Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W poniedziałki muszę się stawić na pierwszą swoją lekcję dopiero na 9.45. Taki plan miał być dla mnie wybawieniem po pełnym wrażeń weekendzie. A stał się obfitym źródłem stresu.

Na ostatnim spotkaniu dyrekcja grzmiała, że muszę w nocy dnia poprzedniego albo o 7.00 rano logować się do Librusa i sprawdzać czy czasami nie mam lekcji za chorą koleżankę lub kolegę. Zastanawiałam się, a co na to Kodeks Pracy? Ach, prawda, przecież nie podlegam pod Kodeks Pracy. Muszę trzymać się zapisów tej komunistycznej Karty Nauczyciela. Ciekawa jestem, ile z zapisów z roku 1982 jeszcze tam zostało. Chyba tylko nazwa i nienawiść społeczeństwa do tego dokumentu.

Posłusznie więc loguję się o 6.30, na wszelki wypadek, gdyby mnie polska oświata potrzebowała. Zaczynam się denerwować, może niepotrzebnie. Tydzień temu nie było dla mnie żadnych zastępstw, naiwna myśl chce mnie pocieszyć. Mijają sekundy długie jak minuty i … wyrocznia się załadowała. A jakże jest zastępstwo na pierwszej lekcji w klasie 8 C, bo polonistka poszła na zwolnienie. Nie znam uczniów w tej klasie. Nigdy nie miałam z nimi zajęć. Co mam robić? Co przygotować w ciągu pół godziny? Panika nie pozwala mi racjonalnie myśleć. Może zaciekawi ich film i jego ciekawa historia powstania? Czy znowu jestem naiwna, sądząc, że cokolwiek może ich zaintrygować? Ale pendrive z filmem wrzucam do torebki – na wszelki wypadek. Szybka kawa, na śniadanie zabrakło już czasu. W drodze błagam Najwyższego o brak korków. W szkole jestem przed godz. 8.00.

Dyrektorka prosi mnie do swojego gabinetu, wręcza plik 28 skserowanych kartek.

– Zostawiła je dla pani polonistka. Boi się, że nie zdąży z realizacją materiału do egzaminu ósmoklasisty. A wynik jest ważny dla szkoły. Mam nadzieję, że pani to rozumie.

No tak, przecież szkoła jest od tego aby „robić wynik” a nie uczyć. Już nie próbuję tego zrozumieć, poddałam się.

Zerkam na „kserówki”, pytania dotyczyły powieści „Syzyfowe prace”. Na podstawie fragmentu „… wyjaśnij”. Czyli trzeba z nimi najpierw przeczytać fragment powieści – pocieszam się, że jakoś to będzie.

Dzwonek.

Zdziwieni moim widokiem, uczniowie z 8 C wchodzą do klasy. Ciekawość ucisza hałas. Witamy się. Siadają, przedstawiam się, proszę ich o to samo.

I tak zwana normalność znika. Uczniowie zamieniają się w istoty stworzone tylko po to, aby dręczyć swych belfrów.

- Po co się mamy przedstawiać i tak pani nie zapamięta – chichocze rudy chłopak.

- Właśnie! - Kilkanaście głosów potwierdza diagnozę rudzielca.

- Pan od fizyki po dwóch miesiącach jeszcze nas nie zna! - kontynuuje swój występ. Ogólny śmiech.

- Jak poznam twoje imię, to już będę znać 1/28 klasy. A na pewno cię zapamiętam. – mówię spokojnie. Ale w środku zaczynam się gotować.

- Arek – słyszę.

Klasa znowu ryczy ze śmiechu, czyli nie jest to Arek. Jego rola jest wyraźna, to klasowy błazen.

- Miło Cię poznać, Arku czy też nie Arku - nadal stoicyzm jest we mnie nienaruszony.

- To Bartek! - ktoś krzyczy ze środkowego rzędu.

Tymczasem w klasie uczniowie znudzeni już, Arkiem – Bartkiem, wyciągają swoje smartfony.

Na żadnej ławce nie widać ani podręcznika, ani zeszytu. Za to słychać ziewanie, mlaskanie, ktoś położył się i odsypia noc. Porażka pedagogiczna wisi w powietrzu jak miecz Damoklesa. W tej gęstwinie głów staram się wyłowić lidera, nie ujawnia się.

Jedna z uczennic wstaje i mówi, że idzie do kibla.

Jak masz na imię? - pytam

Lidka, może być? – arogancko odpowiada- wychodzi.

Większość uczniów zatopiła się w swoim wirtualnym świecie. Muszę odwrócić role, to oni staną się nauczycielami.

- Mam do was takie pytanie, ponieważ w ogóle nie znam się na smartfonach – zaczęłam.

Zadziałało, większość podniosła na mnie wzrok, na twarzach rysuje się zdziwienie .

– To może podpowiecie, który model ma najdłuższą funkcję nagrywania filmów?

Głupio sformułowane pytanie daje możliwość prawie wszystkim do wyrażania swojej opinii, pochwalenia się wiedzą lub aktualnie używanym sprzętem.

Zaczął się jarmark, dyskusja. Prym wiodą chłopcy. W powietrzu zaroiło się od Samsungów Galaxy różnych odmian, Motoroli, Xiaomi. Padają słowa matryca, rozdzielczość, piksele. Dotknęłam ich świata, nie mam po co tam wchodzić. Słucham tylko i czuję się niekompetentna, nawet do przerwania gorączkowej wymiany zdań.

- Dajcie pani powiedzieć, dlaczego o to pyta! – odzywa się milczący dotąd uczeń, wysoki jak na swój wiek brunet. Zalega cisza.

- A więc to on - pomyślałam - szef, wreszcie się ujawnił.

Zapytałam o imię. To Paweł.

Opublikowano

@Berenika97 - szkoła musi mieć wynik- to porażające stwierdzenie Bereniko ale bardzo prawdziwe.

Nauczyciel goni z materiałem- aby szybciej i aby zdążyć- tak! A dzieci?

Ty weszłaś w ich świat- zainteresowałaś. Wygrałaś.

Opublikowano

@Alicja_Wysocka

Bardzo dziękuję, mam nadzieję, że druga część nie będzie rozczarowująca.


 

@Annna2 Bardzo dziękuję, masz rację. Mamy skostniały system oświatowy, który po drodze "gubi" zdolną i inteligentną młodzież a działanie na "wynik szkoły", rozrośnięta ponad miarę biurokracja i upadek autorytetu nauczyciela pogłębia ten stan. Sukcesy młodych Polaków w międzynarodowych konkursach okupione są ciężką pracą zarówno młodych ludzi jak i ich nauczycieli - pasjonatów poza szkołą. Pozdrawiam. 

Opublikowano

@Berenika97

Słuchaj. Z podstawówki wyrzucali mnie trzy razy. Ale mama była na stanowisku i wszystko wracało do normy.

Z liceum byłem raz a dobrze relegowany. Potem było już ok

Szkoły wspominam pięknie.

Matematyka. Fizyka, chemia -- totalna klapa.

Ale język polski ?

Najlepszy w liceum !

Szkoła to przepiękny beztroski świat.

Niech żyje wolność !

Opublikowano

@Berenika97 taki właśnie byłem. Przez spokojny rozumiem opanowany.

A nauczycielka miała doktorat i była piękna jak marzenie. Byliśmy kilka razy na cudownych spacerach.

 

Kilka lat później utonęła w Bałtyku.

Smutno mi do dzisiaj.

 

Bereniko.

Pierwszy raz w życiu o tym mówię !

Ech, życie.

Dzięki, że to ze mnie .....wydobyłaś :)

Opublikowano

@Berenika97 chyba tylko to:

" nie całuj mnie tak bardzo mocno,

ani ze sobą nie zabieraj,

bo w nas prócz nas 

jest innych wielu,

ktoś najpiękniejszy z nich umiera".

 

Mam Jej zdjęcia. 

Piękna, cudowna dziewczyna.

Spieraliśmy się o Brychta, Nowakowskiego, Stachurę.

To była naprawdę wspaniała nauczycielka.

 

Pewnie to , że dzisiaj jestem jaki jestem to też Jej zasługa.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @FaLcorN Nie, nie podpuszczam, tylko piszesz o arytmii, to pomyślałam, że Cię nadmiar rymów męczy. Rym nie bierze udziału w rytmie. Rytmu pilnuje średniówka i stopy akcentowe. Myślałam o tym, że wystarczy zrymować wyrazy tylko w pierwszym i trzecim wersie każdej zwrotki. Albo w drugim i czwartym wersie. Wtedy masz mniej rymów - a więcej miejsca dla treści, mniej spiny. Ale żeby było jasne - do niczego nie namawiam, rób swoje.
    • @FaLcorN mi tam rymy tu pasuję. I pasuje pytanie retoryczne, że PL pisze, by zrozumieć siebie. Ja tak mam, stąd mi blisko. bb
    • @Migrena Jeszcze mnie tutaj nie było, a powinnam - już się poprawiam. Ten wiersz jest jak modlitwa bez adresata - a może z adresatem, który istnieje bardziej w odczuciu niż w rzeczywistości, tak odbieram. Kobieta, o której piszesz to niemal zjawa, bardziej duchowa niż cielesna. Używasz delikatnych zmysłowych obrazów. Wiersz jak hołd - nie tylko dla kobiety jako osoby, lecz dla samej idei kobiecości.   Oj, przewracasz kobietom w głowie, od samego czytania się kręci :)
    • @yfgfd123 łatwo jest dotrzeć do wszystkich dobrym słowem ale dobrym słowem i pistoletem jeszcze łatwiej ;)
    • Więc po niedługim czasie udał się do małego portowego miasta Qaryat al-Bayda - osady z białego kamienia gdzie jak powiadano same gwiazdy oddały blask budynkom i będzie on wieczny i trwały, tak jak wieczny jest nieboskłon chmur i firmament z opiekuńczą strażą nocną półksiężyca, który sam prorok Mahomet, niechaj pokój będzie z nim. Wybrał na znak rozpoznawczy dzieci, jedynego, prawdziwego Boga.  Jednak ostatnimi laty osadę częściej trawił ogień i miecz niż nawiedzał pokój i jedność. Plemiona pustynii poróżniły się o sobie tylko znane powody i nie miały zamiaru zaprzestać grabieży i mordu, który jak wiadomo skuteczniejszy jest od języka dyplomatów. Osada podupadła i jedynie wschodni port był jeszcze na tyle sprawny i niezależny administracyjnie, że mógł być miejscem dość stabilnej pracy i godnego jak na te wyludnione połacie kraju wynagrodzenia.  Zarządzali nim wspólnie przedstawiciele dwóch rodzin teraz kupieckich lub wojskowych lecz pierwsi wywodzili się od latarnika a drudzy od tajemniczego bohatera, który podobno wyszedł kiedyś wprost z głębin w trakcie oblężenia portu przez statki Państwa Kościelnego i zmówił jakąś pradawną inskrypcję modlitwy lub zaklęcia. Statki papieskie zajęły się w jednej chwili pożogą a gdy wypalone kadłuby o okaleczonych żaglach i połamanych rejach bezbronnie obijały się o siebie podziurawionymi burtami, zerwał się huragan pustynny, który zamienił falę przyboju na spieniony wściekle odpływ.  Statki niesione falami, roztrzaskały się o mielizny i skały daleko od stałego lądu.  Pierwszym z rodów była rodzina Bānu Māzin a drugim tym legendarnym i mitycznym, był ród Al-Nābbaāhiŋ. Ci którzy w herbie na swych okrętach i budynkach stoczni dumnie obnosili sokoła krążącego nad na wpół zatopioną galerą. Ptak w dziobie niósł sprofanowany krzyż.  Mimo fatalnego podejścia do katolików, nestor rodu szalony na pozór arab Nabīl ibn ʿAmmār al-Nabbāhī, który twierdzi, że jego przodek, ten który zniszczył flotę papieską pochodził z nikomu nieznanej a według starca ukrytej pod powierzchnią wyspy Jazīrat al-Zujāj.  Ponoć gdy ustaną pewnego dnia wszelkie fale i pływy a powierzchnia morza stanie się płynnym zwierciadłem, wtedy to marynarze będą mogli dojrzeć mury i iglice wież i zamków Jazīrat al-Zujāj. A okręty rodu Al-Nābbaāhiŋ, zejdą pod wodę i zacumują na redzie, kryształowego portu. Marynarze wrócą do ziemi przodków i zamieszkają w niej na zawsze.  Starzec rysował mapy i szkice wyspy, śledził fazy słońca i księżyca a także Marsa. Intonował w rocznicę rozgromienia floty, jakieś obco brzmiące pieśni na pokładzie swego okrętu flagowego. Zwracał się wtedy półnagi w stronę fal i zaczepiony ledwie o reling na bakburcie, śpiewał w noc, głosem o dziwo czystym i głębokim. A morze słuchało i cichło. Fale marniały. A piana bałwanów rozmywała się równomiernie w szmaragdowym blasku wody. Lecz wyspa nie wyszła starcowi przed oczy ze swych bezpiecznych, ciemnych głębin. Nie ruszyła ku niemu jak góra która również nie ruszyła się z miejsca ku postaci proroka Mahometa.  Dzieci,  których Nabīl ibn ʿAmmār al-Nabbāhī miał czternaścioro z dwiema żonami. Martwiły się o zdrowie starca i jego poczytalność. Bez wahania więc przyjęły ojca Leonné i ją samą pod dach i powierzyli mu opiekę nad zwariowanym na pozór arabem.  Znów mógł poświęcić się leczeniu. Lecz czy da się wyleczyć obłęd lub magiczny urok który opętał starca i jego myśli? Mimo początkowych uprzedzeń, wzajemnie nie posuwających relacji obu mężczyzn ku zaufaniu i relatywnie normalizującej atmosfery w rozmowie czy wspólnym spędzaniu czasu, po dłuższych niźli się mogło z początku wydawać dniach i godzinach Aptekarz, który po raz kolejny stał się z przypadku cyrulikiem, obrał drogę w leczeniu arabskiego przywódcy, której nikt z jego otoczenia dotąd nie spróbował. Po cóż było zaprzeczać słowom szalonym i napadom dziwnie wzburzonych reakcji starca, skoro można było ulec jego dziwactwom i planom. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...