Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Latarnia

 

Samotna 

Tajemnicza

Obserwuje rzeczywistość

Jest sędzią

Który sądzi tylko dla siebie

 

Wędruje

Lecz nie rusza się

Brnie wraz z wiatrem i myślą

Przez lata dekady wieki

I stoi ciągle na straży

Porządku wszelakiego

 

Leczy

Nieprzerwanie

Cierpliwie

Lekarstwami

Czasu i zapomnienia

 

Morduje 

Okrutnie

Zabija

Tnie

Minuty godziny dnie

Stracone nadzieje i myśli

 

Może nic nie mówić

Może milczeć wieki

Ale stojąc na straży 

Wskazuje drogę

 

Lecz

 

Jak długo jeszcze?

Edytowane przez Bartosz (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Cześć, Bartoszu. Twój wiersz przeczytałam z uwagą. Pytanie końcowe dość enigmatyczne. 

 

I ten fragment:

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To sprawiedliwość idealna - jest taka? Ciekawi mnie to bardzo. Bardzo dużo dramatyzmu, a w ogóle wiersz Twój przywodzi na myśl "Latarnika" H. Sienkiewicza. 

 

Jeśli jest bezstronnym "sędzią" to także okrutnym, jak poniżej zacytuję słowa z Twego wiersza:

 

A z drugiej strony piszesz:

 

Kim czy czym jest owa tytułowa latarnia? Pozdrawiam pełna wątpliwości J. 

Opublikowano

@Justyna Adamczewska Witaj, Justyno. 

Moim zdaniem nie ma idealnej sprawiedliwości. Człowiek posiada, co jasne, emocje, które wywierają na nas większy wpływ, niźli sądzimy. I także poprzez to, człowiek nie jest w stanie osądzać sprawiedliwie. Także idealną sprawiedliwość wymierza czas... Bądź Bóg, zależy w co kto wierzy.

 

Tytułowa latarnia jest nadzieją nas wszystkich. Czymś, do czego każdy, świadomie, bądź nieświadomie, dąży. Nadzieja ta może przetrwać wieki, także "zabija" czas i niewielkie, zapomniane, stracone bądź pogrzebane pomniejsze nadzieje i myśli. Leczy rany poprzez "oparcie" jakie nam daje w ciężkich sytuacjach. Pytanie: jak długo jeszcze ta nadzieja będzie dla nas widoczna? Czy kiedyś zniknie i pozostaniemy w ślepej uliczce, z której nie będzie już odwrotu? A może już w niej jesteśmy?

 

Pozdrawiam :) B.

PS: Zmieniłem trochę ostatni wers 5 strofy z ...daje nadzieję na ...jest drogowskazem. Może ułatwi to interpretację wiersza.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rozjaśniłeś trochę Bartoszu, dzięki.

 

   Optymistyczne, ale to

 

     Widzę zaprzeczenia. Jednak przyjmuje wiersz takim, jakim jest, choć nadal mam niedosyt. J.                                                                         

Opublikowano

Witam -  podoba mi się ta latarnia jako nadzieja

 Nic nie mówi nic nie robi a jednak  poetycko wiele

zdziałała wręcz  dużo.

Podoba mi się dziś twój wiersz  -  tak trzymaj...

                                                                                                                     Pozd.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

I znowu przemyślany, głęboko sięgający wiersz, lecz znowu odkrywam w nim powtórzenia sformułowań, które według mnie, zamiast wzmacniac wypowiedź - ja rozmywają i powoduja we mnie wrażenie, jakbyś chciał mi coś zbyt na siłę wytłumaczyć... Zaznacze Ci na grubo fragmenty, które uważam za zbędne, bo się powtarzające i sprobuj przeczytać wiersz pomijając je:

 

Latarnia

 

Samotna 

Tajemnicza

Obserwuje rzeczywistość

Jest bezstronnym sędzią

Który sądzi tylko dla siebie

 

Wędruje

Lecz nie rusza się

Brnie wraz z wiatrem i myślą

Przez lata dekady wieki

I stoi ciągle na straży

Porządku wszelakiego

 

Ciągle leczy

Długo i cierpliwie

Jako lekarstwa

                                          Podając czas i zapomnienie  (tu mieniłam na "podając")

 

Morduje 

Zabija okrutnie

Bezlitośnie tnie

Minuty godziny dnie

I stracone nadzieje i myśli

 

Może nic nie mówić

Może milczeć całe wieki

Lecz stojąc na straży naszego porządku

Jest drogowskazem

 

Lecz

 

Jak długo jeszcze?

 

 

Co Ty na to? Pozdrawiam :)

Opublikowano

Ciekawy wiersz, który można róznie interpretować.

Przyznam, że nie odczytywałam go aż tak symbolicznie, myślałam raczej o zwykłym świetle latarni, w którym rozgrywają się różne wydarzenia i toczy się życie. Dopiero po przeczytaniu twojego wyjaśnienia spojrzałam na ten tekst inaczej.

 

Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...