Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Krótka ballada o zgubnych skutkach nałogu


Rekomendowane odpowiedzi

-Alkohol leje się strumieeeeeeeeeeeniem!!!!!!!!!! Przeraźliwy krzyk wybódził mnie z płytkiego jak woda w Wisłoku snu. Rozglądnąłem się wokoło. W naszym biurze był tylko Frank, więc korzystając z moich olbrzymich możliwości umysłowych, o których już Homer śpiewał pieśni, wydedukowałem(ładne słowo), że to on musi być źródłem tego piekielnego wrzasku. Krzyk powtórzył się znowu. Wyrwał się z ust mojego przyjaciela. Wydało mi się to dziwne, gdyż Frankowi rzadko kiedy coś wyrywało się z ust. Ostatnio zdarzyło mu się to rok temu kiedy dopadł go podstępny dentysta – sadysta - masochista, który bez większego powodu wyrwał mojemu kumplowi dwa zęby mądrości.
Moje wspomnienia przerwał Frank, który właśnie się przebudził i zgodnie ze swym uroczym zwyczajem zaczął domagać się nocnika. Kiedy już zaspokoił swoje potrzeby ujrzałem w jego oczach niezwykły błysk. Nie był on oczywiście tak wyrazisty jak słynne „kurowiki” posłanki Samoprzepony, ale i tak zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Błysk jednak minął, bo Frank zgasił swoją przenośną latarką kupioną na bazarku u znajomego Murzyna z Nowosybirska za trzy kopiejki. Chwilową ciszę przerwał dźwięk pukania do drzwi.
-Ktoś puka!- stwierdził nieomylnie Frank. Niestety ja zamiast zareagować na tę informację zacząłem w duchu pisać wiersz pochwalny na cześć inteligencji mojego partnera. Ocknąłem się dopiero po czułym szturchnięciu Franka. Jako, że szturchnięcie było wykonane z wyskoku w półobrocie, ocknąłem się tak do końca dopiero na ostrym dyżurze.
Frank jak przystało na dobrego kolegę odwiedził mnie zaraz po drugiej operacji. Byłem wzruszony. Gdybym nie miał złamanych szczęki, barku, obojczyka, kości piszczelowej, dziewięciu żeber(nawet nie wiedziałem, że tyle mam), trzech kręgów lędźwiowych, miednicy i paznokcia(z przemieszczeniem), to na pewno uściskałbym go serdecznie. Jednak w obecnej sytuacji było to utrudnione przez pół tony gipsu i drugie tyle cementu, jakie wysypały się na mnie przez przypadek z przelatującego nad szpitalem samolotu z darami dla dotkniętych trzęsieniem ziemi Eskimosów w północnym Kairze.
Po dziewięciu i pół tygodnia wyszedłem ze szpitala. Byłem wzruszony – Frank wziął moje bagaże żeby mi było łatwiej nieść go na barana w drodze do naszego domu. On ma jednak złote serce!
Kiedy dotarliśmy na miejsce od razu coś wydało mi się podejrzane. -Tu jest coś podejrzanego- powiedział Frank wskazując na kominek. Rzeczywiście tam było coś podejrzanego: gruby, czerwony facet pijący wino jabłkowe „Siarkofrut”. Jego oblicze wydało mi się znajome.
- Kim jesteś?- Zapytał Frank
- Ja? Ja jestem baba jaga! Są tu grzeczne dzieci?
Znałem to powiedzenie. To był przecież Święty Mikołaj.
- Ty przecież jesteś Święty Mikołaj - Stwierdził nieomylnie Frank. – Co Cię do nas sprowadza?
- Brak chęci do egzystowania- odparł po chamsku Mikołaj.
Frank oburzony zapewne zachowaniem naszego gościa, wykrzyknął: -Hę?!
W tym hę?! Była zawarta cała mądrość Franka. W tym jednym krótkim słowie ujął to wszystko co przeciętnemu człowiekowi zajęłoby 3 strony druku; ból istnienia, pogardę dla chamstwa, a przede wszystkim stwierdzenie wypływające prosto z jego serca: „Mów jaśniej ty z....... alkoholiku!”
Sugestia Franka zadziałała gdyż już po kilku sekundach Mikołaj usiadł mu na kolanach i płacząc zaczął się żalić.
- Bo żona mnie zdradza z Dziadkiem Mrozem, połowa reniferów jest w ciąży, a druga w drodze na Karaiby (wykorzystują zaległy urlop), a Elfy, które miały mi pomagać pakować prezenty akcie protestu gdzieś zniknęły.
- Nie martw się. Pomożemy ci!
Z żoną i reniferami poradziliśmy sobie od razu dzięki wspaniałemu planowi Franka. Wymyślił on, spoglądając na moje notatki operacyjne, że żonie Mikołaja trzeba dać więcej do żłobu, a reniferom trochę więcej pieszczot i czułości. O dziwo zadziałało od razu, tylko Mikołaj wychodząc od reniferów był zawsze dziwnie zasapany.
Gorzej jednak przedstawiała się sprawa Elfów. Nie ma Elfów- niema zabawek. Nie ma zabawek - nie ma uśmiechu na buziach dzieci. Nie ma uśmiech na buziach dzieci - nie ma dostaw ropy z bliskiego wschodu. Nie ma dostaw ropy – Wymierają kury. Nie ma kur – Upada amerykańska kultura (w szczególności bary szybkiej obsługi). Po przeprowadzeniu tego prostego ciągu przyczynowo-skutkowego Frank bez wahania wyciągną wnioski. Skąd je wyciągną nie wiem. Miały one jednak wygląd długiej rolki papieru toaletowego.
Kiedy Frank wrócił z ubikacji powiedział: - Jedziemy do ZSRR!
Droga w Turbo - saniach Mikołaja zajęła nam jakieś trzy dziesiąte sekundy. Doliczając do tego czas dochodzenia do siebie byliśmy na miejscu w ciągu sześciu godzin. W międzyczasie Rosjanie zlikwidowali ZSRR.
-Dziwne niby nowy kraj a nic się nie zmieniło: Monopolowy co 200 m. – stwierdził Mikołaj.
-Nie wątpię w twoje niezwykłe możliwości intelektualne, ale co ma wspólnego zaginięcie Elfów i kura?- zapytałem nieśmiale.
- Już ci to wyjaśniam. Otóż.... Rozmowę przerwał nam pijany Elf w różowych rajstopkach. Frank zdenerwował się bardzo i przycisną Elfa do ściany. Ja w tym momencie zastanawiałem się skąd tutaj na pustkowiu wzięła się ściana.
W tym czasie Frank wepchną Elfa w ścianę. Zdziwiło go to trochę.
- Naprzód przyjacielu, razem! Skoro on może przenikać przez ściany, to my też możemy.
Niestety nie mogliśmy...
Kiedy ocknęliśmy się naszym oczom ukazał się widok straszny. Oto na białym koniku bujanym siedział Mikołaj związany choinkowymi lampkami. Wokół niego tańczyły półnagie Elfy. Wszystkiemu temu przyglądał się z uśmiechem na ustach Prezydent ZSRR - Tupin .
-Byłem pewny, że to twoja sprawka Tupin. Wyjaśnij mi tylko dlaczego.
-Bo skoro nigdy Mikołaj nie przyszedł do mnie postanowiłem, że nie przyjdzie już do żadnego amerykańskiego bachora. Dla chwały Matrioszki Rosji!
Mikołaj w tej zgoła beznadziejnej sytuacji zachowywał jednak spokój. Głosem pełnym czułości, jakiej nauczył się od reniferów powiedział do Franka.
-Nie martw się. To przecież moje Elfy więc na pewno mi pomogą. Prawda Moje kochane?
-Nie stary dziadu! Teraz służymy wyższym ideom, jak zbrodnia, gwałt, kradzieże i zabieranie małym dzieciom lizaków na piaskownicy. Jednym słowem służymy Naszej Matrioszce Rosji!- wykrzyknął w imieniu wszystkich Ender – najstarszy z Elfów.
-Ale dlaczego?- Zapytał znienacka Mikołaj.
-Bo Tupin daje nam dziennie tyle wódy ile ważymy, plus premie za każdego lizaka. Alkohol to potęga Stary Dziadu!- ripostował bełkocząc Tixon – najcięższy ze wszystkich Elfów, któremu w Rosji żyło się wspaniale (ze względu na wagę).
-Ale przecież alkohol jest zły.- Próbowałem tłumaczyć, lecz w odpowiedzi usłyszałem jedynie śmiech.
W tym momencie do pomieszczenia wpadł jeden z reniferów Mikołaja. Trzema susami rozwiązał nasze więzy, obezwładnił Tupina wraz z Elfami i zamówił pizzę przez telefon.
I tak wszystko skończyło się dobrze. Frank i ja w podzięce za pomoc mogliśmy roznosić prezenty, jednak po głębszym zastanowieniu i mając na uwadze nasze reakcje na ostatnią podróż woleliśmy nie ryzykować. Elfy po odsiadce w odwyku i trzech lewatywach przyrzekły poprawę. Za karę to one opiekowały się najbardziej skorym do czułości reniferem. I tak po raz kolejny udowodniliśmy, że tworzymy najlepszy duet detektywów na świecie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...