Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

VIII


Karolina poznała Oksanę na jednej z imprez studenckich. Oksana bardzo jej się podobała. Imponowała jej wiedzą i rzeczowością a także zupełnym wyluzowaniem. Była to pierwsza kobieta, która oczarowała Karolinę. Oczarowała umysłem, a także fizycznością, a zwłaszcza ruchem, którym poprawiała sobie włosy. Na szczęście dla nich dwóch, Karolina nie zakochała się w niej. Karolina przyjechała wtedy z chłopakiem na urodziny swojej przyjaciółki Poli. To było na trzecim roku studiów. Pola dzieliła pokój w akademiku z Baśką, a Baśkę często odwiedzała Oksana. Wszystkie cztery przypadły sobie do gustu - wyjeżdżały razem na wakacje i ferie.
Baśka długo była sama i najpóźniej z całej czwórki straciła cnotę. Czwarty i piąty rok studiów zmarnowała na randki z chłopakiem z grupy, śniadania i obiadki. Zostawiła go, gdy ją zdradził z inną Baśką z innej grupy. Nie załamało jej to wcale i tylko utwierdziło w przekonaniu, że „faceci są be”. Baśka wiedziała, czego chce, więc wyjechała na staż do Berlina. Do Niemiec trafiła i Oksana, więc ściągnęła Baśkę do Eli Lilly.
Pola była wierna Kubie, Kuba Poli. Zerwali ze sobą niedługo po studiach, by po pół roku znów zamieszkać razem. Pola przespała się wtedy z pilotem, o czym powiedziała Kubie, bo ją zapytał. Układało im się dobrze, może dlatego, że Kuba wciąż wyjeżdżał. Nie byli o siebie zazdrośni. Planowali dziecko.
O tym wszystkim Karolina myślała tuż przed wykładem. To nie był jej pierwszy odczyt – jej promotor miała we Wrocławiu przyjaciółkę, starszawą panią profesor rachunkowości, która zajęła się „promowaniem” Karoliny. Uczelnia wiele na tym zyskiwała, bo Karolina organizowała staże w swojej agencji. Za wykłady jej nie płacono. A Karolina była świetnym wykładowcą.
- Dziś, jak Państwu wiadomo – rozpoczął gromkim głosem profesor Korff – gościmy po raz kolejny Panią doktor Karolinę Mastalerz.
Rozległy się brawa i Karolina stanęła obok profesora, który już raz po wykładzie zapraszał ją „na kawę”. Spiesząc się na randkę - odmówiła.
- Pani doktor – kontynuował profesor – zgodziła się przybliżyć dziś Państwu kilka kwestii związanych ze współczesnymi trendami wśród konsumentów. Pani doktor.
- Dziękuję Panie Profesorze. Witam Państwa serdecznie, dzień zdecydowanie sprzyja krótkiej dyskusji. – Karolina była w jednym ze swych żywiołów. – Będziemy dziś mówić o konsumentach. Przewidywanie i wykorzystywanie trendów wśród konsumentów. Omawiać będę dzisiejszą sytuację na rynku w oparciu o raporty domów mediowych, agencji reklamowych, stowarzyszeń takich jak AMA...
Karolina mówiła bez przerwy przez trzydzieści minut. Po pierwszych słowach powitania dostrzegła w czwartym rzędzie znajomą twarz. Tak, na pewno spała z tym chłopakiem - nie wiedziała, że był studentem AE. Nie czuła zażenowania, zauważyła tylko, że ją poznał. Kolejne zdania wypowiadała w niezaburzonym rytmie. Gdy doszła do analizowania konsumentów nazywanych „singlami” zaczęła się zastanawiać, czy zaprosić go na prywatną lekcję. Spotkanie dwóch singli. A może nie był singlem? Cóż, z jej punktu widzenia było to bez znaczenia. I tak nie miała nic do roboty. Kątem oka dostrzegła, jak krótkowłosa blondynka dotyka policzka chłopaka – niemal go to speszyło. Karolina postanowiła dać sobie spokój. Pewno zdradził tę dziewczynę właśnie z nią. Tak, miał wtedy minę winowajcy, ale Karolina wiedziała, że zdrada słodki ma smak. Smakowała mu, a ona się tym rozkoszowała. Biedak zapewne kochał tę dziewczynę. Kiedy go poderwała w dyskotece musiał być zły na tę blondynkę, czuła to w łóżku. Uwielbiała rozwścieczonych mężczyzn. Tych, którzy pragnęli zemsty. Kochali żarliwie i szybko, jakby bali się, że nie zdążą, że już więcej się nie nasycą. Wiedzieli, że grzeszą i chcieli zgrzeszyć jak najprędzej. Mściciele rozpalali ją do białości. Wyżywali się na niej, po prostu pieprzyli, a potem wracali do swoich dziewczyn i żon. Karolina nie pytała, czym one zawiniły. Przychodzili do niej, wypluwali nasienie i wychodzili oczyszczeni, ukojeni, lepsi. Przychodzili do niej, bo dawała im siebie tak, jak ją chcieli dostać. I wracali do niej. Niektórzy dziwili się, że kobieta, która tak się kocha, nie ma faceta. Nie zamierzała im tego wyjaśniać.
Student był za młody i drugi raz byłby już z obu stron wymuszony. Karolina o tym doskonale wiedziała. Przyjęła zaproszenie profesora Korffa i wraz ze starszawą profesor od rachunkowości pojechali do Rynku.

Dzień był chłodny i nie sprzyjał siedzeniu pod parasolkami. Karolina zaproponowała kawę w Piwnicy Świdnickiej.
- Panie profesorze, możemy przejść tu i usiąść na prawo – powiedziała starszawa pani profesor. – Ja bym się napiła kawy po irlandzku – i na swój starczy sposób zaintonowała rodzaj kawy. – Nie prowadzę, to mi wolno. – Zaśmiała się.
- Pani profesor, jest tam tak wstrząsająca dawka, że to panią będziemy prowadzić. – profesor odsunął obu paniom fotele.
- Bałabym się, że z panem to już na pewno zboczę z kursu. Ale niech mi pan powie, dlaczego na stare lata – no bo co tu ukrywać – nasze lata to już stare lata, dlaczego na stare lata przeprowadził się pan tu, do Wrocławia? – Zapytała usadowiwszy się wygodnie w fotelu.
- Bo jestem jak kobieta zmienny, droga pani. W Krakowie urodzony, w Krakowie wychowany, jeździłem trochę, a do Krakowa nie chcę wracać.
- Złamał pan serce mojej koleżance, Krakusce zresztą. Barbarze. Stąd pana znam. Z opowieści. O, możemy już zamówić. Trzy kawy po irlandzku, tak? – popatrzyła na towarzyszy - Karolina i profesor przytaknęli.
Karolina w pierwszym momencie czuła się niepotrzebna. Tych dwoje już budowało swój własny, starczy świat. Nie, może nie starczy, ale na pewno inny. Bardziej wspomnieniowy, dziejowy. Dziwny był z nich trójkąt. Tak, Karolina zawsze powtarzała, że bóg kocha liczby nieparzyste. Lubiła wszelkie trójkąty, nie tylko fizyczne. Mogli stworzyć ciekawy trójkąt umysłowy i chyba po to tu przyszli. Gdyby pan profesor chciał romansować z panią profesor na pewno nie szukałby przyzwoitki. (Sama myśl wystąpienia w roli przyzwoitki wydała się Karolinie bardzo zabawna). Zaprosił je obie. Może po prostu lubił towarzystwo kobiet? A może chciał romansować z Karoliną, a to starszawa pani od rachunkowości była przyzwoitką? Nie, niemożliwe. Jeżeli pani od rachunkowości była starszawa, to profesor był stary. Starsi panowie lubią adorować młode panie. Wydaje im się wtedy, że sami są młodsi. A jak posuną się za daleko, to zawalają egzaminy sprawnościowe. Dlatego starsi panowie muszą bardzo uważać przy adoracji świętego sakramentu młodych pań.
- Pani doktor – głos profesora Korffa wyrwał Karolinę z błogich myśli o adoracji – mówiła pani dziś o singlach. Ale tylko o młodych singlach. O tych, którzy w pogoni za karierą, pieniędzmi i innymi przyjemnościami, za którymi każdy normalny młody człowiek goni, zapominają z kimś zamieszkać. Widzi pani, ja też zapomniałem – wprawdzie na starość, a zapominanie to ponoć atrybut starości – ale i o mnie zapomniano w pani statystykach. Są też stare single, choć może w statystykach nie figurują i zastanawiam się w związku z tym, czy nie wprowadzić się do pani profesor Lubeckiej, bo i ona jest singlem. A na duety już inaczej się patrzy.
- Nie słuchał pan uważnie. Mówiłam, że grupa singli rośnie, a powiększają ją młodzi ludzie goniący za tym, jak pan profesor sam stwierdził, za czym powinni. Grupa singli siłą rzeczy zawsze istniała, a teraz rośnie i zmienia się jej skład. Młodzi zaczynają dominować. To nie jest tak, że pana tam nie ma. A reklamy skierowane do singli i produkty dla singli to reklamy i produkty dla młodych z prostego powodu – jest ich najwięcej. I oni są najbardziej podatni na przekaz. Do nich łatwo dotrzeć.
- Tak, czy siak, jestem zepchnięty na margines. O, jest i nasza kawa.
- Wie pan, co? – profesor Lubecka podsunęła sobie kawę – Ja bym tam się tym nie przejmowała. Pamiętam czasy, gdy różne agencje się mną za bardzo interesowały i jakoś za tym nie tęsknię. Czasem brak zainteresowania jest lepszy od nadmiaru, proszę mi wierzyć.
- Wydaje mi się, że pan profesor nie tylko w zmienności jest jak kobieta, ale i lubi, by się nim interesować, co też jest typowo kobiecą cechą. – Karolina popatrzyła z uśmiechem na profesor Lubecką.
- Pani doktor, każdy mężczyzna lubi zainteresowanie ze strony kobiet, jest też coś takiego jak męska próżność, tylko że my mężczyźni nazywamy to nieco inaczej.
- I tym sposobem wracamy do słowa. – Pani Lubecka pochyliła się nad stołem - Szekspir, zdaje mi się pytał, czy gdyby to, co zwiemy różą inaczej nazwać, to by mniej pachniało? Otóż, pomijając fakt, że dzisiejsze genetycznie zmodyfikowane róże w ogóle nie pachną, potęga słowa tkwi w skojarzeniach, jakie wywołują. Die Rose może dla mnie pachnieć jak róża, ale róża może kojarzyć mi się z ciotką, która akurat pachniała lawendą. I chodzi o to, by słów używać umiejętnie. By unikać tych, które mogą budzić subiektywne skojarzenia, bo wydaje nam się, że przekazujemy to, co chcemy, a druga strona odbiera to inaczej.
- Pani profesor, już wiem, dlaczego ukochała pani matematykę. – Karolina odchyliła się na oparcie sofy. – Locke napisał dość obszerną pracę o słowie. Uważa, że używamy zbyt wielkiej ilości słów, co jest częstą przyczyną nieporozumień, gdyż stajemy się przez to nieprecyzyjni. Osobiście uważam, że po części ma rację. Niektóre rodzaje języka – na przykład język miłości – powinny być bogate. W miłości potrzebujemy zmian, potrzebujemy nowości, bogactwo języka temu sprzyja – wyrażaniu się na wiele sposobów. Język prawniczy powinien być natomiast językiem konkretów. Im więcej synonimów tym gorzej. – zrobiła pauzę - Kawa jest doprawdy wyborna.
Karolina początkowo mówiła powoli, akcentując każde słowo. Miała wrażenie, że tak trzeba. Kiedy jednak doszła do języka miłości, coś się w niej zapaliło. Poczuła jednak, że nie powinna mówić o tym z takim zaangażowaniem, jakby to miało ją zdradzić - bo zaangażowanie mogło odkryć przed profesorami zbyt wiele
Mogło pokazać nienasycenie.
Zastąpiła szybko język miłości znienawidzonym przez siebie językiem formalnoprawnym. Ale czując, że łatwo może się pogubić w słowach i własnych emocjach przeszła do kawy. Miała wrażenie porażki.
Spotkanie trwało zaskakująco długo, a Karolina wróciła do domu dziwnie podekscytowana. Nie mówili o niczym konkretnym, przeskakiwali zgrabnie z tematu na temat i żonglowali słowami.
Karolina poczuła się oczyszczona.
Para niemalże staruszków. Karolina zastanawiała się, kiedy profesorowie staną się s t a r u s z k a m i? Czy chodzi się wtedy do lasu, by zgrzybieć? Tak, staruszkiem staje się wtedy, gdy się grzybieje. Gdy gnije umysł. Karolina była przekonana, że u profesorów to nie nastąpi. Oni staną się starsza panią i starszym panem. Oni będą dostojni. Staruszek i starowinka to stare dzieci.
Karolina przypomniała sobie swoją nauczycielkę niemieckiego. Chodziła na prywatne lekcje do starszej pani Luci. Luci miała ponad osiemdziesiąt lat i była rodowitą Niemką z Dortmundu. Mówiła pięknym Hochdeutsch. Ale starzała się w polskich warunkach. Karolina pamiętała dobrze zapach w jednopokojowym mieszkanku. Nie było czuć perfum starszej pani. Starsza pani pachniała sobą – starszym człowiekiem. Karolina mogła słuchać godzinami opowieści pani Krakowskiej. Lekcje niemieckiego były jednymi z piękniejszych chwil w jej życiu. Jedne z piękniejszych chwil spędziła ze starym i pomarszczonym człowiekiem.
Coś było w starych ludziach. Może był to spokój, może łagodność i brak pośpiechu? Tak, starzy ludzie spowalniali czas.
Karolina wzięła prysznic i usiadła na sofie. Włączyła telewizor, ale niekoniecznie wiedziała, co ogląda. Po chwili wstała i wyjęła pudełko z płytami DVD. Zasiadła ponownie na sofie, tym razem szczelnie okrywając się kocem i włączyła „Wielkie nadzieje”.

Opublikowano

Ten rozdział to Karolina. Malujesz ciekawie wewnętrzny portret bohaterki poprzez jej dywagacje – i odbiegając od niej samej, kilka uwag o starości starzeniu się. Jest tez ciekawy ustęp o słowie. Nie tylko zaciekawiasz ale i podajesz źródła.
W całej tej wewnętrznej kipieli – są spokojne spacery do wspomnień z dzieciństwa i późniejszych lat szkolnych czy studenckich.
Kilka uwag : za często jest „Karolina” na początku zdań – co obciąża styl. Parokrotnie można to z powodzeniem zastąpić „ona” albo wyrzucić…i drugi taki powtarzający się intruz to „starszawa pani” – wiadomo potem, o kogo chodzi, więc też niepotrzebne powtórki. Jestem Twoją wierną czytelniczką, pozdrawiam Arena

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Erotyk    Łukasz Jasiński 
    • od krzepnięcia pełni karmić na turlany z kłód rąk debiut od uroku po przeć stan niej kiczem łupki pełniej zlewać od ale ich poprzez zazdrość na myśl kichy pat chudzenia od podłości skroju chaszczy Bogu szyć chcieć mili więcej od momentu po przekrętach nad niziną dzieci grzecznych; od przerwania sakramentów już nie mówi tylko wrzeszczy
    • Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.      
    • Przerażone czekały na śmierć... W barakach okolonych kolczastym drutem...   Choć wielka światowa wojna, Pochłonąwszy miliony niewinnych ofiar, Z wolna dobiegała już końca, A wolnym od nazizmu stawał się świat… Na obrzeżach czeskiego Holýšova, Z dala od teatru wojennych działań, Z dala od osądu cywilizowanego świata, Rozegrać miał się wielki ludzki dramat...   Dla setek niewinnych kobiet, Strasznych dni w obozie zwieńczeniem, W okrutnych męczarniach miała być śmierć, Żywcem bez litości miały być spalone... Podług wszechwładnych SS-manów woli, By istnienia obozu zatrzeć ślady,  Spopielone bezlitosnego ognia płomieniami, Nazajutrz z życiem pożegnać się miały…   Przerażone czekały na śmierć... Utraciwszy już ostatnią, choćby nikłą nadzieję…   W obszernych ciemnych baraków czeluście, Przez wrzeszczących wściekle SS-manów zapędzone, W zatęchłym cuchnącym baraku zamknięte, Wkrótce miały pożegnać się z życiem… Gdy zgrzytnęła żelazna zasuwa, Zwierzęcy niewysłowiony strach, W każdej bez wyjątku pojawił się oczach, By na wychudzonej twarzy się odmalować…   Wszechobecny zaduch w barakach, Nie pozwalał swobodnie zaczerpnąć powietrza, Gwałtownym bólem przeszyta głowa, Nie pozwalała rozproszonych myśli pozbierać… Gwałtownym bólem przeszyte serce, Każdej z  setek bezbronnych kobiet, Łomotało w młodej piersi jak szalone, Każda oblała się zimnym potem…   Przerażone czekały na śmierć... Łkając cicho jedna przy drugiej stłoczone...   W ostatniej życia już chwili, Z wielkim niewysłowionym żalem wspominały, Jak do piekła wzniesionego ludzkimi rękami, Okradzione z młodości przed laty trafiły… Jak przez niemieckie karne ekspedycje, Przemocą z rodzinnych domów wyrywane, Dręczone przez sadystyczne strażniczki obozowe, Drwin i szykan wkrótce stały się celem…   Codziennie bite po twarzy, Przez SS-manów nienawiścią przepełnionych, Doświadczyły nieludzkiej pogardy I zezwierzęcenia ludzkiej natury… Wciąż brutalnie bite i poniżane, Z kobiecej godności bezlitośnie odarte, Odtąd były już tylko numerem W masowej śmierci piekielnej fabryce…   Przerażone czekały na śmierć... Pogodzone z swym okrutnym bezlitosnym losem…   W zadrutowanych barakach, Z wyczerpania słaniając się na nogach, Wycieńczone padały na twarz, Nie mogąc o własnych siłach ustać… Gdy zapłakanym oczom nie starczało łez, Fizycznie i psychicznie wycieńczone, Czekając na swego życia kres, Strwożone już tylko łkały bezgłośnie…   Przeciekające z benzyną kanistry, Ustawione wzdłuż obozowego baraku ściany, Strasznym miały być narzędziem egzekucji, Tylu niewinnych istnień ludzkich… Przez SS-mana rzucona zapałka, Na oblany benzyną obozowy barak, Setki kobiet pozbawić miała życia, W strasznych męczarniach wszystkie miały skonać…   Przerażone czekały na śmierć... Gdy cud prawdziwy ocalił ich życie…   Ich spływające po policzkach łzy, Dostrzegły z niebios wierne Bogu anioły, A Wszechmocnego Stwórcę zaraz ubłagały, By umrzeć w męczarniach im nie pozwolił… I spoglądając z nieba Bóg miłosierny, Ulitowawszy się nad bezbronnymi kobietami, Natchnął serca partyzantów z lasów dalekich, Bohaterskich żołnierzy Świętokrzyskiej Brygady…   I tamtego dnia pamiętnego na czeskiej ziemi, Niezłomni, niepokonani polscy partyzanci, Swe własne życie kładąc na szali, Prawdziwego, wiekopomnego cudu dokonali… Silnie broniony obóz koncentracyjny, Przypuszczając swymi oddziałami szturm zuchwały, Sami bez niczyjej pomocy wyzwolili, Biorąc setki SS-manów do partyzanckiej niewoli…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dla tysięcy kobiet był wolności zarzewiem...   Niebiańskiemu hufcowi aniołów podobna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, By znienawidzonemu wrogowi plany pokrzyżować By wśród hitlerowców paniczny strach zasiać… Tradycji polskiego oręża niewzruszenie oddana, Chlubnym kartom polskiej historii wierna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, Paniczny w obozie wszczynając alarm…   Brawurowe ze wschodu natarcie, Zaskoczyło przerażoną niemiecką załogę, Z zdobycznych partyzanckich rkm-ów serie, Głośnym z oddali niosły się echem… By tę jedną z najpiękniejszych kart, W długiej historii polskiego oręża, Zapisała niezłomnych partyzantów odwaga, Krusząc wieloletniej niewoli pęta…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Przeraził butnych SS-manów załogę…   Odgłosy walki niosące się z oddali, Do uszu udręczonych kobiet dobiegły, W tej strasznej długiej niepewności chwili, Krzesząc w sercach iskierkę nadziei… Na odzyskanie upragnionej wolności, Zrzucenie z siebie pasiaków przeklętych, Wyjście za znienawidzonego obozu bramy, Padnięcie w ramiona wytęsknionym bliskim…   Choć nie śmiały wierzyć w ratunek, Ten niespodziewanie naprawdę nadszedł, Wraz z brawurowym polskich partyzantów szturmem, Gorące ich modlitwy zostały wysłuchane… Wnet łomot partyzanckich karabinów kolb, W ryglującą barak zasuwę żelazną, Zaszklił ich oczy niejedną szczęścia łzą, Wyrwały się radosne szepty wyschniętym wargom…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dnia tego zwieńczonym był wielkim sukcesem…   Wielkie wrota baraków wyważone, Rozwarły się z przeciągłym łoskotem, Odsłaniając widok budzący grozę, Chwytający za twarde żołnierskie serce… Ich brudne, wycieńczone kobiece twarze, Owiało naraz rześkie powietrze, Nikły zarysowując na nich uśmiech, Dostrzeżony sokolim partyzanckim wzrokiem…   I ujrzały swymi załzawionymi oczami Polskich partyzantów niezłomnych, Niepokonanych i strachu nie znających, O sercach anielską dobrocią przepełnionych… Dla setek kobiet przeznaczonych na śmierć, Polscy partyzanci na ziemi czeskiej, Okazali się wyśnionym ratunkiem, Zapisując chlubną w historii świata kartę…   - Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej NSZ i grupa uwolnionych więźniarek z obozu koncentracyjnego w Holýšovie (Źródło fotografii Wikipedia).              
    • @Roma

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       Jeszcze się trzymasz? Powodzenia, bo nerwy jak szwy, łatwo puszczają, szczególnie jak stres trwa długo.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...