Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Raciczki i szerokie nozdrza, uda, uszy
i pulchne brzuszki - wszystko porżnięte, zmemłane,
w kuchenny kondom skrzęniutko powpychane.
Cielisto-gładka masa ryjkiem już nie ruszy,
nie śmiardnie, nie parchnie, co gorsza nie utuczy.
Co trzeba to i trzeba oddać by estetom,
ale samo oko o świecie nas nie uczy.
Babilończykom, Grekom ze Sparty, kobietom
Juliuszów i Hitlerom wszelkich epok i państw:
im nie oczu zew kazał ciskać miecze w ruch,
gwałcić, głaskać, kryć ciepłem łusek chodniki miast.
Im penisy i serca i móżdżki i herr brzuch

kazały pożerać i kraść, cisnąć gardła pod nóż.
A dziś co? Są parówki, porno i multum tusz.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Fajny pomysł, punkt widzenia - dystans i ironia (przynależna perspektywie, choć próby uogólnień mogą budzić spreciw, to w aurze zabawowej są do przełknięcia). Młodzieńcza dezynwoltura warta pochwały (też za swadę jezykową, choć widać brak praktyki, proszę sprawdzić pisownię zaznaczonego, wystarczy jeden zakup rzeczonych - albo słownik).
Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Właśnie co do słowa kondom/kondon, to sam się zastanawiałem, słownikowo niby M, niemniej potocznie nikt tak o tym nie mówi prawie, ( http://www.sjp.pl/kondon ). Skoro słownik nie kłamie to poprawię. Dziękuję za uwagę, czytanie i poprawkę.

R.
Opublikowano

Bardzo dobre obrazowanie, tym bardziej warto wyrównać wersy, ustalić średniówkę i poprawić rymy. Tym bardziej, skoro to sonet vide taki, o podobnej tematyce napisany przed wiekiem:

http://www.wiersze.annet.pl/w,,6640

No i przesłanie nieco niejasne, rozdrobnione i mdłe... jak parówka :)


Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



co do średniówki to właśnie dochodzę z czasem do wniosku że można by ją wywalić nie tracąc melodyjności tekstu, a czasami to nawet ją zyskując, jeszcze pomyślę. Dzięki za czytanie i podpowiedzi, w takim razie nad przesłaniem jeszcze popracuję

R.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Masz rację, najważniejsze jest sprawnie i z sensem posługiwać się słowem i to potrafisz nad wyraz dobrze :)
A i średniówka przy niewielkim nakładzie władz umysłowych ;) by się znalazła, więc czemu choćby nie tak?





Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...