Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Poszła baba...


Rekomendowane odpowiedzi

Poszła baba do lekarza

z nudów, nie z potrzeby
- tu mnie boli, a tam smoli
jak dni resztę przebyć?

 

Sanatorium może jakieś
doktor coś tam pisze,
sanatorium nie pomoże
o nie, nie dosłyszę.

 

Proszę pana, jakieś wczasy
niechby pan zalecił,
tak Majorkę lub Kanary

tam gdzie słonko świeci.

 

Droga pani, powiem tylko
świetnie, nie zabraniam,
lecz prywatnie - służba zdrowia
nie da skierowania.

 

A już w domu do mężusia
stęka – wielkie nieba,
u lekarza dzisiaj byłam
choram, leczyć trzeba!

 

Gdy zapoznał się z nowiną
mocno się  usadził,
myśląc tedy, że się zmartwił
pyta go – gdzie radzisz?

 

Więc Majorka czy Kanary?
któryś raz powtarza,
na to mężuś – dobrze. radzę
szybko zmień lekarza!

 

2005

 

Edytowane przez Alicja_Wysocka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tylko tyle mi się wyświetliło  poprzednim razem,  stąd to moje dopowiedzenie.  - A czy pan zapłaci :)

 

Staroć ale jary  jedyne co mi nie gra to :

Jakby to "i"  tam przez pomyłkę trafiło :)

 

Pozdrawiam ciepło :)

Edytowane przez czytacz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Bożenko,

Poprawiałam go trochę, pierwotnie każdy wers zaczynał się od wielkiej litery i wspomniany przez Ciebie fragment brzmiał 'wziął i się usadził"

Zmieniając, zapodział o się "i" Dziękuję za czujność.

Polecam się na podobną ewentualność i nie tylko,

cmok :)*

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj Jacku, może i mogłabym, ale mi się nie chce.

Takie stare to dziecko, że teraz nie pozwala się czesać.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Alicja_Wysocka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj Alicjo - ten mężuś  mi się podoba bo dobrze radzi - a wiersz taki do 

którego warto się uśmiechnąć.

                                                                                                                            Udanego wieczoru życzę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak sobie myślę Alu, że Jacek ma trochę racji. Jak będziemy tylko ochać i achać spijając sobie z dzióbków słodkości to jest takie niebezpieczeństwo, że  przestaniemy się starać.

To trochę jak z jedzeniem iryska, pamiętasz jeszcze te cukierki ?  Słodki, przyjemnie przyklejający się do podniebienia ale plomby powyciągać potrafił :)

Boję się że tak może być i z naszym pisaniem :)   Wśród tych  słodkości za czas jakiś okazać się może że jesteśmy na równi pochyłej.

I nie o Twoim pisaniu mówię a odnoszę się do zjawiska i tego co zacytowałam, bo może by jednak rozczesać kołtun, bo mimo że stare i czesać się nie da to lepiej by było żeby gładsze było ? :)

 

I żeby nie było - nadal lubię ten wierszyk takim jaki jest :)

 

Miłego popołudnia :)

 

Edytowane przez czytacz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Bożenko,

tylko nie bardzo wiem o co Jackowi chodzi, co miałabym zakręcić?

Chciałam w miarę możliwości wiernie oddać treść anegdoty, taką pamiętam. Napisałam ją tylko rymem. Nic innego nie wymyślę.

Próbowałam uczesać, zmieniłam zapis i chyba ze dwa wersy. Jeden sama, drugi za podpowiedzią. Sama sobie napisałabym następujący komentarz:

Może i poprawny, ale bez metafor, bez neologizmów, czekam na lepszy.

 Jacek zna moją twórczość i myślę sobie, że oczekuje coraz to lepszych wierszy. Każdy ma w swoich zbiorach lepsze, takie sobie i słabe.

Piszę bardzo mało od jakiegoś czasu, właśnie dlatego, że już nic nie potrafię ,zakręcić' publikuję starsze może już tak mi zostanie.

Dziękuję Bożenko, za cenne, życzliwe przemyślenia oraz darowany czas.

 

Ciepło i złocistojesiennie pozdrawiam :)

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Marku, dziękuję.

Nie uważam się za poetkę.Ten przydomek dostałam od ludzi.

Dziękuję wszystkim, którzy tak uważają, to bardzo miłe

i motywujące, ale samo to nie jest inspiracją.

Dziękuję za radę dotyczącą pisania własnym rytmem.

Podzielam Twoje zdanie, nikt nie jest w stanie przymusić czy namówić mnie do częstszego pisania, pomimo sympatii jaką mam dla wielu poetów.

W moim sercu wciąż jest wiele miejsca dla poezji i dlatego

tutaj jestem,

serdeczności i pozdrowienia  :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...