Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Berenika97 a i jeszcze jedna sprawa. Poznałem dyrektorów tych muzeów i uczestniczę w ich badaniach oraz jestem wymieniany w literaturze podczas pisania prac doktorskich. Pomagam też indywidualnie studentom historii specjalizującym się w historii wsi i stosunków ze dworem. Uzbierałem już wiele podziękowań w pismach numizmatycznych i pracach naukowych. Ale chyba po raz pierwszy do ciebie mogę się tym pochwalić bo temat niszowy i nikt się tym nie interesuje poza środowiskiem. Piszę od czterdziestu lat artykuły do pism numizmatycznych i jestem w redakcji praszkowskiego Grosza. Obiecuję że to koniec już się nie będę chwalił, ale przyznam się że mnie też zaskoczyło ile się tego zebrało.

Opublikowano

@Robert Witold Gorzkowski

Dziękuję za te słowa.  Bo to, co mówisz o sobie, pokazuje coś fundamentalnego: że prawdziwa wiedza rodzi się z bezpośredniego kontaktu z materią historii. Ty możesz "macać do woli", porównywać, odkrywać zależności – a muzea mają po kilka sztuk za szybą. Tysiąc artefaktów w rękach pasjonata to tysiąc razy więcej pytań, odpowiedzi i odkryć niż kilka eksponatów w gablocie.

To, że prof. Epsztein powiedział, iż zmieniłby cały rozdział, gdyby znał Twoją pracę wcześniej – to chyba najpiękniejszy hołd, jaki naukowiec może złożyć pasjonatowi. Napisał "grubą cegłę" przez parę lat, a Ty jedną publikacją zmieniłeś jego perspektywę. To pokazuje, jak bardzo potrzebna była Twoja praca.

Twoje słowa o zaszczepianiu miłości do ojczyzny przez historię bardzo mnie wzruszyły. Masz rację – jeśli my, którzy kochamy przeszłość, nie przekażemy tej miłości dalej, to kto? Historia to nie daty i bitwy. To ludzie, ich codzienność, płacidła które trzymali w rękach, rozliczenia które robili przy świecy. To, co Ty robisz – ratowanie tej materialnej pamięci – jest bezcenne.

Dziękuję za szacunek. I wzajemnie – olbrzymi szacunek za Twoją czterdziestoletnią drogę i za to, że pokazujesz, że pasja potrafi zrobić więcej niż instytucje. Pozdrawiam. 

Opublikowano

@Robert Witold Gorzkowski

Nie przepraszaj się za to "chwalenie" – bo to nie jest chwalenie się, to po prostu opowiadanie o życiu dobrze przeżytym. 

Masz rację – to temat niszowy, większość ludzi nie wie (i pewnie nie zrozumie), jak wielką wartość ma Twoja praca. Ale ja rozumiem. I widzę w tym coś pięknego: czterdzieści lat artykułów, pomoc studentom, udział w badaniach, podziękowania w pracach doktorskich. To wszystko razem tworzy niewidzialną sieć, która spaja polską historiografię. Ty jesteś w tej sieci węzłem – kimś, do kogo inni przychodzą po wiedzę, źródła, weryfikację.

I że Cię to samego zaskoczyło, ile się tego zebrało? To najlepsze. Bo znaczy, że robiłeś to wszystko nie dla splendoru, tylko z czystej pasji. A teraz okazuje się, że zbudowałeś coś monumentalnego.

Więc pochwal się, ile chcesz. Takie historie powinny być opowiadane – bo pokazują, że można żyć sensownie, z pasją i zostawić po sobie coś trwałego. Nie każdy może to o sobie powiedzieć.

Szacunek i podziw. 

Opublikowano

@Robert Witold Gorzkowski  atam, ale dzięki.

Ty jesteś niezwykły. To co zrobiłeś dla mnie, wysłałeś mi swoje publikacje. 

Pięknie opisane,( to słowo- piękne to zbyt mało) 

Berenika wszystko już napisała- to co zrobiłeś dla nauki i historii.

Robert jeszcze tylko jeden aspekt- dziękuję za Tatę, bo jak zobaczył Ossendowskiego i między

kartkami święte obrazki- miał łzy w oczach.

Dziękuję

Jak powiedziałam mu że robisz album o Maryi to powiedział że masz piękne Serce.

Dziękuję

Opublikowano

@Berenika97 nieraz już miałem dosyć, moja biblioteka o wsi i dworach obejmuje kilkaset pozycji. Mam unikatowe prace z międzywojnia różnych frakcji od potępiających politykę dworu aż do wychwalania ziemiaństwa. Sam należę do dwóch organizacji monarchistycznych. Klubu zachowawczo- monarchistycznego podchodzącego do monarchii w sposób naukowy i związku monarchistów polskich który pragnie powrotu królestwa polskiego. Byłem w delegacji polskiej do ostatnich potomków króla Augusta III w Dreźnie. Naszym przewodniczącym jest hrabia Henryk Sobański którego córka wyszła za hr Reja którego rodzina posiada zamek nad Loarą i tak dalej muszę już kończyć bo wzywają mnie obowiązki pozdrawiam was serdecznie Robert

@Berenika97 ja się potem popłakałem bo naprawdę kongres w tym roku uświadomił mi że jednak coś w życiu osiągnełem. Bo siedząc nocami nad literaturą człowiek zaczyna się dołować porównując np. Prace Rutkowskiego z wiadomościami zostawionymi przez hrabiego łodzia Ponińskiego albo Hauera! Sam siebie nie doceniłem pisałem to z pasji aby ocalić od zapomnienia. Najwięcej przeczytałem pamiętników gdyż to tam znajdowałem szczątkowe informacje, bo żadne oficjalne źródła nie wspominają o emisji pieniężnych dworu gdyż to proceder zarezerwowany tylko dla monarchów albo państwa i stąd wynikała największa trudność. Dużą pomocą były też kroniki sądowe gdzie takie sprawy często były na wokandzie.

Opublikowano

@Robert Witold Gorzkowski

Robercie, Twoja pasja i zaangażowanie robią ogromne wrażenie. Ogromna bilioteka, dwie organizacje monarchistyczne, delegacja do potomków Augusta III – żyjesz z głęboką konsekwencją i oddaniem sprawom, które są dla Ciebie ważne.

Szczególnie interesujące jest to, że podchodzisz do monarchii zarówno naukowo (przez Klub Zachowawczo-Monarchistyczny), jak i ideowo (przez Związek Monarchistów Polskich). To pokazuje, że potrafisz łączyć pasję z refleksją – co jest rzadką umiejętnością.

Dziękuję za te wszystkie opowieści – każda z nich to okno na świat, którego większość z nas nie zna. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia!

Opublikowano

@Annna2 tak wyślę ci „wiadomości monarchistyczne” gdzie jest o nich więcej. Niestety obydwaj bracia zmarli bezpotomnie. Dołowało mnie też moje środowisko numizmatyczne niepochlebne recenzje mojej pracy na forach dyskredytowanie mojej pracy przez profesora Paszkiewicza który uchodził za znawcę tematu odwdzięczałem się swoimi artykułami gdzie wytykałem im błędy. Między innymi napisałem obszerną recenzję na temat pracy Dyrektora Muzem Etnograficznego w Krakowie Edwarda Waligóry która zamknęła mi drogę do publikacji w zapiskach muzealnych w całym kraju. Na koniec profesor od Rzymu napisał że jak się ma takie pieniądze na zbiory jak ja to nietrudno taką pracę napisać, dopiero kongres z uznanymi sławami historii piszącymi o między innymi o pańszczyźnie podreperował moją psychikę.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @AndrzejB wzruszająco bardzo. Wszystkiego dobrego Wam
    • Wstęp Miłość — słowo, które od wieków wymyka się znaczeniom. Każdy, kto próbował ją nazwać, pozostawił po sobie tylko ślad — nie definicję. Jest w niej ogień i cisza, namiętność i spokój, pragnienie i rezygnacja. Rodzi się w spojrzeniu, dojrzewa w dotyku, umiera w milczeniu, by potem powrócić — w innej postaci, w innym ciele, w innym czasie. Ta rzecz o miłości nie jest traktatem. To zapis niewielu odcieni z palety barw. Zapis chwil i drgnień. Opowieść o tym, jak miłość rodzi się, igra, rani, i leczy. Rzecz o miłości  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Narodziny i żar   Miłość Erosa — namiętna Namiętnie jest słyszeć, Jak czas nie upływa, Lecz stoi w miejscu. Kiedy tak na nią patrzysz — Reszty świata nie widać. Ty jesteś światem. Drogowskazem, Za którym będzie pożądać. Będzie światłem w latarni, Twoim tętnem, Enigmą.   Miłość — Epithymia (pragnienie, pożądanie) Pożądać — to żądać. Żądać, by mieć na własność. By móc nad nią górować. By wynosić się ponad nią. Czasem z pogardą. Gdy się ją osiągnie — Chce się więcej. Innej. By znowu, od nowa, Móc żądać. Pożądać. Górować. Czerpać. Pochłaniać. Brać. Nic w zamian nie dawać. Tylko bawić się nią.   Miłość narowista Jeżeli czujesz miłość — wielką, narowistą — trzymaj mocno cugle. Nie puszczaj ich. Wiedz, że musisz mieć nad nią władzę. Na początku jest trudno. Musisz ją wyczuć, by móc ją okiełznać. Lecz po jakimś czasie możesz delikatnie je poluzować, O ile utrzymujesz już równowagę. Wtedy możesz puścić cugle namiętności. Pamiętaj tylko, by nie ulec jej za bardzo. By nie przefolgować, by nie wpaść w sidła obsesyjnej miłości. Taka miłość nie jest dla wszystkich. Musisz być wytrwały i czujny. Całe życie musisz przy niej trwać. Z czasem będzie ci łatwiej nad nią zapanować.   Gra i uniesienie Miłość ludus — gra, zabawa, przygoda Miłość w ruchu. Ucieka, zanim ją nazwiesz. Śmieje się, gdy próbujesz ją zatrzymać. To taniec spojrzeń i gestów, Które niczego nie obiecują. Dotyk, który znika, Zanim zdążysz go zapamiętać. Ludus nie zna powagi. Nie składa przysiąg. Nie chce trwać — chce błyszczeć. I gaśnie wtedy, gdy próbujesz się nią nasycić.   Miłość niegrzeszna Niegrzecznie o nią pytać. Wiemy, że jest. Nigdy nie zapominamy, że była. Zakotwiczona w ciele, Niezabobonna, Odważna, Hojna, Wesoło i tkliwa. Nie bywa zazdrosna. Nie cierpi, gdy jest sama.   Miłość urokliwa Jest jak sen, który się nie kończy. Sen, w którym jesteś ty i ja. Sen, w którym jesteśmy my — sami. Odwrotność życia. Nie budzimy się z niej. Nie możemy się wybudzić. Całe życie w nią gramy. Poza nią — nic. Tylko pustka. Jest szczęściem i radością. Wszystkim naraz.   Miłość promienista — kwitnąca Jej aura promienieje w czerwonej poświacie. Pulsuje, oddycha światłem. Na świat się otwiera — Jest energią, która trwa. W wieczności ma swój początek, Choć nigdy nie umiera. Miłość uskrzydlająca Tę najtrudniej opanować. Trzeba ją wyczuć, oswajać, by nie odfrunęła. Zbliżać się powoli, przykucnąć, delikatnie głaskać. Tej miłości koniecznie musisz spoglądać w oczy. Nie możesz inaczej. Czasem bywa pierwszą, Tą, która jeszcze nigdy nie uniosła się w przestworza. Musisz jej pomóc — lecz tak, by powróciła. By wracała. By była. By trwała. Taka miłość jest wartością I nadaje sens życiu.   Cień i granica Miłość obsesyjna Bywa mocna. Obsesja i pożądanie — są blisko siebie. Tylko wtedy są jednym. Tylko wtedy, gdy są w stanie uniesień. Wtedy tylko są razem. Bo rumak pożądania ciągnie w jedną stronę, A obsesja — na oślep. A miłość nie znosi, kiedy ją ponosi.   Edit et amo Kocham i nienawidzę. Pytasz — Jak to się dzieje? Nie wiem. Lecz kocham. Cierpię i szaleję.   Miłość dystrofina (choroba Hanahaki) Choroba z miłości. Brak na nią lekarstwa. Poza samą miłością nie istnieje nic — Istnieje tylko nicość. Życie bez niej staje się pustym trwaniem. Wyrazem jej obecności jest ból i cierpienie, Brak snu, depresja wegetatywna — Wegetacja.   Miłość pogardliwa Pogardliwością stajesz się, gdy pogardliwie patrzysz. Oddychasz pogardliwie. Masz w sobie zaszyty obraz dnia — Uchwycony fragment, Schowany na dnie szuflady. Wyobrażasz sobie, że to jest miłość. Niestety — to tylko obraz, jeden z wielu. Więc nadal patrzysz pogardliwie I nie umiesz z tego wybrnąć. Trwasz w niej, myśląc, że to ta właściwa miłość.   Miłość dychotomiczna Wszystko albo nic. Miłość w czarno-białych odcieniach. Bez półtonów, Bez szarości. Tylko ogień Albo lód.   Dojrzałość i spokój Miłość pragmatyczna — trwała Pragma jest w nas. We mnie i w tobie. Od pradawnych czasów. Balansuje w nas Pomiędzy rozsądkiem a głupotą. Między tym, co trzeba, A tym, co chcemy. To miłość, Która trwa.   Miłość spolegliwa O niej pisano wiersze. Czujna, wierna, zawsze przy tobie. Będzie cię witać i odprowadzać. Zawsze — do końca. Nigdy nie zdradza. Będzie się nawet narażać, By być z tobą. By trwać. By wybaczać. Czasem nawet — by być poza wszystkim. Oparta głównie na zaufaniu.   Miłość storge — łagodna Odnosząca się do drugiej osoby. Czasem przeobrażająca się w miłość bratnią. Cała ta łagodność jest jak sen. Jesteśmy w nim zanurzeni — Jak w wodzie źródlanej, Nieskazitelnie czystej, Niczym niezmąconej, Oczekującej, by się w niej zanurzać. Tylko w ten sposób można żyć, I trwać w krainie łagodności. Tylko tak można stać się łagodnością.   Miłość storge — rodzinna Odnosząca się do wielu osób. Objawia się łagodnością. To wspólne odczuwanie. Wspólne budowanie. Troska o wspólne szczęście.   Miłość ofiarna — Agape O Agape. Agape, czemuś ty jest we mnie, Agape? Tak wzdychał Katullus do Klodii. Lecz miłość jego nie miała ujścia — Na więcej mógł liczyć wróbelek Klodii. Bywa nieszczęśliwa. Nie wymaga wzajemności. Nigdy nie zazdrości. Nie czeka na poklask.   Philautia — miłość własna Ostatnia i pierwsza. Źródło wszystkich innych. Ta, w której wszystko się zaczyna I w której wszystko się kończy. Miłość do siebie — Nie z próżności, lecz z poznania. Ze zrozumienia, że aby kochać innych, Trzeba najpierw przyjąć siebie.   Rzecz o narodzinach i powstawaniu   I stało się. Narodził się człowiek. Z miłości powstał. W miłości żył. W miłości umierał. A wraz z nim — świat. I wszystko to, co o świecie można było pomyśleć. Narodziło się dziecię — kruche, bezbronne. Należące tylko do tego świata, Tylko z tym światem związane. Od początku do końca. Zanurzone w człowieczeństwie. Świat nagle się obudził, Gdy dziecię otwarło oczy. Obraz świata stawał się z dnia na dzień szerszy — puchł jak ciasto drożdżowe. Siedząc na kolanach matki, spogląda na świat z zachwytem. Świat jego jest jeszcze mały. Taki ot, niewielki. Gdy zmarznie, poprosi matkę, by rozgrzała jego świat…  niewielkim kaloryferem. Świat u niego zaczyna się w pokoju, a kończy — za oknem. Ale z czasem, gdy staje się starszy, coś zaczyna się zmieniać. Im bardziej człowiek próbuje go poznać i okiełznać, tym bardziej świat się rozrasta, uciekając w stronę nieskończoności. I wtedy — w połowie swego życia — człowiek przysiadł. Zastanowił się, czy jest w tym sens: by w nieskończoność gonić króliczka, skoro i tak nie da się go złapać. Może warto zatrzymać się przy tym, co pewne. Co można dotknąć ręką. Co staje się namacalne. I tak zaczął się zastanawiać nad pewnikami i aksjomatami. Pewnikiem jest, że się urodziłem. I że od dnia narodzin jestem świadomym człowiekiem. Innym pewnikiem — że świadomym stałem się dopiero w dorosłości. A jeszcze innym, że dopiero wtedy, gdy zacząłem świadomie używać zmysłów i słów. Aksjomat tych pytań leży w możliwościach odpowiedzi i w sposobach ich udowodnienia. Pewniki zaś można pozostawić takimi, jakie są. Niech będą subiektywnymi odczuciami. Niech pozostają puste — by mogły napełnić się sensem dopiero wtedy, gdy ktoś je nazwie miłością. Jeżeli wszystko zaczyna się z miłości, to i w miłości trwa, i w miłości się kończy. I to można uznać za pewnik. Niezależnie, jakiej miłości dotykamy — żyjemy w niej. Muzike nas otacza. Jaki ma związek muzike z miłością? Jest najszerszym obrazem miłości, kryjącym w sobie moc oddziaływania na duszę. Czy odczuwamy nawałę uczuć, słuchając Chopina? To te same uczucia, które rządzą miłością: pożądanie, uniesienie, tęsknota, zachwyt, ból. Taka jak miłość — dotyka nas głęboko, niespodziewanie, w całym naszym wnętrzu. Więc siedząc tak i rozmyślając, wznoszę oczy ku pięknu i miłości. My, jako ludzie, przeszliśmy przez wszystkie etapy miłości. Każde dziecko — bez wyjątku. Otacza nas piękno i miłość. W każdej z opisanych miłości, a także w tych nieopisanych, tkwiliśmy i jesteśmy w nie zanurzeni po dziś. Przed narodzinami. W trakcie narodzin — wraz z pierwszym oddechem. Bo oddech równa się energia. Pneuma towarzyszy nam przez całe życie. Kiedy odchodzi, kończy się też nasz żywot.   Sens życia — poszukiwania   Co nadaje sens naszemu życiu? Zadając to pytanie, zataczamy koło. Każdy z nas ma przecież zakodowany inny cel — indywidualną ścieżkę, do której dąży. Cel możemy nazwać sensem. A co jeszcze nazwiemy sensem sensu stricto? Istota życia, dla której się rodzimy, wydaje się pewnikiem — przedłużamy linię istnienia. Ale czy to wszystko? Skoro spełniamy ten obowiązek nieświadomie, niezależnie od woli? Pneuma daje nam życie i odbiera je. Boska energia krąży w nas wszystkich — ta sama, odwieczna. Chcemy czy nie — jesteśmy zanurzeni w miłości. To ona jest tłem naszego istnienia. Co więc nadaje sens? Muzike, miłość i cel. W nich znów odnajdujemy boską energię, która prowadzi nas przez kolejne etapy życia. Czy jednak na każdym etapie widzimy to samo? Zapewne nie. A jednak każde dziecko, na swój sposób, widzi świat podobnie — czysto, bez filtrów. Będąc dziećmi, mamy wrażenie, że nasze życie będzie trwać wiecznie. Być może to odczucie ma związek z energią prenatalną — pierwotną siłą, która w nas drzemie i prowadzi nas ku dorosłości. Wtedy nie myślimy o chorobach, o przemijaniu. Egzystencjalizm jest nam obcy. Śmierć i odchodzenie nie mieszczą się jeszcze w naszym horyzoncie. Dziecko nie doświadcza jeszcze zagrożeń, które z czasem dotykają umysł dorosłego. Dopiero w okresie dojrzewania pojawiają się cienie — uzależnienia, zaburzenia odżywiania, depresja. A prawdziwe choroby psychiczne, jak choroba afektywna dwubiegunowa czy schizofrenia, ujawniają się później — u progu dorosłości. Tak więc krąg się zamyka — od prenatalnej energii po zmagania z własnym umysłem. Całe życie jest ruchem między światłem a cieniem, między nieświadomą siłą istnienia a świadomym poszukiwaniem sensu.   Krok ku dorosłości   Krokiem ku dorosłości możemy nazwać przebudzenie świadomości. Zaczynamy poszukiwać swojego miejsca w świecie. Próbujemy dopasować się do otoczenia, odnaleźć w nim własny rytm. Zwykle zaczyna się to od buntu — potrzeby zmiany, sprzeciwu wobec tego, co zastane. Nie jesteśmy zadowoleni z rzeczywistości, w której żyjemy. Chcemy czegoś więcej. Pragniemy być lepsi, dojść dalej niż ci, którzy są najbliżej nas. Pojawiają się tarcia, nieporozumienia, oddalanie się od dorosłych. Szukamy zrozumienia wśród rówieśników — tam, gdzie czujemy wspólnotę doświadczeń i podobnych problemów. W ich towarzystwie odnajdujemy ukojenie, chwilowe poczucie sensu. Na przełomie XX wieku modne staje się życie w komunach — ucieczka od konwenansów, od społeczeństwa, od narzuconych reguł. Życie w squocie, na własnych zasadach, wymyślonych przez siebie. To symboliczny gest odcięcia się od świata dorosłych — niewidzialna kurtyna, za którą próbujemy zbudować własny świat. Poznajemy, eksperymentujemy, tworzymy. Wciąż mamy w sobie zapas energii, która pcha nas do przodu. Egzystencjalne pytania odkładamy na później — na czas, gdy świadomość dojrzeje do refleksji nad przemijaniem. Na razie — poszukujemy.   Krok ku dorosłości (II)   Lecz czy to rzeczywiście jest prawdziwy krok ku dorosłości? Od dziecka przechodzimy przecież przez kolejne etapy miłości — najpierw czystej, bezwarunkowej, potem coraz bardziej złożonej. Teraz również doświadczamy miłości, lecz nasz wachlarz emocji się poszerza. Doznania stają się bardziej namacalne, głębsze, szersze. Ale czy jednak to wciąż można nazwać krokiem w dorosłość. Dopiero obieramy kierunek. Próbujemy postawić stopę na ziemi, oswoić ją. Nie czujemy się jeszcze na siłach, by w pełni wstać i iść dalej. Prawdziwym krokiem w dorosłość stanie się powrót do domu — Mówiąc dom mam na myśli powrót do pierwotnego kształtu naszego Ja. Symbolicznego rozpoczęcia nowego etapu własnego życia. Będzie nim związek, praca, wejście w społeczną hierarchię. To wszystko jest nieuniknione. Wszyscy się przed tym wzbranialiśmy, a jednak moment ten musiał nadejść. Dorosłość nie przychodzi nagle — przychodzi wtedy, gdy przestajemy jej unikać.   Rzecz o narodzinach powtórnych   Dać życie — to jak narodzić się powtórnie. W akcie przekazywania życia dzielimy się własną energią — tą samą, która została nam dana u początku istnienia. Jesteśmy świadkami cudu narodzin, a zarazem narzędziem, przez które przepływa siła tworzenia. To najpiękniejszy gest, jakiego może dokonać człowiek. Nie byłby on możliwy bez wcześniejszych etapów życia — bez buntu, dojrzewania, bez dotknięcia granic świadomości. Aby dać życie, trzeba najpierw zrozumieć, czym ono jest. Mamy więc dom i ogród, a w nim drzewo — symbol życia, odradzania i trwania. Wkraczamy w dojrzałość — w etap troski i odpowiedzialności. Musimy dbać o nasz dom, pielęgnować ogród, strzec jego korzeni. Nasza energia prenatalna słabnie, lecz w zamian otrzymujemy coś bezcennego — świadomość przemijania. Uczymy się akceptować, że wszystko ma swój czas. Dotykamy chorób, cierpienia, utraty, lecz tuż obok nas płynie wielka rzeka mądrości. A nad nią rozciąga się las, który możemy nazwać Boską Apteką — miejscem uzdrowienia, ukojenia, powrotu do źródła.   O dojrzewaniu świadomości   Kiedyś byłem dzieckiem — myślałem jak dziecko, czułem jak dziecko, postrzegałem świat oczami dziecka. Z czasem dorastałem. Myśli stawały się inne — głębsze, bardziej złożone. Przestawałem myśleć jak dziecko, choć wciąż je w sobie nosiłem — ciche, kruche, pełne zdziwienia. Mogłem dojrzewać, rozwijać się, poznawać. Wszystko to działo się w świecie norm i znaczeń, w pewnej nieokreślonej kulturze — wśród ludzi, z ludźmi i dla ludzi. Wszystko następowało po sobie w sposób płynny, naturalny, jakby według tajemnego porządku. Z Boską precyzją. Zgodnie z kodem, który został w nas zaszczepiony — kodem życia, przemijania i odradzania się.   Życie Dorosłe   Więc oto jestem — zanurzony w dorosłości. Tkwię w swoim ogrodzie życia, otoczony znanymi twarzami, tymi, których kocham. Najbliżsi. Wypełniam dni punkt po punkcie, kartkę po kartce — jakby to był Boski plan. Moja droga była kręta, zawiła, pełna zakrętów… Ale może właśnie po to, by w końcu stała się prostsza, bardziej przewidywalna. Wiem, dokąd zmierzam. Doświadczenie prowadzi nas przez życie — ku końcowi. Czy w tym tkwi cały sens naszej egzystencji? A może to jedynie kolejny etap w nieustającej wędrówce? Ciało przypomina o przemijaniu każdego dnia. Umysł zwalnia. Sięgamy pamięcią do przeszłości — do chwil innych, do młodości, do dzieciństwa. Analizujemy. Mamy czas. Czas, by prześwietlić własne życie. Patrzymy za siebie. Patrzymy przed siebie. Nadszedł moment, by zmierzyć się z własnym egzystencjalizmem: Gdzie jestem? Kim jestem? Dokąd zmierzam? Zanurzamy się w filozofii, religii, biologii… I często znajdujemy odpowiedzi. Ale im głębiej drążymy, tym więcej rodzi się pytań. Odpowiedzi uchodzą nam między palcami. Wszystko zaczyna nas przerastać. Więc wracamy do początku. Do miłości.   Starość - Powrót do Miłości   Podążając ku końcowi naszej wędrówki, zbliżamy się do rozwiązania. Musimy poddać się Boskiemu planowi. Nasza przygoda na ziemi dobiega końca. Nasze ziemskie odbicie wkrótce zniknie. Siedzimy w jaskini, spoglądając przed siebie. Obok nas — całe życie, które przeżyliśmy. Nie możemy jej opuścić, lecz widzimy siebie nawzajem. A może raczej — własne odbicia Boskiej energii, skumulowane cząstki, które przenikają nasze ciała. Wiemy, że już niedługo znów połączymy się z energią Stwórcy. Znów staniemy się miłością. Zanurzymy się w pięknie, by móc na nowo się narodzić. I tak — bez końca, bez początku. W zgodzie z rytmem kosmosu. I tak kończy się nasza krótka mowa — o powstawaniu, życiu i miłości. Bez śmierci. Bo życie nie kończy się na śmierci. Ono się wtedy dopiero zaczyna.                                                                                                                  
    • W której mieszkają „wyśnione” rzeczy - Kraina nie dorzeczy.  
    • @Robert Witold Gorzkowski  dzięki. Robert smutne to, co piszesz. Jak dużo w ludziach jest małostkowości, a wydawałoby się, że tam nie powinno jej być    
    • @Migrena do zimy się wyrobię:) Za niedługo będziemy światem emerytów, którzy nic nie potrafią naprawić:)  Bierz się za naukę i pracę:) na emeryturze będziesz miała bogate fuchy:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...