Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wszystko jest zapominane
ale nic nie znika bez śladu

nie ma szczerych wybaczeń
bez odrobiny urazy

tak jak w powietrzu najczystszym
zawsze odrobina kurzu

odrobina trucizny
w najsłodszym przymilaniu

i serca nie są już całe
po bolesnych rozstaniach

. . .

to odwieczne zmaganie
którego jeszcze nikt nie wygrał

Opublikowano

życie ze świadomością tego, czego nie chcemy pamiętać, odczuwać, dostrzegać, zaznawać i nawracać, jest nieustannym zmaganiem z sobą samym, walką wewnętrzną, trudną do wygrania. bo zawsze pozostaje niesmak, powidok, wspomnienie, bo każde odrodzenie jest determinowane wcześniejszym "umieraniem". przeczucie, wiedza, świadomość, doświadczenie - przewrotnie, niczym trucizna. bo przecież wiem, że bez powietrza nie przeżyję, choć kurz utrudnia oddychanie, a serce musi bić, abym żył, chociaż teraz jakby połowicznie, etc.

choć może nie poznam łyżki dziegciu, gdy z zawiązanymi oczami? ale przecież jeśli nie ten zmysł, to inny... i znów walka.

sporo myśli, trafnych spostrzeżeń zawarłeś w swoim wierszu, Januszu. i jeszcze to, że "odrobina", czyni wielką różnicę...
+

pozdrawiam,
in-h.

Opublikowano

bo w żadnej wojnie nie ma zwycięzców . Każda , nawet najmniejsza batalia , to porażka dla obydwu stron . Jedyne co może okazać się pożyteczne , to bardziej solidny oręż na przyszłość , zwłaszcza ochronna tarcza ... A trucizna to cichy przestępca , jeżeli my jej nie serwujemy , to ... możemy z czystym sumieniem dogorywać , czekając na właściwą pomoc medyczną . Warto z niej skorzystać , tylko ostrożnie . Ja chyba dzisiaj dostrzegłem Takie Wspaniałe Antidotum , czego i Tobie życzę :-)
Nie warto się codziennie masakrować , nawet kiedy bardzo ciężko . Głowa do góry , uśmiech jako taki i ... ruszaj w LUDZI :-)
Serdecznie , Czarek :)

Opublikowano

"zapomnienie" krzywd jest zawsze względne. niekiedy jest zwykłym "wypieraniem", żeby mniej bolało. jedynym lekarstwem jest spojrzeć prawdzie w oczy i tak, jak radzi Czarek, póki nie za późno iść do LUDZI!!!
wiem! to b. boli, ale ból powoli łagodnieje wobec czyjejś życzliwości, zrozumienia i akceptacji. jednak ten pierwszy krok trzeba zrobić samemu...
nawet mała cząsteczka z rozbitego serca może się zregenerować, kiedy spotka kogoś z podobną "szczerbą" ;-),
czego życzę Ci z całego serca :)))

serdecznie pozdrawiam Cię, Janusz - Krysia


Opublikowano

I znów Januszu trafiłeś w sedno. Ale już trochę pogodniej, nie tak dramatycznie. Pożytek z traumatycznych przeżyć jest taki, że można całe emocje zwinąc w kłębuszek i rozwinąć w wierszu. I powstają wtedy autentyczne i ładne wiersze. Tak tez sie dzieje w twoim przypadku!

A serca ktore nie są całe po bolesnych rozstaniach... No serca niestety tak mają, że zawsze jakis uszczerbek...ale to minie.
Pozdrawiam serdecznie
Lilka

Opublikowano

Janusz, tym razem nie zgadzam się z wymową wiersza. Ni edo końca, nie musi tak być, jak piszesz. Dla mnie wszelkie konflikty między kochającymis ię ludźmi maja tkai sens, że powodują konieczność coraz większego uczenia się siebie nawzajem, szukania siebie wzajemnie, dróg do siebie, zrozumienia siebie - a to powoduje coraz większą bliskość. Chwilowe rozstania czasami są konieczne, żeby od siebie wzajemnie odpocząć i nabrać dystansu do konfliktów, ogarnąć je z perspektywy i na spokojnie. To wszystko nie musi zostawiać wiecznych urazów ani pęknięć serca. I lepiej, żeby nie zostawiało.
Mam tu też taki wierszyk na tenże temat:

Coraz wyższe niebo

Miłość to nie wicher, niepokój i drżenie,
to nie zachwyt niemy i nie szepty wierszy,
nie zauroczenie i nie szał najszczerszy,
to nie blask słoneczny i nie oślepienie.

Miłość to spokój i stałość powszednia,
to przezroczystość każdego oddechu
w zwykłej rozmowie, geście, półuśmiechu;
jedność, codzienność, sytość poobiednia.

To wieloletnia, kumpelska rozmowa;
czasem piorunem przetykane słowa
po to - dlatego - by wracać do siebie

większym pragnieniem i szerszym spojrzeniem,
ze zrozumieniem, prośbą, wybaczeniem,
by znaleźć przelot znów po wyższym niebie.


Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu coraz bliższych powrotów do tych, których kochasz. :-)

Opublikowano

Januszu , mówią :dasz radę , wszysko bedzie dobrze , glowa do gory...itp...ale tak naprawdę ze wszystkim zostajemy sami , i choćby najżyczliwsi przyjaciele wspierali nas to tylko czasowe, chwilowe, ,,,a my tkwimy ,,,,!
Ale walczymy, pelni nadziei , czasem wygrywamy ....czego Tobie życzę!
Serdecznie!
Hania
+

Opublikowano

Czarku, dziękuję za podzielenie się tak osobistymi refleksjami. Masz dużo racji w tym co mówisz o wymowie wiersza i przeżyciach duchownych peela. Ale jeden przypadek nie jest taki sam jak inny. Cieszę się, że znalazłeś antidotum w swoim przypadku. Jeśli chodzi o ludzi, to ja nie zamykam się przed nimi. Codziennie jestem, conajmniej dziesięć godzin wśród ludzi, ale to nie zawsze pomaga. Dziękuję za słowa pocieszenia i serdecznie pozdrawiam.
J.

Opublikowano

Krysiu, bardzo dziękuję za miłe i pocieszające słowa. Tak jak Czarek, i Ty masz dużo racji w tym co piszesz. Czasu, czasu mi potrzeba, a więc muszę jeszcze odczekać. I czekam z nadzieją, że może trafię na serce poszczerbione i pełne zrozumienia. Pozdrawiam serdecznie.
J.

Opublikowano

Oxyvio, bardzo ładny i mądry wiersz przytoczyłaś pod swoim komentarzem. Problem polega na tym, że nie wszyscy mają tę samą filozofię życiową. I dlatego następują rozstania. A jeśli rozstanie jest ostateczne to pozostaje przeboleć i ... Poza tym ważne też jest jak się rozstajemy. W przypadku mojego peela, wierz mi, on nie miał absolutnie wpływu na przebieg wydarzeń. Dziękuję Ci za pocieszające słowa. Pozdrawiam serdecznie.
J.

Opublikowano

Lilo, masz rację wszystko kiedyś mija. Bolączki także. Ale przez ból trzeba przejść. Nikt nam tego nie odbierze. I ten okres jest najgorszy. Dziękuję za solidarność i dobre słowa pod wierszem.
Pozdrawiam serdecznie.
J.

Opublikowano

Aluno, Haniu, masz bardzo dużo racji, że najlepsi przyjaciele mogą nas tylko do pewnego stopnia wspierać. Z pewnymi decyzjami, w pewnych sytuacjach zawsze jesteśmy sami. Taki to już los człowieka. I to co nas trzyma przy życiu, to nadzieja, że czasem się wygrywa, jak piszesz. Dziękuję za czytanie i pocieszające refleksje.
Pozdrawiam serdecznie.
J.

Opublikowano

Waldku, bardzo dziękuję za pochwały, ale nie wiem, czy na nie zasłużyłem. Napisałem tekst płynący z serca, takst łapiący moment stanu duchowego. Jeśli uważasz, że wiersz pachnie poezją, to jest mi ogromnie miło. Pozdrawiam.
J.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Wiem, że bywa różnie. I wiem, że czasmi bardzo trudno wybaczyć. Zwłaszcza, kiedy drugiej stronie wcale nie zależy na tym i ma w nosie, co czują jej (ex)bliscy.
Ale to nie koniec życia i jeszcze wiele dobrego czeka Twojego Peela, być może nawet o wiele lepszego, niż wszystko, co Go spotkałao do tej pory? Wiem, że to całkeim możliwe i tego Mu życzę z całego serca. :-)
Opublikowano

Zastanawiam się, Januszu, nad formą pointy.
Czy zmaganie się wygrywa... Zgrzyta mi to, nawet jeśli licentia poetica.
Proponuję:

w którym jeszcze nikt nie wygrał

Poza tym - słusznie prawisz.

Pluskam, pozdrawiam,

Para:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Uratować rodziców swoich chciałem,

      Nie udało mi się, porażkę poniosłem, 

      Dzięki zdolnościom które posiadam,

      Powinienem zmienić los, pomóc tym, których kocham,

      A jedynie śmierć dookoła przyniosłem, 

      Tak bardzo żałuję, że na mordercę finalnie wyrosłem...

       

                                  ******

       

      Rodzice zawsze mówili mi, jak bardzo wyjątkowy jestem, 

      Nigdy im nie wierzyłem, zwyczajnym byłem dzieckiem. 

      Jak każdy uczyłem się, miałem swoje zainteresowania, 

      Nie czułem bym się wyróżniał, aż do pewnego dnia,

      Lat wtedy skończyłem szesnaście, 

      Wtedy bowiem miało miejsce nieprzyjemne zajście.

       

      Zchodziłem ze schodów, chcąc się udać do szatni,

      Ciasno było, czułem się jak w matni,

      Każdy się przepychał, byli jak dzikusy,

      A najgorzej mieli tacy jak ja, czyli konusy, 

      No ale cóż, finalnie na dół zszedłem, 

      Szybka akcja, kurtkę ubrałem, plecak na plecy zarzuciłem i wyszedłem.

       

      Kolejnym zadaniem było dostać się na górę, 

      Tym razem zaczekałem jednak na swoją turę,

      Pusto na schodach, "no to w drogę" - pomyślałem, 

      I to tu niemal doszło do tragedii - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem, 

      Ktoś na mnie wbiegł, spadłem, bo straciłem równowagę, 

      Sprawca uciekł, a ja - mocno walnąłem głową o podłogę. 

       

       

                                   ******

       

       

      Odzyskałem po jakimś czasie przytomność,

      Ale coś było nie tak, jakby szwankowała mi świadomość,

      Miejsce w którym byłem, wyróżniało się, 

      Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, czy umarłem, czy może śnię,

      Obiekty dookoła mnie się unosiły,

      I zabrzmi to głupio, ale jakby... Wokół mnie orbitowały. 

       

      Stałem jak wryty, podziwiając krajobraz,

      Ciężko było wychwycić wszystkie te szczegóły naraz,

      Toć to wylądowałem w jakimś filmie sci-fi,

      Albo jest to jakiegoś rodzaju raj,

      W głowie taki straszny mętlik miałem,

      "Wszystko będzie dobrze" - sobie cały czas powtarzałem. 

       

      Nie wiedziałem już co zrobić, byłem trochę zmieszany - czułem się dziwnie,

      Czas płynął w tym miejscu jakoś nienaturalnie,

      Odnosiłem wrażenie jakby każda sekunda trwała z godzinę, 

      Jak nie dłużej w sumie, jakbym się władował w czasową minę,

      Z każdym krokiem jaki robiłem, było chyba gorzej, 

      Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogłem już zawrócić, więc po prostu szedłem dalej.

       

      Na horyzoncie dostrzegłem lustro wolno stojące,

      Wokół nie było niczego, co było dosyć zadziwiające, 

      Zatrzymałem się tuż przed nim, jakby za sprawą niewidzialnej siły, 

      Przyjrzałem się jemu - było ładne - kamienie szlachetne go zdobiły, 

      Tylko, co ciekawe, nic się od niego nie odbijało, 

      Ani ja, ani cokolwiek innego, co mnie mocno zaciekawiło. 

       

      Usłyszałem jakiś głos, z nikąd pochodzący, 

      Był niski, surowy, osądzający,

      Ciarki mi po plecach przeszły, 

      Emocje jak nigdy dotąd na wyższy poziom weszły,

      Nie dość, że się bałem, to zacząłem w dodatku płakać,

      Kazał mi podejść do lustra, chciał coś mi pokazać.

       

      Tak też zrobiłem, podszedłem bliżej, 

      Aura tego przedmiotu sprawiła, że się poczułem znacznie lżej, 

      Ze środka wydobywało się jakieś światło,

      Które mnie mocno oślepiało, 

      Nagle poczułem w potylicę uderzenie,

      Straciwszy równowagę wpadłem do środka lustra, zmieniając znów otoczenie.

        

       

                                   ******

       

       

      "O mój Boże, ja latam!" - wtedy pomyślałem, 

      Nie było pode mną jakiegokolwiek gruntu, po prostu się w powietrzu unosiłem,

      Byłem w środku tunelu czasoprzestrzennego,

      I nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego,

      No i znowu były te wszystkie latające skały,

      Tym razem jakoś inaczej się zachowywały...

       

      Wyciągnąłem rękę, żeby jednej z nich dotknąć,

      Nie zdążyłem nawet dłoni zbliżyć, a udało mi się ją popchnąć,

      To było dziwne, ale wtedy się tym nie przejmowałem,

      Wyłączyłem mózg i się dalej bawiłem,

      Udało mi się nawet kilka nowych trików nauczyć, 

      "Gdyby tylko rodzice mogli mnie teraz zobaczyć..."

       

      Usłyszałem ten tajemniczy głos ponownie, 

      Tym razem był spokojny, powiedział coś o ukończonej próbie, 

      Opanowałem moc, która uśpiona była we mnie,

      Nie dowierzałem temu co mówił, toć to brzmiało zbyt obłędnie,

      "Po co mi ten dar skoro ja wciąż tu tkwię?" - spytałem, 

      Wkrótce potem, odpowiedź na moje pytanie uzyskałem...

       

       

                                  *******

       

       

      Odzyskałem ponownie przytomność, tym razem byłem w swoim świecie,

      Głowa mnie bolała jak nie wiem,

      Leżałem w swoim łóżku, co mnie zdziwiło, 

      Wstać powoli próbowałem, ale nie dałem rady, za bardzo mnie mdliło, 

      Rozejrzałem się dookoła, wyglądało jakby wichura tędy przeszła,

      Na podłodze leżały: ciuchy, telewizor, półki, a nawet krzesła. 

       

      Zawołałem swoich rodziców, z całych sił krzyczałem

      Nic, głucha cisza, raz jeszcze spróbowałem, 

      Ponownie nic, żadnej odpowiedzi, 

      Zastanawiałem się o co kurdę chodzi,

      Usłyszałem za drzwiami kroki, które nagle przyspieszyły,

      Dreszcze całe moje ciało wtedy przeszyły. 

       

      Ktoś raptownie otworzył drzwi,

      To był Konrad - mój przyjaciel bliski,

      Przez chwilę stał jak osłupiały, 

      Nie dowierzał, że mi oczy się jednak otwarły,

      Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i przytulił, 

      Powtarzał jak się cieszy, że jednak żyję i po chwili mnie puścił. 

       

      Podniósł jedno z leżących krzeseł i usiadł na nim, 

      Spytałem co tu się stało, kiedy odpowiedział byłem w szoku wielkim,

      Cały ten bałagan to ja zrobiłem,

      W jego oczach iskrę podekscytowania dostrzegłem,

      Kiedy leżałem nieprzytomny, wszystko wokół dosłownie latało,

      Moi rodzice nawet oberwali, jakby tego było mało...

       

      Spróbowałem po raz kolejny wstać, 

      Konrad mnie powstrzymał, powiedział, że mam się nie ruszać, 

      Miał rację, omal nie zwymiotowałem, 

      Tak bardzo swoich rodziców zobaczyć chciałem, 

      Uspokajał mnie, że nic im nie jest - akurat gdzieś wyszli,

      Po około pięciu minutach faktycznie, do domu wrócili i do mojego pokoju przyszli...

       

      Powiedzieli, że tydzień byłem nieprzytomny, 

      I byli pod wielkim wrażeniem, do czego jestem teraz zdolny,

      A ja byłem szczęśliwy, że ich mocno nie skrzywdziłem,

      Dosłownie wielkiego banana na twarzy miałem, 

      Chcieli bym się od teraz nauczył nad nowymi mocami panować, 

      I jak się w kryzysowych sytuacjach zachować...

               

       

                                   ********

       

       

      Minęło sześć miesięcy od tamtych wydarzeń, 

      Musiałem niestety dokonać wielu wyrzeczeń, 

      Żeby móc w miarę spokojnie żyć, 

      Chowam swoją twarz za maską - wiadomo - po to by tożsamość ukryć, 

      Stałem się miejscowym bohaterem,

      Z zabawnym wręcz charakterem.

       

      Nauczyłem się panować nad swoimi nowymi mocami,

      Potrafię za pomocą myśli poruszać różnymi przedmiotami,

      W skrócie - posiadam zdolności telekinetyczne,

      Moje życie dzięki temu stało się na prawdę fantastyczne,

      Współpracuję teraz z policją, strażą, pogotowiem ratunkowym,

      I stałem się ich wsparciem zaufanym. 

       

       

                                   *******

       

       

      W końcu nadszedł weekend, mogę kolejny trening rozpocząć,

      A po dwóch godzinach organizm mój musi odpocząć,

      Choć zabrzmi to śmiesznie, 

      To fizyczne najbardziej odczuwam zmęczenie, 

      Trenuję dzisiaj z tatą, będzie do mnie z pistoletu strzelać,

      A ja mam za pomocą myśli wszystkie kule zatrzymać. 

       

      Ale zanim to, chcę pójść do sklepu,

      Żeby nie na pusty żołądek robić "występu",

      Wychodzę zatem z domu, biorę ze sobą torbę, 

      No i jak ja to lubię zawsze mówić - "no to w drogę!",

      Mam ochotę na chipsy, colę i coś słodkiego,

      Typowe przekąski nastolatka przeciętnego.

       

       

                                  ********

       

       

      Idąc wolnym krokiem doszedłem na skrzyżowanie,

      Wydaje się być w miarę spokojnie, 

      Ptaki sobie śpiewają, słońce ładnie świeci, 

      Aż do życia pojawiają się chęci, 

      Dobrze jest sobie głowę czasami przewietrzyć,

      I dłużej na świeżym powietrzu pobyć.

       

      Osiedlowy jest już w moim polu widzenia,

      Nagle ktoś wybiegł z niego bez ostrzeżenia, 

      Ekspedientka krzyczy - "złodziej, niech ktoś go zatrzyma!",

      To był dla mnie sygnał - schowam się w zaułku, przebiorę i się zacznie zadyma,

      Będąc szczerym, zawsze o tym marzyłem, 

      Jak z komiksów zostać superbohaterem...

       

      Kostium zakładam w ekspresowym tempie, 

      Jest luźny, więc bez problemu przebiorę się wszędzie, 

      Mam ze sobą też deskę skateboardową,

      Dzięki czemu wyglądam jeszcze bardziej odjazdowo,

      No, ale dobra, dość już zbędnego gadania,

      Mam w końcu przestępcę do złapania!

       

       

                                 *********

       

       

      Wściekłem się, skubaniec mi zwiał, 

      Od dobrego kwadransu go szukam - sprytny plan ucieczki miał, 

      Wszystkie ulice i alejki przeszukałem, 

      I jedynie Konrada na przystanku widziałem, 

      Muszę przekazać niestety źle wieści tej ekspedientce,

      Że nie udało mi się łupu oddać w jej ręce. 

       

       

                                  ********

       

       

      Godzina osiemnasta właśnie wybiła, 

      Dzisiejsza sytuacja cały czas mi w głowie tkwiła, 

      Wyjątkowo słabo trening mi poszedł przez to,

      Czuję się jakbym upadł na samo dno,

      Nie mogę o tym zapomnieć, 

      Ani nawet sobie w twarz spojrzeć...

       

      Mama mi mój ulubiony sernik z czekoladą przygotowała, 

      Doceniam to, że mnie pocieszyć chciała, 

      Ale no kurczę, ogromne wyrzuty sumienia miałem, 

      Ni to pić, ni to jeść ja nie chciałem, 

      Rozrysowałem sobie plan miasta i wszystkie możliwe drogi ucieczki,

      I według moich obserwacji, złodziej żeby mi umknąć musiałby być turboszybki...

       

      Eureka! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem, 

      Kanały - musiał tam na pewno zejść, a ich nie przeszukałem, 

      Tylko no właśnie, są one rozległe, mógł wyjść wszędzie, 

      Odnalezienie go, cóż, toć to misja ciężka będzie, 

      Ale się nie poddam, jakiś trop znajdę, 

      I może w końcu przestanę się postrzegać jako niedorajdę...

       

       

                                  ********

       

       

      A więc słuchajcie, wstawiam to jeszcze przed skończeniem tego byście ocenili, czy fabularnie wygląda to w miarę dobrze i czy budowa też jest w porządku. Piszę to od ponad miesiąca i jestem z tego dumny, natomiast chciałbym jednak mimo to się doradzić czy dobrze mi idzie :) historia ta powoli doniega ku końcowi 

       

      Edytowane przez Triengel (wyświetl historię edycji)
  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...