Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Afrykański syndrom


Father Punguenty

Rekomendowane odpowiedzi

Koło jeziora, z wieczora - lecz jeziora Niasa,

Zaczęła się komuś i skończyła dobra passa.

Kiedy do snu, w zaroślach przyłożył się lew,

Nad brzeg przylazł bawół. Przylazł i zdechł.

 

Wpierw lotem trzmiela, potem błyskawicy

Dotarła wieść szybko do miast i stolicy,

A pośród stronników oraz oponentów,

Jednak dotarła na pięć kontynentów.

 

Nazajutrz, gdy ustał tęskny śpiew kojota,

Zaś orzeł szybował nad prerią w Dakota,

Rozgrzały się kable, z kablami łącznice -

Rynki na czerwono ! Rynki są w panice !

 

Rozgęgotały się puszczyków całe hordy.

Szaleństwo i amok ! - Strzępią gładkie mordy.

Czerwony telefon dzwoni, FED czyni uniki,

Lecz zjeżdżają z taśmy pachnące 'bagsiki'.

 

Słowem jednym - Kryzys i finansów bomba,

Szczęk walut, Pandora, rynków hekatomba.

Mimo że obiecują - Koniec całkiem blisko,

Szarpie się na rogu dwóch gości z walizką.

 

Żeby uciec w krzaki, jest pilna potrzeba,

By tanio coś kupić - A to tak, już się nie da.

Trzeba pasa zacisnąć - Tak głoszą grubasy,

Żeglując jachtami gdzieś na Papuasy.

 

Ktoś stracił – tłucze ktoś ze złości garnki.

Ktoś zyskał - mdlą z podniecenia pensjonarki.

Nad tym wszystkim słychać sępa śmiech - Czemu ?

A temu, że w Tanzanii stary bawół zdechł.

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Father Punguenty (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Liryka, to nie matematyka, ale niektórym udaje się od razu zliczyć, podliczyć, pomnożyć, żeby grało i śpiewało.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

passa jest kojarzona z czymś dobrym. Przeważnie. Poza tym wychodzi to z kontekstu.

Jak sobie chcesz, ale utwór jest naprawdę bardzo fajny i warto byłoby, imho, nad nim popracować, by go doszlifować.  Ale ne ma, oczywiście, przymusu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ludzi nie ma Są jak widmo  Iluzja otoczenia    Zlepek pustej idei i pragnienia  Eksponują pożądają łakną Lecz odpowiedź jest im obca   Wszyscy zmierzają do jednego kopca Gubią się w krokach tańcu pożogi Nikt nie dzieli na czworo przestrogi   Jak pies posłuszny  Każdy do jednej nogi Wszyscy kroczymy do naszych mogił
    • wielkie poruszenie cyrk dzisiaj przyjeżdża wszyscy się szykują bo będzie iluzjonista on z natury smutny i nie wierzy w cuda ani w moc iluzji ma już dość wszystkiego dobrze wie że fikcja bilety wyprzedane widowiska nie ma teraz się zastanawia czym publiczność zajmie nikt by nie uwierzył widząc go jak myśli że każdy artysta
    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...