Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

*

M. wierzył, że dopóki trawa odrasta, wszystko będzie dobrze, ona zaś, jak gdyby znając jego myśli, bezwstydnie pyszniła się własną obfitością. Co parę dni przychodził do niej na tę samą łąkę i cierpliwie zrównywał z ziemią, która raz za razem powodowała jej odrodzenie. Tak było od wielu lat. Także tego dnia, kiedy tylko słońce wstało, M. wyruszył na łąkę. Wziął w dłonie wysłużoną kosę, zaostrzył ją troskliwie i ruszył między soczyste źdźbła.
Koszenie sprawiało mu niewysłowioną przyjemność. Niespiesznie, miarowo, niby w takt jakiejś sennej, jedynie przez niego słyszanej melodii, podcinał zieloną grzywę, pozostawiając za sobą idealnie równą powierzchnię łąki. Już po chwili pierwsza kropla pojawiła się na jego czole: spłynęła mu na oko i roztopiła się w nim bez reszty. Kolejne przycupnęły nad brwiami, wypełniając bruzdy poziomych zmarszczek, po czym wyruszyły na podbój policzków i brody, by zakończyć tę krótką wędrówkę w pachnącej ziemi. Promienie słońca natychmiast przylgnęły do jego twarzy i zaczęły łapczywie spijać owoce jego zmęczenia. M. uśmiechnął się szeroko i pozdrowił Boga lekkim uniesieniem głowy.
Najlepiej czuł się w żywiole pracy. Od pokoleń mężczyźni z jego rodu wychodzili w pole, ażeby uczynić sobie ziemię poddaną i korzystać z jej nieskończonych dóbr. Smutkiem jednakże napawał go fakt, iż z każdym pokoleniem rodzinne pole malało. M. został już właściwie tylko ten skrawek łąki, a którego ledwie mógł wyżywić swoją gromadkę królików. Lubił tę pracę. Żadna inna nie sprawiała mu tyle radości. Gdyby mógł, gdyby trawa odrastała szybciej, przychodziłby na ukochaną łąkę nawet kilka razy dziennie.
Powoli dotarł na jej skraj, gdzie od razu padł na jego postać cień ogromnego wiaduktu, który zakrył słońce. Nieco dalej, za porośniętym chwastami rowem, rozlewał się czarny asfalt drogi, która okalała łąkę i krzyżowała się z inną drogą. Pojazdy wszelkiej maści tłoczyły się w zawrotnym pędzie w nieznane, jakby ich kierowcy pragnęli zrobić jeszcze choć jedną rzecz przed rychłym końcem świata. Przewijały się ich w obie strony setki, tysiące.
M. oparł się na stylisku kosy i przetarł czoło. Zmęczenie dało mu się wyraźnie we znaki, lecz właśnie ten stan w swojej pracy cenił najbardziej. Pierś pulsowała mu, niby płachta unoszona z wiatrem, kiedy spoglądał jasnym spojrzeniem ku odległym krańcom przestrzeni. Po chwili jego oddech wrócił do normy. Ujął więc grabie w dłonie i jął zgarniać na kupkę to, co z takim mozołem skosił. Zebrał to wszystko na przeciwległym krańcu łąki i znów pozwolił sobie nam minutę odpoczynku. Usiadł w pełnym słońcu i wyjął zawiniętą w papier kromkę chleba. Gryząc ją, zapatrzył się w oparty na szczytach pagórków horyzont. Żuł cierpliwie i z trudem przełykał. Potem zwinął papier i schował go do kieszeni na następny raz.
Łagodny wiatr, który nagle się zerwał, odgarnął natrętną strzechę siwych włosów z jego czoła, przynosząc niespodziewaną ochłodę i odprężenie. Zapach chłodnego podmuchu krył w sobie soki traw, powab polnych kwiatów i jeszcze coś o ostrym aromacie, czego M. nie potrafił dokładnie określić. Ten zapach sprawił, że w jego nosie zakotłowało się gwałtownie. Kichnął - raz, drugi i trzeci, a potem wytrząsnął nos, zatykając jedną z komór. I wtedy otworzył się na innego rodzaju wrażenie: usłyszał barwny śpiew ptaków obskakujących gałęzie okolicznych drzew. To, co widział, słyszał i czuł, złożyło się na magiczną chwilę - szczęście. Przeciągnął się leniwie. Teraz pozostało już tylko zebrać plon do wiklinowego kosza i ruszać do domu. Przy tym jednak zawsze napotykał trudność, bowiem ciężko mu było zginać plecy. Mimo to, stękając i jęcząc, jął układać świeżo skoszoną trawę do kosza.
Zabrało mu to dwa razy więcej czasu, aniżeli koszenie i zbieranie razem wzięte, ale zarazem dało podwójną satysfakcję. Ujął kosz w dłonie i ruszył zamaszystym krokiem w stronę domu. Dziarsko przeskoczył rów, na którego dnie spoczywała zaschnięta breja i bez wahania wkroczył na szosę. Zdezorientowani kierowcy zaczęli panicznie hamować, parę pojazdów wpadło na siebie, utworzył się spory zator. M. tymczasem jak gdyby nigdy nic, kroczył dalej ku swej chatce w dolince, między jabłoniami. Nie słyszał okrzyków, klaksonów, gwizdów. Nigdy nie zwracał na nie uwagi. Zaraz miał być w domu.

Opublikowano

A słyszałem od niejakiego.... (e nie powiem, bo się obrazi), że to socreal i w ogóle dupa. Przed wykasowaniem uratowała mnie pani z WL-u, która pochwaliła :) Się poprawia. Dzięki.

Opublikowano

Z przyczyn technicznych mam ostatnio ograniczony dostęp do sieci, dlatego rzadko tu goszczę.
Opowiadanko bardzo cool. A że coś nie tak... Pewnie wszyscy się spodziewali, że gościu już z tej szosy o własnych siłach nie zejdzie.
Trochę mi się nie podoba, że zwykłe smarkanie określasz słowem "wytrząsnął", ale może tak mówią w Beskidach...

Opublikowano

Każdy ma prawo mieć swoje odczucie. Napisałam, że jestem malutka na tym forum, co nie znaczy chyba, że nie mam w ogóle głosu. Po prostu inne bardziej przypdły mi do gustu. I to nieprawda, że zawsze spodziewam się fajerwerków. A Ty, Jacku wiesz dobrze, że podobają mi się Twoje "bułeczki". Zazwyczaj świetnie wypieczone i palce lizać. Pozdrawiam.

Opublikowano

dla mnie bomba!!!
chylę czoło i kłaniam się nisko w pas.
powiem jeszcze że polecilem to pewnej osobie jako prozę do "konkursu recytatorskiego"
próbowaliśmi czynić pewne skróty żeby nie męczyć szanownej komisji.
ale tego w żaden sposob pociąć nie można bo tekst zaczyna krwawić.
jest doskonały, zdania aż proszą się by je deklamować.
pozdrawiam
i życze natchnienia!

Opublikowano

Rany bomba. Ale awansowałem! Piotrze, to najfajniesza wiadomość miesiąca. Wstyd przyznać, ale tym razem nie czytałem na głos i nie wiem, jak to brzmi. Chyba jednak spróbuję. Dzieki stukrotne!
Leszku, tanki za apologie, Aniu - tekst jest ewidentnie inny, więc dlatego coś nie pasi. Miało być o ostatnim małym domku pośród blokowisk i obwodnic, ale nijak nie umiałem tych bloków upchnąć, a i z narratorem przez to kłopoty były. No, i jest jak jest :)))

Opublikowano

Asher, piszę spontanicznie..tak się cieszę, że się odezwałeś. Czytałam jeszcze raz i dużo lepiej. Trochę wyszłam już z polskiej rzeczywistości, to dlatego. Czasem nie "haczę" all.
Świątecznie, również Tobie

Opublikowano

czasem takie literackie chamisko jak ja, powinno odetchnąc trochę innym powietrzem, niż to co wypełnia wnętrza knajp. całkiem przyjemnie na tej twojej łące.ąż nabrałem ochoty na wypad za miasto , zeby pochasać sobie po polach, łąkach, lasach ... zobaczyć jak wyglada wiosna nie tylko z perspektywy zasyfiałego miasta. twój tekst podoba mi się.

Opublikowano

Ash. Ja też miałem skojarzenie socrealistyczne, wstyd się przyznać, bo pewnie Ci to nie w smak. Przeczytaj jeszcze raz, niekoniecznie na głos, bo są literówki, np. ta:

właściwie tylko ten skrawek łąki, a którego ledwie mógł - powinno być z zamiast a

jedna jaskółka wiosny nie czyni; ale skoro to już któryś w ostatnim czasie tekst o charakterze na poły parabolicznym to można chyba mówić o nieznanym tu wcześnie nurcie w twórczości J. (pr)Ozaista :) wydaje mi się o tyle słabsze od innych, że jest mniej namacalne, ale jest to słabszość bardzo nieznaczna.

Bez zniżki. Szacunek -
F.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wiesz - ja lu­biłem zachmurzo­ne niebo Cel­tyckie chóry przy dębo­wych stołach Gdy gar­son mil­cząc Guin­nessa na­lewał I krzepnął spokój bo świat mnie nie wołał   W ra­mionach gro­zy czy też w brzas­ku chwały To­piłem obłęd który wciąż doj­rze­wał Świat wy­dawał się być niedos­ko­nały Dla am­bicji i wewnętrznych prze­mian   Ce­niłem piękno po­nad wszelką miarę Budząc nadzieję roz­siewałem smut­ki Kar­miłem ciało i tra­ciłem wiarę Gry­wając w ba­rach za bu­telkę wódki   Słowa spłonęły wiatr roz­wiał po­pioły Spoj­rzałem w stud­nię swo­jej ciem­nej duszy Wie­czność od­kryłem w ok­ruszkach po­kory Kroplą od­wa­gi zło pragnąc wyk­rztu­sić   Dzi­siaj ro­zumiem dokąd ten świat zmie­rza Wszys­cy to wiemy lecz nikt nic nie zmieni Chcę być świadec­twem Two­jego przy­mie­rza Pa­nie coś stworzył tę prze­piękną Ziemię
    • @MIROSŁAW C. Bardzo dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Pozdrawiam
    • @tie-break @Annna2 Przychylam się do komentarza Annny2.Rzeczywiscie nie ma tu rymów dokładnych.Vilanella to gatunek literacki, który powstał w wieku XIII i początkowo były to utwory sielankowe.Takie piosenki biesiadne.Twoja propozycja vilanelli jest raczej wierszem współczesnym, napisanym że strofami, które przypominają tylko vilanelle. Bo jako gatunek dziś już historyczny i wiekowy wymaga także zachowania rymów dokładnych bo takie rymy pisano i wówczas.Jak dla mnie jest to wiersz biały bo trudno tu doszukać się choćby jednego dobrego dokładnego rymu...
    • @Marek.zak1 tak niestety bezbronne, ale inaczej się nie da i część z nich trzeba poświęcić, na te przyziemne przedmioty...
    • @Berenika97 Jestem wołaczem z wykrzyknikiem w dłoni!                           Gdy ryknę, muchy spadają z żyrandola,                           a zaraz potem tynk z sufitu...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...