Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dochodzę do wniosku, że 
 
Potrzebuję miłości, to kiełkuje 
 
We mnie od lat i czuję, że 
 
Pierwszy listek wypełza już, 
 
Przez gardło, na światło dzienne. 
 
 
 
Dochodzę do wniosku, że 
 
Zakochałem się i jest ona moim pierwszym listkiem. 
 
Nietuzinkowa, czarująca; kobieta, 
 
Z dziecięcą twarzą, blond włosami opadającymi na jej suche ciało. 
 
 
 
Jej dotyk sprawia, że zmysłami odchodzę. 
 
 
 
Dochodzę do wniosku, że 
 
Uzależniłem się od jej dotyku 
 
Pewnego, zaspokajającego moje potrzeby, 
 
Kojącego moją zbolałą duszę. 
 
 
 
Dochodzę do wniosku, 
 
Pragnienia 
 
Na tyle wyjątkowego, abym nigdy już tego nie powtórzył. 
 
 
 
Urokliwa, niewinna, jasnowłosa 
 
Zaczyna tańczyć 
 
Gdy ja wpatrzony, leżę, 
 
Przywiązany na madejowym łożu. 
 
 
 
Dobiera się do mnie, 
 
Majestatycznie zaczyna pieścić językiem 
 
Moje całe ciało, 
 
Począwszy od lewego ucha. 
 
 
 
Robi to z niezwykłą przyjemnością, 
 
Pieszcząc stopami moje przyrodzenie, 
 
Dochodzę. 
 
 
 
Językiem schodzi coraz niżej, 
 
Kończywszy na moich stopach, 
 
Dokładnie muska moje palce. 
 
 
 
Łożę zaczyna się rozciągać, 
 
Powoli, stopniowo. 
 
Ona z całych sił próbuję wyrwać zębami moje paznokcie, 
 
Schodzą 
 
Bez problemu, oporu. 
 
 
 
Moja erekcja jest nie do opisania. 
 
Dochodzę dwa razy, 
 
Płaczę. 
 
Piękny ból. 
 
Nie do opisania. 
 
 
 
Łóżko zakrwawione do kolan. 
 
Moja anielska sprawczyni się uśmiecha, 
 
Widzę na jej policzkach łzy. 
 
Mam nadzieję, że szczęścia. 
 
 
 
Błagam o podcięcie sutków, 
 
Dzięki temu czuję, 
 
Osiągnę błogi szczyt. 
 
 
 
Ona bierze w swe delikatne jak jedwab dłonie 
 
Skalpel, 
 
Tępy. 
 
Powoli przykłada do mojego nabrzmiałego sutka, 
 
Z największą precyzją nacina milimetr po milimetrze 
 
Delektując się przy tym krzykiem, bólem. 
 
Dochodzę kolejny raz. 
 
 
 
Ból nie miał już skali. 
 
Odczuwam tylko przyjemność. 
 
 
 
W jej oczach widzę spokój. 
 
Rozcina mi z precyzją chirurga w pół moje przyrodzenie. 
 
Cała jest we krwi, 
 
Nie mogę patrzeć jak się biedna pobrudziła. 
 
 
 
Wbija mi zakrzywione gwoździe w oczy 
 
I zaciąga w swoją stronę 
 
By ostry zakrzywiony początek wbił mi się w oczodół. 
 
 
 
Moja dama schodzi ze mnie. 
 
 
 
Łóżko rozrywa moją każdą kończynę. 
 
Uśmiecham się. 
 
 
 
Kładzie mi list przy sercu, 
 
Zawartości jego się już nigdy nie dowiem. 
 
 
 
Dochodzę do wniosku, że 
 
To już koniec, 
 
A to wszystko w jedną noc. 
 
 
 
Odchodzę. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...