Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Z pamiętnika Boga - Gdy piekło to Twój dom


Rekomendowane odpowiedzi

#OPOWIADANIE

 

Z pamiętnika Boga - Gdy piekło to Twój dom.

 

Zszedłem z krzyża, tak jak każdy, kto schodził z krzyża. Po cieżkiej pracy w polu, gdy chłop już rąk nie czuje. Po całodobowym rozkładaniu nóg w burdelu, gdy przyrodzenie kojarzy się z kaźnią niewinności i narkotykowym znieczuleniem. Zszedłem tak, jak rzeźnik, który po ubiciu stu dwudziestu krów, płacze nocami nad swoim losem. Kolejny krok, jaki zapisałem w notatniku moim, to zejście do piekieł na trzy dni męki.
Ja już nie płaczę, nie czuje też nienawiści, bo wychowanie Jehowy ojca, ta nauka miłosierdzia, każe przebaczać. Wiedziałem, że wielu zostało zabitych i stali się nieśmiertelni poprzez legendy. Moje życie, prawda, poświęcenie i nadzieja jaką daję, będą wieczne - nieśmiertelne. Zresztą akt męczeństwa i poświęcenie poprzez śmierć - to najwyższe oddanie jakie możemy dać światu. Najwyższy pokaz oddania tego, co dla życia najważniejsze, czyli samo życie - wartość niewspółmierna do modlitw ludzi i czynienia dobra w zgodzie z dekalogiem. 
Korona cierniowa leży wciąż wygodnie na skroniach i popija jeszcze ciepłe krople świętej krwi. Sama symbolika koronacji różą - kwiatem zaiste mistycznym, o wielkiej symbolice - miłości i poświęcenia, powinna zostać w symbolach mojej misji. Teraz czeka mnie tułaczka do piekieł. Do wujka Lucyfera, którego jeszcze z dzieciństwa pamiętam. Jeszcze, gdy był aniołem, lubiłem się z nim bawić i rozprawiać o rzeczach ludzkich. Uczył mnie rozumowania. Nigdy nie podejrzewałem go o egoizm czy egocentryzm. Ojciec inaczej to widział. Przykro mi było, gdy upadł. Dużo go to kosztowało, musiał się adaptować - tak przynajmniej piszą, ale tak naprawdę Szatan był obrońcą niewinności na ziemi, jego gwardia demonów broniła czystości i świętości i wyrywała grzech z duszy, zadając Ból, dając pokutę za przewinienia. Szatan był potrzebny, bo bronił granicy nieba i piekła, która przebiegała po Ziemi. Jednak pewnego razu doszło do kłótni Szatana z Bogiem, gdzie Szatan postanowił zmienić nieco stosunki i walczyć z Niebem. Przestał bronić czystości i niewinności, a nawet w złości rozpoczął ją niszczyć.
Jak byłem dzieckiem, przypomina mi się, że lubiłem bawić się z demonami w piekle. To było jak turnus, jak rekolekcje. Byłem hartowany na cierpienie. Od tamtego czasu jestem dużo silniejszy - cierpienie to przyjemność dla mnie. Dziś jednak upadam w otchłanie, w przypieczętowane ogniem struktury zniszczenia i chaosu. Będę trzy dni cierpiał. Trzy zasrane dni w historii. Nigdy nie zapomnę tego cierpienia, będzie jak stygmat na mojej duszy.
Gdy upadłem w otchłań, już na mnie czekano. Generałowie ciemności szykowali mi tortury. Dla nich to tylko szkolenie, gdzie mogli się wyładować za swój upadły los. Wrzące posadzki całe promieniujące cierniami spalają skórę stóp. Wiatry niosą wokoło radioaktywne chmury, z których pada żółty deszcz. Żółta poświata niszczy warstwy świętości, po kolei rozbierając z osłony najwrażliwsze części ciała duchowego, nabija serce na pal, demon wsadza je potem w usta i zmusza do gryzienia. Serce, mimo że wydarte z piersi nadal jest odczuwane, wciąż rytmicznie pulsuje i każdy akt zniszczenia go jest przeze mnie odczuwalny. Wrzucono mnie do smoły, gdzie trwa walka nieśmiertelności z śmiertelnością zaczyna się falowo - najpierw zabija się ciało fizyczne, niszczy w gehennie każdą boską komórkę, potem nieśmiertelność syzyfowo odradza tkankę i tak bez przerwy. Zaciskam zęby, płaczę i wyję z bólu, ale cierpienie paraliżuje. Moje sumienie miało być drugą ofiarą. Słyszę podszepty Lucyfera - Czujesz się lepszy od śmiertelników, wynosisz się ponad ich mówiąc, że jesteś Bogiem, królem Izraela. Ty zmartwychwstajesz a oni odchodzą w ciemność. Ile cierpienia twój ojciec zrobił ludowi twojemu, ile wojen przegraliście? Może kłamiesz, że jesteś mesjaszem, może to tylko urojenia. W tych bolesnych atakach zacząłem jakby rozumieć krzywdę. Poddawałem się tej chorej narracji, jakby zahipnotyzowany. Moje sumienie zostało zabite, rozszarpane paniką i poczuciem winy. Byłem bez sumienia, jak bez głowy. Puste miejsce w duszy po sumieniu szybko obeszło krwią i uschło. Wielki strup i krzyk zespoliły się ze sobą. W czeluściach jęki moje radują demony. Cieszą się, jak dzieci z podarowanego cukierka. Byłem jedyną ich radością. Stawałem się promieniowaniem znicza na cmentarzu. Byłem żarem przyszłych modlitw. Nieskończoną nadzieją na zbawienie. Świetlikiem dającym radość dzieciom nocą.
Nowy testament dzięki mojej męce stanie się żywy, będzie tętnił, oddychał i płodził mądrości życiu ludzkiemu.
Po to trzy dni zniszczeń absolutnych Boga nieśmiertelnego.
Pozbawiłem grzechu pierworodnego istnienie ludzkie. Promieniowałem atomami czystego zła, gwiazdy szczekały zawistnie, ale trzy dni minęły pod znakiem wytrzymania oporu, aby się nie wyrzec siebie i zbawienia - to mi się udało.
Teraz przyjdzie zmartwychwstać. Pobudzić ciało i dać wiarę w Boskie poselstwo. Dać krzyż i modlitwę, aby człowiek stawał się lepszy. Aby życie na ziemi mogło pod dowództwem trwać.
Dobra! To tylko żart. Tzn. byłem w piekle, ale sprawa nieco inaczej wyglądała. Od najmłodszych lat ojciec wysyłał mnie do piekieł, bym hartował ducha i ciało i uczył się siły i odporności na cierpienia, więc cóż bym odczuł przez te trzy dni, jak najdłużej cierpiałem rok i to dziesięć razy. Graliśmy przez trzy dni w szachy z Lucyferem, były dziewczyny i była dobra muza. Piliśmy moją krew, bardzo ekskluzywna jest w piekle. Trzy dni pijańskich rozmów przy szachach. Wiem, tylko, że mam poczucie winy, bo skłamałem, że nie znam ruchów Lucyfera. haha. To mistyczne doznanie, kiedy mistrz kłamstwa jest prześwietlony i nie spodziewa się tego. Kiedyś obiecałem mu, że nie będę go przewidywał, ale cóż, trzy dni i to po tak szczególnym upadku to doskonała okazja do nieprzewidywalnego, a może nie?
Po trzech dniach picia, na kacu, najgorszym z możliwych - po denaturacie - musiałem zmartwychwstać. I tak się stało. Tylko proszę nie mówcie prawdy, tak dla dobra sprawy. Jakby co, to stękanie moje było słychać w Jerozolimie. Dobro sprawy jest najważniejsze.

 

Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Dawid RzeszutekCzytając Twoje opowiadanie, przychodzą na myśl Annunaki -"bogowie" z nieba, a Chrystus był tym dobrym, który poświęcając swoje życie na krzyżu, naprawiał błędy stworzenia, a denaturat spalał i rozpuszczał grzechy. Pozdrawiam

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dawid Rzeszutek

   BARDZO, BARDZO DOBRY Tekst

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, Dawidzie. Czyta się Fantastycznie, pomimo drobnych niedociągnięć   (typu na przykład Jezus na kacu, raczący się denaturatem - czy w Piekle wujka Lucka nie stać na porządną whisky albo koniak?? )

   Serdeczne pozdrowienia. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K. To jest nieco podobne do Annunaki, rozszerza nieco pogląd na Chrystusa o jego prywatne przestrzenie, o jego osobisty osąd, tak bardzo ludzki. Myślę, że w jego historii jest sporo momentów, które warto przynieść człowiekowi ubrane w ludzką twarz. Z tą myślą rozważam kontynuacje. Może powstanie seria, która w pewien sposób będzie oryginalna i ciekawa. O ile tylko czas pozwoli i pojawią się jakieś "wariackie" i "swoiste" pomysły, to będę pisał i wrzucał historie na POEZJĘ. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam...

@Corleone 11 Dziękuję. Myślę, że sam pomysł Pamiętnika Boga, jest wyjątkowy, daje też szersze pole tłumaczenia tła życia Chrystusa i wprowadzenia elementów takich - z angielskiego - "CRAZY..." takich jak właśnie denaturat, który wydaje się większym hardcorem od Whisky i jednocześnie pokazujący więź z menelami polskimi, którym denaturat nie straszny, a którzy w swój oryginalny sposób są przecież tak bardzo - upadli... Denaturat to dość powszechny symbol upadłej rozkoszy - tak go widzę - stąd znalazł się w moim opowiadaniu. Dziękuję za pochlebne opinie i pozdrawiam.
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dawid Rzeszutek

   Dziękuję Ci za wiadomość i za zawarte w niej wyjaśnienia

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

   Tak: pomysł ów jest bardzo ciekawy. I częściowo powiązany w sferze treści z moim "Innym spojrzeniem", bo w końcu i u mnie Jezus jest bardzo ludzki - wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że ma pięć żon. A jako że wszystko ma swoje dwie strony i wszystko - a na pewno wiele - jest kwestią gustu, jedni mogą sobie wyobrazić i przedstawić Lucyfera częstującego Upadłego Zbawiciela denaturatem, aby oczami fioletowo sam sobie przyświecał. Dla drugich taki obraz i takie zachowanie Upadłego Anioła jest adopuszczalne, bo gdzież wtedy podziałyby się jego wysoka kultura, smak i wyczucie sytuacji? Ale może celowo postępuje wbrew kulturze: schował whisky i wmawia Gościowi Z Nieba, że ma tylko denaturat, by okazać Mu maksymalne nieposzanowanie... 

   Serdeczne pozdrowienia .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Corleone 11 A może denaturat to rarytas jako smak z dzieciństwa, swoją droga kiedyś napisałem takie opowiadanie, że denaturat marzył się mu (bohaterowi), jak pierwsze łzy dzieciństwa, te radosne. Jak znajdę to wrzucę. Obserwując różne upadki ludzkie, denaturat wydaje się tym najgorszym, bliskim polskiej rzeczywistości - pewnie w takiej symbolice umieściłem go w tekście, ale rozumiem, że interpretacje i oczekiwania są zmienne u każdego, dlatego rozumiem, że w Twoim przypadku, nie zachodzi ten rodzaj egzaltacji, co w moim, ale nie szkodzi, bo wiem, że nawet jak coś w treści boli lub nie pasuje, z czasem może stać się czymś dobrym. Psychika często po latach negatywne wrażenia potrafi mistyfikować i dawać im odwrotną wartość. Jest to troche taki sadomasochizm, ale dość powszechny. Oby denaturat nie zepsuł smaku treści, tego Tobie życzę. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dawid Rzeszutek

   Nie zepsuł, drogi Kolego Po Piórze

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Po prostu, niezależnie od mrocznej strony Lucyfera - i w tym momencie można byłoby rozpocząć snucie rozważań lub nawet światopogladową dyskusję na  temat, kim on jest i o rzeczywistym poziomie Mroku weń - podoba mi się jego obraz, przedstawiony przez Michaiła Bułhakowa w "Mistrzu i Małgorzacie", jak i w serialu "Lucyfer" (znasz? jeśli nie, polecam i odsyłam do -> "Netflix'a"): istoty o wyrafinowanych guście i smaku i ze całkiem sporą nutą wewnętrznego światła. Który to obraz jest jak najbardziej logiczny, a tym samym przwdopodobny, nie wykluczający jednak przewrotności i bycia - albo "tylko" bywania - złośliwym. 

   Pochlebna opinia o Twoim opowiadaniu jest jak najbardziej zasłużona i masz sporo racji z "takim trochę (rozumowym i częściowo duchowym) sadomasochizmem. 

   Serdeczne pozdrowienia .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Deonix_ tak przypuszczałem, ale, to jeszcze większy grzech:)
    • @violetta to zazdraszczam:) Dziękuję i pozdrawiam:)
    • Nie pytaj o imię Nie pytaj o czas   Bo i tak nie ma nas   Rozpłynęliśmy się W nocnych światłach miasta Goniąc za utraconymi wspomnieniami   Ale to już nie wróci
    • To prawda, zwykły rozkład dnia może być często nie do ogarnięcia, a ten na dworcu już niemożliwy do stworzenia go bez udziału systemów informatycznych, dlatego pewnie zmienia się tak szybko, żeby się niby do nas dostosować ;-) I tak znów od początku, jak to z sobą złożyć ;-)
    • Prolog   Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.   ***    –– Ej, Ochłapku kochaniutki! Pomożecie w dźwiganiu ekologicznego chrustu, bo normalnie w krzyżu moje dyski trzeszczą. –– Ty mi tu stara babo, dyskami w dupie planu nie zawracaj. Śwignij miech w chaszcze, zaś idź precz na chatę. Jak pójdę w tył, to wezmę i ci do izby przytargam, chyba.      –– Ochłapku! Tyś dureń i nicpoń z brakiem piątej. Nie dziwota, że w głowie jeno klepisko. Przecie biegusiem, ktoś ukradnie, taki skarb. –– Jaki tam skarb, babo. Ciebie to by może ukradł, by jako strachawice na wróble, w pole wkopać. –– A z ciebie Zdzisiu, to sztacheta w płocie, ledwie by była, bo zmurszała jak wyschnięta kacza kupa.     Wtem wędrowiec ni stąd ni zowąd, jest na okrągłej, kwadratowej polance. Nie wie dokładnie, po co tu przyszedł, lecz coś mu świta, między drzewami i oczęta migocząc tarmosi. Nagle rumor jak dwie jasne cholery. Chwilowy, ciężki szum i Ochłapka drzewo prawie przygniata, bo akurat spada na Panią Śmierć, co siedzi nie pieńku, ale teraz w innej pozycji, kosę ostrząc.     Jednak poturbowana żyje nadal, bo trudno utłuc tego rodzaju paskudnicę, by padła na runo, bez życia. Spoziera naprzemiennie, na uwięzionego pod gałęzią, Zdzisia i błyszczącą, srebrną kosę, co na końcu ma fotkę uśmiechniętej czaszkuni, która z pewną dozą miłosierdzia, pyta:   –– No co Ochłapek. Masz jakie ostatnie życzenie? –– Tak mam –– odpowiada zapytany, nieco spłaszczoną facjatą.     Jakby z choinki urwana, przez las wędruje horda życzeń. Zbóje na zbójami lub gorzej. Lecz poczciwe to chłopy, jeno nigdy za żywota, szacunku i poważania nie zaznali. Tym razem jest inaczej. Bardziej zielono. To nadzieja rośnie wokół, w postaci drzew, chaszczy i różnych innych dziwów nieprzebranych za cokolwiek. Nagle pypeć na jednym z nosów i kłak w sumiastym wąsie, wyczuwają jęczącą zgrozę. Przywalone coś.     Horda życzeń podchodzi bliżej i widzi Ochłapka, wystającego w połowie spod gałęzi dorodnej, na której dzięcioł wciąż stuka. Widocznie nie płochliwy i dalszy ciąg wystuka.    Zbóje słyszą pytanie: –– Wyciągniecie?    Już chcą wyciągać, ale słyszą drugie pytanie, korygujące:   –– Czy mnie wyciągniecie? –– Owszem. Wyciągniemy –– wrzeszczą z uciechą. –– Dla szacunku i poważania, co ich czeka w mediach, za odwagę i empatyczne miłosierdzie, wobec Zdzisia Ochłapka, bliźniego naszego.      Pani Śmierć tymczasem wychodzi z krzaków, gdyż była za potrzebą i kosą macha w kierunku przybyłych.   –– Łaskawa pani, jeszcze nie teraz –– krzyczą przymilną prośbę, w ostatniej godzinie. My jeszcze nie docenieni. No jak tak można.    A widząc jednak , że nadal żyją, Zdzisia uwalniają spod przygniecenia. Wyciągnięty maca ciało, czy nie pogruchotane, ale nie. Zaczyna więc pokrzykiwać nieuprzejmie w kierunku zbójów, że jeno dla sławy i poklasku, dobry uczynek przyszło im zmaterializować.     Życzeniom głupio z tego powodu, bo honorni mimo uchybień, takich czy innych, więc biegną żwawo w kierunku miecha z chrustem, by kobiecinie do izby zatargać. No teraz nas docenią –– myślą po cichu, kiedy to sens pierwotnych poczynań, do nich wraca. Lecz w tym samym czasie, śmierć kosą świszczy, która życie zbójcom odcina, w postaci głów. Jednocześnie uwolniony bliźni, z owej krainy wstaje wypoczęty, bo po takich ciekawych przeżyciach, to jak to nie być. Zakłada paputki...     ***     Epilog    Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...