Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Dziś w supermarkecie była wielka heca,

Bo tata miał kupić Zuzi nowy plecak.

„Tato kup! Proszę! Przecież tata obiecał !”.

Ale tata się bronił dzielnie jak forteca.

„No dobrze, dobrze ”. Odpowiedział tata,
A Zuzia błyskawicznie przeprowadza atak.
Na szkolne artykuły, ołówki, bibuły,
Kredki, klipsy, zeszyty, nalepki.
Szkolnych artykułów były chyba setki.
Długopisów kilkanaście i ołówków kilka właśnie,

Wypełniało Zuzi koszyk.
Tata nie wytrzymał i grzecznie poprosił:
„Zuziu złotko, czy to wszystko jest potrzebne?”.
A Zuzia z koszykiem już gdzie indziej biegnie.
„Zaraz, zaraz nie wszystko naraz.
Po jednej rzeczy nie wszystko w parach”.
Zuzia zaś tłumaczy „Co jeśli zabraknie,
Albo kredka czy długopis z plecaka wypadnie?
Co wtedy tato? Co wtedy pytam?”.
I coraz to nowe rzeczy wkłada do koszyka.
„Dość! Wystarczy ! Kupiliśmy już dużo,
Zakupy skończone ! Czas do domu Zuzo”.
W domu przywitała ich mama serdecznie !
„Kochani jak zakupy jak było, powiedźcie?”.
Tata osunął się bezwładnie na łóżko,
Bez słowa zamknął oczy, momentalnie usunął.
Mama dziwi się i duma „Przecież nie jest aż tak późno?”,

I próbuje się dowiedzieć, ale wszystko to na próżno.

Zuzia tymczasem szybko niczym strzała,
Do pokoju biegiem uśmiechnięta cała.

Szybko jak gepard tak potrafi biec.

Wszystko, co kupiła na podłogę bęc !
I rozważnie, i roztropnie kilkakrotnie patrzy,

I ogląda, obserwuje czy przyborów starczy.

Myśli i myśli oraz mruży oczy.
Zastanawia się i duma, tak naprawdę o czym?

Nagle głośny słychać Zuzi lament,
„O nie! Ojej ! Wylał się atrament.
Jest na ścianie i dywanie,
Co ja teraz zrobię ! Co ja powiem mamie ! ”.

Nagle mama wchodzi do pokoju.
„Nawet chwili nie mogę mieć dzisiaj spokoju.

Olaboga ! Jaka czarna podłoga”.
Atrament był wszędzie na stopach, na nogach.

„Nowy kłopot”. Mówi mama, wzdychając.

Rzadko widać mamę tak zakłopotaną.

Zmartwiona, choć uśmiech miała słodki,
I nie czekając na nic, zaczęła porządki.
Nagle przerwała i stanęła skamieniała.

Zbladła cała i ponownie spytała:
„A na tej ścianie, co to za znaki?
Bohomazy czy wyrazy, coś dla niepoznaki ?”.

Jakaś kreska na niebiesko,
Mama wykrzyknęła „Co ty robisz dziecko !”.

Bez żadnej namowy Zuzia na kolana klęka.

„Ależ droga mamo, to nie ja przysięgam !”.

Wstała i pobiegła szybciutko do biurka,
Tam, gdzie leżała dla mamy laurka,
I błyskawicznym ruchem po pudełko sięga.

Na twarzy powaga oraz mina tęga.
Bierze te kredki, co używała wcześniej,

Liczy i ogląda, ale nie ma niebieskiej.
Chwilę myśli i domysły snuje,
Co się stało z kredką, co jej tu brakuje?
„Gdzie jest kredka! Gdzie jest kredka !”.
Zuzia niecierpliwi się i wokoło drepta.
Drapie się po głowie, drapie się też w czółko.

Jak detektyw chce rozwiązać ten rebus niedługo.

A tymczasem, skok po skoku, krok po kroku,

Pani Kredka zwiedza, mieszkanie po zmroku.

Błękitna jak morze, jak niebo być może,

Dziś zaznacza swą drogę w tym właśnie kolorze.

Skok i mazaj na tapecie,
Piruet- kreska na parkiecie.
Długa linia, krótka linia, kółko sami wiecie.

Wędrowała noc całą Pani kredka świecowa,

Która nad ranem do pudelka się chowa.

Zuzia obudziła się wcześniej niż zwykle,
By obejrzeć kredki czy na miejscu są wszystkie.

„Hmmm wszystko się zgadza, wszystko jak należy,

Tylko ta niebieska coś ukośnie leży”.
Wzięła ją do ręki, przybliżyła głowę.
Co się okazało, krótsza o połowę !
Nagle Zuzia słyszy: „W drogę ! ”.
To kredka wyskoczyła z dłoni na podłogę.
Hop, hop, skok, skok i jest już za rogiem.
A, za nią Zuzia też zwinnie skacze z nogi na nogę.

Zostawia ślady wszędzie, łatwo iść tu za nią,

Wystarczy się przyjrzeć pomazanym ścianom.

Lini, bohomazów robi się też więcej,
I znienacka- bach! Kredka wpadła w ręce.
„I tak się wydostanę i tak się wykręcę.

Pomaluję kuchnię i lustro w łazience”.
Na to Zuzia odpowiada „Absolutnie nie !
Wsadzę cię tam, gdzie nie wydostaniesz się !
I nie pokazuj mi swojego języka,
Bo włożę cię zaraz do mojego piórnika.
Zamknę piórnik i wsadzę do plecaka.
Plecak zasunę i powieszę na wieszakach.
Nawet jak zechcesz, to nie będziesz mogla skakać.

Nikt nie będzie słyszał, jak ty zaczniesz płakać.

Będziesz na dnie szkolnej teczki.
Stamtąd nie ma już ucieczki.
Skończą się twoje swawolne wycieczki.
Dobre maniery to warunek konieczny ”.
Mama zobaczyła Zuzie całą na niebiesko,

Powiedziała głośno „Co ty robisz dziecko !
Tak myślałam, że to ty stoisz za tym malowaniem.

A najgorsze to, że ty ciągle kłamiesz.
Wczoraj przysięgałaś na kolanach, że to nie ty.
Ale widzę, że mnie okłamałaś ponownie, niestety.

Znów ! Bo ja nie mam słów do ciebie,
A teraz szybciutko do łazienki biegiem.
Zuziu, umyj ręce, szyje oraz twarz,
Bo cale ubranie pobrudzone masz.
„Ależ mamo”. Zuzia broni się i przerywa ciszę,

Ale mama nie chce nawet o tym słyszeć.
Zuzia, myjąc ręce, w łazience naprędce,
Nie chcąc się narazić swej mamie na więcej.

Zrozpaczona i w ogromnym gniewie,
Niechcący rozpuściła panią kredkę w zlewie.
„Ależ szkoda ”. Łzy popłynęły i zrobiła się smutna.

„Muszę kupić nową i nie czekać do jutra”.

Mama, widząc łzy, co po policzkach płyną.

„Wiem, kochanie, to nie było twoją winą.

Kupimy nowe kredki”. Powiedziała mama.

Zuzia na to „Nowa nie jest taka sama”.

Dziewczynka nadal jest samotna i smutna.

Przytulając mamę, mówi „Nie czekajmy do jutra.

Jedźmy, jedźmy”. I szybko się ubiera,

Mama odpowiada „Spokojnie, nie teraz”.

Przekonała Zuzię i siadła na krześle.
A Zuzia przyrzekła pójść spać dzisiaj wcześniej.
I rankiem, gdy wszyscy jeszcze spali,
Zuzia zobaczyła bohomazy w oddali.
Wyskoczyła z łóżka, choć było nad ranem,
I ogląda z uśmiechem kaligrafy na ścianie.
Szuflad deski, pokryły różne kreski,
Tuż obok zygzakiem był kolor niebieski.
Liter było pełno, gdzie nie ruszysz głową.
Znaków było mnóstwo, a Zuzia stała obok.

„Wróciła!”. Radość nie do opisania,
Poleciała Zuzia tam, gdzie spała mama.
„Mamo nie jedźmy do sklepu, nie trzeba naprawdę.

Mam pełno kredek i wszystkie są ładne.
Poza tym mam plan na dziś i coś do zrobienia.
To spotkamy się wieczorem więc do zobaczenia!”.

Zuzia, na co dzień w gorącej wodzie kąpana.

Znalazła na długie dni do zabaw, kompana.

Edytowane przez polkor (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziekuje za komentarz. 

Takie mialem zalozenie, zeby napisac dluzsze opowiadanie wierszem. Ilustracje, podzial na strony etc moglyby spowodowac mniejsza meczenie u czytelnika.Wyszlo tak jak wyszlo :(

  • 9 miesięcy temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Najtrudniej jest się otworzyć Nie jestem szafą którą się wietrzy Najtrudniej jest się przyznać Nie jestem oskarżony Najtrudniej jest pokochać Nie jestem kochany Czyżby najtrudniejsze było za nami Nie, to trudno Nie trudno jest na próżno uciekać Nie trudno jest złościć i wściekać Nie trudno jest innych rozgrzeszać Jak łatwo powiedzieć kłamstwo Jak łatwo poczuć strach Jak łatwo udawać i grać A cóż w tym złego, poeta się dziwi I ja się dziwię z nim Przecież gra w uczciwego to najpiękniejsza gra Bo uczciwy to samo sumienie ma  
    • @Berenika97   Bereniko. Ton ciężki, niemal apokaliptyczny a jednak osobisty. W świecie, który miele wszystko w masę, ocala nas uparte trwanie w rytmie własnego kroku.   Twoja poezja. Już mi się do niej tęskniło :)
    • Polityk wchodzi do swojego mieszkania jak huragan w brylantowym smokingu, z kieszeni wysypują się złote monety jak deszcz meteorytów, z teczki wylewają się banknoty jak zielona powódź papieru, a złote sztabki uderzają o podłogę jak kły mamuta, rytmicznie, w takt jego serca – serca pompowanego łapówkami. Pudełka po butach trzeszczą jak trumny przepełnione banknotami, mikser wiruje w szaleństwie i pluje monetami, kaloryfer jęczy, dusząc w sobie koperty gorące jak węgiel z piekła, a szuflady wybuchają jak armaty absurdu, plując na podłogę kolejne łapówki, które wiją się jak robaki karmione podatkami narodu. Banknoty tańczą w powietrzu niczym skrzydła szarańczy, opadają na stoły, krzesła, rośliny, na kota mdlejącego w kącie, szeleścią chórem za oknem: – Idioci, głupcy, płaćcie, płaćcie dalej, bo każda wasza złotówka jest jego świętem. W szafie – sejf, w sejfie sejf, w sejfie kolejny sejf, a każdy mdleje od ciężaru złotych sztabek i banknotów, trzęsie się jak pacjent w gorączce, ale polityk otwiera je z czułością, jakby były matrioszkami chciwości, i śmieje się, że nigdy nie będzie ostatniego dna, bo chciwość nie zna spodu. Złote sztabki układają się w piramidy, monety stukają jak werble koronacji, a polityk klęka przy tym skarbcu jak kapłan pychy, całuje banknoty, tuli złoto, wdycha je jak kadzidło, i szepcze: – Jeszcze… jeszcze… naród niech kona, a ja będę królem złotego świata! Dywan próbuje go udusić ze wstydu, kanapa wyje jak pies skatowany podatkiem, lustro pęka i krzyczy: „Patrzcie na monstrum, co żywi się waszym chlebem!” Ale polityk śmieje się, śmieje tak, że ściany pękają, śmieje się banknotami, śmieje się sztabkami, śmieje się narodem za oknem, który stoi w kolejce do życia – z pustymi kieszeniami i pełnym rachunkiem sumienia. Aż wreszcie staje sąd, w progu, z uśmiechem jak bankomat, i mówi jak wyrocznia absurdu: – Te złote monety? Nie jego. Te banknoty w pudłach po butach? Nie jego. Te sztabki pod dywanem, te koperty w kaloryferze? Nie jego, nie jego, nie jego. I polityk wychodzi wolny, czysty jak kryształ w kieliszku szampana, śmiejąc się w złocie i papierze. A naród za oknem, głupi, naiwny, wyzuty – bije mu brawo i płaci dalej, bo wierzy, że ten skarbiec wypełniony łapówkami zbudowany jest dla niego, choć naprawdę zbudowany jest na nim.      
    • @Alicja_Wysocka  Podskakuję z radości i wiwatuję :) Dzięki :) Troszkę poważniej, najpierw AI wygenerowałem sam dźwięk, później potrzebowałem podpiąć pod klip, za poradą copilota tu uwaga nieby się nie komunikują ze sobą, a zainstalowany program wykonał proponowane zalecenia co do videodysku odnośnie do orginalnego pliku mp3, edytując wgrałem dwa pliki dźwiękowe i jeden przesunąłem na osi czasu, chcąc uzyskać odpowiednią głębię, najdłużej walczyłem z z obrazem, dałem sobie spokój z ruchomym, skorzystałem z propozycji pierwszego AI copilota (z którym początkowo nie szło się dogadać, bo wstawiał mi obrazki z tekstem) gdzie była ta grafika, kolejny schodek to export gotowego pliku, premium, pro i płać, to mnie wkurzyło cała praca na marne, więc go nagrałem bezpośrednio z ekranu, ach wspomnę dlatego premium bo te efekty gwiazdek, i przyciemniania to płatna opcja. Na koniec powiem, że opłaciło - dostałem super komentarz :) Oczywiście wywaliłem programy z kompa, mam wątpliwości czy przy moich zasobach sprzętowo-finansowych jest sens na kolejny klip. Zważając że Ai dokonało tu przełomu, oczywiście wiem o tym że tylko dlatego, bo wydałem odpowiednie polecenia. Tylko dlaczego czuję że to proteza?
    • @Sylwester_Lasota Sylwestrze, to musi być pasjonujące zajęcie. Już sobie wyobrażam te nasz wiersze napisane, które nam zilustruje i zaśpiewa AI - życzę powodzenia! 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...