Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

wiara


Polman

Rekomendowane odpowiedzi

 

 

 

wiara

 

dnia pewnego wracając

z działki do domu swojego,

byłem bardzo umęczony

żarem dnia letniego

 

spotkałem wtenczas Pana,

ledwo kroków kilka od celu,

sprzątającego, jak dnia każdego,

ulicę na słupskim osiedlu

 

w tejże samej minucie,

w drzwiach naszego bloku,

zobaczyłem z góry sąsiadkę,

trzymała ona worek w ręku

 

gdy szła tuż obok niego,

on do niej to powiedział:

„Pani  położy śmieci w wózku,

ja odwiozę je do kontenera”

 

sąsiadka owych słów,

ja myślę, nie dosłyszała,

bo dalej swoją drogą

z workiem maszerowała

 

Pan zaskoczony nieco,

ręką ku niej machnął

a potem zrobił ku niej pół kroku,

nim pomocy zaniechał

 

stanąłem wtedy osłupiały,

ja Polak, który dnia każdego

Polską Normą homo pawłowicz

jestem introdukowany

 

ale już jutro, już z rana,

gdy minie moje osłupienie,

odnajdę  Pana na mojej ulicy

by podziękować mu za ocalenie

 

bo powróciła do mnie wiara,

że ktoś spojrzy na mnie jak na brata,

że prawdy mogą być jednakie,

że nas nie dzieli nienawiści krata

 

te moje prośby też przekażę,

by Pan lekcję tą powtórzył

panom marszałkom i dla prezydenta

a wózka swego kiedyś nam użyczył

 

byśmy na nim tych powieźli,

tam gdzie dla nich słuszne miejsce

tych wszystkich , którzy kiedyś

nam wiarę tą okrutnie odbierali

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Nasz Pan dziś i jak dnia każdego.

Miłego dnia :-)

Edytowane przez Polman (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj  smutny obrazek - ale jak prawdziwy -  

                                                                                         Pozd.

                                                                                                  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie, Polman, że poprawiłeś. Teraz jest super. 

Wiesz, to raczej taka proza poetycka , niż wiersz, takie opowiadanie o naszej współczesności. 

Trochę mógłbyś dopracować przekaz , ale może i dobrze, ze zwykłymi, prostymi słowami się posłużyłeś. 

Tutaj tylko:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dlaczego "Normą" wielką lit.? A "pawłowicz" małą? W końcu to nazwa własna. Tu bym poprawiła. 

 

"Pan" wielka lit? Dlaczego? I myślę, że powinno być "lekcję tę" a nie "lekcję tą". 

 

Wybacz, że tak "powytykałam" trochę, mam nadzieję, że nie uraziłam. Ja Ci dziękuję za ten wiersz. Pozdrawiam Justyna. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Te informacje odszukałem w Słowniku języka polskiego PWN w części poświęconej poradom językowym:

 polska norma, aprobata techniczna

  Szanowni Państwo,
w pewnym tekście natknęłam się na zdanie: „Ze względu na brak Polskiej Normy na wkłady i kasety kominkowe obowiązkowe jest posiadanie w Polsce Aprobaty Technicznej”. Czy pisownia wyrażeń Polska NormaAprobata Techniczna dużymi literami jest uzasadnione i poprawne, jeśli nie chodzi o konkretne dokumenty?
Dziękuję
Katarzyna, Warszawa

 

Zapis wielkimi literami miałby uzasadnienie, gdybyśmy w danym tekście przywoływali jakąś konkretną polską normę albo aprobatę techniczną, która została wymieniona wcześniej. Z cytatów, które Pani podaje, nic takiego nie wynika. Wnioskuję stąd, że pisownia taka jest nieuzasadniona i niepoprawna, wyrażenia te należy pisać małymi literami.

Jan Grzenia, Uniwersytet Śląski

 

homo sapiens

  Szanowni Państwo, 
słowniki: ortograficzny pod red. Polańskiego i języka polskiego pod red. Dubisza podają jedną pisownię homo sapiens, natomiast Leksykon PWN rozróżnia Homo sapiens jako łac. nazwa gatunku i homo sapiens jako 'człowiek rozumny'. Czy dopuszczalna jest pisownia wyrażenia małą literą, czy też należy stosować semantyczne rozróżnienie w pisowni? 
Serdecznie dziękuję.

 

Pisownia Homo sapiens jest zgodna z konwencją pisania łacińskich nazw systematycznych, np. Canis familiaris 'pies (domowy)'. Spotyka się ją w książkach z zakresu zoologii i botaniki oraz w encyklopediach. W innych tekstach piszemy homo sapiens – małymi literami.

 

A teraz moje wyjaśnienie.

Używając słów:

 

„Polską Normą homo pawłowicz

 

nawiązałem do konkretnej Polskiej Normy, która zaistniała w polskim życiu publicznym z chwilą, kiedy bezkarnie i przy pełnej akceptacji zwierzchników funkcjonuje w tym obszarze Krystyna Pawłowicz.

 

Natomiast termin „homo pawlowicz” nie odnosi się konkretnie do Krystyny Pawlowicz, ale jest ogólną nazwą  pewnego typu człowieka. Słowo „pawlowicz” jest tu odpowiednikiem słowa „sapiens” z określenia „homo sapiens”.

 

Temu użyłem malej litery.

Krystyna Pawlowicz jest pierwszym egzemplarzem, prototypem osoby powstałym według tej normy.

 

A pisownia słowa Pan.

W całym wierszu używam tej pisowni.

 

To jest mój wyraz najwyższego szacunku dla tego Pana, który sprząta u nas ulicę.

 

A czy pisać „lekcje tą”, czy „lekcje tę”, sam miałem poważne wątpliwości.

Serdecznie proszę o Wasza opinię.

Pozdrawiam Pani Justyno i dziękuję ze Pani uwagi :-)

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak widzę, napisane w znajomej konwencji i z przekąsem :)

Kontynuując temat, bo konwencja go przypomniała, oraz, że "czyni cuda"

napiszę coś z pamięci, więc o wyrozumiałość proszę.

Rzecz dzieje się u rodzicielki mojej, jakieś 2-3 lata temu, na klatce jej schodowej, gdzie

przeczytałem taki oto stanowczy apel:

 

Szanowny PGD (Panie Gospodarzu Domu, dawniej SPD - szanowny Panie Dozorco, jeszcze dawniej - Cieciu Nasz Drogi),

Uprzejmie prosimy:

Posprzątaj piwnicę - bo koty nas... tały

Uprzejmie prosimy:

wkręć żarówki wreszcie - bo zło... dzieje się wdały

Uprzejmie prosimy:      

zamieć chodnik czasem - boś czasem powinien

Uprzejmie prosimy:

jeno się nie zasęp - bo cię zastąpimy

 

                                    itd, itp  :)  

PS

Podobno PGD stanął na wysokości

zadania i TRWA do dzisiaj.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

To bardzo dla mnie miłe słowa.

Że te klecone przeze mnie teksty są w jakiejś czytelnej dla kogoś konwencji.

Dziękuję :-)

A moje doświadczenia z opisywanymi służbami były podobne do Twoich.

Temu akurat postawa tego Starszego Pana mnie zwyczajnie wzruszyła.

Tak jak wzrusza prosty, serdeczny gest w stosunku do nas przypadkowej i obcej nam osoby.

Serdecznie pozdrawiam :-)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Panie i Panowie. Przed Państwem –- Ciscollo! Powitajmy go gorącymi brawami! Jedyny i niepowtarzalny…   A więc w pustej sali…   (Zaraz, zaraz. Jakaż to pusta sala? Wróć. Jeszcze raz. Od początku. A gdzie, Ciscollo?)   A więc w pustej sali. W pustym teatrum. Puste siedzenia rażą po oczach czerwonym obiciem, jak wtedy, kiedy jechałem donikąd w pustym przedziale pociągu… Walają mi się pod nogami jakieś zużyte sprzęty. Jakieś truchła rozsypujące się w proch. Bielejące… Albo raczej żółknące w świetle wiszącej lampy mojego pokoju. Rozsuwam na bok krzesła. Pufy. Taborety…   (A co z teatrem, w którym jedynie cisza i szum płynącej w moich uszach krwi?)   Jakie to ma znaczenie. Pustka tu. Pustka tam…   A więc, pomiędzy krzesłami… Przedzieram się jak przez gęste chaszcze amazońskiej dżungli…   (strasznie dużo tu tych krzeseł)   A więc, pomiędzy pufami…   (tych też jest wiele)   Pomiędzy pustymi fotelami…   (Aa. Tych jeszcze nie było)   Więc, pomiędzy fotelami z poprzecieranym obiciem, pomiędzy tymi czworonogami przestępującymi niecierpliwie ze stukotem jadącego pociągu. Nie. Pomiędzy pustymi, stojącymi spokojnie fotelami, na których zasiadali moi rodzicie za życia. Ojciec wypalił nawet na oparciu dziurę od niedopałka papierosa, kiedy zasnął pijany po seansie spirytystycznym podczas przyjęcia z okazji którychś tam swoich urodzin czy imienin. Nie pamiętam.   W każdym bądź razie zasnął z tlącym się petem, który wypalił właśnie tę dziurę w oparciu. Za oknami pachniały jaśminy. Pachniało czerwcem i ptaki śpiewały tak tkliwie. Słowiki…   Ojciec mówił coś przez sen. W tej to żywiołowej gmatwaninie fazy REM, nadającej pozorów jawy. Poruszał szybko ocznymi gałkami. Pod zaciśniętymi powiekami albo i bez powiek. Jakoś tak przerażająco otwarcie. Mówił z przekąsem i z całą swoją surowością człowieka z zasadami. Wygłaszał coś oskarżycielskim tonem i wygrażał palcem.. Do kogoś. Do czegoś. Do nie wiadomo czego. Jak to bywa we śnie. Mówił potem o przestrzeni, która jest wg niego zakrzywiona. Jak tęcza… O wyimaginowanym napisie na froncie pianina (którego już dawno nie ma, albowiem został sprzedany przez matkę z grosze do jakiegoś muzycznego ogniska)  A więc dopatrzył się go między wyrzeźbionymi na nim liśćmi jakiegoś egzotycznego krzewu. Ciscollo! (cokolwiek to znaczy, mimo że brzmi jakoś tak z włoska) Powiedział to wyraźnie, wykrzyczał wyskoczywszy z fotela jak oparzony. Nie. Nie obudził się, tylko jako ktoś, kto śni na jawie albo w gorączce.. Potem powtórzył to słowo wiele razy, cały czas śniąc i przestępując z nogi na nogę. Wyglądał jak wypchana kukła albo manekin w kolorze wosku. Wreszcie opadł z sił, popadając w apatię i przygnębienie. I zanurzył się w bezkres szumiących fal. Jego tors opadał. Wznosił się. Opadał… Niczym przypływy i odpływy dostojnego oceanu…   Teraz jest to pusty, wygnieciony przez niego fotel i z wypaloną przez tlący się niegdyś niedopałek dziurą na oparciu.   Pusty fotel po mojej matce…   Cóż…   Pusty po mojej matce fotel z odpadającą drewnianą listewką między drewnianymi nóżkami, którą muszę chyba przykleić. Odpada i już. Widać, tak ma, że musi odpadać. Podłogowa klepka jest przed nim wytarta od ciągłego szurania przez nią kapciami z twardymi podeszwami. Jest wytarta, bo szurała stopami podczas oglądania filmów nocnego kina. Albo i nie szurała. I miała je spokojnie ułożone. Bez najmniejszego drgnięcia. Tak jak miała je spokojnie ułożone w otwartej jeszcze sosnowej trumnie. Widziałem… Była już sina na twarzy, kiedy leżała ze złączonymi dłońmi oplecionymi różańcem. Ojciec też był siny podczas trumiennego spoczynku w przykościelnej kaplicy dwadzieścia kilka lat wcześniej. Chciał coś jeszcze chyba powiedzieć, bo miał otwarte usta. Wokół nich był siny. W głębi czarny od toczących go gnilnych procesów. Oboje już dawno zsinieli, rozsypali się w rozwiany wiatrem pył. W atomy. Neutrony. Kwarki… Całą tę subatomową menażerię wkuwającego gówna. Bo nie zbadanego do końca. I wymykającego się wszelkim prawidłom naukowego postrzegania.   A więc puste po nich fotele. I pusta kanapa. Na której często kładła się moja matka, wracając późnymi popołudniami z pracy. Miesiąc przed śmiercią już się nie kładła, bo nie mogła leżeć i spać z powodu niewydolnego serca. Ale ostatecznie poszła spać. Już tak na amen. Pewnego marcowego przedpołudnia po kolejnej nieprzespanej nocy. Pamiętam, że rano świeciło słońce, mimo że takie lekko przymglone. Za to pod wieczór rozszalała się śnieżna burza. Zabrała ją. Tak po prostu zabrała ją wtedy śmierć. Tak bezceremonialnie. Z okrutnym rechotem absolutnej potęgi wszechwładzy. Runęły wówczas wszystkie gmachy. A każdy z nich miał w sobie mniej lub bardziej wierną, rozpadającą się twarz mojej matki. No cóż, zagrała kostucha na skrzypcach. Fałszywie…   Rozglądam się. Na ścianach wiszą jakieś zdjęcia. Krajobrazy namalowane przez nieznanych mistrzów. I stary wiszący zegar. Nie bijący już od dawna. Martwy, zeskorupiały trup. Nasłuchuję… Poprzez szumiący w uszach pisk przychodzą do mnie przez ściany dźwięki z dawnych kreacji przeszłego czasu. Takie pomieszane i jakoś tak nie po kolei. I pomiędzy wychylanymi do dna haustami alkoholu. Która to butelka? Nie wiem. Nie pamiętam. A zresztą nie ma to już znaczenia. Wznosząc kolejny toast do widma w stojącym tremie, zapominam nagle, co miałem zrobić dalej. Opadam na fotel. Bezsilny. Nie pamiętam, co zaplanowałem. Nie wiem. Nic nie wiem. Ale wiem, że płoną gwiazdy albo świece poustawiane w zakamarkach pokoju. Poustawiane nie wiadomo przez kogo. Przeze mnie? Ja to zrobiłem? Albo może ja, jako nie ja? Przez takie coś nie będące mną? Nie ważne. Płoną, to płoną. Niech ściekają stearyną czy woskiem. Na ścianach drgający zarys twarzy, skrzydeł. I czegoś tam jeszcze… A więc ktoś tu jeszcze jest. Kto? Nie odpowiada nikt. Zatem to muszę być ja, tylko podczas przepoczwarzania się w kolejnego ekscentrycznego robaka.   To, co przed chwilą było jeszcze kształtem, teraz nie ma już żadnego kształtu. Jakby jakiś negatyw nie-ludzkiej twarzy czy czegoś na jej podobieństwo. W każdym bądź razie to rozmija się ze mną. Zbliża. Oddala. To znowu przesuwa się coraz bardziej. Odchyla, odchyla…  Wygina się w pałąk jak podczas próby wniebowzięcia… W ekstazie. W skowycie. W spazmie agonii…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-03)    
    • I. Starzy mężczyźni Inspiracja oraz Motto: Rafał Adaszewski z cyklu "Trzy wiersze o kobietach i mężczyznach" "Starzy mężczyźni wyglądają dobrze. Noszą niewielkie zakupy, nie wiercą się na ławkach w parkach gdy z kimś rozmawiają, to odsuną się te pół metra od rozmówcy. Nie mówię zaraz, że są cichymi mędrcami o przenikliwym, łagodnym spojrzeniu. Raczej nie, ale wyglądają dobrze na żywych." Starzy mężczyźni z tonsurą łysiny lub glacą popstrzoną jak indycze jaje nie klną za to ryczą lub skrzypią omotani głuchotą - Starzy mężczyźni choć nie klną ale się śmieją szczęką stukającą na odległość chuchając placebo czosnkowym czasem z laseczką i jeszcze panie po rękach całują - Mówi się że lepszych od nich kładą do trumny II. Odchodzę lub Laurka Na dzień urodzin mojej Pani Lilki z Kossaków Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej :) Jesień z późnych ta najpóźniejsza Sianem lawenda przesuszona i jak krupy rozsypany wrzos - - - - - - - - - - - - - - - Odbicie nie okłamie - ze starej urody rozbieram się do naga 24 - 25.11.2015  
    • „ żywej miłości. I to właśnie jej chcę się wciąż uczyć, mając tę świadomość, że samo uczenie jest jedną z najtrudniejszych sztuk, które w dodatku wymaga nieprzebranych pokładów czasu i kilku innych jeszcze spraw i rzeczy...” skomplikowane stwierdzenie i fajna muzyczka:)) Pozdrawiam.
    • @andreas Może Jemu, ciągle zbywa I to amen, zachłannością nazywa   Fajnie napisane Z głową   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...