Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Są takie dni, kiedy tylko jedno w głowie. MONOtematyczne dywagacje.
POLIanna zostaje odstawiona w kąt. Ta rozgarnięta, wszechstronnie uzdolniona panienka przegrywa, przegrywa na całej linii... Z kim? MONOko, ponętna adeptka kamasutry jest bardzo mocną rywalka. Właściwie nie ma się co wstydzić przegranej. Nie każdy ma bowiem taki ekwipunek.
MONOko jest wyposażona w wiele bardzo cennych przymiotów ciała i ducha. A może lepiej ciała i ciała? Taaaak, to bardziej zgodne z prawdą. Przegrać z MONOko, to żaden wstyd. Jest uzbrojona po zęby, więc co taka szara myszka jak ty, POLIanno, może począć przeciw długim na metr nogom, miseczce C, pieprzykowi na lewym policzku, gęstym rzęsom, błękitnemu spojrzeniu? Nic. Nie przejmuj się, ale nic. Nie w taki dzień.
MONOtematyczne dywagacje nie sprzyjają tak różnorodnym zainteresowaniom, jakie ty POLIanno, posiadasz. W takie dni woli się jasne, zwięzłe, a treściwe odpowiedzi. „Czym się interesujesz?” Gdy ktoś ma takie możliwości jak MONOko, wystarczy, że okręcając sobie pukiel włosów na palcu, szepnie uwodzicielsko „A wiesz, tym i tamtym...” I tu wszystko jest jasne, zwięzłe i niebywale... treściwe. Każdy facet zrozumie MONOko. Choćby i nie mówił po angielsku, a znał jedynie suahili. On zrozumie. Tak, jak nigdy nie zrozumie POLIanny. I cóż, że inteligentna, życzliwa, zawsze pomocna! Cóż z tego? Faceci jej nie rozumieją. Czemu? „za często zmienia zdanie” . Taaaak? POLIanna ripostuje „ kobieta zmienną jest”, MONOko nie chce zostać w tyle, dodaje „ tylko krowa nie zmienia zdania” po czym rumieni się, gdyż faceci patrzą, nic nie rozumiejąc. „ Czy mi się zdaje, czy ona pomaga swojej rywalce? Coś tu jest nie tak...” MONoko ma szybki refleks: „ No wiecie, guys, taka damska solidarność”. Mężczyźni ze zrozumieniem kiwają głowami. MONOko prowadzi.
Zbliża się wieczór. Zakończenie MONOtematycznego dnia, ale także jego kulminacyjny punkt. MONOko i POLianna ruszają do pubu. Stadko wygłodniałych mężczyzn rusza za nimi. A właściwie za jedną z nich. POLIanna ma na sobie skromną sukieneczkę w kwiatuszki i drobne czółenka. MONOko też zdecydowała się na sukienkę. Ale bynajmniej nie skromną. Jej panterka rozpala i zniewala, a długość lub raczej krótkość, pobudza wyobraźnię. I tak oto ta zdolna dziewczyna skłania panów do twórczego myślenia. Staje się ich inspiracją. Na szpilkach. Na szpilkach!?!? „Przecież ona jest... o głowę ode mnie wyższa!!!” woła co drugi z przerażeniem. MONOko nie wie, o co im chodzi. Uśmiecha się głupawo. POLIanna ratuje sytuację. Jest dobra, koleżeńska i życzliwa. „MONOko po prostu lubi... górować”. Faceci wybuchają śmiechem, z uznaniem kiwają głową. MONOko wciąż prowadzi. Rzeczywiści góruje.
Przy stoliku, w otoczeniu grona absztyfikantów, popijając chłodne piwko, MONOko siedzi i dyskutuje. A bardzo uczone są to dysputy. „Jak sądzisz, my dear, Armani powinien wprowadzić teraz nową kolekcję butów czy torebek? No wiesz, tych wężowych. Ostatnio to krzyk mody! Z jednej strony torebki, bo...” faceci kiwają głowami, szczerzą wymyte dokładnie zęby i czekają chwili, by się oddalić. Już widać, że MONOtematyczny wieczór dobiega końca. Jeszcze niektórzy mają nadzieję na zaproszenie do przytulnego babskiego mieszkania. Dla innych jednak przeszkody okazują się nie do pokonania. Bariera inteligencji(„ Mówiąc do mnie naprawdę nie byłeś głodny? Cukiernia jest za rogiem”) , kultury( „Tycjan? To ten od farby do włosów?”), przekonań(„ a co mi tam po wężach? Lepszy pożytek z nich w mojej szafie!”). MONOko wciąż dyskutuje, i choć audytorium się zmniejsza, jest kilku wiernych fanów. Wieczór upływa spokojnie. Do czasu.
Na szpilkach można skręcić nogę. POLianna chce udowodnić, że w czółenkach także jest to możliwe. Trzymając w ręce zielonego drinka dumnie kroczy w stronę wspólnego stolika. Będąc już na tyle blisko, by wychwycić interesującą ją twarz, potyka się nagle i wraz z zawartością szklanki ląduje na kolanach swego obiektu. Trafiła w dziesiątkę. Facet wstaje, przytrzymuje ją i uśmiecha się wybaczająco. Ona strwożona próbuje zetrzeć plamę i jednocześnie ustać na nodze. On jej pomaga, oferuje pomoc. POLIanna deklaruje chęć wyprania koszuli. On kiwa głową i pomagając jej wychodzą z lokalu. MONOko mina rzednie. Dobrze, że nie wie, iż przed domem POLIanna wręcza chłopakowi kartkę z numerem telefonu, a on jeszcze tej samej nocy, ok. 22:45, wykręca go z bijącym sercem. MONOko tego nie wie. Dlatego wciąż jeszcze radosna wraca do wcześniej omawianego problemu („ gdzie powinnam kupić nową spódniczkę- Pimkie czy Vero Moda?”). Trzech facetów słucha z zaciekawieniem. Udaje, że słucha. Tak naprawdę to tylko sobie patrzą. I patrzą. I kalkulują. Jeden z nich oblicza, że to mu się opłaca i za trzy lata kupuje MONOko pierścionek zaręczynowy. Ona go przyjmuje. POLIanna zgadza się wyjść za tego chłopaka w polanej koszuli (którą już zdążyła wyprać setki razy- wcale nie mania czystości. Po prostu wspólne mieszkanie). Idą do ołtarza prawie razem, tego samego dnia, choć o różnych godzinach. Na tę okazję MONOko rezygnuje z panterki, POLIanna też stawia na biel. Wyglądają jak dwie białe śnieżynki i tak niewątpliwie tak się czują. Są to dwie szczęśliwe śnieżynki.
Adeptka kamasutry i młoda przedstawicielka polskiej inteligencji. Obie wygrały. Remis.
MONOko i POLIanna...
...oraz banda ćwoków, którzy dopiero pod wpływem zielonego drinka przeglądają na oczy.

Opublikowano

fajne to przewrotne, błyszczysz inteligencją!
każda z nas - tak sadzę na coś z jednej jaki z drugiej po społu.
teks ciekawie napisany, nie osądzasz, przytaczasz jakby fakty, przedkładasz czytelnikowi i na koniec dobijasz i o to chodzi jest ten przytup! a to już jest wyższa szkoła jazdy!
pozdrawiam

Opublikowano

Fajne zestawienie charakterów dwóch gł. bohaterek, szkoda, że padł remis, ale jestem przekonany, że gdyby dopisać jeszcze fragment, np. co się wydarzyło po powiedzmy ćwierć wieczu- to do wątku POLIanny trza by dopisać.... Żyła dułgo i szczęśliwie, a przy pani Mono...
LA DANCE MACABR

nisko się kłaniam i pozdrawiam
(może by tak kolejne opowiadanko o cichym spokojnym supermenie i uwodzicielskim gwiazdorze muzyki pop który walczy z hirurgiem plastycznym. Jego dramat na tle rozprawy sądowej, to by mogło przyciągnąć czytelnika......to taki malutki sarkaźmik:-) hie pozdrawiam

Opublikowano

twój dalszy scenariusz, to dokładnie to, co sama chciałam napisać. Zrobiło mi sie jednka żal MONOko i postanowiłam dać jej szansę- kto wie, może to ćwierćwiecze też upłynęłoby jej słodko i przyjemnie, a cały związek nie zakończył się rozwodem(jak to często bywa u wampów jej pokroju).

dzięki, za komentarz i za pomysł na realizacje dalszych założeń porównawczych:D

pozdrawiam

Opublikowano

miluchno, sprytnie, lecz
dość szablonowo naszkicowane postaci
a gdyby tak więcej i głębiej...
odbieranie rzeczywistości zależy nie tylko od tego, co widzimy, ale i JAK postrzegamy //
" miej serce... chimero
Dopisz coś z głębi, Jakeś anielska
pozdrawiam ciepło /w panterki odziana;)/

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...