Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Niedokończona operacja (Ia)


Rekomendowane odpowiedzi

ROZDZIAŁ I



Karen Berg skierowała niepewny wzrok w stronę Jana.
- moglibyśmy oficjalnie ogłosić, że szukamy ochotników, którzy zechcą poddać się eksperymentom – w tym momencie zdała sobie sprawę, że palnęła głupstwo. Zawzierski spojrzał na nią z wyrzutem.
- Karen, ty chyba nie zapoznałaś się dokładnie z dokumentacją?! Przecież ważną częścią naszych badań jest werbowanie potencjalnych kandydatów. Oni nie mogą o tym wiedzieć; to my ich typujemy. Cały arsenał operacyjny ma nam pomóc ich zwerbować. Sami muszą zapukać do naszych drzwi.
- ee... chodziło mi o takie skonstruowanie oferty, aby ci ludzie nie mieli zielonego pojęcia o co tak naprawdę chodzi. - próbowała bronić swojego stanowiska. Jan nie był jednak skory do dyskusji. Karen stwiedziła więc, że w takiej sytuacji lepiej sobie odpuścić ten śliski temat.
Zawzierski sprawował kontrolę nad całym przedsięwzięciem. Jako główny akceptant i specjalista ds. wdrażania nowych specyfikacji na skalę ogólnoświatową współpracował z wieloma organizacjami rządowymi i pozarządowymi. Wdrażał nowe projekty i akceptował proponowane. Zwiedził cały świat, poznał wiele kultur i nic co ludzkie nie było mu obce.
Po krótkim namyśle zwrócił się do Michaela Dobsona z poleceniem uruchomienia procedur wykonawczych.
- zbierz ludzi, daj im materiały; niech nauczą się swojej nowej tożsamości. Mamy niewiele czasu. Za tydzień zaczynamy. Materiały trzeba zniszczyć bezpośrednio przed akcją.
Dobson słuchał w skupieniu. Zastanawiał się nad konsekwencjami , z jakimi z pewnością będą musieli się borykać po uruchomieniu tej skomplikowanej machiny. Miał już na swoim koncie kilka poważnych spraw, ale tym razem towarzyszyły mu silniejsze emocje, niż zwykle.
- jesteście już wolni. Czekam na wiadomości- Zawzierski pierwszy opuścił biuro. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Michael i Karen wyszli z budynku Rządowego Tajnego Centrum Optymalizacji Zachowań Sukcesogennych. W RTCOZS pracowało wielu wysokiej klasy specjalistów interakcji obosiecznej. Michael Dobson jako agent „pierwszego kontaktu” miał szerokie pole manewru. To on był bezpośrednio odpowiedzialny za właściwy przebieg eksperymentu. Miał też możliwość dobierania sobie odpowiednich ludzi do współpracy. Wysoki, ciemnowłosy dobrze umięśniony mężczyzna wzbudzający zaufanie.

*

Wsiedli do samochodu. Karen cieszyła się na myśl o spotkaniu z Marią. Bardzo lubiła żonę Michaela. Maria była jej całkowitym przeciwieństwem, może dlatego tak świetnie się dogadywały. Drobna blondynka o bardzo spokojnym usposobieniu, delikatna i przyjaźnie nastawiona do świata. Przebywanie w jej towarzystwie było dla Karen niczym balsam łagodzący jej rozdygotane nerwy.
Dojeżdżając do domu Michael dostrzegł kilka osób, które kręciły się w pobliżu głównego wejścia. Poczuł lekki niepokój. Wysoki szpakowaty mężczyzna w szarym garniturze podszedł do samochodu i zapytał:
- pan Michael Dobson? – wyraz twarzy zdradzał dość znaczne poruszenie.
- we własnej osobie – odpowiedział Michael, usiłując zażartować.
- Mężczyzna przeszył go wzrokiem.
- pańska żona miała poważny wypadek – Dobson zadrżał, Karen położyła dłoń na jego ramieniu.
- żyje?
Mówił ledwie słyszalnym szeptem. Bał się spojrzeć w oczy mężczyzny.
- tak, ale jest w ciężkim stanie. Jedźmy do szpitala. Muszę zadać panu kilka pytań.


*

Stanął wściekły w drzwiach laboratorium. Michael Dobson – agent „twardziel” i stary wyjadacz tym razem nie przypominał prawdziwego Dobsona. Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. Zawzierski oniemiał. To zachowanie kompletnie nie pasowało do wizerunku jego współpracownika. Przez chwilę rozmyślał, jak zaradzić tej sytuacji. Okazywanie cieplejszych uczuć nie było jego mocną stroną. Szef RTCOZS miał szorstką powierzchowność. Przełamał się jednak, podszedł powoli do Michaela i zapytał:
- to coś poważnego stary ? – Michael nie odpowiadał.
- wal śmiało – zachęcił go.
- Maria miała wypadek Prowadził ten sukinsyn... Mark Wilson – powiedział bezbarwnym głosem Dobson – załatwię gnoja, jak Boga kocham – wycedził.
Jan czuł się niezręcznie. Chciał być pomocny, bardziej otwarty, ale charakter pracy i okoliczności, w których znajdował się często na krawędzi miały znaczący wpływ na jego reakcje. Teraz musiał podjąć ważną decyzję. Chodziło o Michaela. Nie mógł pracować w takim stanie. Dobson chyba czytał w jego myślach. Zwrócił się bowiem w jego kierunku
i powiedział:
- nie mogę brać udziału w akcji, nie teraz. Muszę zająć się chłopcami. Maria szybko z tego nie wyjdzie... Jezu... dlaczego ona? – mówił urywanymi zdaniami usiłując dojść do ładu z samym sobą. Otaczała go pustka, jakaś niewyobrażalna próżnia. Miał poczucie, jakby znalazł się w zupełnie innym świecie złowrogim i pełnym beznadziei.
Szef Centrum podjął błyskawiczną decyzję
–wysyłam cię na urlop, powiedzmy wstępnie na miesiąc. Potem zobaczymy – ze wszystkich sił starał się ukryć wewnętrzne poruszenie. Musiał zastąpić Dobsona. To nie ulegało wątpliwości. Potrzebował pomocy, zaufanej osoby, doświadczonej i biegłej w czynnościach operacyjnych, która przejęłaby część obowiązków Dobsona. Sam miał zbyt wiele obciążeń, aby porywać się samotnie na takie przedsięwzięcie. Oczywiście było jeszcze wielu agentów oddanych sprawie, ale każdy działał na swoim terenie i nie sposób było ich angażować. Szef Centrum OZS szczerze współczuł Michaelowi. Nie pozwalał sobie jednak na chwile słabości, a jeśli już zdarzało się coś takiego – długo to odchorowywał. Całymi dniami obwiniał się, wyrzucał sobie brak samodyscypliny, opanowania i wytaczał jak ciężką artylerię żelazne postanowienie, aby trzymać emocje pod kontrolą. Taka postawa dawała mu złudne poczucie bezpieczeństwa, ale bezlitośnie obdzierała jego duszę z niezliczonej ilości uczuć, pasji i żądz.

*

Iga wpadła jak burza do mieszkania Krystyny. Jej głos słychać było chyba na całym osiedlu.
- a to skubany – powiedziała z przekąsem – założę się, że jest tajniakiem. Ciekawe skąd wiedział, gdzie mieszkasz. Przywiózł mnie dokładnie pod twój dom...- spojrzała przenikliwie na Krystynę. Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi zaczęła krążyć po pokoju.
Krystyna lubiła Igę, ale dzisiejsze wystąpienie zirytowało ją. Wzburzenie Igi ustąpiło teraz zmęczeniu; usiadła więc na krześle, spojrzała podejrzliwie na Krystynę i rzekła:
- nic z tego nie rozumiem, ale ...
Paplała dalej a je monolog zdawał się nie mieć końca. Iga była osobą bardzo doświadczoną przez los. Na wiele sytuacji reagowała inaczej niż normalni ludzie. Większość jej zachowań oscylowało pomiędzy czymś w rodzaju walki a ucieczki.
Krystyna podeszła do okna i zwracając się bardziej do siebie niż do Igi stwierdziła:
- to wszystko wytrąciło mnie z równowagi. Słyszałam głos człowieka, który rozpaczliwie woła o pomoc.
Iga powoli wracała do rzeczywistości, ale Krystyna nie była już w nastroju do dyskusji. Zignorowała słowa przyjaciółki, a ta widząc, że atmosfera robi się nieciekawa wyszła pospiesznie z mieszkania Krystyny trzaskając drzwiami.


*


Zawzierski już od godziny prowadził rozmowę z tajnego aparatu Centrum OZS. Miał tyle spraw na głowie, że chwilowo tracił panowanie nad sobą.
- Tak! Tak! – krzyczał – jeżeli będziemy podążać w tym kierunku, z pewnością nam się nie powiedzie. Co?! Nie obwiniaj innych o swoje niepowodzenia. Obowiązkiem władz jest zrobić wszystko, aby doprowadzić do korzystnych zmian w kraju. To, co działo się w ciągu ostatnich dziesięciu lat w siedemdziesięciu procentach napawa mnie smutkiem.
Zamilkł i słuchał przez chwilę rozmówcy po drugiej stronie aparatu. W pewnym momencie spurpurowiał i wycedził z sarkazmem:
- Jasne! Zostało nam trzydzieści procent - miał ochotę rzucić słuchawką.
Nie wytrzymując napięcia zaczął przechadzać się po pokoju. Uspokoiwszy nieco wzburzenie kontynuował swoje wywody.
- Zasada jest taka: ci bardziej elastyczni są do uratowania. Oni potem pomogą tym słabszym, a ci słabsi jeszcze słabszym. Ktoś o wyjątkowych predyspozycjach może wyłonić się z każdej z tych grup. Przerwał na chwilę.
- Kryptonim „Szósty Zmysł”. Oczywiście. Dobrze. Porozmawiamy o tym jutro. Zresztą uruchomiono już specjalną linię w całym kraju. Do zobaczenia.
Odłożył słuchawkę i ciężko westchnął. Decyzja o założeniu tajnego aparatu w jego kancelarii była konieczna. Kancelaria adwokacka – oficjalne miejsce pracy Zawzierskiego – spełniała rolę przykrywki dla przedsięwzięcia RTCOZS. Miało to jednak szkodliwy wpływ na jego życie osobiste.
- Panie mecenasie, Jerry Holz przywiózł dokumenty – miła sekretarka o wyglądzie spłoszonej łani zaanonsowała przybycie posłańca.
- niech wejdzie – rzucił zza biurka wodząc wzrokiem za wychodzącą Eweliną. „Dobry i ładny nabytek” – pomyślał. „Może nawet zbyt ładny” – ciągnął dalej. „Wiecznie mnie coś rozprasza, nie mogę się skupić” Pokręcił głową z dezaprobatą. W tym momencie wszedł posłaniec i podał Zawzierskiemu dokumenty.
- Dziękuję Holz, na dziś wszystko. Czy na jutro ma pan jakieś wytyczne?
Jerry energicznie przytaknął – tak mecenasie. O godz. 8.30 wyjazd na lotnisko, odebranie Marleny Karlowski konsultantki ds. uwarunkowań percepcyjno-podprogowych. Proszę pamiętać, że jest pan z nią umówiony na lunch o godz. 13.30.
Zawzierski sięgnął do terminarza – jasne, w takim razie do zobaczenia – rzucił na pożegnanie.
Posłaniec zniknął za drzwiami. Po jego wyjściu Zawzierski wreszcie mógł poczuć się swobodnie. Ewelina kończyła już pracę. On również nie zamierzał dłużej tkwić w biurze. Zresztą opuszczenie kancelarii wcale nie oznaczało końca pracy. Musiał jeszcze odbyć krótką konferencję telefoniczną z profesorem Danielem Grinerem, psychologiem klinicznym z Monachium. Griner spełniał rolę tzw. wentyla bezpieczeństwa w całym przedsięwzięciu RTCOZS. Przedstawiał korzyści wynikające z przeprowadzenia eksperymentu, ale ostrzegał również przed wieloma niebezpieczeństwami. Podkreślał rolę odpowiedzialności osób biorących udział w tym zadaniu. Profesor Griner był zaprzysiężonym współpracownikiem RTCOZS. Póki co Zawzierski postanowił się przewietrzyć. Dopił zimną kawę, zabrał aparat fotograficzny i wyszedł z biura. Powiew mroźnego powietrza błyskawicznie go otrzeźwił. Wsiadł szybko do samochodu i odjechał.

*
W wannie leżał stos brudnej bielizny. Wczoraj miał zrobić pranie, ale konferencja przeciągnęła się do trzeciej nad ranem. Nawet do niej nie zadzwonił... trudno. Był wściekły sam na siebie. Zwlókł się z łóżka, otworzył szafkę i oszacował jej zawartość. Ostatnie opakowanie bielizny. „no taak... „ – spojrzał krytycznym okiem - „co my tu mamy... białe majtki w brązowe żaglówki” Nagle dostrzegł w rogu stare szare slipy. Sięgnął po nie zdecydowanym ruchem i z miną łowcy, który zdobył upragnioną zwierzynę pomaszerował do łazienki. „ Nie ma to, jak dobre, sprane gacie” – uśmiechnął się pod nosem. Wziął prysznic, ubrał się i wyszedł.
Wędrował miastem i oglądał sklepowe wystawy. Pomimo Wigilii wielu spóźnionych zakupowiczów krążyło jeszcze po sklepach w poszukiwaniu prezentów. On również zamierzał ofiarować komuś podarunek. Po godzinie paczuszka była gotowa. Sięgnął po telefon komórkowy, wybrał numer i czekał. Po chwili usłyszał cichy kobiecy głos.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Większość jej zachowań oscylowała = chyba oscylowało lepiej brzmi

Dobry i ładny nabytek” – pomyślał. „Może nawet zbyt ładna"- no jak już, to "ładny" bo nadal myśli o niej jak o nabytku
.....

hmmm, nie za dużo wątków na raz?
pan wybierający majtki jest chyba osią główną opowiadania, ale tak myślę tylko dlatego, że opisywanie taki drobiazgów przy innych postaciach nie nastąpiło.
początkowo czytało się ciężkawo, nie wiem właściwie dlaczego, ale dalej wciąga, postać Zawzierskiego myślę może być interesująca. cóż, czekam na następną część :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Ana Trzeba popytać się Jezusa... 
    • @Nefretete Konwencja, to nie "czysta" tanka. Nigdy nie trzymałam się ani nie trzymam klasycznych wzorców.  Ten mój Halny jest spontanicznie nieobliczalny, dlatego żadne zmiany nie są / będą brane pod uwagę

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Karabin to symbol zadawania śmierci. Krzyż dla mnie osobiście ,w odniesieniu do Jezusa, symbolizuje zwycięstwo nad ludzkimi grzechami i odkupienie za cenę własnego życia.
    • W polnych kwiatów zieleniach W górskiej wody strumieniach W głębokiego lasu cieniach   W pachnących begoniach W nocnych olśnieniach W oczu łzawieniach   W złych i dobrych dniach W ruchliwych miastach W spokojnych wsiach   W słonecznych sierpniach W burzowych kwietniach W deszczowych wrześniach   Przy sennych marzeniach Przy zwykłych cierpieniach Przy wspólnych samotniach   Przy księżycowych utuleniach Przy słonecznych opaleniach Przy serdecznych wyznaniach   Przy codziennych wyzwaniach Przy siebie poszukiwaniach Przy serca złamaniach   Przy długich pożegnaniach Przy radosnych powitaniach   I na końcu -  przy naszych skonaniach

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Dagmaro Gądek, pamiętaj, że wszystko jest poezja, od diagnoz, po definicje i złożoność człowieka, skończywszy na nieskończonym. To co złożyłaś sobie tutaj na — do (nie)kupy i podsumowałaś jako złożoność człowieka jest błędem interpretacyjnym, idącym mocno jednokierunkowo, wynikającym z niewiedzy, bowiem clou wiersza opiera się na zupełnie czymś innym. Dopiero później możemy sobie dośpiewywać resztę. Poczytaj trochę o rozszczepianiu światła, może się rozjaśni. Zdążyłam już zauważyć i się przyzwyczaić, że pozjadałaś wszystkie mądrości, co mnie jakby kompletnie nie wzrusza, jedynie Ciebie stawia w takim a nie innym świetle (popatrz i znowu światło się narzuca), o czym zdołałaś się już przekonać na innym portalu poprzez bany i ostrzeżenia. Twoje święte prawo mieć własne zdanie na temat gniota, ale dziwi mnie, może właściwie bardziej zastanawia Twoja ogromna rozbieżność w odczuwaniu i analizowaniu tekstów. I nie mam tutaj na myśli tylko swoich wierszy. Bardzo niesmaczne (bo nie chcę powiedzieć inaczej) jest zadać komuś pytanie i od razu podług własnych myśli uchylić odpowiedź, dlatego nie będę się rozpisywała tak jak Ty to potrafisz, bo zwyczajnie szkoda mi czasu na bzdety. Powiem tylko tyle,  że domyślam się, upustu "kulturalnej" złośliwości, a niech ci...:) Tu jeszcze możesz. Na lekcjach muzyki nie zapomnij podać przykładu jak nie należy śpiewać i grać. Pozdrawiam.       Violetta, dziękuję za zajrzenie i komentarz. Miłego.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...