Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, część 197


Rekomendowane odpowiedzi

                      - dla Siostry 

 

   - Nie trzeba go zabijać - Pierwszy Jedi położył spokojnie dłoń na ramieniu Olega. - To nie jest konieczne. Przypomnij sobie nauki u księcia Jurija: "Kochaj dzień, kochaj twoje życie"* . I naczelną zasadę: "Nie stworzyłeś - nie zabijaj". Ale ponieważ każda rzecz i każda sprawa ma przynajmniej dwie strony - Jezus wciąż mówił z bardzo spokojnym uśmiechem świadom, że zarówno Oleg, jak i Poncjusz Piłat słuchają Go uważnie - a nasz przyjaciel naruszył energetyczną równowagę Wszechświata czyniąc siebie obojętnym na twoją śmierć i  zgadzając się na nią ot tak - jak to słusznie nazwałeś - wysłana przezeń negatywna energia powinna doń wrócić. I to za twoją sprawą. Bo przecież, skoro żyje do tej pory, logika i duch Wszechświata wskazują,  że jest właśnie tak. Nadto - poczekaj, Olegu - tu Mówiący powstrzymał go ponownie - powinieneś budować swoją mentalną siłę** . Jak sądzisz - Jezus uśmiechnął się wewnętrznie, czując lekkie odprężenie w duszach, sercach i umysłach obu swoich słuchaczy - kiedy wzmocnisz siebie bardziej: zabijając go czy pozwalając mu żyć dalej? Przy czym pamiętaj - tu Wszechwiedzący uczynił gest w stronę wciąż siedzącego za stołem namiestnika - że to doświadczenie będzie miało wpływ również na jego duszę. A zatem rozważ to wszystko - zakończył Wszechświat - i dopiero wtedy podejmij decyzję.

   Oleg uśmiechnął się.

   - Dzięki Ci bardzo, Jezusie - powiedział. - Jak wiesz, słuchałem Cię uważnie cały czas. I cały czas rozważałem, chto mne nuzhno sdelat' , co mi trzeba zrobić. Wiem, że i moja żona, równolegle do oczywistych i zrozumiałych kobiecych emocji, spojrzałaby na całą tę sytuację od strony energetycznej. Albo duchowej,  by użyć innego słowa. Nie jestem co prawda pewien, czy pod wpływem uczuć, gdyby była na moim miejscu, zwlekałaby z decyzją - tu Oleg uśmiechnął się lekko. - Ale ma swoje doświadczenia, a kto jak kto, ale ja potrafię ją zrozumieć: w końcu to moja żona. Oczywiście Ty zrozumiałbyś ją błyskawicznie jako jej stwórca, mistrz i jako Wszechświat - zakończył Oleg.

   - A zatem, mężu Soi - co postanowiłeś? - WszechMogący odczekał stosownie długą chwilę.

   - Postanowiłem przywrócić energetyczną równowagę pomiędzy mną, Soą i nim - odparł spokojnie zapytany. - Ta decyzja jest w mojej ocenie właściwa z każdego punktu widzenia, a przy tym współgra z moimi uczuciami.

   - A zatem - Oleg powtórzył słowa Jezusa, zwracając się  do siedzącego przed nim swojego pośredniego zabójcy. - Wstań, Poncjuszu Piłacie - przybrał oficjalny ton. 

   Wezwany w jednej chwili zbladł zauważalnie, domyśliwszy się, co go czeka. I wstał powoli, patrząc Olegowi w oczy. - Przyszedł mój kres, pomyślał. - Dobrze, że nie ostatni. Ale domina mea, moja pani, będzie rozpaczać...  

   - Pierwszy z kolejnych - potwierdził mu Jezus.

   A zwracając się  do Olega, rzekł:

   - Zabij go.***

 

   */**  Oba zaznaczone zdania są sentencjami ofiarowanymi przez Wszechświat za pośrednictwem Yogi Tea.

   *** Kto ma wszelkie prawo decydować o zakończeniu życia Piłata - i kogokolwiek innego - jak nie Jezus właśnie? 

Cdn.

 

   Voorhout, 26. Września 2023 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Corleone 11
Dodanie fotografii (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

   Też jestem tego zdania

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. i myślę, że sprzyja również Tobie ^(*_*)^ .

   Moc podziękowań za odwiedziny, czytanie i uznanie . Serdeczności .

@Somalija

   Dodam, że Wszechświat sprzyja wszystkim. Tylko część ludzi w gruncie rzeczy odpycha od siebie owo sprzyjanie swoją negatywną energią. Ale każdy ma wolny wybór, co przedstawiłem - jak sądzę - wystarczająco wyraźnie .

   Serdeczne pozdrowienia ^(*_*)^ .

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K.

   Osobie, która - jak Jezus - zakończyła swój cykl wcieleń,  przez co osiągnęła wszystko, co człowiek może osiągnąć, innymi słowy stała się Bogiem/zjednoczyła się z Wszechświatem/stała się Kosmosem - wolno ważyć się dosłownie na wszystko. Jako że ma pełny ogląd sytuacji, zna wszystkie następstwa danej decyzji i danego czynu. A tym samym wie, co jest moralnie właściwe - czyli dopuszczalne - a co moralnie naganne.

   Dzięki Ci bardzo za wizytę, czytanie i istotną refleksję w komentarzu

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Serdeczne pozdrowienia .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Deonix_ tak przypuszczałem, ale, to jeszcze większy grzech:)
    • @violetta to zazdraszczam:) Dziękuję i pozdrawiam:)
    • Nie pytaj o imię Nie pytaj o czas   Bo i tak nie ma nas   Rozpłynęliśmy się W nocnych światłach miasta Goniąc za utraconymi wspomnieniami   Ale to już nie wróci
    • To prawda, zwykły rozkład dnia może być często nie do ogarnięcia, a ten na dworcu już niemożliwy do stworzenia go bez udziału systemów informatycznych, dlatego pewnie zmienia się tak szybko, żeby się niby do nas dostosować ;-) I tak znów od początku, jak to z sobą złożyć ;-)
    • Prolog   Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.   ***    –– Ej, Ochłapku kochaniutki! Pomożecie w dźwiganiu ekologicznego chrustu, bo normalnie w krzyżu moje dyski trzeszczą. –– Ty mi tu stara babo, dyskami w dupie planu nie zawracaj. Śwignij miech w chaszcze, zaś idź precz na chatę. Jak pójdę w tył, to wezmę i ci do izby przytargam, chyba.      –– Ochłapku! Tyś dureń i nicpoń z brakiem piątej. Nie dziwota, że w głowie jeno klepisko. Przecie biegusiem, ktoś ukradnie, taki skarb. –– Jaki tam skarb, babo. Ciebie to by może ukradł, by jako strachawice na wróble, w pole wkopać. –– A z ciebie Zdzisiu, to sztacheta w płocie, ledwie by była, bo zmurszała jak wyschnięta kacza kupa.     Wtem wędrowiec ni stąd ni zowąd, jest na okrągłej, kwadratowej polance. Nie wie dokładnie, po co tu przyszedł, lecz coś mu świta, między drzewami i oczęta migocząc tarmosi. Nagle rumor jak dwie jasne cholery. Chwilowy, ciężki szum i Ochłapka drzewo prawie przygniata, bo akurat spada na Panią Śmierć, co siedzi nie pieńku, ale teraz w innej pozycji, kosę ostrząc.     Jednak poturbowana żyje nadal, bo trudno utłuc tego rodzaju paskudnicę, by padła na runo, bez życia. Spoziera naprzemiennie, na uwięzionego pod gałęzią, Zdzisia i błyszczącą, srebrną kosę, co na końcu ma fotkę uśmiechniętej czaszkuni, która z pewną dozą miłosierdzia, pyta:   –– No co Ochłapek. Masz jakie ostatnie życzenie? –– Tak mam –– odpowiada zapytany, nieco spłaszczoną facjatą.     Jakby z choinki urwana, przez las wędruje horda życzeń. Zbóje na zbójami lub gorzej. Lecz poczciwe to chłopy, jeno nigdy za żywota, szacunku i poważania nie zaznali. Tym razem jest inaczej. Bardziej zielono. To nadzieja rośnie wokół, w postaci drzew, chaszczy i różnych innych dziwów nieprzebranych za cokolwiek. Nagle pypeć na jednym z nosów i kłak w sumiastym wąsie, wyczuwają jęczącą zgrozę. Przywalone coś.     Horda życzeń podchodzi bliżej i widzi Ochłapka, wystającego w połowie spod gałęzi dorodnej, na której dzięcioł wciąż stuka. Widocznie nie płochliwy i dalszy ciąg wystuka.    Zbóje słyszą pytanie: –– Wyciągniecie?    Już chcą wyciągać, ale słyszą drugie pytanie, korygujące:   –– Czy mnie wyciągniecie? –– Owszem. Wyciągniemy –– wrzeszczą z uciechą. –– Dla szacunku i poważania, co ich czeka w mediach, za odwagę i empatyczne miłosierdzie, wobec Zdzisia Ochłapka, bliźniego naszego.      Pani Śmierć tymczasem wychodzi z krzaków, gdyż była za potrzebą i kosą macha w kierunku przybyłych.   –– Łaskawa pani, jeszcze nie teraz –– krzyczą przymilną prośbę, w ostatniej godzinie. My jeszcze nie docenieni. No jak tak można.    A widząc jednak , że nadal żyją, Zdzisia uwalniają spod przygniecenia. Wyciągnięty maca ciało, czy nie pogruchotane, ale nie. Zaczyna więc pokrzykiwać nieuprzejmie w kierunku zbójów, że jeno dla sławy i poklasku, dobry uczynek przyszło im zmaterializować.     Życzeniom głupio z tego powodu, bo honorni mimo uchybień, takich czy innych, więc biegną żwawo w kierunku miecha z chrustem, by kobiecinie do izby zatargać. No teraz nas docenią –– myślą po cichu, kiedy to sens pierwotnych poczynań, do nich wraca. Lecz w tym samym czasie, śmierć kosą świszczy, która życie zbójcom odcina, w postaci głów. Jednocześnie uwolniony bliźni, z owej krainy wstaje wypoczęty, bo po takich ciekawych przeżyciach, to jak to nie być. Zakłada paputki...     ***     Epilog    Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...