Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Kasztany


Vegga

Rekomendowane odpowiedzi

Potrząsnął blond włoskami. Tak jasnymi, że prawie białymi.
- Te liście...one...one spadają tak głośno. – Powiedział z wielkim trudem. Dobrze, że w wieku dziewięciu lat w ogóle mówił, chociaż bardzo powoli i niewyraźnie.
- Są zmęczone Kochanie, to dlatego. – Odparła z uśmiechem. – Widzisz, wisiały na tym drzewie od wiosny. A teraz opadają by wreszcie sobie odpocząć. – Dodała spokojnie.
Pokazał swe białe ząbki w uśmiechu zrozumienia. Był dzieckiem autystycznym, otaczający go świat wywoływał w nim przerażenie. Nie potrafił nawiązywać kontaktów z innymi dziećmi, miał trudności z poruszaniem się. Miał także nadwrażliwe zmysły, czasem bywał nawet niechcąco agresywny.

Jego wielkie niebieskie oczy rozbłysnęły nagle.
- Ma...Mamo! – Krzyknął z entuzjazmem.
- Tak?
- W zimę...robiliśmy ta...ta...takie aniołki na... na tym białym...tym... – Zaczął nerwowo szukać słowa.
- Śniegu? – Pomogła mu.
- Tak.. Zrobisz ze mną?

W chwilę później leżąc na plecach w złoto-czerwonym dywanie i śmiejąc się głośno, machał rękoma. Szelest nie przeszkadzał mu już zupełnie, był w swoim wymiarze rzeczywistości. Mógł ją kształtować. Ludzie przechodzili, ze zdumieniem patrzyli na dziecko leżące na pokrytej liśćmi ziemi, krzyczące coś niezrozumiałego i z niezrozumiałego powodu poruszającego kończynami w sposób co najmniej dziwny. On robił swoje. Oni myśleli:

- Cholera, gdzie on ma matkę?!

A ona siedziała nieopodal na ławce. Spełniona. Dumna. Nie przeszkadzało jej, że pewnie nie dopierze jego nowych spodenek zabrudzonych ziemią.
Bo przeszedł sam siebie, kolejny raz pokazał, że nie boi się świata. Że potrafi być tym kim jest, z całym bagażem odmienności i upośledzenia. I że to nie ma, naprawdę nie ma, większego znaczenia, wystarczy widzieć.
Widzieć.

- Śliczny aniołek, Kochanie. – Pochwaliła go, podchodząc bliżej.
- To ty, mamo. - Powiedział powoli, choć w zasadzie bez namysłu.
- Naprawdę?

Skinął głową.

- Chcesz pozbierać kasztany? – Gdy była w jego wieku uwielbiała to robić. Urządzali nawet zawody, kto zbierze ich więcej. Wtedy wszystko było tak banalnie proste. A największym dramatem...największym dramatem były stłuczone na kolana po upadku na rowerze.

Nie musiał odpowiadać, wiedziała, że chciał. Pociągnął ją za rękę i niezdarnie pobiegł w stronę rozłożystego kasztanowca.

- Ma..mo... zrobię z nich...z nich słońca! – Wykrzyknął entuzjastycznie trzymając pełną garść lśniących, brązowych owoców jesieni. A w zasadzie jej kultowych symboli.

Nie widział, że słońce jest tylko jedno. Nie wiedział, że to tylko zwykłe kasztany. Wreszcie, nie wiedział, jak trudno będzie mu w życiu.
Ona jednak wiedziała, że zrobi te słońca, że postawi je w kuchni i sypialni, i może nawet na szafce z butami i w samochodzie. Postawi choćby po to, by rozgrzewały ją zapałkowymi promieniami.

*


- Weźmiesz stąd kurwa te zakurzone dziadostwo czy nie weźmiesz? – Znów się drze. – Widzisz Jasiu, cholera jasna, ci dzieci narobią jakiegoś syfu na stół, miejsca kurwa nawet nie ma. – Zwrócił się do pana Janka.
- Już tato. – Odpowiedział czym prędzej. Lepiej nie zadzierać z ojcem. Szczególnie gdy jest pan Janek. I wódka.
- No to bierz to, do cholery, i to już!

Nie zdążył wziąć. Ojciec zrzucił na ziemię jego zabawki. Kasztanową żyrafę, jeża i psa Burka. Żyrafa nie miała już głowy i szyi, jeżowi połamały się kolce – wykałaczki, Burek stracił łapy i kasztanowy brzuch.

- Się zrobiło miejsce jakieś. – Rzekł zadowolony z siebie ojciec. – Wreszcie kurwa – Dodał z ulgą.

Pan Janek się zaśmiał.

- Dzieci to mają pomysły, co nie? – w jego głosie wyczuwało się wyraźną kpinę – Szkoda, że takie kurwa niepotrzebne.
- No – skwitował ojciec.

A on siedział na brudnym dywanie i zbierał kasztany, i wykałaczki, które nie były już towarzyszami jego dnia – żyrafą Klarą, jeżem Hieronimem i psem Burkiem. A tak wyśmienicie się z nimi bawił. Stworzył własne zoo, własny dobry świat. Bez krzyków, alkoholu i pana Janka.

- Co ja teraz zrobię? – Pomyślał i poczuł jak łzy wzbierają mu w małych zielonych oczach. – Co ja zrobię?

Chciał zreperować. Ale nie, bo tu się coś nadłamało, tu rozbiło. To już przecież nie to samo. Nie. Pobiegnie po południu do parku jak tylko ojciec zaśnie i nazbiera nowych kasztanów. Jeśli jeszcze będą. Oby były. Oby.

- Posprzątałbyś tu, śmieciu mały, nie widzisz w jakim syfie się obracasz?

Ojciec zawsze taki był. Despotyczny, wulgarny, egoistyczny. Nie raz dostał od niego za brudny sweter, albo trójkę w szkole. Bał się go bardzo. Odkąd zmarła matka, skończyło się dzieciństwo, zaczęło się prawdziwe życie. Gdy żyła, też nie było najlepiej, ale przynajmniej zawsze go broniła, co zresztą sama przypłaciła zdrowiem. Nie, nie było sielankowo.
Teraz został sam.


Wyszedł po cichu, ostrożnie zamknąwszy drzwi. Pobiegł do parku, ile sił w nogach, znalazł swoje drzewo. Kasztany jeszcze były, dzięki Bogu. Zbierał je łapczywie. Miał dziesięć lat, uwielbiał szeleszczące liście i wyłaniające się spośród nich zielone kolczaste czapeczki. Nazbierał. Zrobi z nich żyrafę, jeża i jeszcze spróbuje pająka. Schowa w swoim pokoju, przed światem.
Tak myślał, wychodząc z parku z jednorazówką pełną szczęścia.

*

Właściwie to tylko dwie przypadkowe historie. Właściwie zupełnie zwykłe.
Ale nauczyły mnie jednego. Piękno ma kolor jesieni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałam kiedyś felieton Joanny Szczepkowskiej "Świat według Bożenki". Tam również został przedstawoiny ten temat. Przypomniało mi się to dlatego, że Twój tekst emanuje podobnym ciepłem i zrozumieniem. Szczególnie te kasztany w obu przypadkach są tak charakterystyczne. Przepraszam, że powołuję się na tekst, którego pewnie nie znasz, ale to moje pierwsze odczucia po przeczytaniu.
Pomysł na przedstawienie dobry, ale na szczególną uwagę zasługuje język, którym się posługujesz. "Jednorazówka pełna szczęścia" - :).
Pozdrawiam kolorowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wszyscy na mnie głupio patrzą, kiedy mówię, że moja ulubiona pora roku to jesień. taka krótka refleksja.
podoba mi się jak piszesz, dwie rózne historie przedstawione bardzi ciekawie, sprawnie się czyta, nie mam zastrzeżen w kwestii technicznej. życie po prostu...

pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bukiet z czerwonych i brazowych lisci [ a w słoiczku zamknełam kasztany ...]

świat tego dziecka mial zupelnie inny wymiar, jednak potrafil sie odnalezc..
osiagnal szczescie, a matka dobrze znajaca regolu tego naszego swiata mogla dac dziecku choc odbrobine szczescia..

szkoda tylo, ze ten tekst byl taki krotki bo mozna by czytac o tym caly dzien..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @MIROSŁAW C.   I przetrwają tylko najsilniejsi, dałem tutaj komentarz odautorski - tak będzie w praktyce to wyglądało, otóż to: na pierwszy ogień pójdą pasożyci.   Łukasz Jasiński
    • Orientacyjna analiza faktów: w Polsce żyje około cztery miliony osób z wrodzoną niepełnosprawnością - nie są oni zdolni do samodzielnej egzystencji i nie wspominając już o jakiejkolwiek pracy zawodowej, utrzymanie jednej osoby z wrodzoną niepełnosprawnością kosztuje od trzech tysięcy polskich złotych do sześciu tysięcy polskich złotych - nie płacą oni żadnych podatków, natomiast: więźniów w Polsce jest około sto tysięcy, utrzymanie jednego więźnia kosztuje od trzech tysięcy polskich złotych do pięciu tysięcy polskich złotych - nie płacą oni żadnych podatków, dodam jeszcze: bezdomnych i bezrobotnych - też są na utrzymaniu podatników, teraz: proszę mnie przekonać - używając merytorycznych argumentów - po co mam iść do pracy? Oczywiście: jestem osobą niesłyszącą, posiadam nabytą niepełnosprawność o stopniu umiarkowanym i żyję z dożywotniego odszkodowania za utratę słuchu z winy państwowego szpitala, prawdopodobnie przez źle użytą narkozę, jednocześnie: jestem byłym pracownikiem Zakładu Pracy Chronionej, Archiwum Akt Nowych i Narodowego Klubu Libertyńskiego, jasne: cały czas płacę podatki, na przykład: płacąc za prąd - tam są różne podatki, nomen omen: zamiast siedemdziesiąt pięć polskich złotych - będę płacił sto polskich złotych za prąd - wzrost, płacę również składki zdrowotne za pośrednictwem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, więc? Otóż to: nie jestem na utrzymaniu podatników - nie korzystam z jakiejkolwiek pomocy ze strony Opieki Pomocy Społecznej, przypominam: w Czarnej Teczce mam dokumenty i wynika z nich, iż jak pracowałem zawodowo - zapłaciłem blisko czterdzieści tysięcy polskich złotych Urzędowi Skarbowemu (przy okazji: mam jeszcze trzydzieści pięć tysięcy polskich złotych emerytury w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych), kończąc: niedługo złożę wniosek o dodatek mieszkaniowy i bon energetyczny - w rzeczywistości to są moje pieniądze.   Łukasz Jasiński    @MIROSŁAW C. @MIROSŁAW C.   I przetrwają tylko najsilniejsi, dałem tutaj komentarz odautorski - tak będzie w praktyce to wyglądało, otóż to: na pierwszy ogień pójdą pasożyci.   Łukasz Jasiński 
    • @Łukasz Jasiński Oj weźmie się natura za nas, oj weźmie!!!
    • @Leszczym Tak jakoś...  "Każdy, kto czyta, staje się dziwakiem. Czytanie daje wiedzę, a ponieważ wokół dominuje raczej ignorancja, wiedza oznacza dziwactwo." 
    • Dziękuję bardzo za wszystkie ślady zainteresowania, pozdrawiam. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...