rozkołysana nad ranem odchodzę
w zapruszone środowisko mojej melancholii,
jak z papieru rozdartego powstaje -
codziennie na nowo,
od świtu do nocy rozpycham łokcie-
ledwie zauważalna,
a wciąż nieunikniona,
do ciebie...
o krok się oddalam,
byle jak,
byle gdzie,
i wciąż najdalej mi do ciebie