Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Sylwester_Lasota wiersz celny natomiast religia...

wiara katolicka mówi że kto nie miał chrztu nie wejdzie do nieba...  przynajmniej z takim słowem się kiedyś spotkałem.

Natomiast temat dosyć szeroki, bo czy masz na myśli dzieci niepoczęte, czy nienarodzone?

Problem płodności jest dość szerokim zjawiskiem, jak i problem dzieci nienarodzonych.

Pozdrawiam

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dzieci nienarodzone są już dziećmi poczętymi. Prawda? Nie, nie pomyliłem się, jeśli chodzi o to słowo. Tak miało być. Poza tym czy to naprawdę tak ważne "co autor miał na myśli?". Może tak może nie. Dla mnie jest ważne Jak Ty mój tekst odbierasz. Jeśli odbiór Czytelnika odbiega bardzo od tego co chciałem przekazać, to może to świadczyć o niesprawności autora, chociaż nie zawsze szkodzi samemu utworowi. W tym przypadku ogromnej rozbieżności jednak nie ma, aczkolwiek, tak jak wspomniałem, to nie jest moja pomyłka (tym razem) :)))

Co do chrztu... ochrzczeni, w teorii, też mają nieprzebraną liczbę sposobów żeby sobie do Nieba drogę skutecznie zamknąć, ale to już zupełnie inna historia, a nie chciałbym odbiegać od meritum, więc myślę, że lepiej jeśli nie będziemy tutaj tego wątku rozwijać. OK? ;)

 

Również pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jak powiedziała kiedyś pewna pani psycholog: "Nie staraj się zrozumieć, staraj się CZUĆ". Pomyślałem wtedy, że to taakie kobiece i cały się żachnąłem w środku, ale teraz widzę, że to kolejny stereotyp, który życie właśnie mi weryfikuje... no, chyba, że... :)))))))

Nie przejmuj się tym. Nie pierwszy raz czuję się niezrozumianym :)))) (ale czy poetą???) :))))

Nie wszystko co piszę musi się wszystkim podobać. Może następnym razem ;)

Wzajemnie :)))

 

@w kropki bordo

właśnie coś mi się właśnie przypomniało.

Szef firmy, w której kiedyś pracowałem dosyć często mówił o zysku utraconym. Co to jest zysk utracony? Możesz wyjaśnić to pojęcie? Jak można stracić coś, czego nigdy nie było??? Nie wiem, czy to może jakoś pomóc, czy tylko bardziej zagmatwa :)))

Opublikowano

Jeśli kiedykolwiek będę się za kogoś modliła, to tylko za żywych.

Martwi mnie nie martwią, a żywi tak.

 

PORYWANE, GWAŁCONE, ZABIJANE, GŁODZONE, BITE, MALTRETOWANE, KATOWANE, ZMUSZANE DO PRACY, DO PROSTYTUCJI, ZABIJANE NA WYMIANĘ ORGANÓW i to wszystko spotyka DZIECI, które ŻYJĄ.

 

Tymi, które nie żyją niech się zajmie bóg. Jakikolwiek.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jestem przekonany, że żaden bóg nie może się nimi zająć @ais.

Widzę, że Ty też mnie nie rozumiesz (albo rozumiesz) (no cóż, będę musiał się z tym jakoś pogodzić i z tym żyć), ale po co od razu ta agresja???

Również pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Jeszcze raz. Jak widzisz też o tym napisałem. Przeczytałaś?

A co do wymienionych przez Ciebie niegodziwości, pisz o tym. Nie wiem czy to coś zmieni, ale myślę, że warto próbować.

Tego problemu jeszcze nie wymieniłaś:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Na razie :)

Opublikowano

@Sylwester_Lasota @w kropki bordo  ja patrzę na to w ten sposób. Każda kobieta ma ok. 400.000 komórek jajowych, z których co miesiąc dojrzewa jedno, wybrane, losowe.  Mężczyzna jeśli chodzi o plemniki, produkuje ich o wiele więcej. 

 

Jeśli rozpisalibyśmy każde jajeczko z każdym plemnikiem od pary to powstania ogromna liczba niepoczętych. Jednocześnie liczba nam wskaże jakie mieliśmy prawdopodobieństwo narodzin z mamy i taty. Miesiąc w tą, czy w tą, plemnik ten czy tamten i już by nas nie było. To ogromny fuks. 

Ale to nie koniec, robiąc rozpiskę dla wszystkich kobiet i mężczyzn na świecie dochodzimy do wniosku, że nasze narodziny były praktycznie niemożliwe. A dołączając ludzi, którzy żyli przed mami okazuję się, że to CUD.

 

 

Opublikowano

Też się zastanawiałem nad "poczęte i narodzone" ale niepierwszy raz czytam, że autor zwraca się do kogoś, kto nie zaistniał fizycznie. Podobnie jak w wierszu Sylwestra, autorka zwracała się do "niepoczętego dziecka", swojego niepoczętego dziecka, którego nie ma i nie będzie miała z powodów zdrowotnych. Sylwestrze, napisałem kilka dni temu tekst o nienarodzonych dzieciach — przypadek?

https://poezja.org/utwor/181027-chwast-nienarodzony/?tab=comments#comment-21983

 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wielkie dzięki.

Udowodniłaś, że zrozumienie tekstu jest możliwe, uff

Serdeczności najszczersze :)

 

 

 

Wiesz, czytałem ten Twój tekst, ale ten który napisałem chodził za mną od miesięcy i mówiąc szczerze do dzisiaj się wzbraniałem się dość mocno przed jego napisaniem. Jak widać po komentarzach moje obawy miały jakieś uzasadnienie. Jeśli chodzi Twój wiersz, to miałem problem z jego interpretacją, dlatego chyba tam nie zaznaczyłem swojej obecności. Przeważnie staram się nie wypowiadać o czymś, czego do końca nie rozumiem, więc sorry :). Nie mogę też powiedzieć, że tamten tekst był zapłonem, który sprowokował mnie, do napisania w końcu tego, bo, jak wspomniałem nie był do końca dla mnie czytelny. Teraz zapewne spojrzę na niego inaczej.

Dzięki że wpadłeś, bo ostatnio jakoś nie zdarza mi się Cię często tu widywać.

Pozdrawiam serdecznie :)

 

Edytowane przez Sylwester_Lasota (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Sylwester_Lasota @Sylwester_Lasota do usług

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Ale zdradzę Ci sekret, wiesz co mnie bardzo, ale to bardzo przeraża, aż płakać z tego powodu chcę. Jeśli para decyduje się na invitro i oddaje komórki, a potem zapłodnione jajeczka umieszcza się w ciekłym, bardzo zimnym azocie i tak czekają zawieszone w niebycie.  

 

To mnie przeraża i przerasta. Ale temat na wiersz mogę oddać...

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dzięki. Też mam  b a r d z o  mieszane uczucia co do tej  t e c h n o l o g i i  i myślę, że to nie koniec przerażających dla tak nieogarniętych (czytaj: może jeszcze nieskażonych) umysłów ja nasze, niuansów z nią związanych. Sam fakt, że zapładnia się z reguły sześć jajeczek, a rodzi się jedno dziecko (jeśli wszystko pójdzie zgodnie z założeniami), rodzi pytanie: co się dzieje z pozostałymi pięcioma. Jeszcze o takim przypadku nie słyszałem, ale myślę że nietrudno sobie wyobrazić taki scenariusz, że trafiają np. na jakąś farmę organów, itp. Pomimo to, mogę zrozumieć pary, które desperacko pragną mieć własne dziecko. Kolejny temat rzeka, a nie chciałbym odbiegać zbytnio od tematu przewodniego. Dobrze, że wiadomo już, że wiadomo o co biega ;)

Edytowane przez Sylwester_Lasota (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ale te dzieci są bezpieczne, nakarmione i tylko czekają na swoich rodziców.

 

To Cię przeraża?

A wiesz, co mnie przeraża?

 

@Sylwester_Lasota  przyznam, że jestem głęboko zaszokowana, ale nie chcę prowadzić na ten temat żadnych dyskusji.

Każdy z nas jest dorosły i ma wytyczoną dróżkę w życiu, więc nie ma sensu się wzajemnie przekonywać do racji w nie-demokracji.

Nie podzielam Twojego stanowiska, ale szanuję Twoje, a raczej sposób jego przedstawienia.

 

Wszystkiego dobrego,

ais

 

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Klip Świetny!!!  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
    • @Bożena De-Tre Wzajemnie, dobrego tygodnia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...