Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

On koziołek w modnych szelkach
ona to dziobata kura
on z miłością na nią zerka
ona... kamyczkami szura

Na to Wacław zawadiaka,
szczur - co sztuczek zna bez liku
robiąc żonglerkę z robaka
kozy wzrok na sobie przykuł

krążą ślipia głupiej kozy
za robakiem żonglowanym
doszło z kozą do hipnozy
dzikie w oczach kozy zmiany

kura kończąc kamyk szurać
kątem oka kozę mierzy
i.. w panikę! Lecą pióra!
koooo! kooo! fruwa, skacze, leży!

kiedy opadł kurz w około
kozioł wrócił w świadomości
Krzyknął... widząc kurę gołą:
dla bezwstydnej brak miłości!

kurce mocno serce pika
kokokochać kooozę z tako..ką miną?
z mego życia kokozo znikaj!
wole już w markecie zginąć!

życie musi iść do przodu
Wacław szczur ruszył do cyrku
kurkę ruszył fircyk kogut
koza w świat z workiem na kijku.

kogut fircyk, ale malec
koza wiesza się na szelkach
Szczurka robak ugryzł w palec
to nie życie, to udręka

co z tego że w późnych latach
wszyscy razem się spotkali
stary cap, na krzywych gnatach
kura co jajami wali

jeśli Cię dziobata kurka
albo kózka jakaś nęci
niech ci żadna sztuczka szczurka
we łbie do cna nie zakręci

Opublikowano

napisany poprawnie
ale jakby przeciąganie tej samej liny
może by go skrócić - ciut
żeby go takimi błyskotkami naładować
no i co za tym idzie zbyt oczywista puenta


jak w całości błyszczy
żonglowany robak
i on się najbardziej popodobał

pozdrawiam rumi

Opublikowano

A nie pasowałoby bardziej do Piaskownicy?

Raczej mnie nie wzięło. Faktycznie - za długie, a poza tym mało śmieszne. Sporo momentów sprawia wrażenie pisanych pod rym. Jako wprawka jest ok - ale tylko to.
Pozdrawiam, Jędrzej.

Opublikowano

Ha! Gdzie mi tam za wami co na rumakach, pędzić na kark złamany na skudlonym pudlu co z przodu kudeł sklejony widoczność besyji przeinacza, a z tyłu nogi na przemian pod brzuchem pląta strasznie mą zbroję i ciało w niej więzione o drogi leśne boleśnie traktując.
Ja tu w nie świadomościach trzymany po balii okowity trafiłem, na pudlu owym przez kompanów odprawiony z karczmy gdzie noc całą dziewki i wszystko co w dłuższych narzutkach łazi do tańca gwałtem brałem - kapucynom, jezuitą, a i biskupowi opactwa w śmisznej pidżamce jego nie odpuszczając za co na pudlu, a nie klaczy mojej trzynożnej (bo jedną z kilku nóg w cięższych chwilach wojenki w raz z innymi członkami na rozum mój nie potrzebnymi z tym także co brakiem jego klaczą - ogiera wołać mi wypada, użyczyłem z zapałem) w drogę mnie wyprawiono i w tym że stanie w bramach poezji.org upadłem.
Giermek mój tranzwezystor z reszta i głupek leśny zarazem co oczy sadzą smaruje, lica burakiem ciągnie, a włosy na smalcach dla przypodobań panu swemu trzyma, na innej bestj kudłatej przybędzie to i sprawy jaśniejsze po jego ćwirkaniu zalotnym mieć objaśnione będę. Na ten czas witam waszmości z krainy poezja.org. Obiego i Sweeta w rzędzie pierwszym sławiąc słowem życzliwszym.

Rycerzyk FABRYCJIO spod pudla machając.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
    • Ukradli konia ino: kil, Darku. Dar koi, no - koniokrady        
    • Wiersz krótki ale naprawdę znakomity... Pozdrawiam Najserdeczniej!
    • @Migrena Gdy czytałem ten wiersz autentycznie przeszedł mnie po plecach dreszcz... Naprawdę poczułem takie dziwne mrowienie... Jest on bezdyskusyjnie genialny i bardzo, ale to bardzo nastrojowy... Pozdrawiam Najserdeczniej!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...