Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

 

 

 

symfonia kosmicznego istnienia

 

Otoczyły mnie dźwięki łagodne

Wiatr  w  liście  drzew  dmuchał  ostrożnie

Gładził je ciepłym oddechem poranka

I pochylały się trawy i krzewy

I      drzewa      w      nieustającym     akcie

Wdzięczności dla nieznanego

Bowiem czerpały energię z ruchu

I        spijały        promienie słońca        darczyńcy

Hojnego   bóstwa   któremu   istnienie   swe zawdzięczały

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Rozum odbiera i w życie wtłacza

Świadomość tej zależności uparta

Nie do zniesienia jak niewolnictwo

Którego pęt zaciśniętych nic nie rozluźni

I nie wyzwoli nawet myśl czysta

Najstarszych mędrców sprzed wieków głębokich

Przeżuta     przez          miliardy    istot          wrażliwych

Uginających się pod ciężarem bytu swojego

 

 

 

 

 

A   wiatr   swoje   czyni   i   Słońce   nie   gaśnie

Wzajemnie w utrzymywaniu się wspomagając

Porządku rzeczy i praw fizyki

I algorytmów które czuwają

Nad porządkiem wszystkiego bytu

 

 

 

 

 

I  wiem  że  myśl  żadna  wplątana  w  sieci

Zależności      kosmicznych     nie      zmieni

Tchnienia   najlżejszego   nawet   podmuchu

Ani promieni nadbiegających

Z otchłani kosmosu nieskończonego
I bez wysiłku wymuszających
Istnienie moje w czaso-przestrzeni

 

 

 

 

 

 

A  wiatr  gra  na  liściach  drżących  jak  struny

Mieniących się nutkami kolorów

Z tęcz wszystkich natchnienie pobierających i zachwyt

I trwogę mi przynoszących

 

 

 

 

 

Realność   zatraca   się   w   nierealności

Granicy już żadnej nigdzie nie widzę

Ze snu się budzę, lecz śnię już następny

I jeszcze jeden i znów kolejny

Budzę się budzę miliardy razy

A sen się ze snu kolejny wyłania

Eony niczym sekundy mijają

I myśl przepada i oświecenie

Nie-przebudzony znów rezygnuję

Niczego więcej nie oczekuję

 

 

 

 

 

A wiatr to ustaje, to znowu wzbiera

A Słońce zza chmur się jasne wyłania

Choć  czuję  grozę  i  słyszę  w  oddali

Pomruk  i  ciemność  burzy  niszczącej

Zgaszą muzykę gromy piorunów

I nuty zielone rozproszą na wichrze

I czas się nowy wyłoni z nicości

Lecz czy go żywy jeszcze doczekam?

 

 

 

 

 

Czy w ciszy powstałej usłyszę rodzące

Się z wolna melodie Grajka Bożego?

I czy w szarości kolory tęczy

Łzami radości wypełnią znów oczy?

 

 

 

 

 

Zasnęli buddowie w kamiennych blokach

Wykuci męką istot cierpiących

Nie      zburzyły       spokoju      wiecznego

Barbarzyńców szalonych zastępy

Nie   musieli      z        martwych powstawać

Oświeceni. By zbawiać żywych

 

 

 

 

 

Raje z łoskotem się zatrzasnęły

Wrót co do niebios nas prowadziły

I upadł człowiek i umarł człowiek

Bo nie miał siły

Bo był przegniły

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...