Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dobry wieczór Państwu ! Witam bardzo serdecznie wszystkich sympatyków gier multimedialnych, internautów i fascynatów mocnych wrażeń. Za chwilę staniecie się Świadkami niecodziennego zjawiska, którym jest nowa dyscyplina sportowa; Gra o życie wieczne! Spośród wielu tysięcy zgłoszeń, komputer wybrał losowo pięć osób, które wezmą udział w tym fantastycznym wyścigu. Sędzią głównym dzisiejszego spotkania jest sam Pan Bóg. Witamy bardzo serdecznie. / aplauz / Za chwilę rozpoczniemy ten szaleńczy pęd ku wieczności, przyjrzyjmy się zatem uważnie kim są uczestnicy naszego konkursu. Pan Jan Z. Bezrobotny spod Morąga z numerem 1. Pani Kasia W. z Gliwic, księgowa, z numerem 2. Jola B. pracownica salonu masażu. Z numerem 3 Krzyś , włałściciel pluszowego niedźwiadka. z numerem 4. Oraz pan piotr B, znany aktor filmowy z numerem 5.
Zawodnicy gotowi są do startu. Widać skupienie na ich twarzach. Podniesiona w górę chorągiewka sędziego. Wystrzał i rozpoczęła się nasza niezwykła niecodzienna i nowa dyscyplina sportowa. A zatem skupmy się na tym co dzieje się na bieżni. Widzę jak na prowadzenie wychodzi zawodniczka z numerem 3. Po fantastycznym starcie, doskonałym przygotowaniu technicznym otrzymanym od rodziców, błyskawicznie i celująco kończy podstawówkę a następnie szkołę średnią, matura z wyróżnieniem, studia wyższe w jednej z renomowanych uczelni, wszystko dalej zapowiada się znakomicie lecz oto nagle, co się dzieje, ktoś podcina jej skrzydełka, poznaje nieciekawego człowieka zamieszanego w jakieś lewe interesy, bez sensu, zakochuje się w nim, popada w tarapaty, plącze w gęstwinie własnych uczuć, zdradzona i porzucona postanawia popełnić samobójstwo... jeszcze jakaś próba terapeutyzowania się, jakieś grupy spotkaniowe, jednak po tym jak zostaje przyłapana na przelotnym wakacyjnym romansie z ratownikiem, dostaje czerwoną kartkę i z opuszczoną głową schodzi z boiska. Cóż przykro nam bardzo ale życie wieczne nie będzie jej udziałem.
Ale nic to, nie przejmujmy się tym, gdyż gra toczy się dalej oto na prowadzenie wychodzi pan Jan Z. bezrobotny spod Morąga. Trudne warunki życia w początkowej fazie gry, ojciec alkoholik, matka samotnie wychowująca go wraz z czwórką rodzeństwa, doskonale przygotowują go do dalszej walki. A ta jak wiadomo jest ostra bo konkurencja na rynku pracy przypomina wyścig plemników do jaja. Miliony kandytatów na jedno miejsce. O czym wszyscy doskonale wiemy. Ale przyjrzyjmy się uważnie naszemu bohaterowi, któremu udaje się dzięki niezwykłemu hartowi ducha awansować w zasadniczej służbie wojskowej do stopnia starszego kaprala. Następnie propozycja pracy w górnictwie. Żona, dwójka wspaniałych synów. Mieszkanie na kredyt bankowy poręczenie przez zakład pracy. Nowa pralka , lodówka , codziennie zimne piwo do poduszki i dwa stosunki tygodniowo z małżonką regularnie uczęszczającą na zajęcia z aerobiku w miejscowym domu kultury. Wszystko wspaniale, lecz nagle... co się dzieje? jakieś zawirowania w gospodarce, restrukturyzacja, masowe zwolnienia, którymi objęty jest również nasz pan Z. Dalej wszystko się toczy lawinowo, nerwówka, depresja, kłótnie w domu, alkoholizm, brak wsparcia ze strony rodziny, żona wyprowadza się do mamusi, eksmisja na bruk, śmierć w kanale. Ach jaka szkoda, jaka szkoda, można by powiedzeć że niewykorzystane sytuacje mszczą się w dwójnasób.
Cudownie, fantastycznie wręcz toczy się nasz pojedynek, cóż , na tym polega rywalizacja, zdrowa konkurencjia i zasada współzawodnictwa, ktoś musi przegrać aby wygrać mógł ktoś. Ale wróćmy do tego co dzieje się na boisku bo oto kolejny zawodnik wychodzi na prowadzenie, pan piotr B. Młody, przystojny doskonałe warunki fizyczne, szybko się uczący i poznający tajniki show biznesu, doskonały debiut w filmie, propozycje do następnych, reklamówki, wywiady, dziewczyny, łatwa forsa wszystko to niestety równia pochyła po której konsekwentnie stacza się zawodnik z numerem 5. I niestety kolejna dawka narkotyku kupiona od nieznanego dealera zabija go w jakimś nędznym hotelu w Cannes, czy jakoś tam, zresztą to już nieistotne bo oto kolejny zawodnik pani Kasia W. z nr. 2. Już błyskawicznie wychodzi na prostą i walczy zawzięcie, już mija półmetek, liczy się dla niej tylko praca i kariera zawodowa, nie angażuje się w żadne związki, zresztą po co jej to, jest brzydka jak noc, choć w tym wypadku noc może się czuć poniżona... świetnie, brawo proszę spojrzeć z jaką łatwością dostaje się do najbardziej znanej firmy na rynku zajmujcej się badaniem bilansów wielkich korporacji handlowych, zasiada w radach nadzorczych zagranicznych banków, jest kandydatką na stanowisko ministra finansów, lecz nagle, no tak, można się było tego spodziewać, ktoś z życzliwych kolegów podkłada jej świnię, kaczka dziennikarska, podejrzenia o duży finansowy przekręt niszczą jej karierę, staje przed komisją śledczą.Nie wytrzymuje napięcia i popełnia samobójstwo.
Coś niewiarygodnego wręcz, kolejna porażka jest katorgą dla mnie kometującego to zdarzenie jako że juz nie wyrabiam, sam jestem na tym skromnym stanowisku reporterskim jako że nasza rozglośnia postawiła na oszczędności w wydatkach, przez co nie dostaje już wypłat od trzech miesięcy...ale co ja własciwie pier...wszorzędnie wręcz wyszedł na prowadzenie w tej chwili zawodnik z numerem 4. Krzyś. Niewinny właściciel pluszowego niedźwiadka, fenomenalnie wprost prezentujący się na bieżni, może właśnie on będzie dzisiejszym laureatem, może właśnie jemu uda się to co do tej pory nie udało się nikomu. Przynajmniej dzisiaj, bo któż z nas może wiedzieć komu przedtem udało się osiągnąć życie wieczne, no co prawda Bóg to wie ale on jak wiadomo milczy, prawda , a zatem nie odbiegajmy za bardzo od tematu, skupmy się na naszym jedynym w tej chwili faworycie, trzymajmy za niego kciuki. Krzyś w tej chwili bardzo dzielnie opiekuje się swoim małym przyjacielem misiem, dzięki czemu zdobywa kolejną porcję punktów, co prawda źle mu idzie w szkole ale to nie jest najistotniejsze, jakieś drobne nieporozumienia z nauczycielami, za dużo przesiaduje przed telewizją, która ma na niego zły wpływ, oj niedobrze, zapracowani rodzice nie zauważają pojawiających się w jego okolicach dealerów narkotyków, pierwsza działka za darmo, druga już na krechę. Krzyś sprzedaje misia na bazarku, jakiś wstrętny bachorek wyrywa mu rączki, sfrustrowany Krzyś ma wszystgiego dość, kupuje broń, co on robi? ładuje ją, zaraz zaraz przecież to nie jest ta konkurencja. oj chyba bedzie się działo, oj będzie się działo, normalnie jazda na maxa, rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania, ziścił się wreszcie amerykański sen o wolności, trup ściele się gęsto jak w filmie.
Fotoreporterzy błyskają fleszami, dziki tłum tratuje sie nawzajem. Tymczasem Krzyś podchodzi do sędziego głównego, ochroniarze jak zachipnotyzowani rozstepują sie przed nim niczym morze czerwone przed Mojżeszem torując mu drogę do blasku chwały, ach i ja przy tym wszystkim wznoszę sie na szczyty swej elokwencjii, ach nareszcie...spełnia się wreszcie moje marzenie...ale co sie dzieje, Krzyś wolnym krokiem zbliża sie do Boga, stają na przeciw siebie niczym dwaj Kowboje "w samo południe", Krzyś coś szepce pod nosem...z ruchu warg wyczytuję że to jakaś sentencja z Nitschego...wyciaga...co jest...haloo...haloo...nie nosz kurwa mać!!!

Opublikowano

hehe, lekką ręką napisana walka o życie?:) mnie się to bardzo miło czytało i wogóle naprawde ekstra! Miś pluszowy (nigdy nie miałam,miałam pingwina) podobał mi się najbardziej:) jak zwykle- z życia wyjęte!:)

Opublikowano

Widać jest skupienie na ich twarzach -"jest" jest zbędne (możnaby zmienić szyk)
podcina jej skrzydełka, poznaje nieciekawego człowieka - może myslnik w miejsce przecinka, lub nowe zdanie?
jakieś lewe interesy bezsensu - chyba miało być "interesy, bez sensu zkochuje..."? a potem ciągniesz to zdanie i ciągniesz... Przydałaby się jakaś kropka.
ostra bo konkurencja - ostra, bo konkurencja
rynku pracy itd. - jakoś to itd nie pasuje mi w prozie, zwlaszcza, że wczesniej nie wymieniłeś zbyt wielu aspektów sprawy
O czym wszyscy doskonale wiemy - o czym?
wiemy . ale przyjrzyjmy - jeśli kropka jest świadoma, to z wielkiej litery, a jeśli z małej, to postaw przecinek
st. St. Kaprala - stopnioa st(arszego) kaprala
Po tym fragmencie przestajesz używać zdań. Należałoby to poprawić (zostawić- powiedzmy- jeden równoważnik), a w innych używać czasowników.
co się dzieje jakieś zawirowania - tu się pogubiłem. Może: ... dzieje? Jakieś zwirowania... , albo: coś się dzieje. Jakieś...
zawodnik pani Kasi W. Z nr. 2. - Kasia - z twojego zdania wynika, że były dwie Kasie W.Z. lepiej usuń ten numer 2, lub przestaw szyk
W ostatniej części znowu nadużywasz równoważników zdań.
Rozumiem , że jest to parodia transmisji, ale przydałoby sie podzielic na więcej akapitów, zacząć od myślnika. Pomysł dobry, przy zwiększonym wysiłku mogłeś z tego zrobić prawdziwą satyrę. Spróbuj od nowa, a powinno byc fajnie. Napisz na priva, jeśli naniesiesz poprawki ( nie tylko sugerowane przeze mnie)- chętnie tu wrócę.

  • 5 lat później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • znaleźć w lesie wyjątkowo duży, najlepiej omszały kamień. i ustawiać pod nim znicze. w imię pustki, na znak pamięci o Niedomyślonym Do Końca. niech absolutnie nie zrodzi się z tego kult, nie będzie jak w filmie Motór, fabuła małego szaleństwa – w żadnej mierze komediowa, pseudopomnik czy pseudogrób, wotywny, totemowy kamulec nie stanie się celem pielgrzymek wyznawców niedoreligii, która rozleje się po kraju, świecie. chodzi o głazisko przeładowane nieistniejącym znaczeniem, aż kipiące od udawanej mistyki, pełne tętnienia juchy w żyłach niezaproszonych gości, niewywołanych duchów. o wabienie spadających gwiazd, o zgrabione palcami z powietrza Nic i Nic, nadanie im spoistego kształtu. nie pomyśl, że chodzi mi o potrzebę religijności, ja, ateusz od piętnastego roku życia nagle poczułem tęsknotę do wysławiania mrzończadełek, czczenia ludzików z fal mózgowych. bardziej o wydrwienie tego. zanurzenie dłoni w bezsensach, odleglinach. uśmiechnij się widząc świeczuszki z dyskontu zapalane o północy w środku lasu. pomyśl, że zaraz coś wybiegnie z mroku i... nie, nie zaatakuje nas. przeciwnie – da się pożreć.  
    • @Leszczym  Moja Babcia słuchała To ostatnia niedziela Mieczysława Fogga, ta piosenka powstała na bazie Gloomy Sunday, śpiewała ja mała Norweżka, a oryginalnie piosenka została napisana przez dwóch Węgrów i była zakazaną, ze względu na to, że ludzie, słuchając jej popełniali samobójstwa, to tak na marginesie ku ścisłości. Wzmianka o babci sympatyczna.:)    
    • Słońce przelewa się przez miasto wrzącym bulgotem, jak przez rurki i retorty w laboratorium chemika. Zmęczenie przedpołudniowym spacerem kieruje mnie w stronę pobliskiego przystanku. W szparze między rozgrzanymi lipcowym upałem chodnikowymi płytami dostrzegam drobne źdźbło trawy. Przykucam ostrożnie, by przyjrzeć się mu bliżej. Jego zieleń ulotniła się już, brzegi pożółkły, kwiatostan pochylił w niemej prośbie. Ten widok porusza mnie dogłębnie, jakby źdźbło wyrosło wśród moich własnych wewnętrznych spękań. Niepozorne, lecz cierpliwe, kruche, lecz oznaczające życie.   Dam ci łąkę, pełną szelestów, zapachów, brzęczenia trzmieli i wonnych podmuchów wiatru. Dam ci strumień, w którego wodach ochłodzisz swoje odbicie. Dam ci śpiew ptaków ze wszystkich krajów świata. Tęczę. Może wiersz napiszę. Chcesz?   Ale źdźbło nie odpowiada mi na żadne z pytań, tylko jeszcze niżej skłania swoją kędzierzawą wiechę ku ziemi. Zauważam nieopodal kurtynę wodną. Podchodzę do niej, i przykładam złożone w miseczkę dłonie do jednej z dysz. Stoję w zimnym, perlistym oparze, moja koszulka nasiąka wilgocią. Obserwuję powoli osiadającą się na skórze mgiełkę; miseczka po kilku chwilach wypełnia się niewielką ilością wody. Wracam do mojego źdźbła, podlewam. Woda błyskawicznie przecieka w szczelinę chodnika. Po drżącej łodydze spływa jedna spora kropla, w której błyszczy zniekształcona miniatura miejskiej ulicy. Moja twarz również jest mokra.
    • @huzarc @huzarc  Dziękuję serdecznie za opinię!   Właśnie taki efekt chciałam osiągnąć — zależało mi na wprowadzeniu lekkiej groteski poprzez element alienizacji. Białe wiersze o mrocznej, skłaniającej do refleksji tematyce to zdecydowanie moja stylistyka.
    • @Gosława Z akcentem może na był :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...