Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 



Na początku było bajoro.
Czas jeszcze się nie zaczął,
a błoto już miało ambicje na filozofa.

Niebo nie wiedziało jeszcze,
że ma się odbijać -
stało jak ekran, który czeka
na pierwszy trailer stworzenia.

A Bóg ziewnął,
zgasił słońce jak żarówkę z Ikei
i pomyślał:
- Niech się stanie coś śmiesznego.

Bóg wpatrywał się w bajoro
jak w niedokończony sen,
który postanowił sam dokończyć,
nie znając zakończenia.

I buch !
Piorun zjechał z nieba
jak po zjeżdżalni z empatii,
prosto w środek kałuży boskiej nudy,
a błoto eksplodowało jak myśl,
kiedy pierwszy raz zdała sobie sprawę, że istnieje.

Woda zaczęła bulgotać
jak czajnik podłączony do Wieczności.
Komary zemdlały z wrażenia,
żaby odśpiewały hymn do Chaosu
w tonacji błota-dur,
a wodorosty zaczęły tańczyć walca z gromem.

W środku zamieszkała myśl -
jeszcze bez kształtu,
ale już z planem założenia konta na Facebooku
i kanału na YouTubie:
„Życie od zera.”

Życie zaczęło mrugać
jak neon w tanim motelu kosmosu -
raz świeciło, raz gasło,
jakby Wszechświat próbował przypomnieć sobie hasło do samego siebie,
ale już chciało być reklamą sensu.

Tak narodziło się życie -
mokre, bez sensu,
ale z potencjałem na reality show.

Pierwszy okoń otworzył oczy i rzekł:
- Kim jestem?
A drugi mu na to:
- Nie wiem, ale mam ochotę kogoś zjeść.

I to była pierwsza rozmowa egzystencjalna w dziejach świata.
I od tamtej pory
wszelkie filozofie zaczynały się od pustego brzucha.

Trzeci, z zacięciem na medyka,
uznał, że połowa okoni będzie miała pipki,
a druga połowa psipsiaki.
Czwarty, bardziej filozoficzny,
wyciągnął płetwę z błota i zawołał:
- Zróbmy coś wielkiego!
Może drzewo genealogiczne!

I tak zaczęła się ewolucja.

Okonie rosły,
kłóciły się o priorytety genetyczne,
zakładały pierwsze partie polityczne:

Koalicja Naprzód z Funkcją do Tyłu (czyli Do Dupy),
Płetwa+,
Zieloni Byle Była Kasa,
i Partia Przemiany w Gówno -
obiecywali złote rybki, a wyszły karasie po wypadku.

Wszystko kwitło -
dosłownie i w przenośni -
aż pewnego dnia
dwie panie okoniowe,
z oczami jak perły
i ogonami jak wąż boa,
postanowiły wyjść na brzeg.

Ich ruch był powolny,
ale historia zawisła jak ekran ładowania
w komputerze Boga -
99% stworzenia
i ani procent pewności, po co.

– O, patrz,  powiedziała jedna,
to chyba ląd.
- A po co nam to? spytała druga.
- Nie wiem.
Ale może tam mają Wi-Fi.

I wyszły.

Na brzegu trawa pachniała
jak świeżo otwarty mem,
a słońce przypiekało łuski
jak grzeszne sumienia.

Z każdą minutą coś w nich pękało.
Z płetw robiły się łapy,
z łap dłonie,
a z dłoni - selfie.
A potem pierwsze filtry -
żeby stworzenie wyglądało lepiej niż Stwórca.

– Patrz ! krzyczały.
- Możemy się dotknąć!
– Możemy się pomalować!
- Możemy mieć opinie!

Tak narodziły się kobiety -
z błota, z ognia
i z potrzeby depilacji.
nawet tych miejsc  których nikt nie powinien oglądać bez zaproszenia.

Pierwsza wynalazła szminkę,
druga eyeliner,
a trzecia - sens istnienia
(ale tylko do weekendu).

Kiedy Karol Darwin z Galapagos zobaczył to w wizji,
wypluł herbatę
i napisał teorię,
żeby jakoś to wytłumaczyć światu.

A świat mu uwierzył,
że brunatny ptaszek to dziadek niemieckiego kanclerza.
Bo ludzie zawsze wierzą w rzeczy,
które pozwalają im spać spokojnie.

Darwin notował:
„Człowiek pochodzi od małpy.”
A Bóg na marginesie dopisał:
„Nie, Karolu. Człowiek pochodzi od żartu.”
Tyle że żart wymknął się z kontekstu.

Człowiek -
to tylko śmiech,
który nauczył się chodzić na dwóch nogach.

Bo ewolucja nie miała celu -
miała tylko poczucie humoru.

Małpy zeszły z drzew,
bo liście nie miały dostępu do Netflixa.
Zeszły z drzew,
zostawiając w koronach echo,
które do dziś udaje sumienie człowieka.

Pierwsi ludzie odkryli ogień,
żeby podgrzać swoje ambicje.
Potem żelazo, proch i kapitalizm.

I tak oto życie
zaczęło się sprzedawać w promocji.

Teraz, po tysiącach lat,
siedzimy w klimatyzowanych jaskiniach,
piszemy wiersze o sensie istnienia,
a w tle reklama mówi:
„Kup nowego człowieka -
teraz z funkcją auto-ironia!”

Darwin przewraca się w grobie
z prędkością trzydziestu trzech obrotów na minutę,
jak stara płyta winylowa
z napisem Survival Mix.

Bo ewolucja trwa -
tyle że dziś odbywa się w wersji cyfrowej.

Kliknij.
Zmutuj.
Wyślij.
Zaktualizuj geny.

Zgódź się na pliki cookies istnienia,
zanim algorytm oceni,
czy nadajesz się
na Bajoro 2.0.

Ewolucja to kabaret,
w którym Bóg udaje, że nie zna pointy,
a publiczność udaje, że ją rozumie.
A śmiech jest tylko sposobem,
w jaki Wszechświat ukrywa swoje łzy.

A Bóg, poprawiając się w fotelu z galaktyk,
pomyśli:

Żart był dobry.
Ale sequel jest fatalny.

 

 

 

 

Opublikowano

głęboko , pamietaj chodzenie po bagnach wciąga .
pominąłeś szatana który podobno jest królem ziemi , ale bez obaw , Bóg powiedział czyńcie sobie ziemie poddaną czyli szatan też się w to wlicza i nie ważne są jego oblicza . 

Opublikowano

@Migrena

To wiersz, który śmieje się zamiast napawać „mądrościami”. Kosmos jako przerysowany żart, bo rzeczy niepoważne i prowizorki wychodzą najtrwalej.

Zamiast patosu stworzenia — mimowolne nieuczesane konwencje.

A w tym wszystkim człowiek to nie pomnik, tylko błysk, który próbuje się zrozumieć.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Dekaos Dondi Natomiast ja lubię czytać Twoje absurdalne teksty czy są z morałem czy też bez. Pozdrawiam :)))
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Dekaos Dondi Mówi się, że chwytaj tonącego za włosy, no dobra, ale co w przypadku, gdy tonący jest łysy. ;)
    • Smutek rozdziera serce me, bo dwa nasze serca zrobiły krok w stronę piekła. Oddaliły się od siebie, raniąc tam, gdzie nie trzeba. Życie, choć piękne, przynosi mi katusze każdej nocy, dopóki Ty — władczyni mej duszy, wspólniczko mych myśli — nie zetrzesz cienia, który padł między nami.   Serce me krwawi, upada i pęka na kawałki. Nie umiem żyć bez Ciebie, a Ciebie mi najbardziej potrzeba. Każdy krok wstecz rozdziera mnie od środka. Zbierz więc te kawałki z ziemi, zlep je krwią i miłością, tchnij w nie życie — bo bez Ciebie nie potrafię dalej iść.   Serce me, czarne i z kamienia stworzone, ciągnie swój ciężar jak Syzyf głaz przez wieczność. Zanim się obejrzę, krzywdzę sam siebie, a przecież to nie siebie ranię — lecz Ciebie.   I z każdą Twoją łzą, z każdą smętną myślą, z każdym moim zaniedbaniem staję przed sobą i swym głazem — i modlę się, byś jeszcze raz zechciała ulżyć memu sercu.   Ziarno swego serca zasadziłaś w mym ogrodzie, przegnałaś wszelkie dusze i powodzie, uchroniłaś je przed śmiercią i mnie — mą duszę jagnięcią.   Drzewo Edenu z twego serca rośnie, lecz to ja zrywam z niego owoc. Nie odpowiem Ci na to jednogłośnie, bo żadnego słowa nie wystarczy moc.   Ilekroć staje przed Tobą, nogi drżą, dusza staje obok — wali w me serce. I szepcze, proste słowa: „Bóg tej tajemnicy dochowa.”   Więc chodźże, proszę, do mnie na kolana, szepnij parę słów z Twego serca, podaj jedną maść na te odległości i oddaj mi serce pełne mej miłości.
    • Tekst można też czytać od końca, w sensie – całości zdań.        Ciężka aureola, jeszcze kilka sekund, pobujała lśnienie na falach, przyduszając go jeszcze bardziej, by sprawniej mógł utonąć. Tonący pogulgotał jeszcze deczko, pomachał rękami, pokazał środkowy palec swojej tożsamości i zaczął spływać w kierunku dna. Niestety. Pomimo wzmożonych chęci, nie dostał drugiej szansy odbicia.    Niby gdzie miał ów ratownik z dobrego serca, pobrudzić dłonie. Przecież woda przezroczysta jak kryształ, nie skłaniała ku temu. Tonący odpychał wybawiciela, ze słabnącym z każdym zachłyśnięciem, obrzydzeniem, gdyż podobno ów, był barwnie nieczysty. Chociaż zgodnie z informacją zawartą w plotce, chciał go uratować, bo w porę zauważył i popłynął z wyciągniętymi ku pomocy, rękami. Zatem nic dziwnego, iż utonięcie Świętoprawego w pobliskim jeziorze, wywołało zdziwiony szok oraz niedowierzanie.     Gdzieniegdzie ozdobiony podeptaną pychą, w której jęczały pogniecione, jedynie słuszne prawdy, był wisienką na dodającym otuchy torcie, gdzie każdy skonsumowany kawałek, stanowił nieskazitelny przykład do naśladowania. W jej lśniącym prześwitywaniu, połyskiwała szubienica z powieszoną pogardą. Wystawały z niej wyciśnięte przez pętlę – tudzież rozszarpane szponami miłości do bliźniego – strzępki sinego języczka.     Niektórzy nawet widzieli nad bezbarwną czapką, jaśniejącą aureolę. Szczególnie ściany inaczej odrapane oraz olane ciepłym moczem, przytulały wielokrotnością balsamicznych odbić. Co prawda, gdy wracał to miał problem, lecz echa kroków jego – pomimo przeciwności losu – koiły zbłąkane dusze. Stąpał ciężko, zawsze prawą stroną ulicy. Faktycznie. Mówiono o nim, że to chodzący wór cnót wszelakich
    • @Wiesław J.K.–Dzięki:)–Tu także chodzi o to, kim był ten,  co tłumaczył zasady i co mógł przegapić, ów przybysz z pola, skoro na końcu, Księżyc oświetlał mu – niecałą drogę?:)–Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...