Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

liczę
kroki do przerw śniadaniowych
wyjątki w ciągu niepogody
na różę nieobliczalną

czekam
na spodziewany pustostan
na opuszczony spód stania
na miejsce stóp
i ustalenie mnie w miejscu

dlaczego
prawdy na mąkę nie starcza
mąki na drogę nie warto
droga raptem nieprawdziwa

udaję
że mam natchnienie
że zaraz pęknę
z naporu światła
w nadmiarze pretensji
z kradzionego nylonu
diabli robią mi wiersze

boże
daj nie chcieć zostać w spokoju

wynikam
z zasady ciążenia
z ciążenia do zasady
z unikania ciążenia
z przesady unikania
i obrywania za to

Opublikowano

No i wyszło szydło z worka, Panie Witoldzie :)
Ładnie to tak, buntować się li-tylko w duszy? Dzięki Bogu, wypisałeś teraz :)

Pod wrażeniem.
Pozdrawiam
Wuren
pees - pierwszy raz w historii org-u daję najwyższą notę :) Alem wściekły, co niemiara. Też tak chcę umieć. :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


:) Boję się, bo teraz przymierzam się do skomentowania Twojego tekstu, Wuren, co wyjdzie - zdaniem co niektórych moralistów - na jakąś niesłychaną zmowę.

(Nie buntuję się, odkąd mi się glany rozleciały).
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ależ tylko dedykuję, Messalinie! To wszakże nie ścieżka bezeceństwa, wiesz przecież dobrze. A szufladkowania również nie znoszę - tak jak Włóczykij "własności prywatnej" :)

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ależ tylko dedykuję, Messalinie! To wszakże nie ścieżka bezeceństwa, wiesz przecież dobrze. A szufladkowania również nie znoszę - tak jak Włóczykij "własności prywatnej" :)

Pozdrawiam.

zbyt się pospieszyłem - może nie z osądem - ale skoro to dedukcja - rozpad na czynniki pierwsze to jestem za
MN
Opublikowano

Wszystko zostało powiedziane i może wysłuchane… Nastawiasz się na obrywanie ... nie prowokuj natchnienia ! i tego spokoju ! Dużo świetnej gry słów i słownej zabawy – bardzo to lubię, a jeszcze w tak artystycznym wykonaniu. Pozdrawiam Arena

Opublikowano

Obyma rencamy wciskam: genialne ;)

Choć bardziej mi było w kołowrotku, tu znajduję również ulubione istrumentacje ("na spodziewany pustostan / na opuszczony spód stania"), wyliczanki ekspresyjne (że je tak sobie nazwę, te wszystkie po: na, z ,w), a najbardziej mi pasi nutka auto-i-ironii.
Od prozy małej rzeczywistości (przerw śniadaniowych) - do abstrakcji filozofującej (ciążenia do zasad) - i na powrót ..."za to" ;)
Jedynie "mąka prawdy" wystaje, jako zbyt materialnie namacalna, pojęciowo wyniuchana. W tym refleksyjno-abstrakcyjnym środku - ona zbyt pospolita.
Ale tutaj - odwołuję się do "przesady unikania", żeby nie oberwać ;)
pzdr. b

Opublikowano

Liczę. Czekam. Dlaczego udaję? Boże, wynikam!

Rozwinięcie płynnie zawiązuje na nowo wcześniej rozsupłaną wstążeczke złudzeń.
Co do mąki - kojarzy mi się tylko zawołanie: "nie warto na droge tę sandałów i płaszcza zabierać".
Tyle o treści.

Forma wielce ciekawa, powodująca zdumienie u czytelnika (czytaj: u mnie).

Pozdrawiam. A.

Opublikowano

PiątaPoraRoku: W takim razie się boję, by przy zbytnim wglądzie nie wyszły na światło dzienne spawy, zszywki i łaty ;)

Alter Net: Szukać spokoju z nadzieją, że się go jednak tak "za bardzo" nie znajdzie - albo odwrotnie...

Arena Solweig: A kiedy wreszcie od Pani oberwę?

Marek Paprocki: I sam Pan wie, jak się te sprawy kurczą na papierze...

Roman Bezet: Strofa z mąką i jeszcze jedna - dla kontrastu (choć i ich młyn przystaje). W ogóle to liczyłem, że podziabie Pan, poczepia się... Postaram się bardziej.

Joanna_W.: Dlaczego? Zdrożony chętnie przeżuje swój sandał ;)

Pozdrawiam tużpomikołajkowo.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Od pierwszego spotkania z nim minęło mi już co najmniej pół roku - może trochę więcej. Zewnętrzne okoliczności spowodowały, że poznaliśmy się w gronie moich znajomych. Przerozmawialiśmy w ich obecności, podczas kilku następujących po sobie imprez, sporo godzin. W pewnej jednak chwili przestało nam to wystarczać, umawiając się z okoliczności na okoliczność zaczęliśmy szukać osobnego kąta. Ciszy bez obecności - w każdym razie bez tej ciągłej - bawiących się do muzyki i drinków osób. By móc spokojnie rozmawiać bez przekrzykiwania własnych myśli.     Opowiadaliśmy sobie o sobie wzajemnie. O kolejach losu. Pracach. Osiągnięciach zawodowych. Prywatnych Osiągnięciach, pasjach i zainteresowaniach. Znajomościach. O zakończonych związkach. Krzywdach od ludzi i trudnościach. O kłopotach w rodzinach wreszcie. I o planach na przyszłość, w tym także urlopowych.    Mówił wiele o literaturze, w tym o poezji - i o przeczytanych książkach. Do tej pory wydawało mi się, że nie można tyle przeczytać, bo to po prostu amożliwe. Chociaż sama przeczytałam sporo, interesując się wieloma kwestiami. Nie mówiąc już o edukacyjnej i o zawodowej sferze życia - gdyż zrobiłam licencjat z psychologii, wybrawszy jako temat pracy psychoterapię, połączoną z doradztwem personalnym - a potem, już pracując, zdałam egzamin na prawo jazdy i ukończyłam - i to jeden po drugim, prawie ciągiem - kilka kursów, wliczając kilkumiesięczny z zarządzania przedsiębiorstwem. Tym bardziej zaskoczył mnie wiadomością, że jest malarzem.     - Malujesz obrazy? - zapytałam z adowierzaniem. - Mówisz poważnie? Myślałam, że raczej piszesz książki... no wiesz, opowiadania i wiersze. Bo tyle mówiłeś o literaturze...     Uśmiechnął się.     - To pewnie przez to, że tyle przeczytałem. Jakoś tak wyszło, że uwielbiam czytać. To najpewniej dzięki matce, ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim... całe dzieciństwo nic, tylko podsuwała mi książki. Nie rozumiejąc, a może nie chcąc przyjąć do wiadomości, że ja wolałem obrazy. I nadal wolę. Zobacz - wyjął telefon z kieszeni marynarki i otworzywszy wyszukiwarkę, zaczął wpisywać nazwiska: Van Gogh... Munk... Dali... Beksiński. Patrz - mówił, odnajdując i pokazując ich obrazy - na ten... na ten... i ten... i jeszcze ten. O, a tego nie można przegapić, wręcz muszę ci go pokazać. - Spójrz - powtórzył, dotykając palcem internetowej reprodukcji. - A to moje - otworzył kolejną stronę i wpisał swoje nazwisko, dodając słowo "obrazy".    - Beksińskiego znam i uwielbiam - powiedziałam zmienionym głosem, bo coś mnie tknęło. Jakbym poczuła... ale co? I aż się zdziwiłam, bo aż do tego momentu potrafiłam określić - lub nazwać - każde z doznawanych odczuć bądź wrażeń. - Wiesz: z powodu wyrazistości, wręcz magiczności... przepraszam, nie magiczności a magii, to jest właściwe słowo - jego dzieł. Beksiński... - urwałam, bo znów coś mnie tknęło. Tym razem - chyba - spowodowało to jego spojrzenie. Kątem oka zauważyłam, że w jeszcze w chwilach, gdy mówiłam o swoim ulubionym malarzu, zatrzymał na mnie wzrok. Gdy podniosłam głowę, wciąż patrzył. Spojrzeniem, jakim dotąd na mnie nie spoglądał.     - Andrzej, no co...? - zająknęłam się. - O co chodzi? Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? Coś się stało? - stawiałam kolejne pytania coraz szybciej. Wbrew sobie, czując wyraźnie, że powinnam wypowiadać je wolniej. O ile w ogóle, bo....    - Nie patrz tak! - podniosłam głos, próbując rozładować napięcie, które pojawiło się między nami ni stąd, ni zowąd. - Zrobię ci drinka, chcesz? - nie czekając na odpowiedź odwróciłam się, aby podejść do zastawionego butelkami i szklankami stolika. Nie zdążyłam. Podszedł i powstrzymał mnie, obejmując w pasie obiema rękami. I ostrożnie przygarniając do siebie.     - Nie odsuwaj się... - powiedział cicho.     W odpowiedź "Nie odsuwam się" włożyłam tyle zdecydowania, ile tylko byłam w stanie, aby wybrzmiała pewnie i zwyczajnie. A w duchu sklęłam samą siebie, że nie potrafię odsunąć się odeń. Dobrze, że nie widział mojej twarzy, pierwszy raz tak napiętej w jego obecności.     - Andrzej, ja... - zaczęłam. I znów urwałam, bo ton moich słów nie był tak pewny, jak tych wypowiedzianych przed chwilą.     - Tak, ty? - zapytał, gdy pozostając w jego objęciu, zaczęłam się doń powoli obracać.     On też czuł niepokój, wyraźnie zresztą widoczny również na jego twarzy. Niepokój przed tym, co powiem - w sytuacji, kiedy nagle prawie bez  słów, wszystko nagle stało się między nami oczywiste. Nic innego przyszło mi do głowy, jak tylko powtórzyć ostatnie wyrazy. Chciałam, aby - czując, co chce powiedzieć - z moich opowieści domyślił się wszystkiego. Aby złożył wszystko w jedną całość. Dopełnioną tym, co właśnie pojawiło się między nami. Zaistniałym wrażeniem. Odczuciem, że...     Przytuliłam się doń, aby tylko przestał widzieć moje obawy. Objął mnie i przygarnął, powoli i ostrożnie. Staliśmy tak bez ruchu, oboje zapatrzeni we własne myśli. Po długiej - bardzo długiej moim zdaniem - chwili ciszy uniosłam głowę. Popatrzył mi w oczy.     - Cokolwiek się dzieje - powiedział powoli - damy sobie z tym radę.     - Nawet nie wiesz, jak bardzo na to liczę... - pomyślałam.       Wiedeń, hotel Levante Rathaus, 30. Maja 2025      
    • @Robert Witold Gorzkowski  Rozumiem, że lekkość, subtelność i obrazowość nie każdemu odpowiadają. Nie każdemu też są dostępne. Ale skoro wiersz, który ma rytm, rymy niegramatyczne, średniówkę i puentę — to dla Ciebie tylko „panieńskie fikołki”, to może warto zapytać: czy potrafisz napisać coś równie dobrze zbudowanego, choćby na temat własnej frustracji? Bo wiesz, łatwo jest marudzić zza klawiatury. Trudniej stworzyć coś, co brzmi lekko, ale stoi warsztatowo. Jeszcze trudniej zrobić to bez zadęcia. Skoro nie porwał ten wiersz, może czas pokazać własny? Z chęcią przeczytam :)  
    • Na wieczny deszcz. Na w oczy piach i wiatr. Na nadzieję co trwa na bez szans. Po nocy noc. Gwiazd zgasłą moc. Księżycowy odpływ pył.
    • puentując czas wyborczy i wszelkie dywagacje stwierdzam   nie ten kto głośno krzyczy ma zawsze rację  
    • Nigdy nie zostałam cała zweryfikowana, przez co strona cienia za mną podążała. W głębi mnie jest ciemna istota i to daje poczucie, jakbym była z błota. We wnętrzu coś mnie nachalnie rozrywa, przy czym część mnie też wymywa. Na zewnątrz tylko się ze mnie endorfina wydobywa, a wewnątrz jestem jak deszcz, który z dachówek spływa. Od kiedy więcej rozumiem, zawsze się do kogoś porównuję, chociaż coraz mniej to kontynuuję, bo chcę patrzeć w lustro bez rozpaczy, której już nikt nie zobaczy.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...