Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

*Modyfikacja tekstu z 2017*

 

 

Na dukcie leśnym, położonym między drzewami, biegnie niewielki, wysuszony od strachu, dziadek. Zaiwania pospiesznie, lecz przed nim jeszcze szybciej, ucieka jego osobista trwoga. Biegnący jest tak przestraszony, że z rozpędu rozdeptuje krasnoludki. Pękają w odgłosach pękających purchawek. Krzyczy co prawda: a sio, a sio, ale nie wszystkie maluchy odskakują zawczasu. Te nieuważne, spłaszczone, lecz jeszcze żywe, owijają ciała wokół rozpędzonych butów. Makaron na widelcu, też tak można owinąć.

 

Są to jednak skrzaty, zaiste odporne. Ścigające przeciwności mają głęboko w grzybie. Uciekający tak bardzo żywi strach, że nawet nie wpycha malców, z powrotem pod podeszwy trzewików. Usilnie pragnie przegonić swoją trwogę. Jest taki: delikatny, suchy i malutki, niczym kruche ciasteczko, gdzie cukier robi za siwe włosy. Zatem jego członki prawie oddzielnie po lesie hasają.

 

Na szczęście ciśnienie atmosferyczne, jako tako trzyma je wszystkie w kupie, na podobieństwo biegnącego dziadka. Nawet jeleń mutant, kica przerażony w knieje i zajęczy czasami. Woli robić uniki, przed kulkami myśliwego, niż być zderzakiem, dla wariata, homo sapiens.

 

Aczkolwiek ten akurat zwierzak, pasuje w pewnym sensie do tej bajki.

 

Omawiany ucieka przed babcią. Ukochaną żoną przydziałową, którą to dawno temu, musiał umiłować, pod przysięgą. Długi czas nawet nie żałował. Prawie aż do teraz, kiedy to umiłowanie, powiedziało mu prosto w fajkę, że ją zdrada, ze sprawniejszą lafiryndą, z młodszymi papilotami na głowie.

 

Babcia, na szczęście dla męża swego, zostaje daleko z tyłu. A to z tej przyczyny, że biegnie z tobołkiem na plecach. Zakłada co raz inne kiecki, gdyż ma na uwadze, by w mijanych sąsiadkach, wyzwolić leśne symptomy zazdrości. Zatem gdy mija zdyszana ciekawskie kumy, to znacznie przyspiesza swój pościgowy wygląd. Nawet czasami w przerwach na przebranie, że biegnie całkiem goła. Chociaż w gęstym lesie, kogokolwiek zgorszyć, czymkolwiek nie sposób.

 

Dziadek w porównaniu z babcią, biegnie teraz trochę wolniej. Mimo wszystko, od czasu do czasu, chociaż przez chwilę, transportuje krasnoludki. To znacznie spowalnia szybkie dreptanie. Tym bardziej, że małe ludki, gryzą liche kostki, lub usiłują ukraść sznurowadła.

 

Aż nagle, masz ci los. Babcia dogania Dziadka.

{Już samo stwierdzenie powyższego faktu, jest niebezpieczne.

A co dopiero reszta}

 

Wszystkie pobliskie zwierzęta – dbając o swoje zdrowie – uciekają głęboko w las. Tylko nieliczne odważne ptaszki, siadają na gałęziach, lecz przezornie, na tych najwyższych. Biedny jeleń, zasłania twarz porożem. Roztropne krasnoludki czmychają do grzybów. Ziemia trzeszczy ze strachu, płosząc wszystko, co siedzi w norkach. Kwiatki z tego stresu, są nagle nasionkami.

 

A przez ten czas, babcia tłucze dziadka, czymkolwiek. Co akurat złapie. W tej chwili młóci męża tłustym krasnalem. Wyszedł na chwilę z grzyba, żeby zrobić siku. Nie wiadomo, kogo bardziej boli. Dziadek wrzeszczy, krasnal wrzeszczy, a pobliskie ptaszki przestają śpiewać. Bo i po co, skoro zagłuszane. Wnerwione, odlatują do innego lasu.

 

Nagle bity mąż, jakoś oswabadza swoje członki, z razów ukochanej i ucieka chyżo na drzewo, pomimo, że jest tylko o kłak młodszy, od wiekowego dębu. To ze strachu dostaje takich sił witalnych, w zmurszałych członkach.

 

Babcia włazi za dziadkiem, ale mniej sprawnie, gdyż nie ma w niej stracha. Za to wiewiórka broni swój dobytek. Poświęca trochę zapasów i przerabia na pociski. Nie chce, żeby nieproszeni goście, wyjedli jej przed zimą. Zaczyna ciskać w dziadka żołędziami.

 

Poszkodowany woła do niej, że ma ciskać w tą zarazę, co lezie za nim.

 

Ale rudemu zwierzakowi wszystko jedno. Ciska na wszystkie strony. Nawet biedny jeleń dostaje prosto w oko. Gdyby nie poroże, to by dostał w dwa. Babcia łapie męża za kostkę i ciągnie ladaco do siebie, żeby mu znowu przywalić, tym razem pustą dłonią. W tym czasie krasnoludki uciekają z poddrzewnych grzybów. Na dole jest niebezpiecznie, gdyż na górze trwa wojna. Może za chwile coś zlecieć na kapelusze. Uradowane, że przeżyją, tańcują w oddaleniu, leśnego walca.

 

A babcia nieustępliwa. Mężowej kostki nie puszcza.

 

W końcu małe ludki, zaczyna wnerwiać ten cały harmider. bo nie bardzo słyszą, co orkiestra przygrywa. Namawiają jelenia, żeby bodnął babcię w tyłek, rogami. Może wtedy spadnie i poobijana, będzie spokojniejsza. Jeleń – aczkolwiek niechętnie – wykonuje zadanie. Waleczna kobieta, rzeczywiście spada, ale nadal trzyma nogę, z doczepionym dziadkiem.

 

Mąż spada na miękką żonę, więc sprężyście wstaje i zaczyna z przyzwyczajenia uciekać. Niefortunnie wali głową w drzewo. Widzi nagle gwiazdy. Zarówno te na niebie, jak i przed oczami.

 

Dopiero teraz, do uczestników bajki dociera, że prawie ciemno. Babcia rzecze, że na dziś wybacza mężowi, bo po ciemku i tak by nie wiedziała, kogo tłucze. A nie chce skrzywdzić niewinnej istoty.

 

Następnie po omacku, wraca małżeństwo do pieleszy swoich.

Od tego czasu, od czasu do czasu, żyją długo i szczęśliwie.

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @andreasTo może zbyt małej wiary jesteś :) lub znasz życie :)) Pozdrawiam:) @Jacek_SuchowiczNa kacu jest wszystko możliwe :) Dziękuję i pozdrawiam:) @LeszczymJuż się pogubiłem:)) Dziękuję i pozdrawiam:)
    • gdy jutro się skończy pojutrze początkiem  
    • @Wędrowiec.1984 No dobra, ale poprzednie moje tłumaczenie, bardziej mi się podoba, jest takie... bardziej poetyckie.  Przy pisaniu świadomość trochę się plącze z wyobraźnią, przynajmniej w moim przypadku tak jest :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      To nie jest splątanie kwantowe, tylko splątanie świadomości.
    • Dawniej każdy poranek pachniał złotem. Słońce wschodziło nad wzgórzami i bez słowa kładło na dachach ciepło, które otulało serca jeszcze przed pierwszą kawą. Ale od jakiegoś czasu coś się zmieniło. Niektórzy mówili, że światło stało się zbyt białe, inni że zbyt blade. Starzy ludzie w wioskach patrzyli na nie z lękiem, dzieci – z obojętnością. A ono wciąż tam było. Na niebie. Zawsze na niebie. I właśnie to było najbardziej niepokojące. „Nie czuć go” – mówiła codziennie staruszka Maja, siadając na swojej drewnianej ławce. „Kiedyś czułam, jak przechodzi przez skórę i dociera do duszy. A teraz… tylko patrzę, ale nie widzę.” Ludzie zaczęli snuć domysły. Czy to przez dymy, które wznosiły się z fabryk po drugiej stronie wzgórz? Czy może przez coś bardziej niewidzialnego? Przez rzeczy, których nie da się zmierzyć – jak strach, obojętność, rozpad miłości? Niektórzy szeptali, że prawdziwe słońce już dawno zgasło. Że to, które świeci teraz, to tylko replika – sztuczna kula światła stworzona przez tych, którzy chcieli kontrolować nie tylko czas, ale i nasze nastroje. „Zamienili nam światło serca na światło technologii” – pisał ktoś na ścianie opuszczonej stacji meteorologicznej. Ale pewnego dnia przyszedł chłopiec. Miał na imię Elian. Pojawił się znikąd, w butach z błota i z patykiem zamiast laski. Nie zadawał pytań. Siadał pod drzewami i mówił do liści, do wiatru, do kamieni. Ludzie uznali go za dziwaka, ale dzieci zaczęły go słuchać. A potem coś się wydarzyło. Pewnego ranka, kiedy Elian stał na wzgórzu, zamknął oczy i rozłożył ramiona. Słońce – blade i nieruchome – zaczęło wypełniać się ciepłem. Powoli, bardzo powoli, niebo poruszyło się z westchnieniem. Jakby przypomniało sobie, że kiedyś umiało kochać. W ciągu kilku dni ludzie zauważyli zmianę. Ptaki zaczęły śpiewać wcześniej, a cienie drzew znowu stały się miękkie. Staruszka Maja płakała z radości: „To ono. Prawdziwe. Wróciło.” Ale Elian powiedział tylko: – Ono nigdy nie zgasło. To my przestaliśmy świecić od środka.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...