Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wiersz - manifest
Pochwała sztuki i modernizmu.
Spowiedź poety- wyklętego.

To w końcu moje życie
i moja niezależna decyzja,
nie stojąca w sprzeczności

ani z etyką
ani z żadną filozofią,
tak tych roześmianych,
bezkompromisowych hedonistów.
Jak i stoicką martwotą,

stalowych źrenic,
zastygłych w niedoli losu defetystów.
W końcu przestali mnie przekonywać.
Choć widziałem dobrze,

że moja upartość
nadal stała w otwartej sprzeczności
dla ich bądź co bądź,

niedorzecznych racji.

Przewieźli mnie

do południowego skrzydła.
Gdybym przemierzał oddział, usytuowany na jego

pierwszym piętrze,

sto lat temu.
Byłbym jedynie wyprutą
z człowieczych włókien jestestwa lalką.
Leczoną metodami katów

nie wybawicieli.
Zgasłym żywotem bez blasku duszy.
Skupionym, mętnym wzrokiem,
zupełnie pustych oczu.
W jeden nieodgadniony punkt,
osadzony w planszy rzeczywistości.
Moja skóra byłaby, spalonym wrakiem.
Szczerniałym i owrzodziałym
ropnymi pęcherzami,
powstałymi od metalowych pasów,
podłączonych czerwonymi kablami
do elektrycznej klatki.
Moja czaszka niczym księżyc,
nosiłaby ślady lobotomicznych wyrw.
Głęboko szukano wówczas

przyczyn obłędu.
Zupełnie niepotrzebnie i błędnie.

Co mnie doprowadziło do obłędu
i miejsca w którym teraz się znajduję?
Do jasnego, dużego, lekko kwadratowego pokoju o jasnozielonych, krzywo szpachlowanych ścianach.
Mojej izolatki. Samotni jakiej pragnąłem.
Na moje ostatnie

dwadzieścia cztery godziny.
Ostatni ziemski dzień.
A potem ostatnie zamknięcie powiek.
Wolę zamknąć je sam.
A potem już tylko
korytarze świateł i wspomnień.
I tak przez wieczność.
Mam taką nadzieję.
Bo nie boję się śmierci. Przeciwnie.
Boję się nie odczuwania bodźców.
Wyłączenia istoty poznawczej.
Niespełnienia się mitu życia po życiu.
Jak to być może, że mózg umiera?
To niesłychanie niedorzeczne.
Ja chcę istnieć. I myśleć. I tworzyć.
Po wieczność.

 

Ale wróćmy do przyczyn obłędu…

Główną i niezaprzeczalnie

pierworodną przyczyną

ludzkiego obłędu

jest moment fizycznego poczęcia.

Zaiste czarny to humor.

Człowiek rodzi się jedynie

po to by umrzeć.

Wzgardzony.

Zniszczony.

Porzucony.

Rozbity.

Naiwnie ostały

w oparach bezideowej wiary.

W lepszy dzień.

Dostatniejsze jutro.

Zaiste

człowiek jest istotą prymitywnie prostą.

Śmiesznie łatwowierną

i skorą do ulegania manipulacjom.

 

Powiesz mi zapewne

mój prosty Przyjacielu,

życie jest piękne i trzeba bezsprzecznie

wykorzystywać jego dobrodziejstwa

do ostatniej,

słodkiej kropli esencjonalnego nektaru.

A co jeśli powiem Ci

w zupełnie antagonistycznym

lecz nie oschłym tonie,

że to właśnie życie

jako droga przez mękę

I jego wszystkie

makabrycznie, sadystyczne

wydarzenia wzmagają obłęd

w umysłach często wielkich

a ostałych na zawsze

w nieludzkim cierpieniu.

 

Tak rodzimy się my.

Poetyckie szczenięta brudnych,

hulaszczych ulic i zaułków.

Modernistyczni mędrcy,

uwięzieni w sidłach

małostkowej, płytkiej doczesności.

Opartej o nie istniejące standardy

Boga i miłości.

Nędzarze o brodach po pas.

Brudni i zawszeni.

Nie robactwem

rozplenionym w ścianach

zagrożonych zawaleniem, pijackich, okadzonych dymem

opiumowym suteren.

A słowem robactwa dostatku.

Ludzi, którzy myślą że złapali tego swojego Boga za nogi i dlatego wszystko chcą

i wszystko mogą.

Na już. Na teraz.

 

Jakże ja nienawidzę robactwa!

Ono mnie kąsa.

Więzi mnie.

Torturuję od zawsze.

W imię postępu.

Mordują inność.

Dlatego gardzę

i zawsze gardziłem tym światem.

Dlatego żądałem

odłączenia mnie od aparatury.

Na ostatnie

dwadzieścia cztery godziny.

Być do ostatniego oddechu, przeciw.

A zarazem być wierny.

Gloryfikować umysł, sztukę

i samego siebie.

 

Nie mogę powiedzieć,

że nie wierzę w nic.

Bo jeśli tam nie ma nic.

To coś. Cokolwiek. Trzeba wymyśleć.

Bo jak można istnieć w niebycie?

Zimnej próżni.

Przecież

jakoś trzeba pojmować i niebyt.

Trwać choćby jako mgielne mgnienie

w ogonie międzygalaktycznych komet.

Na chwałę ludzkości.

Sztuki i własnych czynów.

Teraz jestem już bardzo zmęczony.

Samym istnieniem.

Chcę zamknąć już oczy.

Osiągnąć to

czego zawsze mi brakowało.

Czego tak naprawdę

nie dane mi było zaznać.

Powieki osunęły się ostatni raz.

Cisza.

Opublikowano

@Simon Tracy

Czytając Twój manifest widzę ból, który pchnął Cię do napisania tych słów. Widzę inteligencję, która nie daje Ci spokoju - ten rodzaj umysłu, który analizuje wszystko tak głęboko, że rzeczywistość staje się nie do zniesienia. Widzę artystę, który czuje się wyobcowany ze świata "robactwa dostatku", uwięziony między pragnieniem istnienia a cierpieniem, które ono niesie.

Dla mnie, jako czytelnika, ten tekst, który zawiera beznadzieję, to przekonanie o bezcelowości życia, nienawiść do świata, jest za trudny.

Opublikowano

@Simon Tracy No i zdania nie zmieniam! :) Czytałam i czytam teksty różnych autorów i też z nie wszystkimi utworami się "zgadzam". To jest chyba naturalne. Ale Twoje opowiadania i wiersze poprzednie, z tym klimatem Poego bardzo mi się podobały - o tym zresztą Ci pisałam.

Opublikowano

@Simon TracyWidziałam, że jest Twoje opowiadanie i wiersz. Zostawię je sobie jutro na śniadanie, bo Twoja twórczość wymaga koncentracji. :) No jest dzień. :))))

Napisałeś, że czasami po przeczytaniu Twojej poezji  czytelnicy mogą mieć kaca - sam więc przyznajesz, że bardzo działa na owych czytelników.  Pozdrawiam. 

Opublikowano

@Simon Tracy śmierć nie jest mi obca, już się z nią zapoznałem i często ma ludzkie oblicze. Ja ją wręcz zaplanowałem, tylko w momencie wchodzenia w jej objęcia silniejsze były oczy mojej mamy, które przebiły się przez śmierć. Poezja to było remedium na moje stany. Przez długi czas moi przyjaciele znając moje jesienne skłonności nękają mnie telefonami. Czy jeszcze o nich pamiętam tak pamiętam, czy jestem im wdzięczny nie wiem raz tak raz nie. Półtora roku temu ożeniłem się i chyba to był przełom, kiedy powiedziałem śmierci że musi jeszcze poczekać. Moja żona wie że ja śmierci się nie boję i każdego dnia upewnia się że nie chcę pójść w jej ramiona. Patrzy na mnie z taką miłością że mnie rozczula - w końcu mam dla kogo żyć. Znajomi pomogli mi wydać tomik moich destrukcyjnych wierszy. Nie były one szczególnie okrutne bo tych dla mnie najbardziej destrukcyjnych nie dałem a i tak powodowały w ludziach duże emocje wraz z ich odrzuceniem i nie czytaniem mojego piekła. Dla mnie jednak to jest dziennik, który czytam sobie gdy dopadają mnie czarne myśli i jest mi lepiej. Mój serdeczny przyjaciel twierdzi że ludźmi z grupą krwi 0Rh+ trzeba się specjalnie zajmować bo są bardziej samodestrukcyjni. I może coś w tym jest. A może to wszystko to tylko plotki. W każdym razie jest noc 3:35 a ja pomimo zmęczenia piszę wiersz i na chwilę oddaliłem się myślami i przypadkiem przeczytałem twój wiersz i wiem o czym piszesz a to już bardzo dużo. I wiedz że taka poezja też jest potrzebna tylko z gruntu odrzucana przez ludzi bo strach bo obawy o wywołanie wilka z lasu, a ci którzy czują tak samo się nie odezwą ale bardzo ją czują i bardzo im pomaga współistnienie w cierpieniu. Rozpisałem się bo wiersz mnie ujął pozdrawiam 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...