Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zamyśliłam cię w sobie
subtelnie obracając
szafirem słowa

porankiem jadłam z twoich oczu
lęk przed przyszłością
wypełniając pustą przestrzeń
uśmiechem

tym samym
z każdym zachodem
kreowałam w tobie
mój pierwiastek

bystra kobiecość
jak nic uwielbia tworzyć
kolejne męskie nałogi

Opublikowano

tylko ostatnia strofa. wcześniejsze to jakaś straszna papka,
wysilona i nudna. jedzenie z oczu lęku nie wydaje mi się zbytnio 'kobiece',
jeżeli to sobie dosłownie wyobrazić powoduje odruchy wymiotne.
wypełnianie przestrzeni uśmiechem, kreowanie pierwiastków itp.
w kosz.
znowu mam nieodparte wrażenie, że wierszyk czepiany i zrzynany.
zdrowia

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



udało ci się doprowadzić mnie do 'czerwoności' :-) jestem niesamowicie zadowolona, iż komuś się podoba moje pisanie.

pozdrawiam jesiennie
kalina
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



żeby ostatnia miała większy wygłos, wcześniejsze muszą być pisane ze zbytnią ckliwością. przynajmniej taki był zamiar.
masz rację - jedzenie niezbyt apetycznie w tym wypadku brzmi : muszę wymyśleć coś lepszego.
a wiersz - pisany własnoręcznie. jakiś czas temu

pozdrawiam
kalina
Opublikowano

mnie też najbardziej podoba sie ostatnia strofa. wcześniej to takie blade wprowadzenie. jak blade? bardzop blade. ale nie wiem. może spróbowac jeszcze raz to napisać, z jakąś świeżością własnego dzisiejszego doświadczenia? jakoś tak między między. pozdrawiam

Opublikowano

dziękuję wam, kochani, za wizyty :-)

drewniane : nie chcę nic zmieniać. wers ostatni miał być całkowitym kontrastem dla pierwszych strof. i - skoro sądzisz, że wczesniejsze są blade - to chyba dobrze oceniasz mój pogląd :-) zasłodzenie jest zabiegiem celowym :-)

Jay Jay : o la la, śnić się komuś - nawet w formie wiersza - to dla kobiety zaszczyt :-) oczywiście z twoich oczu... czyli stary Kapuściński zawsze ma rację :-)

pozdrawiam
kalina

Opublikowano

Hmm no przyznaje ze zakoczylam sie pozytywnie . nie ma to jak bystra kobiecos ;)
czekam na kolejne kall z mila checia cos poczytam .
sciskam ... i odchodze w dalsze progi .

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
    • Alicjo. Tylko nie gniewaj się na mnie. Proszę.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...