Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

częstochowa niech się schowa


Rekomendowane odpowiedzi

wierszokleci grafomani
na serwisie rozhulani
piszą teksty paranoje
jak to czytam to się boję

.........................................


arytmicznie tekścik kroczy
trwożąc biedne moje oczy
rymy piękne patos słowa
pierwszorzędna Częstochowa
wątek znowu o miłości
nadmiar kliszy tylko złości
w komentarzach przejaw dumy
pozjadane dwa rozumy
ego swoje reperują
czytelnika nie szanują

no i teraz zakończenie
rymem swoim nic nie zmienię
choć sam również bohomażę
czytelnika często straszę
choć mym piórem słabo władam
jedną prawdę wam powiadam

puenta rymów jest takowa
aby bacznie ważyć słowa
nie powielać starych klisz
najpierw czytaj później pisz
i publikuj z roztropnością
„ilość jest pseudo jakością”*

no a teraz mądre zdanie
czyli wiersza podsumowanie

„koniec i bomba
kto czytał ten trąba”**




*E. Stachura
**W. Gombrowicz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ty sarkasto ty cyniku
słyszę głosy w głowie
w przedwojennym meloniku
zacytuje w słowie
"lecz gdy spłynie mrok wieczorny
typem staję się upiornym
twarz mi blednie włos mi rzednie
psują mi mi się zęby przednie
a gdy tylko wiatr zaśwista
wpadam w piekielnego twista
widząc mnie w upiornym twiscie
zawarjowalibyście
bo prócz wymienionych cech
skręca mnie upiorny śmiech"

lecz naszczęście będzie ranek
kiedy wyjdę znów na ganek
"a rankami budzę się śliczny
liryczny i apetyczny"*


* cytowane fragmenty z tekstu "Upiorny twist" kabaret starszych panów

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




wiersz napisałem po to ,aby nie pisać w kółko tych samych komentarzy debiutującym, nie uważam że każdy debiutant pisze częstochowskie wierszyki o miłości lecd zdarzają się tacy, teraz wystarczy że wkleje wiersz i już będzie dawał do myślenia

nisko się kłanaim i poozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • To było tutaj. Albo tam. Szukam. Wciąż szukam. Kręcę się w kółko jak niedorozwinięte dziecko. Albo jak ktoś dotknięty pewną formą autyzmu. Dotykam ścian, macam palcami, otwierając przy tym w zdziwieniu oczy. W ścianach, w tynku mikroskopijne grudki kwarcu. Pęknięcia. W ścianach chłód, lodowate milczenie bezdennej otchłani. Falują w przeciągu rozpełzłe pajęczyny. Pod sufitem blask wiszącej lampy. Jakieś nocne przyzywania wychodzące z mroku drugiego pokoju, niezrozumiałe szepty. Przytłumione głosy nie wiadomo kogo, nie wiadomo czego. I nie wiem czy jeszcze śnię, czy żyję na jawie. I tu, i tam bezwład i apatia. Żywi i umarli. Razem. Twarze widziane pod różnymi kątami. W mikroskopijnych błyskach. W jakiejś bioluminescencji promieniującej z każdej rzeczy. W kurzu osiadającym na moich włosach i rzęsach.   Słyszałem przez sen krzątającą się po domu moją umarłą już matkę. Coś przestawiała. Przenosiła. Stukała… Na koniec wyszła, zamykając na klucz wejściowe drzwi. Wyszła tak, jakby miała niedługo wrócić. Tak, jakby wychodziła do pracy. Tknięty przeczuciem pobiegłem do jej pokoju. A tam? Nic. Uprzątnięty do samych zimnych ścian. Pusty tapczan przykryty jedynie białym prześcieradłem. W kuchni, w łazience oślepiająca biel doskonałej ciszy. A więc wyszła, zabierając ze sobą wszystko. Tylko po co? Sprzątnęła po sobie wszystko to, czego nie zdążyła uprzątnąć za życia. Zostawiła po sobie absolutną nicość. Pustkę świdrującą uszy piskliwym szumem gorączki. Wszystko białe aż do oślepienia. Ogołocone. Wyczyszczone do cna. Chwytam za telefon. Wybieram drżącym palcem numer. Ale numer jakiś taki mi nieznany. Czy to był jej? Nie pamiętam. Zapomniałem w tej nasilającej się z każdą chwilą atrofii pamięci. W telefonie głos. Lecz to nie jest głos mojej matki. Głos jakiejś starszej kobiety, choć ciepły. Mówi do mnie, jakby zaskoczona. Mówi tak jak się mówi do kogoś, kogo się nie słyszało wiele lat. Głos podobny do głosu mojej nieboszczki babki. Ale raczej obcy, mimo że jakiś taki znajomy. Mówi do mnie: „Ach, dziecko. Maluszku...” Rozłączam. Nie chcę słyszeć. To nie ona. To nie jest moja matka. To ktoś całkowicie obcy. Obcy. Obcy! I tylko udający kogoś bliskiego mojemu sercu. Rozłączam. Naciskam wiele razy, lecz głos nadal trwa. Roznosi się echem w czasoprzestrzeni. I kontynuuje to swoje: „Ach, mój ty maluszku…” Wreszcie ustaje. Przerywa w połowie zdania. Kończy swój wywód, jakby z opóźnieniem, z poślizgiem, które może się wydarzać jedynie we śnie. Naciskam dalej. Wybieram numer. Kolejny. I kolejny. Bez rezultatu. Matka urwała kontakt. Zmieniła go, bądź skasowała. Telefon wypada mi z odrętwiałej dłoni. Jego stukot rozchodzi się echem po korytarzach mojego mózgu. Siadam na podłodze, opierając się plecami o chłodną powierzchnię ściany. Obejmuję rękami zgięte kolana, zaskoczony tym nagłym zniknięciem. Tym bezsłownym opuszczeniem.   A ojciec? Może on coś wie? Wpatruję się w pusty po nim fotel. W to wgniecenie na siedzeniu. W ten osiadły na nim srebrny kurz. Przenoszę wzrok na regał z książkami. Na te broszury pożółkłe przez lata. Lecz i tam nie znajduję odpowiedzi. Ojciec przepadł w poprzednim śnie, kiedy mnie żegnał w pustym, samotnym domu, gdzieś na kazachskim na stepie. Dlaczego właśnie tam? Nie wiem. Kiedy odchodził, zmienił się pod wieczór w cienistą chimerę o twarzy całkiem nierealnej, w jakiś bezkształt nieznany. W nic.   Otwieram z trudem ciężkie żarna powiek, jakby pełnymi piasku. I siedzę dalej, oparty o ścianę ze zgiętymi kolanami. Słucham odgłosów swojego serca. Swojego oddechu. Szeptu. Albowiem mówię coś do nie wiadomo kogo. Do kogo to mówię? I co mówię? Nie wiem. Nic nie wiem. Albowiem nie rozumiem nawet swoich własnych słów. To taki bezwładny potok wypływający z krtani. Stłumiony. Przyduszony. Ciężki. Albo lekki, jakby odrodzony na nowo jakimś impulsem. Jakbym rodził z niczego jakąś oczywistą rzecz. Rzecz, która przepada zaraz potem w tym lodowatym milczeniu ścian. Zbyt prędko, niestety… Dlatego nie usłyszy nikt.   Nikt.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-07-07)      
    • @Dekaos Dondi Bo co dla żab, na stracenie U nas widzi, uniesienie   Ciekawie piszesz Jak zwykle   Pozdrawiam miło, M.
    • @Konrad Koper A to całkiem fajne Ci wyszło   Pozdrawiam miło, M.
    • @marekg też chcę ukryć się w morzu. I podoba mi się "pomidorowe słońce", chociaż już po sobocie;) I dręczy mnie "przestrzeń bez słowa", jak 'niedokończona ulica"... I nie wyróżniam się zbytnio, ale... wyróżniam ten wiersz:) właśnie dla tego, co powyżej   pozdrawiam:)
    • @Leszczym Bo dla równowagi, to się stosuje Bo dla przeciwwagi, się porównuje   Fajnie. Jak to u Ciebie Z uśmiechem   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...