Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Monumentom as?


_M_arianna_

Rekomendowane odpowiedzi

ŁAN I MONUMENTOM, A SAMOTNEMU NOMINAŁ.

 

Monika, fika jaki fakinom?

 

JELEŃ? E, LEJ...

 

Atamana to, mocium. I mu co motana? Ma ta?

 

A fugi - mig. Ufa...

 

- On i warta?

- Iwona dumna.

- Ban mu dano?

- Wiatr, u Barta wino.

 

 

O, CZWÓRKA, JAK RÓWNIEŻ Z CO.

 

- Górala, jako góry róg.

- A mu duma.

- Góry róg - okaj - ala' róg.

 

 

- I nagadaj. -  A zajada? - Daj. -  A zajada? - Gani.

 

 

AGA, MAŁA ŁAMAGA.

 

- Kosi?

- Biada, jaki to komik.

- Kim?

- O, kotiki Kaja bada.

- Ibis 'ok?

 

 

AMELA JAKO TAKO. KAT ' OK, ALE MA.

 

 

Jutka tutka, taka rola - halo; raka taktu - taktuj.

 

Ma to, co ta, dumo. Komu da, to co tam?

 

Wracaj! Apetytu... Te pajaca... Tę - Rw.

 

 

ALE PYTIA! I TY, PELA?

 

 

Zagai; no, Filipinka, jak Nil i fonia. Gaz?

 

Jaka panna Hanna! Pa, Kaj.

 

 

I czarno - biało; kosi sokoła, i ban raz ci.

 

I kto ma zakupy - puka. Za motki?

 

I  SIWA TA BLONDYNA. RANY - DNO "L" BOTA WSI.

 

I miała oko sokoła, i mi...

 

A leć, Ela.

 

- O, cmok, Ina.

- Wcale nie...

- I Nela cwaniakom, co?

 

ANNO, POMNIK? KIN MOP, ANNO.

 

Kot - sierota - ma to; rei stok.

 

Maryny/że jeż? - Ej, pomawia. I wam opoje/że jeżyny ram.

 

I muz sad; osiada domator. Prota moda - da i soda - szumi.

 

 

NA CELOWNIKU; KIN WOLE CAN.

 

- Oba biegacze bez Ca - gei babo.

 

- Ale masa ciała mała. I Ca? - Sam, Ela.

 

OT, KOZŁA GONILI? NOGA? ŁZO, KTO?

 

Jaka tam Danka, jak "nad" matka, Kaj?

 

A sadło - hołd asa.

 

Zaraza SA. My nad udany masaż... A raz?

 

A sama - pac - masa.

 

To panika; trudna rada, da ran dur taki na pot.

 

To Joko? O, z wat Rita, w zoo kojot.

 

Wina spadku; huk da psa niw.

 

No i taki losu soli kation.

 

Winna kraina pani - arkan niw.

 

A to nie ja? Ma je i nota.

 

 

- NA WYDMY WIDMA?

- TYM MY.

- TAM DIWY, DYM, DYWAN.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Marianna_ (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...