Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kiedy Gustaw marznie, myśli o Janince.
Jeden raz ją widział, a wciąż patrzy
na ścieżkę i czeka. Nie mówiła,
kiedy wróci - pociąga smętnie nosem.

I za nic nie może się ogrzać. Zimno
od środka i szczypiąco. Wie, że
nie pomoże gruba kapota. Tylko
Janinka - miałby do niej parę spraw.

Czuje się mniej samodzielny, ale
co to za zmartwienie. Odkąd znowu
ma do kogo mówić, nie musi się
chować jak kiedyś. Nie chce.

Wtedy też nie byłem sam - nagle
widzi ciepły piec w hałaśliwej
izbie. Kto się tak radośnie śmieje?
Gustaw nie pamięta, ale słyszy.

Aż mu cieplej od tego. I lżej się czeka.

Opublikowano

Nie wiem, co siedzi w tym cyklu, Doktorze, trochę miesza on w moich przyzwyczajeniach dotyczących lektury i sposobu widzenia świata, (:-))), ale nie da się go czytać niefrasobliwie i po łebkach.
„Odkąd znowu ma do kogo mówić, nie musi się chować jak kiedyś.” Czy to jakaś wskazówka dotycząca przyczyn izolacji Gustawa? Czy to znaczy, że musiał się chować, bo stracił słuchaczy?
„Tylko Janinka - miałby do niej parę spraw.” Zastanawiam się, jakie to sprawy można mieć tylko do siwej, rozczochranej myszy. „Nie mówiła, kiedy wróci”. Nie mówiła, że wróci kiedykolwiek. Mam nadzieję, że ktoś wkrótce nadejdzie ścieżką, zanim zarośnie mchem i paprociami. Las to obce środowisko, chleb, sowa, czy kamień to chyba za mało dla człowieka, potrzeba mu choćby najmniejszej wspólnoty (np. kulturowej), z którą mógłby się utożsamić.

Pozdrawiam :-)

Opublikowano

Musiałem się trochę zdystansować (stąd spóźniony? komentarz ;)
Podstawowe pytanie, które mnie nurtuje teraz, to: o co tu chodzi? czemu służy? dlaczego ten, a nie inny? (bo mam w uszach tego poprzedniego G., który wydał mi się z lekka zblazowanym sybarytą, choć człowiekiem równie nie/szczęśliwym*).
"Z lasu" - a co jest tym lasem? Ten zwyczajny, który przejawia się w niby mnóstwie, a w gruncie rzeczy - w bardzo wybranych elementach. Nie wierzę, że coś jest przypadkowe. Zatem 'bohater' i 'środowisko' coś znaczą (ponad przedstawianie). Pamiętając, że w początkowych wierszach jest pewien zamęt (zamęt emocji także), a "otwarcie" rozpoczyna się od 'przekroczenia' obrazu - zastanawiam się, czy ten las nie jest czymś umownym? czymś wewnętrznym (wyobrażonym, wspominanym)? Trudno też zrozumieć (podsumować) bohatera w 'połowie' cyklu (nie wiadomo ile to potrwa jeszcze), ale wracam do swoich pierwszych odczuć: coraz bardziej widzę tu exemplum 'człowieka naturalnego' Rousseau (?), poprzedzającego epokę Gustawa-Konrada. Czyżby więc taka była reakcja na cywilizacyjny uwiąd? czy w tę stronę należy patrzeć?
Być może i tak, że skończy się to 'utopieniem' tego nieskomplikowanego, na pozór, Gustawa w ostępach zwątpień i bagienkach nadświadomości.
Wiem, że nic nie wiem. [nie moje, wiem ;)]
pzdr. b
PS. Piszę to tak 'uroczyście', bo wobec natłoku czynności na Forum. nie jestem pewien, że autor umieści tu następną część, ani że ja będę jeszcze cokolwiek tu czytał i komentował ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @huzarc a dziekuję, być moze cos w tym jest

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Dla wnusi ma się rozumieć?     Ale ja byłem jedynym chłopcem w okolicy, który to potrafił i nie tylko to.   Pamiętam ostatni raz uplotłem przed 30tką dla jednej ślicznotki u mnie na działce. Pojechała w nim do Warszawy, a potem jeszcze na swoją uczelnie następnego dnia. Też poetka. Artystyczne dusze są najpiękniejsze. 
    • Dzień rozpływa się w szeptach  słońce wilgotnieje i gaśnie. Dotyka mnie kruchość drzew, wypełniam usta mleczną mgłą.   Jesteś tak blisko, używasz mnie… Zatopieni w sobie czerwienią bieli. A kiedy Twoje oczy błękitnieją  moje stają się czarne.!       :)                   
    • Myszkę powiesiłam, taka urocza jest:) niech sobie wisi:)

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Rafael Marius pleść wianki to każdy powinien umieć :)
    • Wchodzi on - Polityk- Polityczna Tłusta Świnia Koronkowa, kłamstwem nabłyszczony, wykarmiony na ludzkiej cierpliwości jak monstrum z promocji, które zjadło cały kraj i jeszcze pyta o deser. Skóra mu świeci jak szynka premium namaszczona budżetem, oczy lśnią krzywdą smażoną na głębokim oleju publicznych pieniędzy. Półki szepczą między sobą, drżąc jak przeterminowane sumienia: „Patrzcie! To ten, który otłuścił się na ludziach tak bardzo, że wózek go nienawidzi!” On nie idzie. On płynie - lawina krawatów, biurokracji i tłuszczu władzy. Każdy jego krok  skrzypi jak konstytucja po setce poprawek, wózek jęczy jak urząd pod jego cięzarem. Chipsy padają na kolana - bo wiedzą, że jego spojrzenie ma kalorii więcej niż one same. Jogurty płaczą w kubeczkach: „Nie zabieraj nas, panie, my jesteśmy tylko mlekiem, nie obietnicą!” Ser żółty topnieje, tworząc kałużę chciwości, gęstą jak miód z komisji śledczej. Banany wyginają się w paragrafy i paragrafiki, chcąc wyglądać bardziej praworządnie. Kiełbasy drżą jak wspomnienia budzetów, które „zniknęły przez przypadek” w jego kieszeniach - kieszeniach z czarnych dziur, zdolnych wciągnąć nawet dobre intencje. Kasjerki patrzą na niego jak na zjawę z zamrażarki moralności. Skaner nie śmie go zeskanować. Paragon, dotknięty jego palcem, zwija się w Ewangelię Znikającego Rabatu. A mop klęka i staje się Berłem Posadzki Zniewolonej - narzędziem jego foliowego panowania. Reklamówka otwiera swoje plastikowe usta i błaga: „Panie… nie wsadzaj mnie tam… już tylu przede mną nie wróciło…” Ryby w lodówkach zaczynają śpiewać psalmy o złodziejstwie, bo wiedzą, że dziś on jest ich jedynym świętym i jedynym katem. Puszki kukurydzy stukają jak zegary politycznej degradacji, ogórki w słoikach drżą jak ręce premiera po trudnym oświadczeniu. A on? Śmieje się. Śmiechem tłustym, wypasionym, jakby każda złotówka zamieniała mu się w dodatkowy plaster boczku. I ten śmiech przesuwa regały, gasi neony, sprawia, że butelki oleju ronią łzy kwasu tłuszczowego. Gdy bierze wózek -  ten klęka. Gdy wchodzi na dział z pieczywem -  bułki sypią się jak nadzieje narodu. Gdy przechodzi przy kasie, torty mdleją ze wstydu, a mleko zastyga w bieli czystej żałoby. I wtedy ludzie  - zwykli ludzie, z pustymi koszykami i wypłukaną godnością - patrzą na niego jak na tłuste nadużycie w ludzkim garniturze, na kulę chciwości, która zjadła wszystko, co dobre, i nawet nie beknęła. Patrzą i mówią szeptem, by nie usłyszał: - Chryste Panie… my naprawdę płacimy na tego durnia? A potem wybuchają śmiechem - takim mocnym, tak szczerym i bolesnym, że aż torty zaczynają klaskać, reklamówki mdleją, a chipsy śmieją się same z siebie. Bo groteska jest tak wielka, że aż pęka w szwach, a prawda tak tłusta, że nie da się jej zmieścić w żadnym koszyku.                
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...