Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

Gorycz zbawienia - mechanik wszechrzeczy cz.1.

 

Gorycz zdawała się Mateuszowi powoli nie przeszkadzać. Pił z wiadra ją od dziecka- po chochli trzy razy dziennie. Juz ma 3 lata - ojciec z matką byli dumni, że się nie krzywi.
Kapała z sufitu wprost do pojemnika na mopa, trzy chochle dziennie - tyle aby nigdy nie brakło. Nikt nigdy nie narzekał, ani nie pytał skąd i po co kapie. Spadała kropla za kroplą  jakby od zawsze. Ojciec mówił, że to śmierć kapie, a matka, że życie. Mateusz wiedział ze to misterium, szatańskie nasienie lub jakby ciało Chrystusa. Maź była jak elixir dający dostęp do przestrzeni poza dobrem i złem, do obiektywnego punktu obserwacyjnego wobec wszechrzeczy. Mateusz inaczej mówił o kapiącej z sufitu liturgii z ojcem, a inaczej z matką. Matula rozprawiała o życiu, rozkwicie i łąkach istnienia, a ojciec o śmierci, zniszczeniu, rozkładzie i chorobach.
Tylko obcując z każdym z rodziców równo, mógł zachować ważną równowagę - mógł przetrwać nie popadając w żadną skrajność, co było ważne.
Mateusz był człowiekiem, ale był też wybrany do specjalnego zadania. Kiedy dorośnie będzie mistrzem tajnego zakonu - zakonu Czarno Białego Orła trzymającego Różę. Jego symbolem będzie Czarno Biały Orzeł chwytający Mistyczną Różę, ale nie do końca różę, bo nie był nią owy symbol w jego miejscu obserwacyjnym, w tym wymiarze, gdzie sie przenosi, bo tam nie ma kwiatów, ale róża bardzo przypomina symbolizmem cel i znaczenie tego co odpowiada jej w ukrytym wymiarze. W tym jego wymiarze, w komnacie w wymiarze niedostępnym nikomu prócz niemu  panuje inny język, alfabet i inne liczby inny sposób komunikacji - dużo bardziej zaawansowany. Orzeł też nie obcuje w wymiarze tym, ale też wydaje się w języku ziemi najbardziej oddający prawdę celu i znaczenia  misji zakonu.
Otóż wymiar jego, ten obserwacyjny punkt poza dobrem i złem, a tak na prawdę poza materią Demiurga, jest zawsze inny. Panuje tam głęboki symbolizm ukryty w geometrycznych kształtach, niemal kubistycznych, szczególnie abstrakcyjnych.
Liczby u boków figur i litery bliskie Egipskim choć znacznie głębsze, bo wieloznaczne generowały ogrom wiedzy w jednostkowych oznaczeniach. Był to alfabet geniuszu stworzenia wydarty Demiurgowi z umysłu przez zbuntowane anioły, które niemal pozbawiły świat boga, a dziś tak pragną jego miłości.
Zakon Mateusza ma za zadanie odbudować miejsce szczególne - planetę Ziemię z popiołów po piekle do jakiego doprowadziły upadłe anioły - dzisiaj już nieistniejące, po których zostały jedynie hybrydy. Demony poł-wieczne. Bardziej maszyny niz byty wieczne. Chochla z sufitowej pieczary, starego budynku - niemal ruiny - była treningiem, ale też misterium - bo hartowała przyszłego bohatera. Był on ostatecznym wykonawcą  planu naprawczego dla świata. Był wielkim mechanikiem cząstek absolutu, ukrytym i gotowym do naprawy tego, co było chęcią wiecznego życia, natchnienia boskiego, tej niedoskonałości, która właśnie z tego powodu była doskonała - planety Ziemia. Miał ją obudzić jak przysłowiowego feniksa z popiołów - lecz w tym wypadku dosłownie. Mateusz po 17 latach wędrówek poza ciałem - po spożywaniu chochli nieszczęścia trzy razy dziennie i słuchaniu podświadomym programów szkoleniowych, w końcu ukończył szkolenie. Sprawnie rozumiał cel istnienia planety, odwiecznej walki dobra ze złem, życia ze śmiercią. Tego mirażu wahajacego sie miedzy doskonałością a zepsuciem. Z wymiaru poza Ziemią, z przestrzeni, którą nazwał Exterios, stamtad skad wydostawał sie aby dostrzec całość,  oglądał to, co jest i jak długo będzie oraz dzięki szkoleniu także - jak powinno to działać.
W goryczy spuścizny sufitowej była prócz goryczy nuta cytrusów - ona rozpromieniała jaźń. Pokazywała słońce wśród jakby tej cholernej brytyjskiej pogody. Była nadzieją - siłą życia. A sama gorycz - przeszyta była śmiercią. Te dwa pierwiastki o odmiennych biegunach wbrew pozorom współpracowały, jak rowerowe dynamo, albo fuzja jądrowa sztucznego słońca o dużej efektywności, dawały siłę do realizacji zadania. Świat poza mieszkaniem Mateusza był chłodny i obojętny, tylko istoty juz nie przypominały ani ludzi ani aniołów. Poddany był woli dyktatora i poświęcony destrukcji. Tutaj nikt nie szukał szczęścia. Tylko destrukcja istoty bawiła. Chore przestarzałe koloseum juz długo gra zagładę w swoim wnętrzu. To było piekło zmieszane z wielką grą ludzi zwanych "Słabymi" że wszystko jest ok. Jedno co wyróżniało zdominowanych słabych, to jakaś dziwna i nienaturalna siła wiary, ze będzie lepiej. Nienaturalna, bo rządzili "Niszczyciele i słabi na tego zmianę nigdy nie wpłyną. Niszczyciele słabych mieli za nic, pomiatali nimi, dokuczali, ale nie przeszkadzali im wierzyć, szczególnie że ta wiara dawała im siły wykonywać niewolnicze zadania. Mateusz był inny. On niby był Słaby, ale wiary nie miał, a w jej miejsce posiadał szczególne przekonanie - wręcz pewność, że będzie lepiej i że z pomocą jakiejś siły kosmosu sam na to wpłynie. Ukrywał te cechy, nikomu o nich nie opowiadał. Był tak naprawdę jedynym ze Słabych, ale który był tak silny jak Niszczyciele. Codzienność życia tej poczwary świata, niemal jak piekła była wypełniona krzykami słabych, tylko tak odrobina energii nimi wywołana dostawała się do serca i pozwalała w tym koszmarze przetrwać. Krzyk z bólu jedynie napędzał egzystencję. Ale niewielu jeszcze posiadało słuch. Większość słabych to głuche istoty, a komunikują się telepatycznie. Tu jakby w powietrzu wisiał świat dodatkowy, jakby kanał do którego wszyscy są wpięci i przez który wymieniają myśli. Komunikowali się myślami, ale głośnymi. Tak głośnymi jak krzyki.
Mateusz w wieku 18 lat otrzymał od anioła stróża - który tak naprawdę był pozytywką nagraną na wieczność, która opiekowała się nim, ostatecznie klucze do swojego wymiaru - punktu obserwacyjnego, gdzie miał dokonywać analiz, pomiarów i po powrocie na ich podstawie zmian w konstrukcji astralnej swojego domu. Ale to nie był zwykły dom. On był  mięśniem sercowym awaryjnej restauracji świata. Jakby procesorem rekonstrukcji. Z dokładnością akupunktury i odpowiednich ziół i kamieni mocy można by przeprowadzić operacje rekonstrukcji całej planety do fundamentalnych praw. Zniszczyć piekło i ofiary - tych demonów w ludzkich skórach i odbudować Ziemie i Niebo. 
Jedyny problem to zebrać odpowiednie narzędzia i przejść cały trening mistrza zakonu Czarno - Białego Orła Trzymającego w szponach Różę.
Już niebawem miała rozpocząć się wielka droga.

CDN.

Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta   Jest październik i mamy polską złotą jesień - mówiłem już o tym w sierpniu, a potem będzie przedzimie i na przełomie grudnia i stycznia będzie śnieg, zawierucha i mróz i to nic nie ma wspólnego z religią ocieplenia - sekciarskim dogmatem dla ludzi głupich.   Łukasz Jasiński 
    • @Berenika97 ... lustro  przygląda się z ciekawością  myśli bawią kolorami  słów których  nie trzeba wypowiadać olśnione oczy płoną  ... Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia   
    • Bardzo dobrze rozpisałeś ten wiersz na dwa bieguny - codzienność ludzi, którzy ledwie wiążą koniec z końcem i przepych, w jakim żyją elity rządzące.  Światem rządzi pieniądz - to jest tak banalne, że przestaliśmy już zastanawiać się, co to naprawdę oznacza. Człowieczeństwo w tej rzeczywistości jest niczym, w rzeczywistości, w której tyle jesteś wart, ile ktoś zapłaci za Twoje zasoby (szef, korporacja, państwo). Inaczej zasadniczo nie masz prawa żyć. Współczesna, oparta na globalnych rynkach finansowych, gospodarka ogólnoświatowa, skazuje miliony ludzi na egzystencjalny śmietnik. Jednocześnie mała grupa posiada tyle dóbr, że nie byłaby w stanie tego skonsumować, nawet żyjąc nie 100, ale 1000 lat. Ostatnio coraz więcej mówi się o trendzie w polityce społecznej, który zakładałby sytuację, w której każdy otrzymywałby od państwa minimalny dochód zapewniający przetrwanie. Rzecz do rozważenia, tym bardziej, że miejsc pracy nie będzie przybywać. Rewolucja przemysłowa zlikwidowała miliony miejsc pracy fizycznej (w fabrykach, itd.), obecnie AI zlikwiduje także miliony miejsc pracy umysłowej. Co wtedy z masami zbędnych ludzi, za których możliwości pracy nikt nie będzie chciał zapłacić? Dlatego minimalny dochód gwarantowany to coś, co koniecznie trzeba wprowadzać coraz szerzej. Inaczej przewiduję nasilenie wojen na świecie. Zlikwidują przeludnienie, na wojnach łatwo się wzbogacić, a walki zagospodarują nadmiar niepotrzebnych ludzi. Jest też szansa, że na skutek działań wojennych (np. użycie broni nuklearnej, czy innej, mającej skutki globalne) cofniemy się do czasów, gdy znów ludzkie ręce i umysły będą miały swoją uczciwą cenę. Na pewno obecnie rządząca opcja polityczna nie będzie jednak wspierać polityki socjalnej. Ale przecież odsunęliśmy od władzy nienawistnych pisiorów, więc dlaczego "śniadanie jemy z poczuciem winy"? Toż w uśmiechniętej Polsce zamiast "mijać się jak duchy z rachunkami w oczodołach", mamy się uśmiechać. A dzieci, ogrzewające się przy rysunku słońca, przynajmniej nie będą musiały cierpieć o o wiele bardziej traumatycznych katuszy na lekcjach religii.
    • @Migrena nie nie jestem, ale dzięki
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...