Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    graphics CC0

 

 

październik 2012

 

--

 

jesteśmy jak bekasy z bagien
ty mokry dubelt a ja kszyk
a tamten krąży niczym ficlauz

 

zwiedzamy te koszmarne sny
to taka ciemna retoryka
i deprecjacja faktu magii

 

a nasze szklane zimne dzioby
kąsają resztki ludzkich krzywd
celują wprost w sumienia zastrzał

 

bo chociaż świat potwornie zbrzydł
i zbrunatniała ludzka masa
łowimy czcze marzenia nowe

 

to nie jest upór czy udręka
na prawo skręt zbolałych dusz
lecz w tyglu infernalnych radeł

 

na ptasich skrzydłach osiadł kurz
a dziób ci przypomina szpadę
ostrą wręcz niemoralnie – klęska!

 

lecz kiedyś świat dopadnie niefart
bagienni łowcy jednoczą się
w antropologie ptasią mierzą

 

fatalistyczny śni się sen
na łożu tortur ptaki leżą
ta ptasia defloracja zżera

 

wypatroszone chore wnętrze
bekasa naruszono szew
na czarnym kruku trepanacja

 

jest w naszych głowach gęsty skrzep
to poroniona generacja
lotów wypatroszonych w męce

 

coram publico więc oświadczam
my ptactwo czyli cenny sznyt
natchnionych smutkiem lotnych ekstaz

 

tak się martwimy jak prawie nikt
że ta społeczność niby pleksa
sztuczna jest i schyłkowa zwłaszcza

--

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

2012??

Ponadczasowość tego utworu poraża lepiej niż 1000 Wolt. Strasznie ciężko jest skomentować trafność spostrzeżeń. Albo tylko ja odczytuję obraz, którego lepiej nie oglądać. Mam fatalne skojarzenia...

Tak, w kategorii "fatalistyki" niezaprzeczalnie pierwsze miejsce. 

 

Trzymaj się Jasności Tom...i magii też  (jeśli  można prosić...)

 

 

Edytowane przez Kama Nagrodzka (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Tomasz Kucina  Zatrzymała mnie ostatnia strofa, według mnie najbardziej esencjonalna, jeżeli chodzi o treść...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Słowa te odbieram jako podsumowanie stanu cywilizacji współczesnej. Przyrównanie jej do sztucznego, mało stabilnego tworu jakim jest wspomniana przez Ciebie pleksa.

 

Ale "schyłkowa"  według Ciebie w sensie dzisiejszej sztuczności, czy ogólnie - znalazła się na równi pochyłej i jej ( nasze ) przysłowiowe dni są już policzone... ?

:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

wróciłem właśnie znad stawu

lot kszyka niebo przeorał

wibrował nam długo w uszach

ale... nie była to zmora!

 

Ani koszmary jakieś, bagienne

lecz naturalne, bardzo wiosenne

odgłosy wiosny, która nadchodzi

i którą los ludzi - niewiele obchodzi!

 

nie bardzo pojmuję skąd tyle tu smuty

nikt do mnie nie strzela! jeszcze nie śledzi.

trochę pokory. Lecz nie pokuty!

wkrótce odwiedzą mnie starzy

sąsiedzi...:)

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To stary wiersz, zauważyłem, że jak dużo piszesz, to siłą rzeczy możesz dopasować jakiś swój tekst do sytuacji z przyszłości, ten wiersz doskonale wpisuje się w obraz obecnych zdarzeń, oczywiście przypadkowo, często mi się to zdarza, że coś napiszę a później to ma miejsce, ale to nie antycypacja czy dar przewidywania - lecz zwykły rachunek prawdopodobieństwa (matematyka), piszesz sobie dużo i często o różnych stanach, wrażeniach, zdarzeniach, czy sytuacjach - więc łatwo można tekst wpasować w dowolny kanał nowych wydarzeń. Ten utwór jest trochę fatalistyczny, ale nie jest zmorą ziejącą znad bagien, czy wizją końca ludzkości - natomiast może w jakimś zakresie  wspomóc akcję zostań w domu. W obecnej sytuacji - uważam to bardzo pożyteczne. Często piszę afirmatywne teksty, ten niech będzie całkiem inny.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Te anafory niedokładne, tutaj: (jesteśmy - jesteś), nie drażnią mnie aż tak szczególnie, bo to powtórzenia celowe, anafora ma na celu zaakcentowanie (położenie nacisku) na konkretny fragment tekstu, albo podkreśla konkretne relacje w opisie. Ale faktycznie anafory nie zawsze docierają do czytelnika i budują poczucie nieładu w tekście. Ja zmienię drugi wers zgodnie z twoją propozycją – wstawimy tu:

 

ty mokry dubelt a ja kszyk

 

i będzie zdecydowanie lepiej. Dziękuję Iwonko, pomogłaś ;)

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Bezbłędna interpretacja. To właśnie miałem na myśli. To porównanie ludzkości do pleksy, jest wymową cywilizacyjnej sztuczności, plastik jest tego najlepszym przykładem bo generuje symbolicznie wszystko co kruche, nietrwałe, nieekologiczne nawet i łamliwe.

 

Ludzkość może nie jest jeszcze na równi pochyłej, ale wiersz takie wyobrażenie bezwzględnie buduje i świadomie, ma na celu zapobiec w wyborze błędnej moim zdaniem drogi współczesnego człowieka (zagubionego), ten czas w którym żyjemy, wymaga analizy, i przede wszystkim zbiorowego zaangażowania. Cywilizację co prawda porównuję w tekście do ptactwa na bagnach, ale mam nadzieje że to nie jest zbiorowa ptasia grypa. Wiersz jest mega fikcyjny i napisany w charakterze przestrogi. Do czytelnika należy wrażenie, to jego subiektywne prawo. Jako autor nie miałem na celu budowania fatalizmu, raczej wyłączenia sensorów powszechnej komercji i uproszczeń w życiu codziennym jednostek.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeżeli ty moje wiersze - a w szczególności ten tekst -  rozumiesz jako realne, to gwarantuję ci , że błądzisz, poczytaj moje odpowiedzi na komentarze wyżej, zrozumiesz, że to utwór stricte abstrakcyjny. Nie mam nic przeciw twoim wycieczkom nad stawy i pochwałom wiosny, wybacz - lecz to nie jest wiersz o pani wiośnie, jeżeli uważasz ten tekst za rodzaj "pokuty", czy "smuty" (jak napisałeś) to w złym kierunku zmierzasz. Ja uważam, że ograniczenie kontaktów w obecnej sytuacji jest konieczne, (wiersz jest fikcyjną przestrogą i konstatacją nad kondycją społeczeństw - osobistą i niezobowiązującą) - ja mam wystarczającą dozę witalizmu życiowego, i nie musisz mnie moderować w tym względzie, uważam natomiast, że samoświadomość społeczna jest dziś rzeczą kluczową - musi być priorytetem. A o co chodzi z tą rzeczoną samoświadomością, to poczytaj poprzednie komentarze. Możesz mieć inne zdanie w sprawie, ja akurat mam takie. Acha,  Pozdrawiam sąsiadów. 

Brakuje ci świadomości, świat niestety jest bardziej skomplikowany, i nie wszyscy potrafią być sterylni -  to dobrze że jesteś optymistą, ale nie musisz innych namawiać na huczne zabawy i wzmożony kontakt teraz, a poprzedni twój komentarz na to wskazuje ewidentnie, ci wszyscy młodzi ludzie mają przed sobą całe długie życie by realizować nie jeden, nie dwa, czy setki razy uciechy i zabawy, lecz nie powinni tego robić w obecnym czasie. Dlatego właśnie ten wiersz jest trudny bo ma wzbudzać samoświadomość. Tyle. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dobre i to. Ornitologiczne dywagacje mają szanse unieść cywilizacje na skrzydłach, i bez względu na rodzaj mowy (języka czy upodobań) ptactwa oraz przypisanie do gatunku, liczy się cel. Rozwój i porozumienie. Silne podstawy humanitarne (przepraszam - tzn. pterotaktyczne) ;D

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Co do tych "uproszczeń w życiu codziennym jednostek..." to obawiam się, że będzie zupełnie odwrotnie, niestety. Całkiem skutecznie zostaliśmy zastraszeni tym wirusem, a konsekwencją będzie to, że bez większego szemrania będziemy godzić się na nowe szczepionki, większą ich ilość. I zapewne będą one obowiązkowe... I już teraz mówi się o nie tylko obowiązku szczepień dzieci, ale i dorosłych. No cóż, gwałtowny przyrost naturalny ludzi na świecie staje się problemem ( podobno ) i trzeba go w końcu jakoś rozwiązać... I jeszcze coś... Coraz więcej ludzi na świecie jest chipowanych ( RFID ). U nas też się to już zaczęło.  Na razie dobrowolnie, ale za ileś lat będzie to zapewne obowiązkiem. Czy będzie to wiązało się z "uproszczeniami w życiu codziennym jednostek... " ? W jakimś stopniu tak, ale przede wszystkim będzie to kontrola totalna jednostki... Nie, żebym popadała w jakiś fatalizm, ale przyszłość naszej cywilizacji, a przede wszystkim nas - ludzi - nie rysuje się zbyt kolorowo...

@Lach Pustelnik

 

    Jak to nie korzystamy... ?

    a czy właśnie tutaj 

    na poważne tematy nie dywagujemy

    i nie żartujemy... ? ;)))

 

P.S. Przepraszam Autora za te "prywatne" rozmowy pod jego wierszem... ;)

Opublikowano (edytowane)

Napisałem, to prawda że: Jako autor nie miałem na celu budowania fatalizmu, raczej wyłączenia sensorów powszechnej komercji i uproszczeń w życiu codziennym jednostek, ponieważ pytałaś o mój stosunek do kierunków naszych społeczeństw , tu niżej jeszcze raz cytuję twoje pytanie do mnie o kondycję cywilizacji:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odpowiedziałem więc, że nie było w moim zamiarze budowanie fatalnego nastroju w odczycie tego wiersza. Wyłączenie sensorów komercji w znaczeniu - samoograniczenia w podążaniu do rzeczy błahych, przyziemnych i prymitywnych (choć każdy powinien żyć tak jak chce), oraz większej świadomości osobistej. Tylko w tym zakresie -  moja odpowiedź. 

 

To o czym teraz piszesz jest analizą w trochę innym zakresie. Rozumiem o co tobie chodzi, mianowicie chcesz mi powiedzieć, że ten wirus jest wykorzystywany do zawłaszczenia zakresem wolności jednostek. Nie szedłbym w tym kierunku osobiście, bo trochę to pewnie niepotrzebna obawa. Rzeczywiście świat się zmienia, mamy nowe technologie, raczej mają ułatwiać nam życie, oczywiście można sobie wyobrazić, że ktoś może chcieć wykorzystać te techniki do celów własnego uprzywilejowania, ale nie uważam, że to jest problem już w tej akurat chwili realny, zresztą tego typu próby zawsze istniały, ktoś kiedyś wykorzystał atom jako straszak przeciwko człowiekowi i nie było to wczoraj czy dziś, gdybyśmy cofali się w czasie - to zawsze znajdziemy jakieś środki represji, w rewolucyjnej Francji do były gilotyny, u sąsiadów narodowy socjalizm, były komory gazowe, straszono nas też gwiezdnymi wojnami, w średniowieczu palono na stosie, przybijano na krzyże, kładziono na łoża madejowe, zakuwano w dyby, a w epoce kamienia łupanego zakatrupiano wrogów - maczugą? Nie oznacza to, że mamy wyrzec się wynalazków czy osiągnięć cywilizacji. Ważne, żeby umieć z tego dziejowego dobrobytu korzystać. To dobrze, że zauważasz niebezpieczeństwa, no ale gdyby nie wynaleziono prądu, czy internetu - pisalibyśmy dzisiaj o tym wszystkim? Chyba nie, czyli jednak mamy w miarę równouprawniony dostęp do tych wynalazków ludzkości, a niebezpieczeństwa o których piszesz pewnie będą dylematem już przyszłych pokoleń, lecz z drugiej strony te technologiczne osiągnięcia mogą stać się ich radością życia i być mega utylitarne (w sensie przydatne), a nawet niezbędne. To tak już jest, że decydując się na korzystanie z wynalazków podlegamy większej kontroli, to nie problem naszych czasów współczesnych - pisał o tym już Orwell w "Roku 1984". Ale masz dużo racji .

 

Co do wirusa to napiszę tylko, że jest to problem realny, to widać po zgonach i lawinowej liczbie zachorowań, nie sądzę zatem, że manipulacja jest dzisiaj głównym motywem działań ludzi odpowiedzialnych za ład społeczny, ale bardziej to troska o ludzi. Bądźmy realni, ten problem nie jest banalny. Dlatego ten wiersz jest trochę fatalistyczny, bo ma wywołać procesy myślowe, przecież żadna władza, czy prawo nie zatrzyma nikogo w domu, czy warto ryzykować zdrowiem, życiem? Po co? Mam nadzieję, że to się skończy i wszystko powróci do normy. aaaaaa… zaczipować się nie dam ;D

 

Ten tekst napisałem dawno temu, ale teraz lekko zmodyfikowałem treść i wpasował się w obecną sytuacje i ta wersja będzie obowiązującą  -  ostateczną.

 

 

Tu nie ma problemu, można dyskutować w dowolnym zakresie pod moimi utworami, ja się nie pogniewam o to. Chyba, że administrator uzna inaczej. Wtedy będziemy dostosowywać się do jego ustaleń. Dyskusja dotyczy jednak wiersza i przemyśleń związanych z jego treścią, więc raczej wszystko ok. 

Pozdrawiam.

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Tomasz Kucina  Dziękuję za odpowiedź :) Masz dużą wiedzę, ciekawe spostrzeżenia i czytanie Twoich wierszy i rozmowa z Tobą to dla mnie przyjemność :) Choć niewykluczone, że za którymś razem stracisz do mnie cierpliwość... ;))) Żart taki... :)))

Miłego popołudnia :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Annna2 Tutaj się bardzo mylisz, osoba nie musi być katolikiem aby wierzyć w Boga. Religia katolicka pokazała swoje oblicze przez wieki swojego panowania.  Trzeba brać pod uwagę dlaczego powstały kościoły ewangelickie, prostestanckie. W tych religiach przywiązuje się dużą wagę do tego co mówi Biblia, natomiast kościół katolicki odszedł od tych biblijnych zasad stwarzając system zastraszania, przynajmniej było tak niegdyś. 
    • Kat odłożył siekierę na kamienny bruk i jak błyskawica przyskoczył do mojej osoby. Widać podniecenie jakie w nim zbierało od początku tego wątpliwie miłego przedstawienia, teraz uzyskało wrzenie pod łysiejącą i twardą kopułą czaszki i spowodowało w ciele nad wyraz duże ożywienie i gibkość, zupełnie niepodobne i niepasujące do niedźwiedziej postury Piotra. Przez chwilę nawet pomyślałem o stawieniu, zdecydowanego oporu, lecz gdy uczułem na swoich związanych przegubach, siłę dłoni kata to szybko dotarło do mnie, że jakikolwiek opór jest daremny. O dziwo gdy ten ciągnął mnie bezwładnie ku stryczkowi to stanął mi przed oczyma mój ojczym Lefort i rzekł te słowa jak zawsze kiedy grymasiłem nad miską niedzielnej strawy w ogrodach biskupiej rezydencji.   - Jedz, jedz Orlon. Bo swięta panienka wszystko widzi z nieba i wie że nie chcesz zjeść tego obiadu. A jak nie będziesz jadł grzecznie i słuchał się mnie i jej. To ona Cię pokarze i nie urośniesz i siły nie nabierzesz, urwipołciu mały. Będziesz jak ten wróbelek bezbronny i wątły. Będą Tobą pomiatać szumowiny Orlon a kto to widział by synem biskupa pomiatał pierwszy lepszy, zapijaczony pludrak. Jedz Orlon, bo skończysz jak te wszystkie ludziom niepodobne szumowiny z Gayet. A kto to widział by syn biskupa, został alfonsem albo złodziejem. Wstyd i hańba. Już lepiej by było gdybyś maurem został albo albigensem. Herezję. Herezję. Pamiętaj synu, już lepiej niewiernym być niż alfonsem. Zapamiętaj Orlon.   I pamiętałem. Nawet w godzinie śmierci. Tym czasem kat ustawił mnie na zapadni i stanął ze mną oko w oko. Gdyby nie to, że zostało mi ledwie kilkanaście minut ziemskiego pobytu na tym padole to stwierdziłbym, że obraz oczu tego szaleńca prześladowałby mnie do końca mych dni. Krwią nabiegłe białka miały żółte plamy a źrenice były bardzo duże. Nieludzko rozszerzone i przybrały barwę nicości. Bezdennej pustki i nocy wiecznej.   - Jakieś ostatnie słowo lub życzenie śmieciu - warknął przez zęby trzymając w dłoniach pętle.   Zanim przez zaschnięte gardło przeszedł mi choć zaczątek jakichkolwiek słów, niebiosa zesłały mi ratunek w najlepszej postaci.   - Poniechaj swe żądzę kacie - znajomy głos wyrwał wszystkich z sielanki ostatnich chwil - Pierwej daj się wypowiedzieć woli bożej i królowi naszemu Karolowi, który to dekret wydał na me skromne, zakonne ręce odnośnie losu tego franta.   Przed szafot, wystąpił zakonnik w habicie dominikańskim, za nim w stronę stołu trybunału podążyło kilku niskich, chuderlawych o postaci wręcz niewieściej franciszkanów, tych samych co dzielili się mamoną z tacy zebranej. Również ukryli swe oblicza pod kapturami. W całkowitej ciszy stanęli między trybunałem a szafotem, dzierżąc w dłoniach jedynie wyciosane w drewnie krzyże. Jeszcze raz zlustrowałem ich oblicza a później machinalnie zacząłem szukać w tłumie zebranych gapiów, miłych twarzyczek dziewcząt. Szybko je odnalazłem. Były tam wszystkie trzy. Wszystkie zapłakane i o rysach tak pietycznych, jakby żałobę im przyszło niedługo nosić po kochającym je czule ojcu a nie mocodawcy z burdelu. Umiały udawać na potrzeby chwili. W końcu uczyły się od mistrza.     Zakonnik zrzucił kaptur. Ojciec Orest od Ran Chrystusa zwrócił się w ostrych słowach do Nérée, który zesztywniał nieprzyjemnie na ciele i stężał w nerwie drgającym, spazmem uciążliwym na widok dominikanina. Teraz zaczął przeczuwać kłopoty.   - Ojcze Nérée. Nie chcę wchodzić w buty trybunału i nie mi pouczać wasze świątobliwe umysły i czyny - wziął zwinięty niemal identycznie jak niedawny wyrok, pergamin z rąk jednego z braci mniejszych i wycelował nim w przewodniczącego oficjum - Lecz myślę, że ten człowiek, choć morderca, szelma i łotr. Ma prawo głosu przed naszymi obliczami. A król w swym wyroku, nakazuje bezsprzecznie udzielić mu woli głosu i obrony. Lecz najpierw pozwolicie, że ja odczytam słowa króla. I pamiętajcie. Nie sądźcie nawet szelmów upadłych dopóki wasze serca nie są czyste. Inaczej będziecie w oczach Pana osądzeni a kto wie, może i zgubieni bardziej niż ten któremu stryczek już gotujecie.     Zerwał pieczęć królewską z dokumentu, rozwinął go, ujął w trzy palce kielich Nèrée z winem, osuszył go do dna bez ceregieli, czknął i swym delikatnym głosem, donośnie rozpoczął     - Ja Karol Czwarty z bożej łaski król Francji i Nawarry, hrabia La Marché. Powołując się na wstawiennictwo aniołów i świętych oraz Boga w trójcy świętej jedynego, który dał mi ziemskie prawo do rozstrzygania sporów i sądów między ludem moim. Ogłaszam biorąc na świadka ojca Oresta od Ran Chrystusa, w sprawie Orlona de Villargent, syna murwy I wszetecznicy a ojca nieznanego lecz syna przybranego biskupa Leforta. Po zapoznaniu się z jawnymi dowodami przeciw członkom trybunału karnego dostarczonym mi przez ojca Oresta od Ran Chrystusa. Ogłaszam z bożej łaski postanowienie…   Nérée zbladł i uchwycił się w miejscu serca. Chciał wstać i przerwać Orestowi lecz uchwycił go w pół jego sąsiad u stołu, generał kartuski Célestin d'Aubignac a siedzący od lewej od dominikanina urzędnik królewski i skarbnik biskupi Maurice de La Ronte z rezygnacją wbił wzrok w stopy pod blatem, w dłoniach ściskał bezużyteczny w tej chwili różaniec. Nérée posłał kolejne zabójcze spojrzenie ku ojcu Orestowi, lecz pozwolił wreszcie usadowić się na powrót na swoim prawie królewskim tronie. W ogóle u stołu zapadła chwila konsternacji a zarazem jakby ruchy wszystkich zdradzały chęć opuszczenia placu i ukrycia się na powrót w swych niedostępnych pospólstwu apartamentach. Każdy się wiercił, odwracał wzrok od szubienicy lub szukał wzrokiem w tłumie choć cienia wsparcia lub pobłażliwości. Sytuację wykorzystał Orlon, który mimo pętli na szyi, odzyskał cięty język dziecka ulicy.   - Rzycie swe ulane dostatkiem i tłuszczem jak świnie u koryta, posadziliście na węglach piekielnych czy krzesłach mości ojczulkowie - tłum zareagował wdzięcznym śmiechem I nawet usta Oresta na krótką chwile wygieły się ku górze - Nie wierćcie się jak murwy galopujące ku spełnieniu na jajcach, tylko słuchajcie głosu króla, który nie zapomina w swej sprawiedliwości o szelmach i frantach. Mówiłem, że sąd i ku Wam idzie z całą mocą swego majestatu.   - Dość Orlonie de Villargent! Do trybunału przemawiasz a nie do dziewcząt swych w bramie zapadłej. Wola króla nie zwalnia Cię z wyroku szelmo a jedynie nakazuje wyjaśnienie sprawy. Więc zawrzyj swój cięty język za zęby i słuchaj a najlepiej módl się ku swemu odkupieniu duszy.   Ojciec Orest zrugał skazanego i powrócił do karty pergaminu. Znów przybrał wręcz wisielczo radosny wyraz twarzy i rozpoczął po raz kolejny   - Na mocy dostarczonych dowodów, relacji świadków i pieczęci papieskiej kancelarii z Awinionu, dowiedziono, iż kardynał Magnion, nieboszczyk już, zginął nie przypadkiem w dzielnicy Gayet, lecz tam, gdzie przystało mu zginąć — między plugastwem, które hołubił bardziej niż świętych. Bywał on stałym i pożądanym widać gościem w domach rozpusty. Upijał swe ciało trunkami i miksturami, które warzyły i podsuwały mu wszetecznice. A duszę swą grzeszną upajał widokiem ich ciał nagich, wiodących na pokuszenie. Oddalały go one od ścieżki Pana Naszego i roli kardynała w świętym kościele rzymskim. Łożył on pieniądze niemałe na swe faworyty w tych pałacach upadku moralności. A brał je ze skarbca arcybiskupstwa za przyzwoleniem skarbnika królewskiego Maurice'a de La Ronte, z którym nie raz wspólnie cudzołożył nie tylko dzieląc się kupnymi dziewczętami lecz i grzech sodomii uprawiając, dzieląc jedno łoże.   Wśród gawiedzi przeszedł szmer. Pełen grozy i chłodu. Wielu widać jak niewierny Tomasz, przejrzało na oczy. Lecz byli i Ci którzy domagali się głowy ojca Oresta a nawet króla. Murwy z Gayet, rozsiane wśród tłumu, klaskały wesoło i przytakiwały każdemu słowu. “Liściki jego pokaż klecho. Miłosne wyznania i marne jak jego siła lędźwi podstarzałych, wierszyki sprośne o bałamuceniu naszych ciał w piernatach garsonier”. Stare kobiety zakryły usta z przerażenia a mężczyźni z niedowierzaniem patrzyli na półnagie ciała murew, które jak kapłanki westfalskie, bez strachu już i z niezachwianą butą odwracały żywot świętego od bram raju ku ogniom piekielnym i wiecznemu potępieniu.     Straż miejska nie do końca wiedziała jak zareagować i kogo rozkazów słuchać, więc po prostu stali, patrząc tępo w tłum i znosząc coraz głośniejsze obelgi wobec majestatu króla coraz większym zniechęceniem. Byli jak te chorągwie upięte na szpicach blanków, murów miejskich. Gotowi stanąć po stronie tych co wreszcie mocą i gwałtem przejmą władzę nad resztą.     Ojciec Orest podszedł do kolejnego zakapturzonego franciszkanina, stojącego ledwie o krok od szubienicy i schodów prowadzących na szafot. Ten wyjął z połów habitu jakiś tobołek zawinięty w aksamitny materiał, nosił on ślady woskowej pieczęci kardynała Magnion. Ojciec Orest ujął zawiniątko i zerwał jednym ruchem skrawek materiału. Wszyscy wlepili wzrok w prostokątny, czarny, skórzany, przypominający księgę obiekt. I zaiste była to księga. Ojciec Orest uniósł ja wysoko nad głowę by każdy mógł ją zobaczyć, poczym położył ją na blacie stołu zaraz obok dłoni ojca Nérée. Ten niechętnie lecz przygarnął księgę bliżej siebie, otworzył ją i odczytał na głos tytuł   - De sincera et fervida oratione at Dominum Nostrum qui hanc civitatem perditam servabit*   Ojciec Orest pokiwał z uznaniem głową a później nagle wybuchł ostrym głosem   - Znać próbował zbawić to miasto. Lecz Szatan widać ma swe sztuczki by nawet kardynała opleść mackami Lewiatana swego sługi plugawego. A czym one są te macki powiecie bracia i siostry w Chrystusie jako prawdzie ostali? Oto I one. - wskazał na moje dziewczęta palcem. Pluie zsunęła delikatnie rękaw sukni z prawego ramienia i bez dalszego ceremoniału, bezwstydnie obnażyła swą dziewczęca pierś, Alipsa lubieżnie wystawiła język I zaczęła krążyć nim po swych wspaniałych, pełnych ustach a Tibelle odwróciła się na pięcie i zadarła fałdy sukni do góry ukazując braciom zakonnym części swego ciała do których światło słoneczne raczej nie dochodzi a widzą je tylko szczęśliwcy, którzy wpierw płacą niemałe ku temu sumy - Tak. Oto jest grzech i jego macki w całej pełni. Napatrzcie się, ludzie pobożni na ich piersi, łona i usta skalane. Kobieta upadła jest grzechem i przyjaciółką Szatana. Lecz czy tylko one noszą w sobie grzech. Sprawdźmy to dobrzy ludzie. Ojcze Nérée obróćcie kolejne stronnice.   Dominikanin nie miał wyjścia i musiał ulec prośbie niżej w hierarchii stojącego brata. Przekręcił od niechcenia jeszcze kilka stron. Prawie każda skrywała małe kawałki pergaminu, zapisane maczkiem wręcz. Nérée wyjmował je na stół i pobieżnie rzucał okiem na treść zapisków. Jego mina mówiła wiele, głównie to że nie ma już dla nich żadnej nadziei.     Wtem pod same nogi straży podeszła kobieta już nie młoda o na wpół siwych włosach, zielonych, wyłupiastych oczach I aparycji jakby właśnie wyszła na świat z czeluści grobu. I nawet rozsiewała wokół siebie woń nagrobną. Orlon nie znał jej zbyt dobrze choć wiedział że również była ulicznicą, choć oczywiście nie tak elitarną jak jego dziewczęta. Wołano na nią wśród dusznych i brudnych zaułków przydomkiem, Biała Myszka. Nikt nie znał jej imienia.     Była Angielką z urodzenia i przypłynęła kilkanaście lat temu do Francji wraz z bogatym kupcem a jej mężem. Ten niestety oddał żywot pod nóż w trakcie jakiejś targowej sprzeczki z żydowskimi handlarzami. Ich spalono za morderstwo a ona nie mogąc odnaleźć się wśród męskiego świata. Szybko popadła w kłopoty i długi i wylądowała na ulicy. Żeby przeżyć tym razem musiała kupczyć swymi wdziękami. Lecz nigdy widać nie trafiła na ludzkiego opiekuna bo długi czas spała pod gołym niebem a ostatnie lata ukrywała się często na cmentarzu zaraz za kościołem św Jana Chrzciciela. Biała Myszka zaproszona miłym i serdecznym gestem ojca Oresta, przebiła się przez straż i stanęła między szubienicą a stołem trybunału.   - Czyżby ojczulkowie były to liściki do nas, niewiast upadłych. Jeden czy dwa adresowane nawet do mnie - wyciągnęła dłoń o brudnych, długich i pełnych żółtawych zgrubień paznokciach i wzięła pierwszy zwitek z brzegu - Cóż za dopust - zaśmiała się kokieteryjnie - akurat mój. Biała Myszko, poniedziałek wczesnym rankiem, dom księdza Brissota na świętym krzyżu, przywdziej na siebie to co ostatnio i bądź posłuszną owieczką w stadzie swego Pana. Będę szubrował po Twym ciele jak hieny cmentarne po grobowcach wśród których spędzasz swe samotne godziny. Podążaj za głosem pańskim. L.M - Lothaire de Magnion.   Biała Myszka zanim ktokolwiek ja powstrzymał ukazała swą obnażoną pierś oficjum trybunału.   - Nie trwożcie bracia przed piersią kobiety jak przed wężem biblijnym. Spójrzcie choć przez palce a zobaczycie i poznacie jaka pamiątka mi została po naszym drogim kardynale - I zaiste ponad prawą piersią miała wypalony herb kardynalski, zapewne rozżażonym do białości sygnetem co było bezsprzecznym dowodem bycia owieczką z pastwiska kardynała Magnion.   * Błaganie, ze szczerą i żarliwą modlitwą do Naszego Pana, który uratuje to zagubione miasto. 
    • Był raz sobie cud kogucik Wszystkie kury bałamucił. One piórka układają I tak z sobą rozprawiają:   - Wczoraj byłam na spacerze za stodołą…   - Ja nie wierzę, przecież jadłam z nim śniadanie, cóż to było za spotkanie…   - Mnie ustąpił wczoraj grzędę…   - Za mną wczoraj leciał pędem.   Inna z miną zatroskaną: - Jak to?, dla mnie  piał co rano!   - On tak do mnie, wam dowiodę bardzo grzecznie puszczał przodem   - Hej słuchajcie, moje panie Zróbmy jakieś  tu zebranie. Oskubiemy mu te piórka Już nie spojrzy żadna kurka.   Popamięta należycie jakie wieść należy życie. * Znowu morał nie umyka Biednaś, gdy masz kogucika Jemu znów odrosną piórka I tak spotkasz go przy kurkach.         ps. Wszelkie podobieństwo do kogokolwiek - wykluczone  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Alicja_Wysocka Alicjo, lubię herbaty ziołowe. :) @Robert Witold Gorzkowski Takie myśli przychodzą do głowy, gdy siedzi się w czterech ścianach, a na dworze ziąb. Również pozdrawiam @Annna2 być może podświadomie - tak! dziękuję :)
    • -Mistrzu, czy urodziwa będzie dobrą żoną? -Urodziwa, czy nie, nigdy nie wiadomo.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...