Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jeszcze Mniejszy Książę


Cyryl

Rekomendowane odpowiedzi

I nagle obudziłem się. Wszystko tkwiło na swoim miejscu, ale nie było już tak, jak dawniej. Nie, nic się nie zmieniło. Tutaj nic się nie zmienia. To ja zacząłem inaczej postrzegać świat, wydawał mi się nietknięty, dziewiczy – musiałem go jeszcze raz poznać... W moim nowym świecie czułem się bardzo samotnie. Odczuwałem wielką pustkę. Pustka jest twórcza – beznadziejnie twórcza. Zacząłem więc wstawać, a robiłem to tak niezdarnie, że wyglądało to, jakbym się na nowo rodził. A może to prawda?...
-Przepraszam bardzo, czy pan już się urodził?
-Co?
-Czy pan już się urodził?!
Zobaczyłem przed sobą małego chłopca. Miał złociste włosy i długi żółty szal pasujący do zielonego ubrania. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że byłem na polanie oddalonej o setki kilometrów od jakiegokolwiek skupiska ludności. Polana była otoczona zewsząd gęstymi, dzikimi lasami. Ta nadzwyczajna dziewiczość, która mnie jak gdyby osaczyła i zaprzątała wszystkie moje myśli, nasunęła pewne obawy. Obawy te dotyczyły tego nowego świata, który przyszło mi na nowo poznawać. Czasami wydaje mi się, że swoją obecnością gwałcę tą całą niewinność, a jednocześnie ta cała otoczka jest taka podniecająca... Wtedy świat jest taki tajemniczy. Na chwilę zapomniałem o swoim niezwykłym i równie tajemniczym towarzyszu.
-Skąd się tu wziąłeś? – wyszeptałem.
-Czy pan już się urodził? – zapytał ponownie towarzysz, zauważyłem, że nie łatwo rezygnuje z raz zadanego pytania.
-Tak. Tak mi się przynajmniej wydaje... – „Jestem taki zagubiony!”, chciałem dokończyć, ale coś mnie powstrzymało.
-Ja też jestem zagubiony. Straciłem przyjaciela... – powiedział smutno chłopiec.
-Bardzo mi przykro.
Kiedy chcemy powiedzieć coś ważnego, to zazwyczaj brak nam ku temu odpowiednich słów. Staramy się wtedy milczeniem oddać całą chwilę. Złączyłem się w milczeniu z niezwykłym przybyszem. Stara rana zaczęła krwawić – ja też kiedyś straciłem przyjaciela. Ogarnął mnie nagły smutek, wzrok skrył się w dłoni, by mnie widzieć całej tej beznadziejnie twórczej pustki. Położywszy się w trawie, zapłakaliśmy...
W pamięci najczęściej zapadają te złe chwile i choć nie chcemy o nich pamiętać, to dzięki nim możemy naprawiać błędy i wystrzegać się przed ponownym popełnieniem tych samych. Są to nadzwyczaj egzystencjalne chwile. Jak śmierć i narodziny...
-Czy pan chciałby być moim przyjacielem? – zapytał towarzysz mojej niedoli.
-Hmm... To wymaga czasu, możemy zasadzić ziarenko...
-Ziarenko?... – melancholijnie zamruczał.
-Tak. Ziarenko przyjaźni... i zobaczymy, co z niego wyrośnie.
Chłopiec popadł w zadumę na dłuższą chwilę. Potem, wyciągnął z kieszeni dziwny rysunek przedstawiający skrzynkę z trzema dziurkami i zatopił się w kontemplowaniu swego nadzwyczajnego skarbu. A ja miałem trochę czasu, żeby zastanowić się nad specyficzną sytuacją, w jakiej się znalazłem. Wspominałem swoją bolesną przeszłość, śmierć podczas snu, ponowne narodziny, tajemniczego współtowarzysza i obawy, jakie zaprzątały mi głowę.
-Kim jesteś, chłopcze? – zapytałem niespodziewanie, co wywołało u tajemniczego gościa lekki szok. Pewnie wyrwałem go z głębokiej zadumy, jeszcze przez kilka minut stał oszołomiony, po czym powiedział pełen dumy:
-Nazywam się Jeszcze Mniejszy Książe i jestem twoim przyjacielem!
Moje zaskoczenie było tym większe, gdy złapał mnie za rękę i wzniósł się na pewną wysokość. Nagle zerwał się wicher, który owładnął naszymi ciałami. Szal Jeszcze Mniejszego Księcia roztańczył się na dobre. Cała okolica polany targana została niekontrolowanymi podmuchami wiatru. Gdy spojrzałem jeszcze raz na niezwykłego przybysza, powiedział:
-Nie bój się, nauczę cię żyć od nowa...
Jego głos był słyszalny mimo panującego wokół powietrznego pandemonium. Wiatr smagał mnie po zdziwionej i nieco przerażonej twarzy. Kawałki ziemi i trawy wirowały wokół, niejednokrotnie ocierając się o nasze ciała. Jeszcze Mniejszy Książe nadal trzymał mnie za rękę. Chwyciłem go kurczowo za szal i odlecieliśmy gdzieś tam, daleko gdzieś.
Tyle myśli, tyle dziwnych myśli krąży mi po głowie, aż trudno je zatrzymać, gdyż biegną jak oszalałe (na oślep), niczym struga wirującej i pieniącej się wody. A gdy cichutki śmiech Jeszcze Mniejszego Księcia wprowadzi je w zakłopotanie, każda ucieka gdzie poniesie ją wzrok... Wciąż w podświadomości słyszę jego słowa, odbijające się o ściany mojego serca jak echo: „...nauczę cię żyć od nowa... od nowa... od nowa...”.
-Dokąd mnie zabierasz? – spytałem.
-Czymże jest podróż, że o nią pytasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Czym jest podróż? Poznaniem samego siebie. Zapewne, ale czy chcemy siebie znać? Myślę, że nie, ponieważ kiedy odkryjemy tajemnice, to przestaje ona nią być. To jest tak jak z niewypowiedzianymi marzeniami, kiedy się spełniają, czar pryska... Więc wyruszam w podróż ku poznaniu, odkryciu. Jaki będzie jej kres? Nie wiem...
Pierwszą planetę zamieszkiwała Wiara. Była to stara postać, bez określonej płci. Nieco wychudła, zmęczona i... samotna, drżącym głosem powiedziała:
-Witajcie ostatni pielgrzymi.
-Dzień dobry. Dlaczego ostatni? – przywitał ją Jeszcze Mniejszy Książę.
-Jeszcze niedawno odwiedzało mnie wielu pielgrzymów. – powiedziała Wiara – Byłam szanowana, a ludzie ufali mi. Jedni bardziej, inni mniej, ale wszyscy wiedzieli, kim jestem. Teraz jestem samotna i skazana na zapomnienie...
Milczałem.
-To smutne, ale ludzie – ciągnęła – już mnie nie potrzebują, nie potrzebują mi ufać. Stali się bardziej pewni siebie i zapatrzeni w przyszłość. Ludzie już nie wierzą...
Nastała nagła, przenikliwa cisza. Cisza, która potrafi wyrazić więcej niż tysiące słów.
-To, co najważniejsze skrywa się przed wzrokiem. – powiedział Jeszcze Mniejszy Książę, – Dlatego ludzie nie potrafią cię docenić, patrzą się w przeszłość (patrzą się na ciebie) i nic nie widzą, więc spoglądając w przyszłość, próbują szukać czegoś, co wypełni ich życie. To złudne...
Nic nie mogłem powiedzieć, stałem jak zamurowany. Myślałem o tej smutnej prawdzie, przecież i ja taki jestem! Patrzyłem na twarz Wiary, czułem jej wzrok na swojej duszy... Wiedziałem już, co mam myśleć, chciałem ją ratować przed zapomnieniem. Widziałem całą tą pustkę w swojej duszy. Zadałem sobie pytanie:, czym jest człowiek bez Wiary? Kiedy byłem małym dzieckiem, to zawsze myślałem, że kiedy człowiek się zużywa staje się manekinem i trafia na jedną z wystaw sklepowych. Teraz wiem, że to zwykła bzdura! Bo człowiek się nie zużywa, tylko traci swe wartości - staje się tak pusty we wnętrzu i tak skamieniały na zewnątrz, że w końcu staje się przykładem. Tak, przykładem złego postępowania, a ludzie wystawiają go ku przestrodze, do powszechnego oglądania. Dziś wszyscy ludzie to złe przykłady... Wiem, że Wiara słyszała moje myśli, choć starałem się wypuszczać je bez najmniejszego szmeru. Wyszeptałem:
-Wypełnij mą duszę i zamieszkaj w sercu...
Druga planeta była, pozornie, opuszczona. Zjawiając się tu, również my, poczuliśmy się opuszczeni... Jeszcze Mniejszy Książę ukradkiem wytarł niewinną łzę, która spływając po bladym policzku sprawiała wrażenie drogocennego klejnotu. Wspierany przez Wiarę krzyknąłem:
-Pokaż się!
-Już dawno nikt mnie nie wzywał. – usłyszałem dziwny, metaliczny głos. Nie był to głos mężczyzny, nie przypominał on również niewinnego głosu kobiety i nie wykazywał ani trochę podobieństwa do dziecięcego szeptu. Był to głos kamienny i... Kamienny? Tak, to kamień! Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem zimny i ponury kamień, na którym wyryty był napis: ZAPRAGNIJ, RZEKNIJ, A STANIE SIĘ. Kamień leżał na mchu, a wyglądał tak dostojnie, że w oczach Jeszcze Mniejszego Księcia mech stał się poduszką, a kamień sam w sobie tronem.
-Wszystko, co ludzkie zawstydza mnie – zaczęła Nadzieja – Naprawdę wolę kamieniem być, kamienie nigdy nie śmieszą do łez...
Nic nie mogłem powiedzieć, chciałem jak najszybciej stąd odlecieć, ale Jeszcze Mniejszy Książę popatrzył na mnie wymownym wzrokiem. Nadzieja ciągnęła:
-Nie przeraża mnie nieskończoność bytu, nie pragnę, nie zazdroszczę; po prostu trwam.
-Ale jesteś samotna, straszna i napawasz nas strachem. Powinnaś być ostoją, pomagać ludziom w trudnych chwilach i być dla nich matką. – powiedział stanowczo, aczkolwiek lękliwie Jeszcze Mniejszy Książę.
-Właśnie, dlatego szczęścia w najczystszej formie doświadczam...
Zacząłem płakać. Wiedziałem już, o czym mówiła nadzieja. Mój umysł zaczęły nawiedzać koszmarne wizje przyszłości, widziałem świat pozbawiony jakichkolwiek wartości, opuszczony i zniszczony przez wojny. Rozumiałem sens mojej wędrówki. Odkrywałem świat od końca, poznawałem go od tej najgorszej strony, aby móc go naprawić. Jeszcze raz odczytałem napis na kamieniu: ZAPRAGNIJ, RZEKNIJ, A STANIE SIĘ. Była to zagadka, której rozwiązaniem był klucz do serca. Powiedziałem głośno i patetycznie, a moje słowa materializowały się i stawały żywymi:
-Zgrzeszyłem...
Wszystkie moje złe uczynki rozpierzchły się niczym ostatnia gwiazda przypalana pierwszymi promieniami słońca.
Trzecią planetę zamieszkiwała Miłość. Dla mnie była nią kobieta, a dla Jeszcze Mniejszego Księcia miała ona kształt róży.
-Jesteś taka niewinna – zaczął naiwnie Książę, bo nadal patrzył na swoją różę – i taka nieporadna...
-Dlaczego patrzysz na mnie jak na różę? – odparła Miłość.
Jeszcze Mniejszy Książę posmutniał tylko i patrząc się w kierunku najjaśniejszej z gwiazd odpowiedział:
-Byłem zbyt młody, żeby umieć ją kochać!
Miłość popatrzyła na mnie.
-Jakie noszę dla ciebie imię? – zapytała.
Nie umiałem odpowiedzieć. Patrząc na Miłość, widziałem kobietę, raz małą o pięknym głosie, a raz wyższą i dziecinną do bólu. Miłość zawsze była dla mnie ukryta w innej osobie. Popatrzyłem na nią jeszcze raz, zaczęła się zmieniać z formy cielesnej w duchową, by za chwilę ujawnić się przede mną jako zwierciadło. Zwierciadło tak potrzebne każdemu... Z lekką obawą spojrzałem. Zobaczyłem siebie.
-Jestem tobą! – oznajmiła Miłość.
Poczułem się jak człowiek, który przed chwilą cudem uniknął śmierci. Zrozumiałem istotę życia. Przez cały czas szukałem czegoś, co zawsze było we mnie, było mną... Spoglądałem na innych tak, jakby to oni potrafili za mnie żyć, podczas gdy cała prawda tkwiła we mnie...
Nastała długa chwila, podczas której wracały bolesne wspomnienia. Rozpamiętując te wszystkie porażki, zacząłem dostrzegać pewną koligację między Wiarą, Nadzieją i Miłością... Strzępy obrazów złączyły się w jedną całość. Tylko człowiek, który ogląda świat sercem i nasłuchuje go duszą, potrafi dostrzec w nim prawdę. Spojrzałem na Jeszcze Mniejszego Księcia, który w blasku najjaśniejszej z gwiazd, ze łzami w oczach, pomachał mi na pożegnanie jakby chciał powiedzieć: „Idź i nie przepraszaj...”, i wzbijając się w powietrze odleciał do swojej róży, która była dla niego jedyną prawdą. Ten ostatni krok musiałem zrobić sam. Wszedłem, więc w tą czarną przestrzeń niezbadanego wszechświata, naznaczając tym samym pejzaż prawdy. Ostatni krok w mojej podróży, krok ku poznaniu...
Czwartą planetę zamieszkiwała Choroba...
I nagle obudziłem się. Wszystko tkwiło na swoim miejscu, ale nie było już tak jak dawniej. Nie, nic się nie zmieniło. Tutaj nic się nie zmienia. To ja zacząłem inaczej postrzegać świat, wydawał mi się nietknięty, dziewiczy – musiałem go jeszcze raz poznać... W moim nowym świecie czułem się bardzo samotnie. Odczuwałem wielką pustkę. Pustka jest twórcza – beznadziejnie twórcza. Zacząłem, więc wstawać, a robiłem to tak niezdarnie, że wyglądało to jakbym się na nowo rodził. A może to prawda?...
-Przepraszam bardzo, czy pan już się urodził?
-Tak...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...