Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dawid Rzeszutek

Użytkownicy
  • Postów

    532
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Dawid Rzeszutek

  1. Klucz do trumny Włożyłem klucz do trumny - gwóźdź! Był mym ostrym przeciwnikiem życia Wtem zawołałem - różo cierni - Wróć! Mamy tu jedną gehennę do przebycia Ku oczom skruszonym moim we łzach Ukazał się płomień - czerwieni duszy jej Cierpienia wtem wyłonił sie tutaj krach Wołam do róży - miłością mą wiatr siej! Trumna była drewnianym mi domem Róża na piersi powoli daje nadzieję Że choć nieśmiertelny to we łzie utonę A róża wyniki kalkulacji bytu rozsieję Na cóż kasztanowa wieczność mnie? Skry olimpijskiego znicza w wychodku? Mnie starej na dłoni Jokera szarej ćmie Któremu kościół wytyka - Ty wrzodku! Może tu nieistnienie jest piękniejsze Od zawsze tych samych gazet i pism Od mord co co dzień są nieszczersze Co zamiast wstrzymać bat wołają - bis! Boże czy się odważysz unicestwić? Dziecko, które jest za stare by istnieć! Nad którym los zaczął się pastwić Który jest jak bez korony król - cieć! Widzieć wdzięczność jest tu darem Powiedzmy, że zabiłem cały świat To wykończ mnie wnet Boże za kare Niech wyłączy światło moje twój kat Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  2. Dziękuje za komentarze pochlebne. Jest mi miło ze udało mi się wrzucić szczyptę optymizmu do wiersza I też do waszego życia. Ale to prawda, czasem jego właśnie najbardziej brakuje... Pozdrawiam i dziękuje raz jeszcze....
  3. Natura świata - dwa pytania © Oplecieni chodnikami i ulicami Zamknięci w czterech murach Tylko marzenie wisi ponad nami Ze wolny jesteś ponad strach Jesteśmy mechanizmami wieku Nakręceni jak komórkowy zegar Czy wiec wolny jesteś człowieku? Może dopiero gdy dopali się żar? Tysiąc słońc może się powtórzyć Tych urodzin - wschodów twoich Bez kresu życie może się skrzyć Ten sam czas znów się tutaj uroi Czy sto łez tych samych to jedna Łza wylana przez stokroć istnień A może każda inna lecz też ładna Jak na plaży bursztyn - kamień A może nie ma i nie było ciebie Bo to tutaj i to ty to złudzenie Nie umierałeś o suchym chlebie A sukces i radość to tylko cienie Jedno jest pewne wobec pytań Jeśli czujesz to ciesz się bytem Walcz, a gdy upadasz - powstań I trzymaj blisko radosną świtę Bo tylko ty wiesz, że życie masz I uczucia i radość oraz szczęście Wiec wysoko podnieś swa twarz I do walki podnieś swe pięście Autor: Dawid Daniel Rzeszutek® Vel. Marionel Moriel®
  4. Melodia tej jednej miłości - odwaga Wsłuchaj się w szum wiatru południa W taniec na pięciolinii tej jednej miłości Gdy pożera ciebie naga jak pień matnia Gdy cień spowił duszę nieoczywistości A gdy każda mała łza - kropla nicości Zroszy rozmarzenia chwile kolorowe Pobierz pożyczkę daru rozkoszności Niech idą uczucia drogą a nie rowem I wśród ogni olimpijskich zwycięstwa Pośród Polaków - jak ów róży kwiecia Zagości jedność jak to słońce częsta Płonąca braci miłość - jasna świeca Nieprzerwane pieśni i modły bez słów I krew wylana od kuli za ojczysty kraj Pieczęcią bolesną anioły zalakują znów Tylko daj żyć jej, tylko życia nie przegraj Bo obywatelstwa i szacunku narodu Ojczyzny matki pośród wielu matek Nie można stracić tak pięknego głodu Musisz patriotyczny zapłacić podatek Od ilości straconych żyć i też nadziei Od wielkości serca i potęgi modlitwy Zależy czyś Polak czy fałl podzielisz Bo Polska jest celem każdej gonitwy Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  5. Dla Elizy, będzie w sam raz... Stary dworcowy kibel zawsze Jest jak mekka dla bezdomnych meneli Bo wystarczy ciepło i łatwo Wypić stary mętny zakwas Eliksir przebudzenia i ciemności Ale na dworcu biją inwalidów Służba SOK nie ma sumienia Kopią na szybkie pokrzepienie Spaceru w wolnej przestrzeni Przemrożonego lutego Bezdomność ma smutne oczy Zimowych bezdroży i miejskich umieralni Tylko elixir - biały lub niebieski Denaturat ekstremalnego Oślepienia drobinkami Światła zmartwychwstania Lub świateł nadjeżdżajacego Pociągu do niebytu Wiedzie w stronę przeznaczenia A moje sumienie każe mi Bronić szacunku dla upadku Tych ciężkich trudów przetrwania W ekstremach braku oddechu I siły podnieść się z zakazanych pozycji Dla cywilizowanego zaświatka Tak mało cywilizacji w oczach prawa I bezprawie za brakiem pozwolenia I tak zwycięża - Bóg jednak nieżyje Izby wytrzeźwień biją po głowie Otwartą dłonią bez skruchy Sine gęby są świadkami samosądu W lusterkach porannych Nie jeden pisał na wyrwanych I zagubionych stronach Amnezji wywołanej celowo Morda nie szklanka - woła męstwo Nikt niczego nie udowodni Świadkowie mają status przedmiotów Moje przygody bywają tragiczne Taki mam zawód nieudacznika Lubie być tam gdzie nie powinienem Za kratami, tam gdzie biją i gdzie pije się Nektary upadłych królów Czasem myślę, ze normalnie bym rzygał tym Ale nie jestem normalny Inaczej nie potrafię być sobą Boję się czasem, że mój statek odpłynął Pełen szczęśliwych ludzi To raczej nie był Titanic Choć i tak zawsze jest szansa wpaść Na górę lodową prymitywizmu Zostałem na brzegu żyć wśród srok Jak strach na wróble Nie bronię kukurydzy ani pomidorów A książki i gazety w kiosku żywota Chociaż wolałbym jakby je kruki zadziobały Bo mówią za dużo, za głęboko i za głośno O śmierci i kataklizmach Aż żyć nie ma kiedy i po co Aż umieranie wydaje się całym życiem A niby hop i już Marzę o grobach niepobielanych Pobielanych jest za dużo i wszędzie O pamięci zamiast znicza W niej życie ma więcej treści i serca Czasem marzę ze po śmierci Usłyszę jeszcze jakieś bicie serca I Lacrimose Mozarta Ale nie pogardzę dla Elizy W końcu jak juz widzisz wartość w gównie Cieszysz się nim wkładając zapałki Nazywając jężykiem I wychodząc z nim na długie spacery To cały świat wydaje się wartościowy Jak trzysta miliardów w złocie Nawet gdy gram dałby potężny orgazm A sam widok wielkie zadowolenie Tak, Dla Elizy wystarczy! Autor:, Dawid Daniel Rzeszutek
  6. W nocy krzyczą demony - wena mi ucieka

    Zakładam im korony - wierszem im dopiekam

     

    FB_IMG_1709743714541.jpg

  7. Ciemną doliną - Fatum jak zbawienie Ciemną doliną idąc zła się nie lękasz Bo sam z otchłani jesteś płomiennej Całe ciało twoje, jak Hiob ciągle stęka Lekcji nie sposób zapomnieć cennej Lubisz jak inni stękaja w melodii bólu Twojego przekletego losu w gehennie Wołasz wciąż - Przybądź cieni o królu! Jakże twoje lekcje bezcenne tu cenię! W gówno nieświadomie tu zmieniasz Świat, co w dłoniach bolesnych płonie Twój brat zgniliznę już niesie Barabasz W skradzionej mesjańskiej z róż koronie Cement grobów pobielasz niezdrowo Trupy z trumien rządzą twym światem Stworzyłeś cel i potępienie tu na nowo Najlepiej jest zgnić bity twoim batem Świecisz przykładem bogatym kupcom Co zdzierają szaty i toną w płomieniach By wyrzec sie Bogów i oddać dzikim nocom By zdobyć przychylność diabłów cienia Wieczorem miast modlitwy tniesz żyłę By krwią namoczyć ten sygil demona Który czyni tobie cuda, które tak lubiłeś Gdy twój czas pędzi w Żydów koronach Lekko wzdychasz gdy w sejfie leży złoto Gdy rodzina się modli do wuja szatana Bez znaczeniu czy wszystko jest to po to By rozpuścić malarię i by pękła bytu rana Ciemną doliną idziesz i miłości sie lękasz Bo jest mała szansa, że Bóg gdzieś istnieje Że jednak miast dobrobytu czeka Cię męka Że wrócisz gdzie wieczne bólu płomienie Bo modlitwa marna wiernym łeb kruszy I sygnał wiary w bólach w kosmos niesie Jak strzała najświętszej anielskiej kuszy W prastarym koscioła cmentarnym lesie I wiara choć wyginie w twoim tutaj czasie I wolny bedziesz od mądrości tej Pańskiej To i tak zje Cię grzech w czynu ambarasie Jednej siły nie pokonasz - siły mesjańskiej Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  8. @Omagamoga Zbyt krótką forma - i zero zaskoczenia. Nie pojawia się nic zaskakującego. Proste opisanie ohydy jaka się narzuca w obłedzie politycznym. Szukam porywającego obrazu z dobrymi metaforami a nie opisu skróconego myśli, że polityka to syf. To każdy wie, ale jak to napisać by było co czytać? Spróbuje: Orzeł Polski już duszy narodu nie ma Niemcy obdarli go z sensu istnienia Polityka u nas w oborze sens trzyma Ciagnie dusze na skrzydlach cienia Kruki swe kruczki zebrały i je drukują Za dyktandem polityki lewicy i prawicy Pragną być tu jeszcze większą szują Obdartą z życia kością prastarej racicy Oddają sobie władze jak znicz olimpijski Co cztery lata od prawej na lewą stronę Nie oddadzą wojennej krwi duzej miski Wymieniają się tylko marnym ukłonem Kochany PIS i kochane KO najlepsze Jebcie się równo jak zdrajcy narodu Weźcie się w patologii własnej kleszcze Dokonać trzeba zakochanych rozwodu Nie ma wiary ni tęczy ani ideologii Co by Polaka powaliła na małe kolana Takiego co poznał piach każdej drogi Co zjadała go każdego potu plama Bo polityka to szczurzy ma swój etos Gnijdy górują nad kastą strażników Odczuje ostrzegawczy bolesny cios Zginie w masie swoich ślepych uników Runda pierwsza zakończona dzwonem Polityki kojot upadał sześć już razy Upadnie ostatni raz jak flaga z klonem Jak fakt wzbudzania gównem odrazy Cos takigo powstało. Nie jest idealne i zanim opublikuje jeszcze poprawię, ale jak na pierwszy rzut -, chyba nienajgorzej? Pozdrawiam!
  9. @andrew Oj, napisane tragicznie. Jak bezmyślny zlepek słow - opowiadania bardzo grubiańskiego o wydarzeniach zamiast poezji. - Smutno mi, ale tekst ma marną wartość artystyczną, jedynie na plus to kwestia twojej wiary, bo też wierzę w Boga. Na twoim miejscu nie bylbym wylewny za bardzo - tak od razu i w oczywisty (banalny) sposób wymawiając to, co czujsz. Więcej tajemnicy, metafory, kluczenia wokół filarów wiersza, czyli emocji i uczuć oraz obrazów. Zamiast napisać - wkurwiłem się lub sparaliżowało mnie - można napisać : Europejskie piekło się budzi Na plecach czuje wojak przemarsz wojsk, Pioruny błękitu kwiatami mazały po niebie, Żółte korzenie obwineły hełm jak ten wosk To była błyskawica - śmierć i narodzenie. Ile trzeba gazu i inwigilacji by wojnę toczyć Ilu z kontraktów wykazu spojrzy Ci w oczy Jak odróżnić wrogów od twych przyjaciół Gdy w szkole życia dwa karabiny tańczą Krew płynie w żyłach- regularnie przestaje Nowy trend podbija co rusz nowe kraje Mordowanie Ukraińców i dzieci Palestyny Rzucanie nowych gońców w każdy cień inny. Żołnierze padają a gdzie indziej małe dzieci Wojny czas niesprawiedliwość nam kleci Trupy bez prawa tu do zmartwychwstania Tak ich Pan Bóg nasz zagmatwany ocenia Izraelu przebudzenia tobie ze snu potrzeba Juz zapomniałeś jak to jest tu bez chleba? Rosji odejdzcie od granicy panowie dolara Bo piorun jak bezbożnych wnet pokara Pomarańczowy zachód słońca fosforyzuje Już imion martwych wcale już nie czuję Ciała krzyczą jeszcze na sygnale neuronu Chrystus aż powstał na moment ze swego tronu Skończyć można nieskończoności wyroki Trzeba tylko do przodu zrobić te dwa kroki Wymówić przepraszam i więcej nie będę Strzelać, zabijać - mówić wyrazy przeklęte Amen. Nie jest to idealny tekst, ale wygląda i jest w dużej mierze juz wierszem. Jest metafora. Tajemnicą. Rymy są. Spróbuje popatrzeć w jakie obrazy ubieram tragedie. I spróbuj jak ja malować wierszem. Spróbuj emocjie i uczucia przekłuc w cos symbolicznego i obrazowego, ale bez truizmów. Truizmy to takie banalne określenia - typu woda płynie słońce świeci, żółte slonce, słodki cukier etc. Jedno jest za to pewne - " trzeba znać twoje słowa panie" - z tym się zgodzę całkowicie. Bóg powinien ukarać winnych. Szatanskich braci, którzy egzaltują swoje zło,zabijając ludzi. Dzięki za czas poświęcony poezji twojej i mojej. Życzę jak najlepiej, bo jeszcze dziesięć lat temu też podobnie, słabo pisałem... Pozdrawiam.
  10. @Łukasz JasińskiZaraz nad tym popracuje...Dzięki za uwagę... Pozdrawiam!
  11. Misterium doby - jeden Bóg Zmarł dzień - król ten obok nocy, To słońca oko stracone z miliona. Ze świata zeszli się dnia prorocy, Ich światło śmierć znów pokona. Rzucili runy na kaplicy dnia ołtarz, Meritum dzień ze śmierci budzi. Wołają do nocy - dzień wskaż! Niech znów króluje wśród ludzi! Słońce pojmane czarem wstaje, Noworodek - dzień, lekko ziewa, To już nie mokre listopady, a maje Nie śmierci, a życia nam potrzeba Nocy książę obok nocy królewny, Pół doby, jak pół mózgu boskiego Płacz na dworze wywołał rzewny, Narodzin płomień zapłonął ego. Pewny był lud bardzo i kochający, Pokłonił się szatę dnia ujmując. Wypuszczeni byli wszyscy jeńcy... A na rożnie obracał się stary zając! Ale tu boga nie ma, bo jest Bóg! Jest Jezus i nie ma ,tu szamanów! Słońce oświetla twarze wokół sług, Księżyc tkwi, jak poeta bez słów Ojcze nasz - dzięki ci za żywota, Panie mój - niech los szczęści. Na ciebie nadchodzi znów ochota, Niech twój duch nas ochrzci. Cmentarze rozświetlone darzą Spowiedziami dni - wierych ludu, Gdy wiara też dziś jest mi bazą... Boże! Mój dzień światłem buduj! Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  12. Królestwo poetów - melina na uboczu Dziady weszły tam całkiem ślisko W melinę jakby szczyt sukcesu Jakby w głowę uczuć i wiar boską Używając w odchodach obcasów Poezja powstaje w hucie żywota Walą poeci w siebie gnój i krew Każdy akt upadku to jedna strofa Żyją aż ostatniemu opadnie brew Jeden rzygnął tak dla kompozycji Dla złotej zasady poezji upadku Drugi nasrał tam na stół do decyzji I woła - Teraz ty kochany Tadku! W każdym tkwiła świata sztuka Brudu, chaosu i wielkiego bum Każdy rozkładu wiecznego szuka Tak, jak gnojowników szary tłum Nie ma to, jak boski błędu smród Tej porażki, co z ludu czyni dziady Cały bohema gówna czyni poród Gówna, czyli na nieurodzaj porady I dziady tak wieczność swą cała Bawią się humanizmu zgliszczami Aż Dziadów umrze wola zdrętwiała Co w burdelu mruga ślepymi oczami A Diogenesowi skradziono świece Już nie szuka następców jego losu Poszukiwania śmierć mu upiecze Godziny zaspokojenia obłudy głosów Kończy się papier toaletowy treści Już groby ni trumny nie są ważne Bo smród rozkładu lekko szeleści Przesyca filozoficzne ludów kaźnie Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  13. Ta miłość jedynej wiary Chorągiew piekieł ciemna zawisła Cierpieniem jak laską mocno wsparta Otchłań za nią jak powódź przyszła Odwraca się chaosu i mordu karta Cień ciągnie się z dziewiątego kręgu Wraz z ogniem w cieniu wilków paszczy Trwa czas w monet ognistych brzęku Ognistej waluty demon nagle wrzeszczy Szatana wiodą jęki cyklonów cierpień Duszą się dusze ostatnich świętych Wbite są łzy aniołów na zgliszczy pień Z oczu żywych krew tryska przeciętych Teraz modlitwa staje sie wieczerza Karmi cierpiących jakby za wieki Duch przeklęty świat ten przemierza Duch boży broni stargany i kaleki Miłość trwa bez pulsu i bicia serca Serca płoną siłą krzywdy bezradne Nadszedł wieczny czasu życia poborca Woła - ja istnienie Bogu wnet skradnę Jezus obudził się ze snu wieczystego Chwycił grom i szatana nim poraził Zniszczył zło siłą bezgraniczną jego Już słońce wstaje a lud znów marzy To bolesne, ten koszmar, ten upadek Co zbudził ze snu naszego jedynego On sam ciemnosci dał miłosną rade Wzmorzył boskie siły miłości z niczego Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  14. Gorycz zbawienia - mechanik wszechrzeczy cz.1. Gorycz zdawała się Mateuszowi powoli nie przeszkadzać. Pił z wiadra ją od dziecka- po chochli trzy razy dziennie. Juz ma 3 lata - ojciec z matką byli dumni, że się nie krzywi. Kapała z sufitu wprost do pojemnika na mopa, trzy chochle dziennie - tyle aby nigdy nie brakło. Nikt nigdy nie narzekał, ani nie pytał skąd i po co kapie. Spadała kropla za kroplą jakby od zawsze. Ojciec mówił, że to śmierć kapie, a matka, że życie. Mateusz wiedział ze to misterium, szatańskie nasienie lub jakby ciało Chrystusa. Maź była jak elixir dający dostęp do przestrzeni poza dobrem i złem, do obiektywnego punktu obserwacyjnego wobec wszechrzeczy. Mateusz inaczej mówił o kapiącej z sufitu liturgii z ojcem, a inaczej z matką. Matula rozprawiała o życiu, rozkwicie i łąkach istnienia, a ojciec o śmierci, zniszczeniu, rozkładzie i chorobach. Tylko obcując z każdym z rodziców równo, mógł zachować ważną równowagę - mógł przetrwać nie popadając w żadną skrajność, co było ważne. Mateusz był człowiekiem, ale był też wybrany do specjalnego zadania. Kiedy dorośnie będzie mistrzem tajnego zakonu - zakonu Czarno Białego Orła trzymającego Różę. Jego symbolem będzie Czarno Biały Orzeł chwytający Mistyczną Różę, ale nie do końca różę, bo nie był nią owy symbol w jego miejscu obserwacyjnym, w tym wymiarze, gdzie sie przenosi, bo tam nie ma kwiatów, ale róża bardzo przypomina symbolizmem cel i znaczenie tego co odpowiada jej w ukrytym wymiarze. W tym jego wymiarze, w komnacie w wymiarze niedostępnym nikomu prócz niemu panuje inny język, alfabet i inne liczby inny sposób komunikacji - dużo bardziej zaawansowany. Orzeł też nie obcuje w wymiarze tym, ale też wydaje się w języku ziemi najbardziej oddający prawdę celu i znaczenia misji zakonu. Otóż wymiar jego, ten obserwacyjny punkt poza dobrem i złem, a tak na prawdę poza materią Demiurga, jest zawsze inny. Panuje tam głęboki symbolizm ukryty w geometrycznych kształtach, niemal kubistycznych, szczególnie abstrakcyjnych. Liczby u boków figur i litery bliskie Egipskim choć znacznie głębsze, bo wieloznaczne generowały ogrom wiedzy w jednostkowych oznaczeniach. Był to alfabet geniuszu stworzenia wydarty Demiurgowi z umysłu przez zbuntowane anioły, które niemal pozbawiły świat boga, a dziś tak pragną jego miłości. Zakon Mateusza ma za zadanie odbudować miejsce szczególne - planetę Ziemię z popiołów po piekle do jakiego doprowadziły upadłe anioły - dzisiaj już nieistniejące, po których zostały jedynie hybrydy. Demony poł-wieczne. Bardziej maszyny niz byty wieczne. Chochla z sufitowej pieczary, starego budynku - niemal ruiny - była treningiem, ale też misterium - bo hartowała przyszłego bohatera. Był on ostatecznym wykonawcą planu naprawczego dla świata. Był wielkim mechanikiem cząstek absolutu, ukrytym i gotowym do naprawy tego, co było chęcią wiecznego życia, natchnienia boskiego, tej niedoskonałości, która właśnie z tego powodu była doskonała - planety Ziemia. Miał ją obudzić jak przysłowiowego feniksa z popiołów - lecz w tym wypadku dosłownie. Mateusz po 17 latach wędrówek poza ciałem - po spożywaniu chochli nieszczęścia trzy razy dziennie i słuchaniu podświadomym programów szkoleniowych, w końcu ukończył szkolenie. Sprawnie rozumiał cel istnienia planety, odwiecznej walki dobra ze złem, życia ze śmiercią. Tego mirażu wahajacego sie miedzy doskonałością a zepsuciem. Z wymiaru poza Ziemią, z przestrzeni, którą nazwał Exterios, stamtad skad wydostawał sie aby dostrzec całość, oglądał to, co jest i jak długo będzie oraz dzięki szkoleniu także - jak powinno to działać. W goryczy spuścizny sufitowej była prócz goryczy nuta cytrusów - ona rozpromieniała jaźń. Pokazywała słońce wśród jakby tej cholernej brytyjskiej pogody. Była nadzieją - siłą życia. A sama gorycz - przeszyta była śmiercią. Te dwa pierwiastki o odmiennych biegunach wbrew pozorom współpracowały, jak rowerowe dynamo, albo fuzja jądrowa sztucznego słońca o dużej efektywności, dawały siłę do realizacji zadania. Świat poza mieszkaniem Mateusza był chłodny i obojętny, tylko istoty juz nie przypominały ani ludzi ani aniołów. Poddany był woli dyktatora i poświęcony destrukcji. Tutaj nikt nie szukał szczęścia. Tylko destrukcja istoty bawiła. Chore przestarzałe koloseum juz długo gra zagładę w swoim wnętrzu. To było piekło zmieszane z wielką grą ludzi zwanych "Słabymi" że wszystko jest ok. Jedno co wyróżniało zdominowanych słabych, to jakaś dziwna i nienaturalna siła wiary, ze będzie lepiej. Nienaturalna, bo rządzili "Niszczyciele i słabi na tego zmianę nigdy nie wpłyną. Niszczyciele słabych mieli za nic, pomiatali nimi, dokuczali, ale nie przeszkadzali im wierzyć, szczególnie że ta wiara dawała im siły wykonywać niewolnicze zadania. Mateusz był inny. On niby był Słaby, ale wiary nie miał, a w jej miejsce posiadał szczególne przekonanie - wręcz pewność, że będzie lepiej i że z pomocą jakiejś siły kosmosu sam na to wpłynie. Ukrywał te cechy, nikomu o nich nie opowiadał. Był tak naprawdę jedynym ze Słabych, ale który był tak silny jak Niszczyciele. Codzienność życia tej poczwary świata, niemal jak piekła była wypełniona krzykami słabych, tylko tak odrobina energii nimi wywołana dostawała się do serca i pozwalała w tym koszmarze przetrwać. Krzyk z bólu jedynie napędzał egzystencję. Ale niewielu jeszcze posiadało słuch. Większość słabych to głuche istoty, a komunikują się telepatycznie. Tu jakby w powietrzu wisiał świat dodatkowy, jakby kanał do którego wszyscy są wpięci i przez który wymieniają myśli. Komunikowali się myślami, ale głośnymi. Tak głośnymi jak krzyki. Mateusz w wieku 18 lat otrzymał od anioła stróża - który tak naprawdę był pozytywką nagraną na wieczność, która opiekowała się nim, ostatecznie klucze do swojego wymiaru - punktu obserwacyjnego, gdzie miał dokonywać analiz, pomiarów i po powrocie na ich podstawie zmian w konstrukcji astralnej swojego domu. Ale to nie był zwykły dom. On był mięśniem sercowym awaryjnej restauracji świata. Jakby procesorem rekonstrukcji. Z dokładnością akupunktury i odpowiednich ziół i kamieni mocy można by przeprowadzić operacje rekonstrukcji całej planety do fundamentalnych praw. Zniszczyć piekło i ofiary - tych demonów w ludzkich skórach i odbudować Ziemie i Niebo. Jedyny problem to zebrać odpowiednie narzędzia i przejść cały trening mistrza zakonu Czarno - Białego Orła Trzymającego w szponach Różę. Już niebawem miała rozpocząć się wielka droga. CDN. Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  15. Historia utraconych zmysłów w kałuży na betonie... Beton ma moc i charakter, nie to co Homo Sapiens! On ogranicza wielmożne oczy (spojrzenie) i słuch (fale dźwięku) siłą cech własnych, jakby te zmysły były ukoronowaniem stworzenia stworzenia. Też chód zatrzymuje, każe omijać, czasem budzi intuicje w labiryncie. Jest chłodny i twardy. Nosi czasem sztukę - art deco albo swastyki. Szarą ma, spękaną twarz. Piach w zaspanych oczach. Brak serca - bije z niego ciszą. Homo sapiens jest słaby - tylko chce czuć. Dobiera palety potrzeb i szuka dróg do zaspokojenia. Beton jest kosmos wyżej. On juz jest zazpokojony. Sapiens im słabszy tym więcej czuje. Im wrażliwszy tym słabszy, im słabszy tym więcej czuje zagrożenia. W zależności od zagrożenia kocha bardziej lub mniej. Niektórzy Sapiens kochają beton, ale bez wzajemności. Beton już czuć nie potrzebuje, nie kocha i nie czuje. Czasem jak dzieciak się zmoczy deszczem. Czasem go ktoś oleje. Beton chowa Sapiens i chroni go. Bunkry nawet uzbrojone kryją od atomowej rewolucji. Sapiens jest homo, homini lupus. Czasem mówi się o dwóch Sapiensach. Na Betonie można umrzeć i można to zrobić pod betonem - Homo Sapiens Sapiens to wie. Rozbija te zmysły w uściskach słów - "Niech się pierdolą!" - " Nie przejdziesz!", "Nie patrz się!" i "Nie podsłuchuj!". Co w rozumieniu betonu jest jak walka z wiatrakami. Jak coś oczywistego. Jak zwycięstwo codziennej ambicji - powszechne. Jakby cel główny, bo sprawiedliwy. W nowym świecie walka ta jest, jak grawitacja, obecna wszędzie. Jest jak wszystko dziś, dyktowana nową modą na nieludzkość - standard nowego nieczłowieczeństwa. Ale ile neuronów ma szary beton? W tkance komórkowej jego wiedza zastygła dawno. Ile to szkół skończył i uniwersytetów, szkoleń? Nie więcej od swych stwórców. Beton posiada wiedzę podstawową. A stwórcy betonu - chłopy robotnicze ukończyły zawodówkę - ledwo. W betonie widać siłę mięśni robotników - odciśniętą jak dłoń mistrza w alei gwiazd. Szarzyzna mgły lekko koresponduje z betonem. Upaja leniwie momenty, traci kontakt wzrokowy, gubi się w niej ostrożność. Echa rozchodzą się jakby w indyferencji. Jedno jest pewne, przenieść betonu się nie da. Na pewno nie w całości. A po trochu, to się przecież można - jedynie wykrwawić. Zmysłów efekty spadały w przypadkowo dostępny temat. W mgłę bez kompasu i bez wiatru. W dziedzinę bez zasad i kwasów. W truciznę lub eliksir - może w chorobę, a może zbawienie. Poznanie było celem - choć jednej odpowiedzi - jak nie na arche, to chociaż gdzie jest lepiej? Kontrasty wszak budują opinię. Kto powiedział, że lubić można tylko jeden z dwóch elementów sobie przeciwnych? Noc albo dzień. Wiosnę albo Zimę. Przecież niektórzy kochają się w całym roku. Żyją raz w dniu a raz w nocy. Chodzą w czarno-białych koszulach w paski. Czasem lubić można więcej. Spadły w kałużę na betonie - nowopowstały wszechświat. Deszcz stał się stwórca wspólnie z wiatrem - na podobieństwo Boga. Spadły w krople wody zmarznięte listopadem, bo są ciekawe, tam gdzie tafla dwumilimetrowa izoluje czynniki zmienne. Tworzy mikroklimat i ekosferę. Chcą zobaczyć i usłyszeć. Poczuć swoim modelem odbioru świat. Ale poobijane nie maja wieczności. Prędzej wygasną niż przeżyją. Czas tylko utwierdza ich w marności własnej egzystencji a przynajmniej bezsensie celu, którego nie osiągną. Spojrzenie zanurkowało w czterech centymetrach deszczówki obok starego żółtego liścia, wodnika Szuwarka i psiego gówna. Obok biletu MPK i niedopałka papierosa. Obok zużytej chusteczki i kamyków wpadłych w kałużę przez trakcję opon samochodu. Kompozycja jak sztuka martwa potrzebowała tylko znicza, by jak rozłożone ciało zamknięte w grobie - miała pamięć i jasność rozkładu - by ekoklimat zyskał zainteresowanie. Egzystencjalny świat widzi w nim marność - jedyne dane nam szczęście. Ten wulgaryzm - tak głupi - a jakże rozweselajalący. Jak to dobrze widzieć, a nie czuć smaku - powiedziało. Dodając - że tylko widzieć -tak jest najlepiej. Fala dźwiękowa ruchu ulicznego przenika lód i wpada jak na przechodnia przypadkiem na słuch leżący na dnie bez wiary, by się kiedyś jeszcze gdzieś ruszył. Słuch słyszy - jak Kochanowski klnie, słyszy jak samochód wjechał w inna kałużę i rozbryzgał ten ekosystem na jego nowe spodnie. Słyszy jak pękła opona samochodu dostawczego i jak Kowalski zamienił się w trupa upadając z dwunastego piętra. Mokra plama rozpłynęła się wokół niego i jeden ściek krwi nawodnił kałużę czerwonym życiem bez życia. Bez celu istnienia, gdy ciała już prawie nie ma. Atomy krwi i jej ciepło w karmazynowym kolorze krzyczą bólem fantomowym. Słuch usłyszał, ale nie ma ust. Nic nie powie. Okazuje się - bez mózgu i świadomości, bez ust - odczucia nasze nie będą mieć świadków. Nikt nie potwierdzi, czy to, co czujemy jest prawdziwe czy jest fatamorganą. Ścierwo ze zmysłów, rozjechane uszy i oczy udowadniają niebezpieczneństwo ciekawości. Mózg dawno je stracił, a konwulsje dały im drugie życie. Dały im niefortunną wolność, z dala od mózgu, od centrum dowodzenia... Ale samochód rozjechał je i zatrzymał konwulsje, które napędzały im bicie serc. Piorun dodatkowo wymazał rejestry ich doświadczenia, całej pamięci, a to tak jakby ich nigdy nie było. Same nieistnieją, nikt ich nie widział, a nawet same nie będą już więcej pamiętać w swoim nie istnieniu niczego co doświadczyły. Nie traćmy zmysłów! To tragedia, ale powszechna. Niektórzy nie tracą ich całkiem, ale mają je w dupie. Sam nie wiem co gorsze. Doświadczanie gówna żywota, czy nieczucie niczego! Czuj, czuj, czuwaj! Autor: Dawid Daniel Rzeszutek (c)
  16. Gniją wartości - w poszukiwaniu Pana W głowie mózg atakuje wiatr słoneczny Pędzące czerwone pierwiastki zniszczenia Ucieczki od obłędu krok jest konieczny Wskok w strumień bezpiecznego cienia Niebezpieczeństwo rodzi obłędu odpady A one wydalają radioaktywne problemy Toksyczne wirusy - chaosy i serc bezłady Tylko urząd statystyczny milczy jak niemy Zbyt wiele gówna jest ciężko posprzątać Zmutowane kotlety z odpadów sumienia Egzaminy z upadku, które Tu masz zdać Bo zgnilizna bardziej robactwo docenia Myśl i mądrość wywodzą się z warunków Głowy wyrosły wśród nawozów z papieru Ten świat zabrania sobie w winie ratunku Naucz Boże mnie! Jak umierać pokieruj! Matka Ziemia staje się od dawna szalona Jej usta fotosyntezę odrzucają jak truciznę Zamiast drzewa w raju rośnie stara opona Sapiens wirusem karmi kościół i ojczyznę Po dwóch tysiącach lat Boga poszukiwań I odpowiedzi na - Po co? Arche? Dlaczego? Odpowiedzi brak, ale jest mnóstwo pytań Co rosną równocześnie z winą i też Ego Wydaje się, że człowiek Boga prowokuje Daje w żyłę gówno, w cywilizację upadek Dowodu bytu stwórcy na już potrzebuje Wstrzykuje w stworzenie gorzką tę wadę Tak bardzo walczymy i od Ojca uciekamy Chcemy mieć swoje własne a nie od niego Wartości zmieniają hierarchie i własne ramy Zabijamy Boga w sercach, ale dlaczego? Obłęd - ta droga pod prąd - to zacofanie Zgnicie wiary duszonej mszami czarnymi Czy twa miłość nakaże Ci tu wrócić Panie? Czyż nie jesteśmy - My - dziećmi Twoimi? Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  17. Dzięki za osobiste spojrzenie. Dobranoc :)
  18. @FaLCorneL Różnie pisze, kiedyś pisałem bardziej brzydko, różnie bywało z opiniami, ale raczej potrafię nadzorować narrację i wybierać różne palety kolorów, emocji i odczuć i myśli kryjących sie za treścią. Lubię dekadencję, Baudelaire jest dla mnie mistrzem. Ale znam też takiego poetę, który mnie poniekąd też inspiruje, który wywala totalne mięcho wymieszane z erudycją i historycznymi faktami. Może następny mój wiersz będzie mniej ładny. Pozdrawiam @hania kluseczka Dzięki. Kłaniam się nisko.
  19. Dawid Rzeszutek

    Wyroki

    Wyroki Grzech wypływa z górskiej skały W rzekę zamienił się cmentarną Aż cokoły krwią niewinną zapłakały Kiedy zimni świadkowie zasną? Twoje kłamstwo staje się wężem Co pełznie pewne siebie do mnie Teraz w dłoniach krzywdy leżę A gwiazdy patrzą i nieba ciemne Twoje dłonie kradną mi radości Wyrywając łzy razem z korzeniami Serce puste jak mnich teraz pości Złodziejski koszmar trwa godzinami Ty sumieniu bez dekalogu kości Ty bez oczu duszo w winie cała Niech w pętach cię koszmar ugości By godzina twoja w mrok upadała Bo wyroki dni są silniejsze od tytanu A siły kosmosu władają bez granic Woła moje serce - Boże weź opanuj Tych co zasady wieczne mają za nic Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
  20. @hania kluseczka Wiesz.. różnie piszę, głębia twórcza może czasem być niedostępna, ale też jest prawdą, co ci powiem, że nie uważam wiersza za najlepszy. Było to trochę machinalne pisanie. Ale pewne metafory całkiem były ciekawe. No, ale.... uczymy się całe życie. Rozumiem Twoje zdanie i niejako w jakimś pierwiastku mojej osobistej opinii również się z nim zgadzam. Pozdrawiam.
  21. @hania kluseczka Rozumiem. Jestem amatorem. A w poezji ciężko każdemu dogodzić. Pani Haniu :) miło pozdrawiam :)
  22. Nabita na ludzkie kolce Wszystkie łoża szkarłatnych pościeli Wśród tęcz po łzach niejednej radości W stóg koszmarów puści ludzie pocięli Tych złych dusz cień świętego rozzłościł Jeszcze energia tutaj cyrkuluje żywo W ciele moim jak tym ciepłym chlebie Gazowaną krew własną jak lekkie piwo Wciąż nasączam barwną troską o ciebie Ile to końców miłości jakby też świata Kurhany zbudowało z kamieni mokrych Gdzie nicość twą łzą jak szmatą pomiata Boże choć jedno serce czułością okryj Modląc się słyszę ciszę - twój głosu ton Bez słów rozumiemy się i także znamy Bo gdy Ja i Ty robisz szanowny pokłon Bo naszych światów są obok dwie ramy Moja miłość nie ma imienia a ją znam Wodospadami spadają wieści melodie Myślami jesteśmy zawsze razem tam Gdzie wieczną miłość śnimy o sobie Autor: Dawid Rzeszutek
  23. Dzięki. Po pracuje nad nim. Co masz na myśli mówiąc wyrównać? Chodzi tobie o równość sylabiczną ? Czy o melodykę i rytmikę ? Czy o wszystko razem?
  24. @violetta Witaj! Dziekuję. To prawda. Póki żyjemy - nie pozwólmy zapomnieć o Bogu nam, ani Bogu o nas. Czy istnieje, czy nie - To słowa Pisma Świętego są eliksirem gwarantującym życie i szczęście - bo wskazują jak żyć bezpiecznie. Pozdrawiam! @duszka Witaj! Duszko, słowa Boga kierowane dobrem i miłością są światłem czyli ciepłem, humorem, szczęściem, nadzieją, a brak światła to śmierć, czy to drzewa, lwa czy człowieka. Tylko bez światła życie umiera - dla drzewa Bogiem jest światło, a dla człowieka światłem jest Bóg i słowo Boże. Oczywiście samobójstwo, eutanazję i aborcję (najgorsze ze śmierci, bo nienaturalne) też wywołuje brak Boga i miłości oraz troski i opieki, które miłość generuje. Masz Duszko rację - ty zawsze ją masz - jeszcze w twoich komentarzach niezgodności z moją wizją nie znalazłem. Dzięki, że jesteś! Pozdrawiam!
  25. Dawid Rzeszutek

    Bez Boga

    Bez Boga Człowiek ma demencję wieku starczego Historie z neuronów wyżarła zła choroba Już stary ból nie obroni przed wojną jego Już doświadczenie sił życiowych nie doda Wiara zwija flagi i księgi pali na stosach Przykład postępowania jej we mgle niknie Odchodzi autorytetu doba całkiem bosa Rozkłada się dekalog i opada w byty sine Budzi się oko wszechmocnej siły - otchłani Głodne winnych otulonych w grzechu całuny Co nie zabije nas to zawsze krzykiem zrani Cierpienia pochód umiera w nas tłumny Czy znaki na drodze i niebie człowiek widzi Czy nie jest w tej drodze niestety za daleko Chyba Bóg nie wierzy w boskich już ludzi A wytwór słowa - co na poczatku - jest kaleką Dziś człowiek zapomina stare prawidła Zabijany naród kiedyś po wieku sam zabija Matka rozpacz jak jaśmin nas uwiodła Miłość kiedyś ukochana dziś jest niczyja Czyżby piekło było świata pragnieniem? Ostateczną nam rozkoszą była pożoga? Przecież jak bez słońca zginą także cienie Tak człowiek upadnie i przeminie bez Boga Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...