Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

strach nie
ale straszek

w ciemno zmięty krajobraz
a w rogu
w sęku kropki
pół drzazgi niepokoju

nie da mi spać
nie dam mu na mnie spaść

cóż straszku
sobie
grzechoczesz?

terkoczę
wiórki z biedronki
lęczku upiorka pajączki
i ostrą trupią nitką
owijam świder kornika

za mały blady księżyc
drżę o ten kapsel

już
nań skaczą kosteczki
już sięga
zegarowe ziele

więc katarynka natręctw

co chrupiesz
straszku?

piernik
twojego jutra

trzy kęsy mam do świtu
jeden kąsek nim północ
pół
brr
kęsa

Opublikowano

na pewno tu jeszcze wróce bo wiersz do głebokiego "wgryzania się" ale tak na pierwszy rzut oka - bardzo ładna zabawa słowna, swietne zestawienie słów ostrych i niepokojących w brzmieniu , z dużą ilością rrr... trupią , terkoczą, biedronki, upiorka, ostrą, świder , kornika...
Ta zwrotka świetnie nastrój buduje.. nastrój straszku własnie.. poprzednie niepokoją jedynie.. a tu to r niepokoi bardzo.

Piernik Twojego jutra to perełka...:)

Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Marku ! Przeczytałam wiersz z zachwytem … przypomniała mi się moja babunia… wprowadziłeś w świat, którego strasznie kiedyś się bałam, bo cały dom chrzęścił, skrzypiał, żył osobliwym życiem. Wiem, że ten wiersz nie dla dzieci … Zdrobnienia mają niesamowity efekt… natręctwa. Brawo ! Pozdrawiam Arena

Ach, tytul super !

Opublikowano

Panie Witoldzie!
Cudowny wiersz! Odebrałem ten utwór jako studium powstawania niepokoju, „sraszku”, który czasami nie pozwala zasnąć. Buduje Pan stan pewnego wewnętrznego napięcia powodowanego nieuzasadnionym, przeważnie, lękiem. Pozornie zabawa słowem, ale po dokładnym zastanowieniu się, jawi się głębsza myśl – nasze lęki, obawy, stresy... Może źle zrozumiałem Pana przesłanie? Poezja ma to do siebie, że zmusza do myślenia... i to mnie usprawiedliwia.
Serdecznie pozdrawiam
Marek Wieczorny

Opublikowano

Igra Pan?
Dygresja: pierwszy utworek, który spłodziłem w wieku nastu - i opublikowali mi go w tygodniku "harcerskim"! - nazywał się "Grałem z Losem". Prozka taka.
Jak mawiają ludzie po przejściach: są trzy podstawowe tematy (do przemyślenia - zapisania). Straszek? To - sięgając do swoich wnętrzności - wysnuwam myśl, że nie oswojony jeszcze, tylko w trakcie pierwszych zalotów :)
Terkot pomijam, bo już było. Ale rzeczowników nie mogę!
lęczku upiorka pajączki - patrzcie młodzi (zaawansowani ;) jak można z samych (i to trzech - nie dwóch) rzeczowników (i dopełnień! - Panie Ojej) stworzyć frazę cudną. Mówiącą.
Szereg pięknych wynalazków maszeruje w tym podchodzie cieni, kosteczki cudnie dancują macabre. Choć do "Nekrologu" - ho, ho :)
Tylko ten wydźwięk wprost dźwiękonaśladowczy, to autoobrzydliwe "brr" jest - dla mnie - zbytnią kokieterią.
pzdr. b

Opublikowano

Awrilka P: któraś bajka pewnie tam wlazła (na szczęście mocniejsze jej konkrety przeciekły).

Arena Solweig i Messalin Nagietka: Wy sami komentarzem zaczęliście jakąś piękną bajkę :)

Marek Wieczorny: Nieźle Pan zrozumiał (inaczej nie było by wiersza).

Roman Bezet: "brr" - w sumie na prawach wyrazu sygnalizującego dreszcz; ale skoro "autoobrzydliwe" - chętnie skorzystam z propozycji -?

A w ogóle to nie tak bardzo się z przedmówcami zgadzam. W kwestii mikrolęków: "Prywatnie zgrzyt do tajnych zwierząt", a w kwestii katarrrynki: "Sztajer na Starej" Czachorowskiego - to są dopiero c u d a, polecam!

Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...