Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

                          graphics CC0

 

przez świat grząski zaczerwieniony obosieczny
przez
ostrza obu stron genu

przez mrok bluszcz uchwyt i  kostur parawanu


matecznik ostatniego gzymsu
wijący się do góry jak macka kałamarnicy

i spadający


w odmęt odsieczy z przypadku


ludzka nicość pazerna i plastyczna
zwinna boska umęczona
maleńka idiotyczna ofukana – wyje z bólu


zimna jak zakompleksiony metal z kleszczem pomiaru


w pozorowanym podkładaniu dłoni
w tunelach z kwaśnego żelu w miejscach intymnych
są punkty przetrwania gatunku


z inkubatora do ciepła

przychodzi do nas komiczny duch nadziei


lękliwe jabłko Adama

wzywa Boga harmonii i kształtu – na pomoc

ogryzek przebija robak w kości łonowej


pod krtanią podrażnionej żyły z jej wrzasku astronomii
przez planet oś przepływa lawa
śluzu łożyska

 

w ciała inspekcji w uchu nietoperza

na zaplątaniu strachu włoska struny głosowej


nad kowadełkiem głuchej cywilizacji
z nadliczbowych gestów i balansu


od spierdolenia ciszy na jaką zabrakło patentu
w morzu połogu i krzyku

w szczepie pępowiny


gdzie jeszcze


 

nas nie ma

--

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rozumiem. Trochę wstrząsowy ten utwór, może za mocny. Lecz tekst nie jest jednoznaczny a raczej przewrotny. Chociaż zaczyna się dość traumatycznie, i sugeruje biologiczny "ubytek" - lecz to tylko pozory. Nagle gdzieś tam mniej więcej  od połowy treści - ta "nicość" "pazerna" "plastyczna" zaczyna "wyć z bólu" skoro jest "zwinna" "boska" i "umęczona" to rodzi się ludzka nadzieja. Nagle zaczynamy rozumieć, że nie jest to wcale paralela do świata cywilizacji śmierci - ale życia. "Umęczenie" nagle przyjmuje charakterystykę dynamiczną to ruch - może próba pierwszego oddechu, a niedookreślona "ludzka nicość" jest co prawda  "zimna" ale tylko od kleszcza pomiaru, to nie są wcale szczypce aborcyjne a może raczej miarka określająca wzrost, "pozorowane podkładanie dłoni" staje się gestem i odruchem reagującego człowieka w obliczu pewnego zacnego faktu - to droga z "inkubatora" do "ciepła" - a ciepło jest przecież synonimem życia przychodzi "duch nadziei", jest co prawda komiczny - ale to naturalne wrażenie stricte ludzkie i radosne. "Ogryzek" przebija robak - to wcale nie cios ale raczej odcięcie pępowiny, męski głos jako symbol "jabłka Adama" "wzywa Boga harmonii i kształtu" być może to zachwyt nad samym procesem narodzin. Mamy "krzyk" pod" krtanią podrażnionej żyły", bo żyły zaczynają pulsować a głos jest naturalnym tembrem noworodka. Może zbawiennym wołaniem rodzicielki. "Zaplątanie włoska struny głosowej" może być tożsame z zawiązaniem pępka, i uciszeniem oseska. Jest symboliczne "morze połogu i krzyku" jako rodzaj wtórnego odreagowania być może uczestnika tego widowiska (mężczyzny)?  Zaczynamy rozumieć, że trauma w prologu treści utworu jest tylko pozorna, a tekst stanowi zaplanowany wstrząs dla czytelnika - i ostatecznie przyjmuje opis kontrprzeciwny - stanowi zapis jakiejś nadziei cywilizacyjnej. Przewrotny to tekst wbrew pozorom. Bo gdzie nas nie ma? ;) Więc bez obaw, śmiało możesz zalajkować ;D 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...