Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

poprostuolek

Użytkownicy
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez poprostuolek

  1. Siedzieliśmy przy tym stole jeszcze niedawno, zastawa jeszcze błyszczy od wypolerowania, nic nie tknięte, a jednak wszystko porozsuwane nikt nic nie ruszał, a wszystko posmakowane, dlaczego nie zostały, chociażby ślady butów kto jeszcze tam był? A może nikogo nie było? Być może sami, a jednak nieobecni Świeczki już powoli się dopalają, więc ktoś musiał je odpalić, niedawno. To nie byłem ja. Niepokój w mojej głowie jest nie do opisania, z przerażeniem patrze na to jedzenie, które zostało nietknięte, a jednak posmakowane. Dlaczego jestem teraz sam, nie ma przy mnie nikogo, przed momentem siedzieliśmy wszyscy i biesiadowaliśmy, lecz nie wiem z kim, kto tu był? Nic nie pamiętam.
  2. Siwy dym z papierosa wylatuje mi z ust, gdy palimy przy uchylonej szybie, uśmiecham się, choć tego smaku tak naprawdę nienawidzę, udaje, że mi smakuje, chociaż dusze się i brzydzę. Chętnie bym go wyrzuciła, lecz przywarł mi do dłoni, żar leci mi po rękach, a ja udaję, że nie boli. To nie jest o papierosie.
  3. Dlaczego woda drąży skałę? dlaczego mrówka słonia zjada? Dlaczego tutaj nie ma wcale twego niebiańskiego ciała. Dlaczego jesteś tak daleko? Dlaczego gwiazdy na niebie świecą? te pytania dręczą głowę nocą, kiedy łzy mi lecą. Straszny smutek w mej jest duszy rozpaczliwie gardło ściska, bo nie mogę być przy Tobie sakramencko Cię uściskać. To mi dech zapiera w płucach to mi w żyłach krew nie krąży boje się, że do jutra mogę świtu już nie zdążyć Co jak spadnę z tych uf schodów? samochodem sie roztrzaskam Co jak stanę się kaleki? na wózku jeździć będę w blaskach. Czy zostaniesz wtedy ze mną nasza milość traume przetrwa o tym ja na codzień myśle i nie umiem kurwa przestać.
  4. Jadę przez miasto moim autem, nie za szybkim, nie za wolnym z ręką bezwładnie opadniętą na drążku do zmiany biegów skrzynia jest automatyczna, więc nie muszę za często ją ruszać. Dłoń z przyzwyczajenia zsuwa mi się na fotel pasażera, lecz nie odczuwam tam twojego kolana. Czuję pustkę i bezsens jazdy bez Ciebie. Brakuje tam twojego wzroku wpatrzonego z anielskim uśmiechem w moje oblicze, gdy kieruje, zawsze się zawstydzam i w środku płonę, lecz nie chcę tego ukazywać, chociaż wiem, że byś chciała to widzieć. Co raz mniej jest w środku twoich włosów, boleje nad tym niemiłosiernie, uwielbiam, gdy one eksponują się w świetle słońca, na fotelu gdzie siedziałaś. Twój zapach cały czas odczuwam, ale to tylko zapach. Brakuje mi Ciebie. Melancholijnymi wspomnieniami rozczulam się w swoim umyśle, przypominając sobie, jak grzesznie dobrze mi było przy Tobie. Jesteś dla mnie jak nieskończone źródełko wody, a ja jak Syzyf, lecz nie wnoszę głazu pod górę, jestem dośmiertnie spragniony, nigdy nie będę mógł się Tobą dostatecznie napoić.
  5. Czasami, chciałbym się zapaść pod ziemię Tak głęboko, gdzie jeszcze nikt nie był Gejzery już tam nie buzują, woda nie drąży skały. Jest zwykła pustka. Nicość. A w niej białe światło Nie należące do nikogo Nie posiadające nazwy, Życia, Ani czasu. Tam znajduję się moje drugie ja. Żyję w tej Idylli Rozpadając się na atomy, Bo nie mam przy sobie nikogo. Dwa różne światy. Tak odległe, a jednocześnie bliskie. Oksymoron? Życie.
  6. Pusta głowa, bez myśli Jak drzewo zimą, bez liści Wyobraź sobie drzewo, gołe, bez liści, zimą stojące samotnie w szczerym polu. Na widnokręgu nie widać nic, oprócz trawy wyrastającej ledwo ponad ziemię oraz to zagubione drzewo. Takim drzewem jestem ja, lecz pośród tłumu; goły, niewinny, samotny Smutek, żal; emocje i uczucia, które mnie przeszywają odczuwam tylko ja. Nikt nie potrafi, ani nie chce mnie zrozumieć, poprostu wysłuchać. Myśli zgiełk odczuwam dzień w dzień, one są w klatce, więzieniu, moim mózgu do którego nie mam klucza. A co czuje drzewo?
  7. Dochodzę do wniosku, że Potrzebuję miłości, to kiełkuje We mnie od lat i czuję, że Pierwszy listek wypełza już, Przez gardło, na światło dzienne. Dochodzę do wniosku, że Zakochałem się i jest ona moim pierwszym listkiem. Nietuzinkowa, czarująca; kobieta, Z dziecięcą twarzą, blond włosami opadającymi na jej suche ciało. Jej dotyk sprawia, że zmysłami odchodzę. Dochodzę do wniosku, że Uzależniłem się od jej dotyku Pewnego, zaspokajającego moje potrzeby, Kojącego moją zbolałą duszę. Dochodzę do wniosku, Pragnienia Na tyle wyjątkowego, abym nigdy już tego nie powtórzył. Urokliwa, niewinna, jasnowłosa Zaczyna tańczyć Gdy ja wpatrzony, leżę, Przywiązany na madejowym łożu. Dobiera się do mnie, Majestatycznie zaczyna pieścić językiem Moje całe ciało, Począwszy od lewego ucha. Robi to z niezwykłą przyjemnością, Pieszcząc stopami moje przyrodzenie, Dochodzę. Językiem schodzi coraz niżej, Kończywszy na moich stopach, Dokładnie muska moje palce. Łożę zaczyna się rozciągać, Powoli, stopniowo. Ona z całych sił próbuję wyrwać zębami moje paznokcie, Schodzą Bez problemu, oporu. Moja erekcja jest nie do opisania. Dochodzę dwa razy, Płaczę. Piękny ból. Nie do opisania. Łóżko zakrwawione do kolan. Moja anielska sprawczyni się uśmiecha, Widzę na jej policzkach łzy. Mam nadzieję, że szczęścia. Błagam o podcięcie sutków, Dzięki temu czuję, Osiągnę błogi szczyt. Ona bierze w swe delikatne jak jedwab dłonie Skalpel, Tępy. Powoli przykłada do mojego nabrzmiałego sutka, Z największą precyzją nacina milimetr po milimetrze Delektując się przy tym krzykiem, bólem. Dochodzę kolejny raz. Ból nie miał już skali. Odczuwam tylko przyjemność. W jej oczach widzę spokój. Rozcina mi z precyzją chirurga w pół moje przyrodzenie. Cała jest we krwi, Nie mogę patrzeć jak się biedna pobrudziła. Wbija mi zakrzywione gwoździe w oczy I zaciąga w swoją stronę By ostry zakrzywiony początek wbił mi się w oczodół. Moja dama schodzi ze mnie. Łóżko rozrywa moją każdą kończynę. Uśmiecham się. Kładzie mi list przy sercu, Zawartości jego się już nigdy nie dowiem. Dochodzę do wniosku, że To już koniec, A to wszystko w jedną noc. Odchodzę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...