Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)


swojego ciała uczyła się codziennie, raz po raz oddając, to odrobinę czułości, 
to żywej rozpusty. nie na miejscu była jedynie wiara, że ktoś zechce dotknąć, 
zobaczyć jak unosi siebie 

 

bez słów
 
mogła oddać więcej, pozwolić (z)biec, by w końcu odnaleźć upragniony szczyt
jest na miarę orgazmu. przenika przez wszystkie włókna. wczorajszej nocy 
gwiazdy były lżejsze,

 

o niebo. 

 

-------------------------------------------------------------------------

 

swojego ciała uczyła się codziennie
raz po raz oddając to odrobinę czułości 
to żywej rozpusty

 

nie na miejscu była jedynie wiara
że ktoś zechce dotknąć zobaczyć 
jak unosi siebie

 

bez słów 

 

mogła oddać więcej pozwolić (z)biec 
by w końcu odnaleźć upragniony szczyt
jest na miarę orgazmu

 

przenika przez wszystkie włókna 
wczorajszej nocy gwiazdy były lżejsze
o niebo 

 

 

 

 

Wstawiłam w warsztacie, bo tak sobie kombinuję z formą:)

Ciekawa jestem, którą bardziej przyswoicie. 

Edytowane przez tetu (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Skoro warsztat, to można się znęcać. Więc:

 

swojego ciała uczyła się codziennie 
raz po raz oddając odrobinę czułości 
to żywej rozpusty

 

nie na miejscu jedynie wiara
że ktoś zechce dotknąć zobaczyć 
jak unosi siebie

 

bez słów 

 

mogła oddać więcej pozwolić 
(z)biec by w końcu odnaleźć 
upragniony szczyt
jest na miarę orgazmu

 

przenika przez wszystkie włókna 
wczorajszej nocy gwiazdy
lżejsze o niebo

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Powyżej to taka moja próba ciosania toporkiem, zawsze można lepiej, ale do rzeczy, dlaczemu tak.  To jedna z wersji autorskich:

 

swojego ciała uczyła się codziennie
raz po raz oddając to odrobinę czułości 
to żywej rozpusty

 

nie na miejscu była jedynie wiara
że ktoś zechce dotknąć zobaczyć 
jak unosi siebie

 

bez słów 

 

mogła oddać więcej pozwolić (z)biec 
by w końcu odnaleźć upragniony szczyt
jest na miarę orgazmu

 

przenika przez wszystkie włókna 
wczorajszej nocy gwiazdy były lżejsze
o niebo

 

 

"nie na miejscu była jedynie wiara"

"jest na miarę orgazmu"

"wczorajszej nocy gwiazdy były lżejsze"

Czy nie uważasz, że zbyt dużo czasownika być? Rozumiem, że pozbycie się z przedostatniej strofy zmieni kontekst ale bez reszty można się zdecydowanie obejść (dlatego brutalnie ociosałem).

 

"nie na miejscu była jedynie wiara" - tutaj pomyślałbym nad synonimem... może daremna?

 

"(z)biec" - nie wiem, co z tym fantem zrobić, ale coś by pasowało... albo i nie.

 

To tak z grubsza, zostały jeszcze trzewia, ale to zostawię chirurgom albo następną razą. Na marginesie dodam, że się nie znam.

 

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zawsze można:D

Czyli rozumiem, że pierwsza wersja wek? :) Ok. Jeśli chodzi o treść masz w stu procentach rację. Bardziej niż do treści przymierzałam się tym razem do formy,  co nie zmienia faktu że pewne rzeczy mogłam wziąć pod uwagę. Widzę tam jeszcze inne uchybienia;) 

Tak w ogóle to się cieszę, że Cię widzę:) 

A tak serio to się zastanawiam czy naprawdę za dużo tego czasownika. Jest raptem w dwóch miejscach? Z czwartego wersu faktycznie można się go pozbyć. Pomyślę nad daremną wiarą. 

Co do (z)biec może przekombinowałam;) ale chciałam tu coś podwójnie ugrać. Też pomyślę:) 

Tzn, że to nie koniec? ło matko i córko:P 

I tego mi było trzeba i takich ludzi tu brakuje. 

Akurat:D 

Dzięki wielkie za słówko.

Poczekam na chirurgów:) 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dzięki Marcin:) dobrze że powiedziałeś hipnotycznie, a nie hermetycznie, bo byłaby lipa:) 
Musimy się z Lightem różnić, wszak to facet:) jest mniej delikatny i bardziej wulgarny. Mam nadzieję, że jestem tą delikatniejszą stroną:D ale fajnie że tak to widzisz. Pozdrawiam.

Gerber, fenks za słowo jednak ten orgazm zostanie, pomimo wg ciebie zbędnego dopowiedzenia. Jakby nie było, szczyt szczytowi nierówny :) ale fajnie znać zdanie i miło że byłeś. 

Lighcik brutal:) - żarcik:) ja bym to bardziej powiedziała w stosunku do Trepifajksela:P Łobuz jeden:) Ale to bardzo mądry człowiek. 
 
Zgadzam się z Tobą Lighcie, że druga bardziej oczywista, taka ugładzona. Poza tym z interpunkcją czyta się inaczej, a tak w ogóle, to też trochę tu zakamuflowała ta pierwsza wersja:) dlatego też tak się zabawiłam:) Bardzo dziękuję że byłeś. 
 

Opublikowano

Chirurgom zdarzają się pomyłki. :)

Ale co tam.

 

ciała uczyła się codziennie

raz po raz dając odrobinę czułości

żywej rozpusty

 

nie na miejscu była wiara

że ktoś zechce dotknąć i zobaczyć

jak unosi siebie

 

bez słów

 

oddać więcej i pozwolić zbiec

w końcu znaleźć upragniony szczyt

na miarę orgazmu

 

przenikając wszystkie włókna

wczorajszej nocy wstawały gwiazdy

lżejsze o niebo

 

 

Pozdrawiam   Krzysiek

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No i wreszcie jeden odważny chirurg:) Dzięki Krzysiek za chęć pomocy, doceniam.

A to, że chirurdzy też się mylą, to niestety prawda. Mylą się i to wcale nierzadko. W tym wypadku, na szczęście dla autorki, mają głowę na karku i wszystko co niezbędne jest jeszcze na miejscu:) Dzięki że zajrzałeś. Może kiedyś się nim zajmę, albo spalę. Pozdro.  

Opublikowano

Ja się zabawiłem mocniej i zakończyłem groteskowo

 

uczyła się ciała raz po raz oddając 

to odrobinę czułości

to żywej rozpusty

nie na miejscu była 

jedynie myśl 

że ktoś zechce wziąć 

dotknąć i zobaczyć 

jak unosi siebie 

 

bez słów

 

mogła oddać więcej 

biec i w końcu odnaleźć

szczyt na miarę orgazmu 

który przesiąka wszystkie

włókna wczorajszej nocy 

gwiazdy były?

- lżejsze o niebo. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No i fajnie:) Pomysł nieco inny, końcówka rzeczywiście drwiąca, taka wręcz autoironiczna,  z przymrużeniem oka.

Ino że tak:  O ile Krzysiek nie urwał tytułu, o tyle Ty to zrobiłeś. Tytuł otwiera gniota, jest częścią 1 wersu, a to raczej chciałabym, chciała zachować. 

Dalej nieszczęsne (z)biec, które jak widzę razi:) Jest nie tylko pogonią za czymś, ale też ucieczką być może od pewnych stereotypów, blokad które pelka ma w sobie, toteż ucieka w świat zabaw... takie tam blebleble.

Ale fajnie że przyszedłeś Lahaj. Twoja wersja jest całkiem spoko:) Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...