Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Święta już tuż tuż. Czają się te bestie pod drzwiami i co jakiś czas łomoczą w nie szczerząc bezczelnie zębiska. Gdy się na nie spojrzy, półprzytomnymi z przemęczenia sprzątaniem, oczyma, można na tych zębiskach dostrzec wypisane nazwy wszystkich hipermakretów świata. Czar świąt rozprysnął się już dawno temu, przygnieciony wielkim, czerwonym zadem świętego Mikołaja. Jego bezdenny wór wciągnął wszystkich w bezwstydny szał zakupów. Czyścisz, myjesz, szlifujesz, latasz i tak dalej, a przede wszystkim na potęgę wydajesz pieniądze. Dzień za dniem, już w zasadzie miesiąc przed całym wydarzeniem, gdy tylko wstawią nieprzebrane stada reniferów na wystawy. Zasuwasz radośnie w takt melodyjek kiczowatych kolęd z twojej własnej komórki. Kończy się tym, że jesteś tak styrany(a) całą tą przedświąteczną bieganiną, że tracisz całą chęć na odpoczywanie w święta. Święta męczą! Się człowiek nażre, należy, naogląda telewizji, a potem cierpi. Bo mu dupa urosła, bo mu się nie chce do roboty wracać, bo się pyszności kończą, bo tak! I tak już od lat, byle wpasować się w mglisty model dobrze spędzonych świąt. A przecież najważniejsza jest rodzina, spotkanie, wyciszenie i kontemplacja...bla bla bla. Ale ja nie o tym.
Zbliżenie kamery na kanoniczną wigilię: Zjechali się wszyscy, rodzina w komplecie. Ryba oddała życie w imię wyższej racji. W wannie już prawie nie cuchnie. Kwiat karpiej młodzieży podzielił się na tych, których los skierował w panierkę i tych, którzy skończyli w galarecie (jedyną zemstą śmiertelnej płetwy będą ości!). Barszcz już podzielony, uszka rozdane z precyzją zdolnego krupiera. Sączy się z namaszczeniem sok z suszonych śliwek. Rzut oka na ciasta, do szafeczki z wódką i człowiek już jest pełny. Czasem znajdzie się miejsce na opłatek, wyświechtane frazesy, stal zimnych ostrzy wzroku, sztylety ironii wbijane pod łopatkę, jad zakłamania cieknący po brodach. No i oczywiście prezenty - pula rozdana, wszyscy się uśmiechają mniej lub bardziej mniej szczerze. Siedzi sobie człowiek w zasadzie zadowolony, dłubie w zębach wśród resztek zwłok ryby i myśli tylko o ciepłym łóżku, by kalorie mogły się na spokojnie przeistoczyć w zgrabne fałdki tu i ówdzie. Zastanawia się taki jeden z drugim o co tyle hałasu? Ot dzień jak codzień. Się dobrze zjadło, można iść spać. Ale ja nie o tym.
Bowiem są takie miejsca gdzie czas, tego dnia, staje niemal w miejscu. Gdzie czar tej nocy bucha nieśmiertelnym płomieniem. Wychodzisz na pasterkę, lecz zamiast karnie i z uwielbieniem skierować swe kroki w stronę świątyni, twe nogi zmierzają do zaprzyjaźnionego pubu. Nikt nie wie dlaczego jest otwarty właśnie tej nocy. Jacy profani kalają ten wieczór pracą? Są jednak takie miejsca. Tam właśnie czuć prawdziwe święta. Spotykamy się tu co roku – taka tradycja. Choć nikt nie wygłasza życzeń, nikt nie śpiewa kolęd - dobre myśli niosą się niedostrzegalnie przez roześmiany tłum. Słychać je w stukocie kufli. Da się je wyczuć w zapachu papierosowego dymu. Unosi się wokoło atmosfera jedności - braterstwa niemalże. Siedzisz wśród ludzi, których może nie do końca lubisz, ale tej nocy jest ci najzwyczajniej w świecie – dobrze. Odcięty od tego wszystkiego masz czas na prawdziwą zadumę. Wszyscy to czują. Nawet zwykle nieprzychylne spojrzenia dziś zmieniają się w coś innego. Spotykasz tu przyjaciół, znajomych i nieznajomych i wszyscy oni mówią niemal ludzkim głosem. Wracasz z takiej pasterki o wiele za późno ledwie ocierając się o trzeźwość. I najnormalniej w świecie masz gdzieś całe te święta. Patologia z górnej półki? Może, ale w tym też są święta i na dzisiejsze czasy, to jedna z lepszych ich części.
Wesołych.

Opublikowano

z masochistyczną przyjemnością czytam teksty o świętach
z jeszcze wiekszym masochizmem wyobrażam sobie jak to będzie u mnie w tym roku :/
ale ja nie o tym ;)

Bowiem są takie miejsca gdzie czas - Są bowiem... (moim skoromnym zdaniem)

Opublikowano

siema bracie!!!
witam w gronie zamieszczających prozę (czytałeś, komentowałeś i w końcu się zdecydowałeś zamieścić coś swojego).
Dobrze napisany tekst z felietonistycznym zacięciem.
Jedna drobnostka tylko mnie razi - rozpoczynanie zdań od "się" - wiem, że to celowy zabieg, ale zaburza nieco płynność czytania całości. Reszta ok:)
pozdro!!!

Opublikowano

Witam i pozdrawiam
Mam tak mało czasu na czytanie tej prozy, a szkoda. Eseistyczna negacja świąt - która toczy się od lat, co i tak w sumie nic nie zmienia, bo klient ma zawsze racje, a hipermarkety robią wszystko, żeby pokazac szaremu, zakompleksionemu obywatelowi, że jest kimś.
Ale dobrze, że jednak ktoś o tym piszę, choc i tak są to raczej słowa na wiatr. A dlatego, że na ogół docierają do tych, co doskonale wiedzą, jako to kultura hipermarketów.
Racje waśc piszesz, mogę się pod tym podpisac i życzyc spokojnych Świąt...
Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam!!!

Opublikowano

Obraziłeś mnie tym tekstem. Piszesz w drugiej osobie a tak się składa, że ja nie robię tych wszystkich głupot więc o co chodzi? Skąd wiesz jak ludzie spędzają święta?

"Święta męczą!" - przepraszam bardzo, że co?

"Czyścisz, myjesz, szlifujesz, latasz i tak dalej, a przede wszystkim na potęgę wydajesz pieniądze" - i co z tego? Co to znaczy latasz i tak dalej, szybujesz w przestworzach nieustannie?

styrany, nażre, do roboty wracają, - interesujące słownictwo,

aleto już jest poniżej pasa:

"Są jednak takie miejsca. Tam właśnie czuć prawdziwe święta. Spotykamy się tu co roku – taka tradycja. Choć nikt nie wygłasza życzeń, nikt nie śpiewa kolęd - dobre myśli niosą się niedostrzegalnie przez roześmiany tłum. Słychać je w stukocie kufli. Da się je wyczuć w zapachu papierosowego dymu. Unosi się wokoło atmosfera jedności - braterstwa niemalże. Siedzisz wśród ludzi, których może nie do końca lubisz, ale tej nocy jest ci najzwyczajniej w świecie – dobrze. Odcięty od tego wszystkiego masz czas na prawdziwą zadumę. Wszyscy to czują. Nawet zwykle nieprzychylne spojrzenia dziś zmieniają się w coś innego. Spotykasz tu przyjaciół, znajomych i nieznajomych i wszyscy oni mówią niemal ludzkim głosem. Wracasz z takiej pasterki o wiele za późno ledwie ocierając się o trzeźwość. I najnormalniej w świecie masz gdzieś całe te święta. Patologia z górnej półki? Może, ale w tym też są święta i na dzisiejsze czasy, to jedna z lepszych ich części."

No może Wy spotykacie się tam co roku ale nie ja. Zastanów się co napisałeś człowieku?

"Wracasz z takiej pasterki o wiele za późno ledwie ocierając się o trzeźwość" - Jest wiele dni w roku, a ten jest szczególnym przypadkiem, w którym nie piję.

"I najnormalniej w świecie masz gdzieś całe te święta" - bez komentarza.

Wiem co chciałeś powiedzieć, ale napisałeś to w taki sposób, że ten tekst śnił mi się będzie po nocach i za każdym razem budzić będę się spocony. Fatalnie

Opublikowano

Jak widzisz Piotrze, niektorzy sie ze mna zgadzaja inni nie. Nie da sie napisac tak, by nikogo nie urazic, pewnie ze nie wszyscy robia to o czym pisze. Ciesze się jednak, ze Ci się sni po nocach, znaczy to, ze jest reakcja, a o to chodziło :) Poza tym - bynajmniej nie powinienes sie czuc obrażony, jezeli nie jestes winny to czym sie przejmowac.
pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...