Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Oxyvio, czytałam wiele razy i wracam z przemyśleniem, choć nadal jestem w kropce :)
Co do Twojej sprawności poetyckiej - jest poza dyskusją i już nie raz się o tym przekonałam. Jednak treść wiersza sprawia mi problem, choć wydaje mi się, że rozumiem intencję.
Odbieram ten wiersz nie jako wyraz fundamentalnych przekonań kreujących światopogląd (nie "przede wszystkim"), lecz jako próbę przekazania pewnej myśli, z jednoczesnym "uwikłaniem" jej (nie chodzi mi o zaplątanie, bardziej o osadzenie w czymś) w tych - na marginesie światopoglądu - racjach, przewodzących jednak treści. No bo kanwa musi być. Więc uważam, że ta myśl zawiera się głównie w dwóch fragmentach:

I dalej się buduje człowiek
za Bogiem w tajnej, świętej zmowie,
daną planetę zmniejsza, zmienia,
tropi Wytwórcę, gubi ślad.


przez ten właśnie fragment myślę, że Twój wiersz nie stanowi wcale o początkach stworzenia (że to był tylko narracyjny epilog), a chodzi o antropocentryczność w tym sensie, że człowiek sam siebie postrzega za zdolnego "wyprzedzić" zamysł Boski - tropi ślady i próbuje dojść tego, co poza nim (jego możliwością); zmniejsza i zmieniaplanetę, czyli uważa siebie za siłę bardziej sprawczą niż Bóg (i dlatego za Bogiem). Myślę też, że o ile odniesienie do początku stworzenia nie ma wielkiego związku z Twoją religijnością, to ten antropocentryzm może być lekką ironią. Jest rzeczywiście tak, że człowiek żyje wewnątrz kultury, z której dopiero rozwija się cywilizacja, a tylko ludzie jako rozumne istoty mają tworzycielskie powołanie - m.in. czynienia sobie Ziemi poddanej i na swój użytek. Ale Twój fragment, to właśnie ironia z postawy uzurpującej sobie niemal boski "przywilej" - gdy ze swojego powołania człowiek czyni świętą zmowę. I tutaj była dotychczas moja kropka, ale już zniknęła. Idę w stronę ironii.

Drugi fragment:

Teraz energia samotworna
umysły tworzy niepokorne:
w ludziach się budzi wtórnym śnieniem,
rozdrabnia na miliardy czas.


to kontynuacja poprzedniego i dopowiedzenie. człowiek "centryczny" w swoim pojęciu, uważa, że stwórstwo to jego domena - niepokorny umysł, który rozdrabnia czas - każde następne pokolenie ze zwielokrotnioną siłą ma w tej tajnej zmowie brać udział.

Uff... :) tak przebrnęłam przez Twój wiersz, Oksywio i w takim ujęciu lekkiej ironii myślę, że pojmuję. Natomiast światopoglądowo pewnie się różnimy - ja stoję na stanowisku religii katolickiej, czyli Bóg stworzył świat i nie zostawił go samego sobie, wszystko co się dzieje, ma jakiś sens, nie istnieją przypadki, człowiek ma nieśmiertelną duszę, każdy gram istniejącej we wszechświecie materii czemuś służy etc.

Wybacz mi przydługi komentarz, to raczej operacja na otwartym sercu - zachęcałaś mnie ostatnio, bym dzieliła się swoją refleksją, więc pozwoliłam sobie, mam nadzieję, że nie dokonując nadinterpretacji.
Wydaje mi się, że mogłaś ten wiersz napisać w przerwie do kawy ;) w tym sensie, że nie miał być wcale jakąś manifestacją poglądów, tylko przekazaniem jednej myśli, ubranej w konieczną(?) parafkę. I tym stwierdzeniem chciałam jedynie podkreślić Twoją poetycką sprawność!

Ojj, kończę, bo to i tak za dużo.

Pozdrawiam najserdeczniej, kłaniam się niziutko,
in-humility.


P.S. Zgadzam się całkowicie z poprzedzającym mój, wpisem Baby Izby!

  • Odpowiedzi 62
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nato, niech Ci nie będzie przykro. Rozumiem Cię, każdy ma swoje odczucia, Ty masz akurat takie - nie ma sprawy.
Dzięki, że byłaś i pochyliłaś się nad moim wierszem. :-)
Serdeczności.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Babo droga, dziękuję Ci bardzo za przemiłe słowa pod moim adresem. Przeceniasz mnie, nie jestem nikim znanym ani ogólnie cenionym. ;-)))
Ogromnie też jestem Ci wdzięczna za to, że spojrzałaś na wiersz jak na utwór artystyczny, a nie wywód naukowy czy religijny.
Pozdrawiam z nie mniejszym uznaniem. :-)
Dla mnie jesteś znana i ceniona. Ilu z 'naszych' wydało swoje utwory? Ilu mamy na orgu tak dobrze posługujących się polszczyzną? Ile osób czyta Twoje wiersze? Do tego jesteś osobą skromną.
Uściski
- baba
Dużo osób wydało, m. in. Magda Tara. A przede wszystkim - każdy może. :-)
Uściski serdeczne.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bóg jest w tym wierszu pierwotną siłą sprawczą, która zaprogramowała wszechświat i pchnęła go do życia. Ten wszechświat rozwija się według owego pierwotnego projektu, a niektórzy wierzą, że Bóg - Energia sprawcza - Natura jest po prostu we wszystkim, w każdej cząstce wszechświata, dlatego świat się "samotworzy" - tu już sam Czytelnik może sobie dopisywać scenariusze. Ale rzeczywiście nie o tym jest wiersz, to tylko taki prolog.
Masz rację, że wiersz jest o tym, iż jednym z programowych produktów tej ewolucji wszechświata jest życie, a wraz z nim - człowiek. Zaś człowiek - jak napisałaś - otrzymał zdolność tworzenia i zmieniania świata. I owszem, jest tu nieco mojej ironii - człowiek jest pełen pychy, wydaje mu się, że jest najmądrzejszy i najważniejszy na Ziemi, i że ma prawo tą Ziemią rządzić, przebudowywac ją dowolnie... Teraz już wiemy, że nie, że to byl zasadniczy i zguby błąd w rozumowaniu, i że prawdopodobnie zaprowadzi nas to do jakiejś wielkiej tragedii - na to wygląda.
Ale ironia jest tu skierowana nie tylko w człowieka - również w owego Boga, który dał nam taką a nie inną naturę (zdolność tworzenia i zmieniania Ziemi), po czym poszedł sobie "na spacer" i zostawił nas z tą zabójczą skłonnością, nieświadomych, że kiedyś zniszczymy Ziemię, przynajmniej w takiej postaci, w jakiej daje nam ona życie. Ukradliśmy Bogu jabłka dobra i zła - ale boskiego, a nie ludzkiego. My ciągle jeszcze nie wiemy, co dla nas dobre, a co złe.
Jasne, że postać Boga w tym wierszu nie ma nic wspólnego z moją religijnością. Jest symbolem, zrozumiałym dla każdego człowieka w naszej kulturze. Cały wiersz jest metaforą, a nie wywodem filozoficzno-religijnym. Masz rację. :-)
W ogóle wyśledziłaś mój zamysł doskonale.
Bardzo serdecznie dziękuję i kłaniam się nisko przed wspaniałą Poetką i Czytelniczką. :-)
(I nie przeceniajcie mnie z Babą, bo mi głupio, okrutnie się rumienię, zwłaszcza, że obie świetnie piszecie).
Opublikowano

i co mam napisać ? że narzucasz swoje poglądy , z którymi nie wszyscy się zgodzą ? Napiszę , że masz prawo uliteralniać swoje wyobrażenia . Tępy czytelnik się pogniewa , obrazi , nawet zobrazoburzy ... A ja - chociaż z treścią polemizuję ... , ;-) , uśmiecham się ... Do wiersza . Znowu przeplatane lepsze fragmenty ze słabszymi . Warto ten wiersz trochę , powiedziałbym - ścieśnić ... Serdecznie :-)

Opublikowano

Oksywio,
Ostatnio Twoje wiersze są pełne niepokoju i pełne jakiś refleksji niespokojnych. Myśl ubrana w twoją poetykę zahacza o kosmos, Boga, nieskończoność, wielkie wybuchy i pytania. Próbujesz sobie i nam podpowiedzieć lub odpowiedzieć na pytanie
o początek i koniec, bezsensy i sensy. Jednym słowem wiersze egzystencjalne królują w twojej twórczości. Skłaniasz do przemysleń i to jest najcenniejsze. Czyta się twoje wiersze z zastanowieniem i ciekawością!
Może to rzeczywiście ta wiosna powoduje twoje niepokoje ?
Pozdrawiam ciepło, stojąc nogami na ziemi i trochę dzięki Tobie w obłokach.
Lilka

Opublikowano

[quote]Cały wiersz jest metaforą, a nie wywodem filozoficzno-religijnym. Masz rację. :-)
W ogóle wyśledziłaś mój zamysł doskonale.
Bardzo serdecznie dziękuję i kłaniam się nisko przed wspaniałą Poetką i Czytelniczką. :-)
(I nie przeceniajcie mnie z Babą, bo mi głupio, okrutnie się rumienię, zwłaszcza, że obie świetnie piszecie).



Oxyvio, to przyjemność móc się czasem zmierzyć z tematyką trochę mi odległą, ale przecież nie obojętną. Sama nie mam odwagi wziąć byka za rogi, chociaż chciałam napisać coś może podobnego, tylko w troszkę inną stronę - o mikroświatach, pod wpływem rozważań teorii Alfreda Schutza (polecam "O wielości światów" lub "Don Kichot i problem rzeczywistości" - och, ten mój Don Kichot nawet tutaj ;) ). Czasem mam również takie filozoficzne usposobienie. Może kiedyś :)

I bardzo mnie cieszy, że się rozumiemy - poetycko i nie tylko. Ja oczywiście podobnie zarumieniona, za sprawą Twoich słów.
A Tobie nie może być głupio, Oxyvio - i to już jest poza dyskusją ;)

Dobrej nocy! :) Dzięki jeszcze raz, za refleksję...
in-h.
Opublikowano

Bardzo podoba mi się wiersz,
a w nim niejako gra słów,
a że sporo tu tego, naprowadziło
mnie to na myśl,
że wiersz, to też taka gra w:
zgadnij kto ma rację.
I podoba mi sie ta gra.
Pozdrawiam Autorkę.

Opublikowano

To nie jest dobry wiersz. Muszę to napisać mimo sympatii do Autorki.

Uzasadnienie - trudne, bo długie i pewnie nudne. Ale: rymów szukałaś na siłę, aby się stały. Niekoniecznie konsekwentnie. Nie znam się na tych "diabelskich" rymo-średniówkach, ani na tym, czy muszą zawsze być, czy nie. Może nie ;-)

Natomiast treść budzi moje największe wątpliwości. To jest widzenie współczesnych osiągnięć nauki oczyma niedouczonej, egzaltowanej 14-latki. I Ty mi, Oxywio, wybacz, Wiesz, że bywam ...do bólu, czego oczekuję wobec mojej "tfurczości".

Z całą sympatią - Elka.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Może i masz rację z tym "narzucaniem" poglądów, Czarek, ale ja nie mówię o polityce i nie obrażam konkretnych osób, a tylko mówię o metafizyce, o której nikt nic nie może wiedzieć - ja też nie - to tylko moja imaginacja, i to jest chyba dla każdego Czytelnika oczywiste, mam nadzieję. Piszę symbolicznie o charakterze naszego gatunku - to tyle.
A co powinnam doszlifować? Poprosze konkrety. Koniecznie. :-)
Serdeczeństwa.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Lilko, bardzo się cieszę, że moje wiersze budzą Twoją ciekawość i zaintrygowanie, jak rozumiem. :-) Tak, ostatni daję wyraz moim(wieloletnim) przemyśleniom na tematy egzystencjalne i kosmogeniczne. Ale same przemyślenia nie są nowe. Ich przyczyna nie jest więc wiosna. :-)))
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i "ponadobłokowo". ;-)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oxyvio, to przyjemność móc się czasem zmierzyć z tematyką trochę mi odległą, ale przecież nie obojętną. Sama nie mam odwagi wziąć byka za rogi, chociaż chciałam napisać coś może podobnego, tylko w troszkę inną stronę - o mikroświatach, pod wpływem rozważań teorii Alfreda Schutza (polecam "O wielości światów" lub "Don Kichot i problem rzeczywistości" - och, ten mój Don Kichot nawet tutaj ;) ). Czasem mam również takie filozoficzne usposobienie. Może kiedyś :)

I bardzo mnie cieszy, że się rozumiemy - poetycko i nie tylko. Ja oczywiście podobnie zarumieniona, za sprawą Twoich słów.
A Tobie nie może być głupio, Oxyvio - i to już jest poza dyskusją ;)

Dobrej nocy! :) Dzięki jeszcze raz, za refleksję...
in-h.
Dzięki za polecenie ciekawej książki, już słyszałam o niej, mam zamiar przeczytać.
Serdeczności, Kaliope. :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Witam nową Czytelniczkę z ukłonem!
Bardzo się cieszę, że podoba Ci się mój wiersz. Dzięki za ciekawy komentarz. Tak, oczywiście, to jest taka troszeczkę gra w "kto ma rację", ale też myślę, że nie zaprzeczam ani religiom, ani naukom świata.
Pozdrawiam. :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Elko, nie uraziłaś mnie, chociaż nie zgadzam się z Tobą. :-)
Widzisz, rymów nie szukałam na siłę, w tym wierszu szło mi wyjątkowo łatwo, właściwie wprost "z rękawa", jak to mówią. Czasem biedzę się nad rymami, żeby wyszły naturalnie i fajnie, a tutaj - nic z tych rzeczy, wiersz mi "sam" popłynął.
Poza tym - i co najważniejsze - ten wiersz nie jest utworem popularnonaukowym, który mówi o osiągnięciach nauki, i to jeszcze oczami czternastolatki. Ja nie pamiętam, jak myślałam, kiedy miałam 14 lat i jaka była wtedy moja wiedza na temat Boga (ale wiem, że już wtedy nie byłam wierząca w sensie biblijnym).
Mój wiersz traktuje o charakterze ludzkiego świata, o cechach naszego gatunku, o sposobie naszego istnienia na planecie - i o niczym innym właściwie.
Ale rozumiem, że mógł nie przypaść Ci do gustu. To jest dla mnie jasne, zrozumiałe i nie obraża mnie, oczywiście.
Serdeczności, Mario. :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bardzo dziękuję, Agnieszko. :-)
Tak, masz rację: jeśli uznać mnie w tym wierszu za poetkę-deistkę, to na pewno jednonocną. :-)
Bóg jest u mnie pojęciem symbolicznym, nie religijnym. Nie jestem wierząca w sensie biblijnym czy w rozumieniu jakiejkolwiek oficjalnej religii. Ale myślę, że mój wiersz nie zaprzecza ani żadnej religii, ani nauce, jeśli umie się go odczytać jako wyraz odczuć metafizycznych - tak, jak Ty go odczytałaś właśnie.
Bóg to Natura i myślę, że tych wyrazów można używać zamiennie, w zależności od tego, jak kto postrzega czy odczuwa istotę wszelkiego stworzenia. Nie ma w tych słowach sprzeczności i nie różnią się one zasadniczym znaczeniem, a tylko zawartością emocjonalną.
Pozdrawiam Cię serdecznie.

Tak, skupiłam się powiedzmy, że na doznaniach zmysłowych umysłu, nie oceniając zawartej treści. Różne teorie z utworów różnych epok, na przykład z samej Wielkiej Improwizacji, albo z Dies irae Kasprowicza, były jeszcze bardziej śmiałe w gdybaniach na temat Boga i chyba nie ma w tym nic złego. Osobiście, wierzę w Boga osobowego, nie umiem uwierzyć, że świat, a na świecie człowiek ze swoimi tęsknotami, powstali bez planu jednej Osoby.
Pozdrawiam ciepło,
AH
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bardzo dziękuję, Agnieszko. :-)
Tak, masz rację: jeśli uznać mnie w tym wierszu za poetkę-deistkę, to na pewno jednonocną. :-)
Bóg jest u mnie pojęciem symbolicznym, nie religijnym. Nie jestem wierząca w sensie biblijnym czy w rozumieniu jakiejkolwiek oficjalnej religii. Ale myślę, że mój wiersz nie zaprzecza ani żadnej religii, ani nauce, jeśli umie się go odczytać jako wyraz odczuć metafizycznych - tak, jak Ty go odczytałaś właśnie.
Bóg to Natura i myślę, że tych wyrazów można używać zamiennie, w zależności od tego, jak kto postrzega czy odczuwa istotę wszelkiego stworzenia. Nie ma w tych słowach sprzeczności i nie różnią się one zasadniczym znaczeniem, a tylko zawartością emocjonalną.
Pozdrawiam Cię serdecznie.

Tak, skupiłam się powiedzmy, że na doznaniach zmysłowych umysłu, nie oceniając zawartej treści. Różne teorie z utworów różnych epok, na przykład z samej Wielkiej Improwizacji, albo z Dies irae Kasprowicza, były jeszcze bardziej śmiałe w gdybaniach na temat Boga i chyba nie ma w tym nic złego. Osobiście, wierzę w Boga osobowego, nie umiem uwierzyć, że świat, a na świecie człowiek ze swoimi tęsknotami, powstali bez planu jednej Osoby.
Pozdrawiam ciepło,
AH
Że powstaliśy bez planu - w to też nie wierzę. Jesteśby niezwykle skomplikowanymi "robotami", wymagającymi niesłychanej wiedzy inżynieryjnej.
Ale nie wierzę także w Boga-Osobę (czyli antropomorficznego). Nie widzę cech ludzkich w innych tworach Ziemi i Wszechświata ani w żadnych zjawiskach przyrody.
Jednak nie zapominam, że każdemu wolno odczuwać świat inaczej, a poza tym i tak nikt nie wie, jak jest naprawdę. :-)
Opublikowano

Ciekawy wiersz, dotyka jednej z najważniejszych stron ludzkiej natury. Dobra forma, treść, przekaz, ale coś mnie w nim nie przekonuje, sam nawet nie wiem, co...

Brzmi jak zastanawianie się nad porządkiem świata, nad jego zawartością itp. Peel jest niewątpliwie człowiekiem pytającym, rozważającym "kwestie podstawowe" i niespokojnym.

Zasadniczo nie wierzę w przypadek, to co się dzieje w świecie, ma zawsze swoją przyczynę, spotykamy ludzi z jakiegoś powodu, a każdy coś wnosi w nasze życie. Zawsze deklarowałem się jako wierzący, ale też dodawałem: "w ludzi, w świat, w marzenia", bo nie w idee boskie. Tu każdy musi swego "boga" szukać sam.

Cieplutko pozdrawiam :)

Opublikowano

Roklin, dziękuję za przemyślenia i komentarz.
Ja tez nie wierzę w boskie idee, właśnie ten wiersz jest także i tego wyrazem. Bóg antropomofriczny z tego wiersza zostawił świat samemu sobie... Osobiście nie wierzę, że on w ogóle istnieje, ale to już moja sprawa, Peel uważa inaczej. ;-)
A w przypadek niestety wierzę, i to często w bezsensowny przypadek. Widziałam tego wiele, a i codziennie mówią o takich tragicznych nonsensach w wiadomościach.
Ale każdemu wolno wierzyć, w co chce, i nie wierzyć też, w co chce.
Dzięki za przymiotnik "ciekawy" w odniesieniu do mojego wiersza. Cieszę się, że zainteresował i skłonił do sformułowania własnych poglądów na określonhy temat.
Pozdrawiam. :-)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...