Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Park w środku miasta. Właściwie kilka liściastych drzew- dęby, platany i klony. Nic nadzwyczajnego. Ścieżki prowadzące przechodnia do kolejnych ścieżek, a na koniec do ulicy. Ta z kolei wiedzie ku autostradzie nr 8.
Była godzina 14.37, w parku wcale cicho nie było, choć każdy, kto tędy przechodził odczuwał pewnego rodzaju spokój. Pomimo smrodu spalin, warkotu samochodów i gwaru dziecięcych głosów, wydobywających się z pobliskiej szkoły, miejsce to wydawało się nadzwyczaj spokojne. Tego dnia na niebie panoszyło się tylko kilka białych obłoków a słońce dawało mocny wyraz swojego gorącego temperamentu. Żwirek na ścieżkach wydawał się zmęczony upałem. Ptaki, jakby rozleniwione, chowały się pomiędzy gałęziami drzew i czekały na lepszy dzień do śpiewania. I tylko wrony siwe krakały coś do siebie z czułością, połyskując raz po raz czarnymi piórami.
Letni, nieznośny upał nie odstraszył jednak młodych matek z dziećmi i starszych ludzi z psami, którzy dziś, tak, jak co dzień, przychodzili tu ze swoimi pociechami na spacer. Dzieci bawiły się w piaskownicy, psy oznaczały wokoło swój teren, matki czytały gazety a staruszkowie opowiadali sobie o nowych schorzeniach. Gdzieniegdzie można było tylko zauważyć jakąś obściskującą się parę, choć przy tym skwarze, trudno byłoby wymagać równie gorącej namiętności.
O godzinie 14.38 do parku,z ulicy Teatralnej, wkroczyła młoda kobieta. Miała nie więcej niż 25 lat, choć równie dobrze mogła mieć 20. Wysoka, dosyć szczupła szatynka, ubrana w karminową sukienkę do kostek. Kosmyki włosów opadały jej na czoło, wpadając co jakiś czas do oczu. Szła powolnym krokiem, lecz na jej twarzy można było zauważyć skupienie, a może rozdrażnienie? Wyglądała na spiętą, czymś przejętą. W dłoni trzymała aparat fotograficzny. Kroczyła sennie po ścieżkach. W te i z powrotem, jakby się zacięła albo nie mogła odnaleźć wyjścia. W pewnej chwili zatrzymała się mniej więcej pośrodku parku, gdzie znajdowało się najwięcej ławek, i zaczęła się rozglądać. Twarz jej się rozjaśniła, lecz w oczach było widać obłąkańczy błysk. Czegoś szukała a może bardziej- kogoś. Rozglądała się po ławkach i ludziach, nerwowo zerkała na każdego przechodnia, który akurat przemierzał ścieżkę, na której stała ona. W końcu po kilku minutach rozglądania się zatrzymała wzrok na chłopaku siedzącym na pobliskiej ławce. Ruszyła szybkim krokiem w jego kierunku. Po drodze podeptała jamnika, ale nawet tego nie zauważyła. Siwa staruszka zaczęła krzyczeć w niebogłosy i tulić swojego pieska, ale dziewczyna siedziała już na ławce, obok mężczyzny.
- Jestem zmęczona...- Zaczęła mówić- do niego, ale tak naprawdę nie interesowało jej czy on tego słucha. Chłopak zwrócił w jej stronę twarz, niezwykle jasną i spokojną. Ona mówiła dalej:
-Mam milion myśli w głowie. Samych gorzkich i beznadziejnych. Wszystko, co najciemniejsze w moich myślach, właśnie ze mnie wyłazi
Nie wiem do końca czy chcę żebyś o tym wszystkim wiedział. I tak wyczytasz z tego to, co będziesz chciał. I tak stwierdzisz, że to, co czuję, jest bezpodstawne, bo Ty tak nie czujesz. I tak większość umknie Twojemu umysłowi...
Jesteśmy jak starzy ludzie, którzy licytują się, kto jest bardziej chory. Jakkolwiek użalać się będę, to i tak to co przeżywam nie umywa się do tego, co przeżyli inni. Tak, już przyzwyczaiłam się, że przecież inni mają gorzej, że „niepoprawnym” jest użalać się nad sobą. Tak, wiem też,że jestem młoda i „całe życie przede mną”. I wkurwia mnie to wszystko. I wkurwia mnie to,że w swoim egoizmie nie można myśleć o wewnętrznych potrzebach, bo to też „nie przystoi”. Nie mogę też złorzeczyć i mieć radości z porażki innych. Nie mogę płakać, bo to głupie. Ani kochać miłością platoniczną, lakoniczną, fizyczną, toksyczną. Tylko czasem mogę, wtedy, kiedy nie będzie wychodziło to poza „normy” ustalone przez społeczne gówno, w którym i ja i Ty jesteśmy. I ja też tworze to społeczne gówno. I próbuję wyznaczać innym, co się powinno, a czego nie...
Mam już tego dosyć!- w jej oczach widać było obłąkanie, smutek,ból i bezradność. Wzięła głęboki oddech i ciągnęła dalej:
-Przyszłam tu z nożem w torebce. Chcę kogoś zabić...Wiesz, moja babcia umiera i uwierzyłam w to, że jeżeli kogoś pozbawię życia to ona nie umrze. Tydzień temu rzucił mnie chłopak- znalazł sobie inną. Mój kot wyskoczył z siódmego piętra i się zabił. Wieża mi się popsuła, nie mogę słuchać płyt. Rano przypaliłam jajecznicę i strasznie wszystko śmierdzi. Jak wrzucałam patelnię do zlewu to poparzyłam sobie rękę, o, widzisz tutaj- wskazała dłonią ranę- Posmarowałam maścią,ale i tak boli...Chciałam Cię zabić jak zobaczyłam Twoją nieskalaną problemami twarz, wiesz? Ale teraz już nie chcę. Już mi lepiej...- Chłopak patrzył na nią niewzruszenie, jego oczy się uśmiechały.
-Chyba pójdę kupić sobie coś ładnego...może jakąś bluzkę? Dziękuję, że mnie wysłuchałeś...nic nie mów! Muszę lecieć, już późno. Jutro odwiedzi mnie koleżanka, jeszcze skoczę do sklepu zrobić zakupy...Trzymaj się.
Wstała z ławki i oddaliła się pospiesznie w stronę ulicy. Chłopak jeszcze chwilę na nią patrzył, odprowadził ją wzrokiem do platanu, za którym zniknęła...A w sercu miał wielki żal, że w szkole dla głucho-niemych nie nauczył się czytać z ruchu ust.

Opublikowano

przechodnia, który akurat przemierzał ścieżkę, na której stała ona - za duże stężenie którości. głucho-niemych pisze się chyba bez myślnika; ze spraw formalnych - trochę pomyłek w interpunkcji i kilka literówek, wszystko to bardzo bardzo nieznaczne.

Od początku nie wierzyłem w ten nastrój serio i dobrze na tym wyszedłem :) z żalów dziewczyny od początku przebija komizm, niemniej jeśli chcieć potraktować 97,6% tego tekstu poważnie (bez puenty) to powraca mój stały wniosek, że wolę Twoje popisy spontaniczności niż rozważania moralne ;)

Całe szczęście nie trzeba traktować tego poważnie ;)

K.

Opublikowano

wyglądała na spiętą, jednak kroczyła sennie- w tym jest jakaś sprzeczność
w te i z powrotem- jeśli ma być na poważnie, to raczej "w tą"
Twarz jej się rozjaśniła, lecz w oczach było widać obłąkańczy błysk.- dlaczego "lecz"?
może bardziej- kogoś- może raczej- kogoś
kilku minutach rozglądania - wcześniej wspominasz o rozglądaniu się, więc tu już nie potrzeba o tym informować czytelnika
Po drodze podeptała jamnika- nadepnęła na (gdyby go podeptała, musiała by to zauważyć)
dziewczyna siedziała już na ławce, obok mężczyzny.- a może: już siedziała?
Zaczęła mówić- do niego, ale tak naprawdę - to w końcu do niego, czy naprawdę- wstawiłbym "niby to" no i zbyt duzy odstęp
Chłopak zwrócił w jej stronę twarz, niezwykle jasną i spokojną- a może "twarz" dać na końcu zdania?
kropka po "wyłazi"
do końca czy chcę - przecinek
I tak wyczytasz z tego to- z czego wyczyta?
Ty, Twoje, Twojemu- dlaczego wielkie "T"- ten facet to jakaś ekscelencja?
umknie umysłowi- ?
tworze- ę
siódmego piętra i się zabił- po mojemu "zabił się", choć w dialogu dopuszczam taki szyk, jakim ty sie posłużyłaś- up to you
po znakach przestankowych należy wstawić spację
No, cóż jestem upierdliwy, ale nie po to, by dokuczyć. Wręcz przeciwnie, po to by pomóc. Sam również potrzebuję krytyki i pomocy, ale rzadko (odkąd natalia odcięła się niemal całkowicie od prozy) ktoś mnie smaga w sposób merytoryczny.
Ogólnie twoje opowiadanie spodobało mi się, a puenta jest po prostu kapitalna.

Opublikowano

ajajaj!!!!ile błędów!!!:))poprawię,tylko jeszcze nie teraz,bo na chwilkę jestem:))ale dziękuję za poprawki. Freney, to nie takie zupełnie komiczne, byłeś kiedyś w takim stanie?! Eh, nie będę nic zdradzać...cieszę się z komentarzy, wszystkie moje historie są (prawie) z życia wzięte:) ale jak już zauważyłam, ja chyba żyję w innym świecie:))
Leszku! że Ci się chciało te wszystkie błędy wypisawać!łojoj!:D
Aksjo- tak miało być, trochę wydłużyłam początek, ale ja taaaak lubię opisy przyrody!:P
pozdrawiam obleśnie słonecznie,choć zbiera się na deszcz:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I Kazi lejca, raperom MO reparacje, lizaki...
    • @Klip Świetny!!!  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...