Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

o mnie:

nie jestem jeszcze kimś trwałym

wyglądem przypominam

postać niezreformowaną

glinę nieuformowaną

tańczę

na grobach pokoleń

 

błąkam się

taplam w mroku

który blask multiwyboru

wszechdecyzji i multiperspektyw

urządza

i w sumie to tyle

 

dlatego

 

szukam nauczyciela i mistrza

który oczy mi otworzy zamglone

który mnie na łąki wprowadzi zielone

prawd odłamki jak szkła kawałki

na nowo złoży

w barwną mozaikę

rękę wyciągnie do mroku -

odważna to decyzja wiem

 

podkreślam że:

na nic mi bajka kolejna

kazanie z piedestału

chłodem smagające

serca gorące

z tętnem - improwizacją

mowa płomienna

do mroku lgnąca

w cień wpadająca

w ciszy gnijąca

 

choć jakże mądre to słowa

aż zapisałbym je sobie z podziwu

na czole

za to w notesiku moim i osobistym

4 słowa

ad maiora

natus sum

 

zaś co do wymagań:

lepszy byłby dotyk czuły

i towarzystwo myśl przy myśli

z których jedna - mapą druga - nogami

lub

gwiazdą polarną i statkiem

choć tak sobie bliskimi

 

raźniej gdy w tej doli splątani

uczeń i mistrz

niż kapłan

i wierny

w wierze pustej i miernej

 

lepszy pot i trud do celu

w towarzystwie

niż wyrzuty i adoracje

wszystkie

 

znajdziesz mnie łatwo

w szkole na studiach

w pracy nawet 

 

czekam

na kontakt.

27 XI 2022

Opublikowano

@koralinek Widać, że autor włożył dużo wysiłku w napisanie tego wiersza. Zarówno koncepcja, jak i temat są dobrze przemyślane. Wiersz czyta się płynnie. Można odnieść wrażenie, że utwór jest poniekąd przedstawieniem się autora, ukłonem w stronę czytelników. Podmiot poszukuje mistrza, który mógłby przekazać mu swą wiedzę, a tym samym ułatwić mu kształtowanie się. Ciśnie mi się na usta tylko jedno pytanie: kto byłby takim mistrzem? Komu można aż tak zaufać? Żyjemy w kulturze, w której co druga osoba uważa się za takiego "mistrza", od którego inni powinni czerpać wiedzę i przekonania. Choć dobrze jest mieć jakiś mądry wzór mogący stanowić dla nas autorytet, to wydaje mi się, że mimo wszystko najbezpieczniej jest być takim "mistrzem" dla samego siebie.

Pozdrawiam 

Opublikowano

@Giorgio Alani Dobra intuicja z tym byciem "mistrzem" dla samego siebie (być może nie rozwinąłem myśli, że po przebytej drodze z kimś doświadczonym i empatycznym należy dalej podążać już samemu, wg urobionych kompetencji ;/)

Mimo wszystko wierzę, że w społeczeństwie są jeszcze takie autorytety "cząstkowe" - ludzie zdolni do przebycia z kimś tej drogi, jednak nadal pozostający ludźmi takimi, jak my, mylącymi się i popełniającymi błędy. Ludzie, na których można polegać, stanowiący zwyczajnie lepszą alternatywę dla "autorytetów", które po prostu mówią, jak masz żyć i co myśleć od A do Z. Dzięki za komentarz B)

@Stary_Kredens Długie ogłoszenie od być może wymagającego ogłaszającego ;) 

Opublikowano

@koralinek nie chcę rozkazów, ja pragnę być wysłuchany. Chcę osoby, która mi pomoże, która będzie ze mną całym sercem. - tak mógłbym podsumować twój wiersz. Bardzo ładnie skomponowane. Pozdrawiam

Opublikowano

 

Jednak , może zresztą niepotrzebnie, upieram się , że wiersz jest nieco przegadany , bardziej, zgodnie z tytułem wybrzmialoby moim zdaniem treściwe ogłoszenie z akcentem kogo szukam w drodze przez życie , bo sam zamysł jest dobry,  ale w końcu to Twój wiersz

Kredens

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wers wyjęty z Ocalonego Różewicza. Świadomie, nieświadomie czy przypadkowo? 

 

Żeby tak wszystkie ogłoszenia były napisane, świat byłby lepszym miejscem :D

Opublikowano

@iwonaroma paradoksalnie dopiero pod koniec pisania tekstu zobaczyłem w tym zadatek na ogłoszenie - tak więc zrobiło się całe confiteor na tablicy ogłoszeń xd

@goździk jeszcze jak świadomie B) 
nie umniejszając oczywiście doświadczeniu traumy zawartej u Różewicza zauważyłem pewien (na swój sposób) podobny rodzaj zagubienia we współczesnym świecie, przeżywającym kryzys autorytetów

 

@Nata_Kruk dzięki za ocenę, idzie do przemyśleń co do pisania kolejnych

Opublikowano

@koralinek Nie powiem, satysfakcja jest :D

 

Moim zdaniem odwołanie się do twórczości Różewicza jest jak najbardziej trafionym posunięciem. Przeżycie wojny to jedno z wielu doświadczeń, które powoduje rozpad świata wewnętrznego. Poszukiwanie "nauczyciela i mistrza" to poszukiwanie sensu, sposobu, siły - by odbudować/uporządkować ten swój świat na nowo.

 

Ale co do Twojego wiersza - gdybyś miał limit słów - myślę, że w skondensowanej wersji mógłby lepiej wybrzmieć. Zabrakło mi też bardziej dogłębnego ujęcia tytułu w treści. Ale i tak podoba mi się. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I Kazi lejca, raperom MO reparacje, lizaki...
    • @Klip Świetny!!!  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...