Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano


DREAM CENTER METAFORY*



Nie sposób znaleźć bardziej trafnego tytułu dla zbioru wierszy autorstwa Doroty Płoszczyńskiej. Każdy wiersz potwierdza, że rzeczywistość jest wielką metaforą. Poeta/poetka stanowi dla tej rzeczywistości medium, a wiersz jest skondensowaną znaczeniowo formą ekspresji na wielu piętrach świadomości (kulturowej, religijnej, społecznej, artystycznej, egzystencjalnej).
Historyk literatury łatwo odnajdzie tutaj tropy nakazów poetyki Awangardy Krakowskiej z Brzękowskim i Przybosiem na czele, których mistrz programowy Tadeusz Peiper zalecał ścisły rygor językowy i powściąganie emocji. Przypomnijmy; w systemie myślenia Peipera o literaturze i sztuce było proklamowanie ścisłego związku sztuki z aktualnym stanem cywilizacji. W odniesieniu do poezji Doroty Płoszczyńskiej tą aktualizacją byłoby odwołanie się do socjologicznej wiedzy o relacjach międzyludzkich (jednostka w społeczeństwie i w rodzinie, człowiek w świecie, kobieta wobec mężczyzny i własnej kobiecości, człowiek wobec historii własnej i świata;). Fakt, że do Koła Młodych Związku Literatów wprowadzał poetkę Krzysztof Karasek wiele mówi o możliwych inspiracjach i fascynacjach zauważalną ekonomią środków, którą nowofalowcy przejęli wprost z Krakowskiej Awangardy. (Nawiasem pisząc, tą ekonomię środków artystyczno-wyrazowych uskuteczniał już Norwid, ale ślepota krytyków literatury uparcie stawia cezurę przy Zwrotnicy; awangardowej biblii peiperowców;).
Warto podkreślić w odniesieniu do omawianego tutaj zbioru owo peiperowskie ujęcie metafory, iż jest ona "samowolnym spokrewnieniem pojęć; jest tworzeniem związków pojęciowych, którym w świecie realnym nic nie odpowiada. Nie jest więc środkiem realistycznego odtwarzania świata. Nie jest niewolniczym inwentaryzowaniem rzeczywistości. Nie jest opisem.[...]; metafora przekształca rzeczywistość doznań i przetwarza ją na nową rzeczywistość. Metafora odgrywa w poezji część tej roli, jaką w malarstwie odgrywają formy abstrakcyjne.[...]. Metafora jest sama przez się skrótem.[...]
Metafora teraźniejszości; Tadeusz Peiper

Jeśli zauważa się w wierszach Doroty Płoszczyńskiej abstrakt, to zawsze jest to intelektualna formuła jakiejś sytuacji (np.: samotności - pobudzenia erotycznego - religijnej kontemplacji ). Poetka nie ukrywa swoich związków ze sztuką malarską, gdzie nawet kolor ma dla niej istotny przekaz semiologiczny:

[...]
Język skrupulatnie dorysowuje słowa
wyostrzając zwątpienia mistycznie
podkreśla obojętność satynowej śmierci

Jest szeptem wilgotną czeluścią
Spękaną czerwienią z głębi
Pietera Bruegla albo Caravaggia
[...]
*** (STARSZA O TON...)


Filozofia natury dochodzi do głosu tylko pozornie w materialistycznym wymiarze. Tam gdzie jest stwarzanie, materia przekraczając samą siebie; poprzez transfigurację dotyka transcendencji; wieczność nie zaczyna się ale trwa w każdych narodzinach, jak w wierszu NA POKUSZENIE:

W zdawkowym tak-nie
sztuczka wszechświata
trzepoce delikatnie
pieszczotą
w zagięciu kolan

Bez słowa
milion mikrocząsteczek
wpływa pulsacyjnie
i koniec z początkiem
wiecznie się ranią

Nadawca i adresat
nabierają tempa
owoc zwany agonią
staje się
ciałem zastygłym w ciele

Przedmioty w tej poezji nabierają polisemicznej wymowy ( walizka w wierszu Z BOKU ); słowa uzyskują wartość polisy na życie:

Przodkowie patrzą moimi oczami
trwa ich narada nad teorią męki

poparta Księgą Przysłów
o żywocie materii wyzwolonej z czasu
instrumentem krucjat
nieoczytanego słowa
sensu bocznej nawy

Dotknięci fizjologią słów
zamaskowanych żywiołów
chowają w starych księgach
zważone baśnie


PORTRET



Konsekwencją podążania za metaforą i metaforyzacją sposobu myślenia o świecie i o sobie jest autorefleksyjny dystans, jak w wierszu MODLITWA:

[...]
- taki nędzny pijar
i tyle znaczeń


Cóż, z każdego piętra (nawet z piętra poezji) trzeba wrócić na parter, do siebie samego i na nowo próbować ubrać w słowa swoje umykające "ja".

Jacek Sojan

--------------------------------------------------------------------------------

*DREAM CENTER METAFORY; Dorota Płoszczyńska; grafiki Rais Gaitow;
Wydawca: Bogdan Zdanowicz; Kraków 2012
www.bezet.art.pl; [email protected]
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

tomik wart przeczytania, zachwyca profesjonalizmem - tak literackim jak graficznym i edytorskim. Graruluję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tomiku. polecam serdecznie.
pozdrawiam Autorkę.
Magda Tara Tarasiuk

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...