Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Myśl natrętną sie staje 

Którą trudno stłumić

Dlatego przegrywam

Pragnienie wgryzło się i jak wiatr

Przychodzi nieoczekiwanie

Jeżeli tęsknię to czasem 

Bez pośpiechu 

Cisza jak podmuch orzeźwiła umęczone ciało,

zatracam się w niej

Jednak w jej tchnieniu natrafiam na iskrę 

Czy ona ogniem zostanie?

Bez strachu że mnie strawi

Cóż może mi zrobić? 

Skoro ogień w ogniu.

 

Edytowane przez Annaartdark (wyświetl historię edycji)
  • 4 tygodnie później...
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dlatego uwielbiam sny. To wyłącznie moja sfera, mam w niej kontrolę nad wszystkim co tworzę. Gdy zamykam oczy, marzę. 

 

Czym byłoby życie bez marzeń? Marzen nikt nie jest w stanie zabrać. Tak niewiele trzeba. Wystarczy zamknąć oczy i malować, a obraz, który powstanie może być wielokroć bardziej realny od rzeczywistości.

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Wędrowiec.1984 O tak. Podoba mi się jak napisałeś, że stworzony obraz bywa bardziej realny od rzeczywistosci.  

I jakkolwiek wygląda , jest on Twój  Powstał w Tobie.

Dlatego od początku jest skazany na niezwykłość, wyjątkowość.

Tajemnica.

I ja uwielbiam śnić, wchodzić w swoją rzeczywistość, tak bardzo kojącą,

moją, surrealną. 

Opublikowano (edytowane)

@Annaartdark Rzeczywistość zniknie w czasie jak łzy w deszczu. Marzenia również, jeśli o nich nikomu nie opowiemy. I tutaj wkracza poezja, muzyka, delikatność, subtelność. surrealizm i dwa słowa: tylko moje.

 

Marzenie, które powstaje we mnie staje się częścią mojego umysłu. Razem z tym umysłem zostanie kiedyś unicestwione, chyba że...

 

...pozwolę komuś innemu o nim śnić.

 

 

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Annaartdark Tak, kim byłaś w swoich marzeniach? Czy chcesz o tym opowiadać? Nawet jeśli nie wprost to może opowiedziałaś chociaż cząstkę tego w swoich wierszach ale wiesz dlaczego? Dlatego, że to właśnie Ty o tym zdecydowałaś. To własnie w marzeniach jest piękne. Są trochę jak narkotyk i trzeba uważać, by się w nich nie zatracić ale... ;)

 

 

...a może malarstwo jest bliżej marzeń niż poezja? Przecież z obrazów można tak wiele wyczytać.

 

Edytowane przez Wędrowiec.1984 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Wędrowiec.1984 mam nad tym władzę, jednak i ona bywa zdradliwa. Wiesz to nie jest takie proste się zatracić,  a jednak...

Pokazać siebie w  wierszach, malarstwie?

Tak. Bardzo tak

I Ty też pewnie to robisz.

Niewielką cząstkę siebie 

Choć trochę 

Dajesz

Lub pozwalasz komuś innemu o tym śnić;)

 

Opublikowano

@Annaartdark Tak, nawet bardzo często. Czasami nie wprost, czasem prosto z mostu. Czasem subtelnie... Wiersze maja to to siebie, że trzeba tę cząstkę w nie przelać, bo inaczej stają się oderwane od autora. Kiedy czyta się taki a taki wiersz po dłuższym czasie to wie się, że jest super, ponieważ jest w nim ten właśnie pierwiastek. 

 

Nawiasem mówiąc, piękny autoportret. :-)

Opublikowano

@Wędrowiec.1984 Więc się rozumiemy.

Uwielbiam ciszę, żyjąc w gwarze.

Lubię subtelność , ale i ją czasem skrywam

sby nie było za mdło.

Życie jest wyraziste.

Dlatego w moich snach,otaczam się surrealnymi obrazami, kocham mrok:)

ale czasem znajduję się wśród różowych chmur taki kaprys:)

Pozdrawiam:)

 

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.
    • Witam - super - lubię takie klimaty -                                                                    Pzdr.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...