząc przestrzeń

całuj mów ze kochasz tak bez uwidocznienia

oboje
współistniejemy w naszym raju na krańcu podłogi
przeciez wymyśleć można posłanie w nowiu południa
zajeci sobą nie rozróżniamy pór na szczęście

zmysł w zamyśle odgrywa wskazówkę
czułe punkty rozbierają się same

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ta podłoga, zdaje się, nieźle wiruje :-)
podoba mi się ten fragment :-)

"nów południa"?
Przypomniał mi się taki kawał z brodą, nie jestem pewna, czy śmieszny:
Zawiany jegomość do innego jegomościa w podobnym stanie:
-przepraszam, czy to słońce, czy księżyc?
-nie wiem, jestem nietutejszy."

Pozdrawiam, hewka :-)
Opublikowano

ciekawy /dla mnie dziwny w wyrażeniach/ opis wspólnej nocy kochanków; tracących kontakt z czasem; traktujących miejsce swojego spotkania nieco "kosmicznie"; sympatycznie poprowadzony temat /omówiony z dużą inwencją i kulturą słowa;
podoba się; J.S.

Opublikowano

Jak sobie przypomnę coś sprzed roku ponad, to... ;)
Znaczy widać jak się pokomplikowała Ci poetyka, szukasz, pracujesz - to widać.
Nie analizowałem po szczególach (brak czasu - sorry), ale widzę przy czytaniu takie 'na siłę' wydlużanie frazy przez dolepianie fragmentów wypowiedzi; gdy nie ma po temu uzasadnienia (np. budujesz dwuznaczność, zaskoczenie w przerzutni), to po co? nie lepiej poddać się naturalnemu tokowi mowy?

więc po co naruszać zenit
(mamy takie rodzinne powiedzenie o 'naruszaniu' tematu ;)

czułe punkty rozbierają się same
- gdybyż one naprawdę tak czasem mialy? ;)
dyg
b

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...