Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

OGRÓDEK

Prześliczny gołąb szybuje w powietrzu. Frunie beztrosko w moim kierunku. Siada na parapecie okna.
- Co robisz? - pyta mnie siostra
- Kopię
- Co ?
- Ziemię
Gołąb zrywa sie do lotu, unosi sie ku słońcu.
Widok z lotu ptaka:
Stoję z łopatą przed domem, obok mnie siostra i ziemia. Mnóstwo ziemi, hektary ziemi, hektary pól żyznej gleby.
Ptak ginie w obłokach.
Opieram się o łopatę. Gorąco mi. Wycieram czapką pot z czoła.
- Po co kopiesz?
- Muszę
- Jak to musisz?
- Ojciec powiedział, że jak nie przekopię tego do wieczora to mi nogi z dupy powyrywa.
Siostra nie rozumie. Jeszcze nie.
Mam siedemnaście lat. Dobry wiek na kopanie.
Wracam do pracy. Każde wbicie łopaty w ziemię kosztuje mnóstwo sił. Ciach, pach, ciach, pach i znów.
Z oddali nadlatuje czarny ptak. To kruk. Siada na ziemi, tuż obok, mnie. Odganiam go ale ptaszysko nie reaguje. Kracze.
Kopię dalej. Natrafiam na coś twardego. Przerywam.
-Siostra! Coś znalazłem.
-Co?
-Nie wiem jeszcze. Pomóż mi.
Odrzucam łopatę. Padamy z siostrą na kolana i odgarniamy ziemię rękoma.
Po chwili:
-Piotr? Co to jest? Skarb?
-Nie głuptasie. To trumna.
-Trumna? Taka prawdziwa? Z trupem w środku?
-Zaraz się dowiemy.
-Zaczekaj. Chyba powinniśmy kogoś zawiadomić.
-Zawiadomić? Siostra, no co ty? Otworzymy trumnę, zobaczymy kto tam leży w środku i potem zawołamy kogo trzeba.
-Boję się.
-Nie ma czego. Kości nie widziałaś?
-Nie.
-Jesz kurczaka w niedzielę na obiad?
-No dobra. Niech ci będzie, ale powoli dobrze? Boję się.
-Na trzy cztery?
-Na trzy cztery.
-Gotów ?
-mhm.
-Trzy, czte...ry.
Otwieram wieko trumny. Siostra blednie z przerażenia. Patrzę i nie mogę uwierzyć w to co widzę. Nie mieści mi się to zwyczajnie w głowie.
Zawartość trumny: dwudziesto paro letni Piotr, z blizną po sznurze na szyi. Zarośnięty.
Siostra pierwsza nie ukrywa zdziwienia:
-Piotr, czy to ty?
-Kurwa, nie wiem.
-Boję się.
-Ja pierdolę. O co tu chodzi?
Piotr-Trup wstaje z trumny, rzuca się na mnie i zaczyna dusić mnie krzycząc przy tym:
-Zniszczyłeś moje życie skurwielu, zapłacisz mi za to. Wiesz, przez co przeszedłem?
Siostra trafia go łopatą w łeb. Piotr-Trup pada na ziemię.
-Siostra uciekaj!
-A ty?
-Uciekaj!
Robi co jej każę. Piotr-Trup powoli podnosi się z ziemi. Podnoszę się szybciej i od razu rzucam sie do ucieczki.
Biegnę z całych sił przez pola. Intuicja podpowiada mi kościół, tam będę bezpieczny. Dobiegam do kościoła. Wchodzę do środka.

CHRZEST

Trwa msza. Siadam zdyszany w ostatniej ławce. Upewniam się, że nie wbiegłem za sobą. Nie ma mnie. Jestem sam. Ludzie stoją nieruchomo. Z przodu, na środku ołtarza, stoją cztery osoby. Nie wiem kim oni są ponieważ widzę tylko ich plecy.
Tłusty ksiądz podchodzi do nich. Kościelny nadstawia mu mikrofon. Ksiądz nabiera w usta powietrza i grubym głosem przemawia:
- Piotrze, Pawle ja ciebię chrzszczę w imię ojca i syna i ducha swiętego amen.
Robi mi się nie dobrze. Wymiotuję. Ludzie odwracają się, patrzą sie na mnie. Tu jest cała moja rodzina. Matka, ojciec, wujkowie, ciotki, babcie, dziadek. Siostry nie ma, jeszcze nie. Patrzą sie na mnie.
Nagle ziemia się trzęsie, obrazy spadają ze scian, pękają witraże, Jezus spada z krzyża, jego głowa odpada. Ludzie przewracają się na podłogę. Dzwony biją.
Wszystko sie zmniejsza. Ludzie też, razem ze mna. Wszystko nagle maleje. Kosciół jest coraz mniejszy, jest już tylko wieżą szachową, którą czyjaś ręka przesuwa na szachownicy w lini prostej na e5.
Szach!
Cofam się w rozwoju. Czasami tak bywa.

JUNIOR

Tak mówili na mnie gdy byłem dzieckiem. Nie wiem czemu. Nie dali mi nawet imienia po ojcu.
Teraz mam trzy latka. Siedzę na nocniku. Jest tu cała moja rodzina. Każdy z osobna patrzy mi w oczy. Ustawiają się w kolejce. Wielkie twarze, wyłupiaste oczy, głupie miny. Widzę wszystko jak przez szklaną kulę. Zbliżenia. Wujkowie, ciotki, babcie. Nie wiem czy już sie rozpłakać czy poczekać chwilę. Straszny harmider, rozmowy, śmiechy.
Gruby facet w szarej podkoszulce z "S" 'ką na przodzie i napisem "Supertata" na plecach doprowadza ich do porządku słowami:
- Cisza! Junior opowie nam teraz bajeczkę. No junior! Dawaj!
Zaczynam!:

Niedaleko Sochaczewa
Stoi drzewo. Gdy od drzewa
Jechać cztery mile w lewo,
Widać miasto Błękitniewo.
I właściwie to nie miasto,
Lecz miasteczko - jedno na sto,
W którym zawsze błękit nieba
Jest bezchmurny, gdy potrzeba,
W którym wrzos, gdy zechce, kwitnie
Nie liliowo, lecz błękitnie,
Gdzie na moście każda deska,
Chce, czy nie chce, jest niebieska,
Gdzie na rynku każda ściana
Jest na błękit malowana,
I gdzie każdy dom za rynkiem
Jest pokryty modrym tynkiem... *

Dzwonek do drzwi przerywa mi skutecznie. "Supertata" idzie do drzwi. Otwiera. Na korytarzu stoi Piotr-Trup. To on dzwonił przed chwilą.
- Czego?- pyta "Supertata"
- Dajcie mi kurwa wszyscy święty spokój!
Świat zaczyna sie kręcić. Tracę orientację. Nie wiem już czy to ja się kręcę wokół własnej osi, czy to oni kręcą sie wokół mnie. Zupełnie jak na karuzeli.


KRAKÓW

Jest takie miejsce,
królów ślad.
Korona na koronie.


Mamo!
Nie jestem już małym dzieckiem. Dorosłem. Zabrałem Nadię do Krakowa. Wiesz,to jest to miasto. Miasto moje ulubione. Jestem taki szczęśliwy. Szkoda,że tego nie widzisz. Wisła, Wawel, Floriańska, Kościół Mariacki, Gołębie. Mnóstwo gołębi. Kataryniarz gra tę znaną melodię. Napewno znasz: " Ta ostatnia niedziela, jutro się..." No właśnie. Wszystko na tym świecie ma swój koniec. Nic nie trwa wiecznie. Nie denerwuj sie mamuś. Wrócę. Na pewno wrócę. Ty wiesz najlepiej. Zawsze wracam.
Siedzimy z Nadią na dworcu. Czekamy na pociąg.
-Wiesz co Nadus?
-Co?
-Chciałbym napisac scenariusz.
-Scenariusz? O czym?
- O życiu. O moim życiu.
-Przecież to było by strasznie nudne...

Mam taką fantazję dotyczacą mnie i Nadii oto ona:
Dziewczyna leży zakrwawiona na chodniku a ja skaczę po niej jak na trampolinie w góre i w dół, wrzeszczę:
-Dlaczego nie chcesz mnie zrozumiec? Wcale mi nie pomagasz! Jestes głupia i tyle!

-...ale próbuj. Na pewno ci się uda. Wierzę w to. Masz talent.- dodaje na koniec.
- Wiesz, kiedyś to wszystko sie skończy. Nadejdą lepsze dni. Będę wreszcie szczęśliwy.
Na peronie pojawia sie Junior z rodzicami. Junior zaczyna śpiewać: "Wsiąść do pociagu byle jakiego..." Ludzie wrzucają mu pieniądze do kapelusika. Rodzice Juniora są mile zaskoczeni
-Będziesz?
-Będę bo widzisz, zaraz nadjedzie pociąg ale nie nasz.
-Jakto nie nasz?
-Po prostu. To bedzie już tylko twój pociąg. Ja jadę w przeciwnym kierunku.
-Dokąd?
-Tam gdzie będę szcześliwy.
-Gdzie to jest?
-Gdziekolwiek byle bez ciebie.
Wjeżdza pociag, przez szpary w wagonach widzę samego siebie w mundurze wojskowym. Pociąg staje. Wysiadają z niego ludzie. Junior z rodzicami ginie w tłumie. Może wsiadł już do środka? Nadia już wsiadła, Jest tez Piotr-Trup i Piotr-Żołnierz. Wszyscy zajmują jeden przedział. Ja nie jadę tym pociągiem. Nie ma mowy. Poczekam na nastepny jesli takowy będzie.
Pociąg odjeżdza. Piotr-Trup wychyla się przez okno i krzyczy w moją stronę:
-Ty pieprzony egoisto! - Już nie słyszę.
Pociąg ginie w oddali.

Maszyna do pisania wystukuje wolno na białej kartce papieru sześć liter:

K

O

N

I

E

C

* Fragment mojej ulubionej bajki z dzieciństwa: Jan Brzechwa "Latający Pogrzebacz."

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

puk, puk

Wszystko sie zmniejsza. Ludzie też, razem ze mna. Wszystko nagle maleje. Kosciół jest coraz mniejszy, jest już tylko wieżą szachową, którą czyjaś ręka przesuwa na szachownicy w lini prostej na e5.
Szach!
Cofam się w rozwoju. Czasami tak bywa.

to coś dla mnie !!i to:

-Chciałbym napisac scenariusz.
-Scenariusz? O czym?
- O życiu. O moim życiu.
-Przecież to było by strasznie nudne...

napisane z dystansem do samego siebie. fajne
pozdrawiam

  • 9 miesięcy temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_WysockaPięknie to ujęłaś - chociaż Bóg czasem stwarza człowieka bez jakiegoś zmysłu - lub później go odbiera - daje też choroby i cierpienia - nie rozumiem takiego Boga - wiersz ma 5 lat - wtedy myślałem inaczej - okruchy miłości otrzymałem - na parę lat aż przyszła choroba  
    • @huzarc Twój wiersz czytam jak gotycką scenę, pełną symboli i teatralnego mroku. Nie mój świat, ale ciekawa, mocna wizja.
    • @violetta   do twarzy Ci w nim :)
    • - Patrz przed siebie, nie w dół. - Wstrząsnęła małym listkiem gałązka. Był koniec października, listek jako jeden z nielicznych, trzymał się kurczowo swojego drzewa. Otworzył mocno zmrużone oczy i spojrzał na oddalony park. Liście błyszczały tam przy dostojnych drzewach, jak kolorowe fale u stóp nadmorskich fiordów. - Jesteś pewny, że wiatr mnie tam zaniesie i nie spadnę do tych okropnych śmieci? - Mruknął raz jeszcze, zerkając z grymasem na śmietnik. Tuż pod nim, przy autobusowym przystanku, stał kosz na śmieci. - Jestem pewny. - Łagodnym głosem przekonywała gałązka. Żółto-pomarańczowy listek wziął głęboki oddech, lekko się zaczerwienił i z przymkniętymi oczami odczepił się od gałązki. Serce biło mu jak szalone, nic innego nie czuł, poza strachem. Mocnym ramieniem, wiatr pochwycił go w stronę upragnionego parku, lecz szybko zmienił kierunek i zawrócił. Listek wylądował na śmietniku. - Nie panikuj, jesteś na koszu nie w koszu...Patrz nadal przed siebie, nie zerkaj do środka. Być może za chwilę, wiatr ponownie cię porwie...- Szeptała z góry gałązka. Z kosza dobywał się nieprzyjemny zapach. Listek starał się tam nie zaglądać. Z nadal mocno bijącym sercem, patrzył na wysokie drzewa. - Przepraszam piękny listeczku, czy mógłbyś mnie zabrać ze sobą?...Przypadkiem usłyszałem, że wybierasz się do parku. - - Nie zabieram ze sobą żadnego brzydko pachnącego papierka...- Listek odwrócił się od wnęki kosza. - To świetnie się składa, bo nie jestem papierkiem. Mam na imię Feliks. - Przed listkiem stanęła mała, choć dość pulchna, mrówka. - Ledwo się wygrzebałem z tego śmierdzącego worka. - Przedstawił się Feliks, zlizując z łapek resztki jakiegoś lepkiego płynu. -Witaj mróweczko... A jak się tam znalazłeś? - Zapytał, przyjemnie zaskoczony listek. - Noo wiesz... Czasami w parku coś niecoś skubnę, liznę... Człowiek wyrzuca na trawnik różne rzeczy. Tym razem napiłem się kilka kropelek słodkiego napoju i ktoś z pustą butelką wrzucił mnie do tego kosza. Ludzie to takie dziwne istoty, jedni śmiecą, a drudzy po nich sprzątają. -Wyjaśniła mrówka. - Tak...Zauważyłem, że to bardzo dziwne stworzenia. Podobo wiedzą że słodycze im szkodzą, a mimo to, objadają się nimi. Dużo dzieci ma przez to chore ząbki. Ty też lepiej uważaj, bo w końcu się pochorujesz, albo ugrzęźniesz w tym śmietniku, jeśli jeszcze raz tutaj trafisz...- Z wielką ochotą, listek wdał się w rozmowę. - Zgadzam się z tobą listeczku, od dzisiaj przechodzę na dietę. Koniec z ludzkimi smakołykami - Uśmiechnął się Feliks, zlizując ukradkiem przyklejony do tylnej łapki, kryształek cukru. - Wdrap się na plecy i trzymaj się mocno. Jeśli nam się trochę poszczęści, z wiatrem dostaniemy się do parku. -Zachęcił go listek. Nawet nie zauważył, że przestał się bać. Sympatyczna mróweczka, wdrapała się na jego plecy. Po chwili oczekiwania, wiatr ponownie objął listka swoim silnym ramieniem. Tym razem, nie zamykał oczu. Patrzył odważnie przed siebie, zachwycając się lotem i siłą wiatru. -Uff, co za ulga. Bardzo Ci dziękuję, nie spotkałem jeszcze tak życzliwego i odważnego liścia. - Dziękowała z entuzjazmem mróweczka, kiedy delikatnie wylądowali pod wymarzonymi drzewami. - Nie ma za co Feliksie. Cieszę się, że mogłem Ci pomóc. Obiecaj, że już nie będziesz podjadał słodyczy...- - Obiecuję, hi hi hi. Być może do zobaczenia wkrótce. - Mrówka ześliznęła się jego pleców i podreptała swoją drogą, znikając pod kolorową falą liści. - Do zobaczenia Feliksie. Uważaj na siebie. - Zaszumiał w harmonii z falą, szczęśliwy liść brzozy.
    • Mam dziewięć, może dziesięć lat. Jadę windą w stronę nieba, stamtąd wszystko wygląda inaczej: miejski park zamienia się w głęboki dywan, w zatoczce pod blokiem cumują resorki, a ludzie, na pierwszy rzut oka z jedenastego piętra,  są tacy mali.        
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...